7. W poszukiwaniu przyszłości

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Chodzenie do pracy na popołudnia miało jedną zaletę, dało się wyspać, przynajmniej próbowałem, nim poranne mdłości zmusiły mnie do wstania. W paru krokach dopadłem drzwi łazienki nim mimowolnie zwróciłem zawartość żołądka. Jedzenie straciło sens, tak oddawałem to, co zjadłem w ciągu dnia, osłabiając tym samym organizm nieradzący sobie z chorobą.

Z trudem podniosłem się znad muszli, czując pulsujący ból głowy, już nawet nie wiedziałem czy to rak, czy zwykła migrena. Z resztą, co za różnica, im szybciej mnie wykończy tym lepiej, będę mniej cierpiał, do tego czasu zdążę się przyzwyczaić.

Spuściłem wodę w toalecie, odkręciłem w kranie nad umywalką w celu umycia zębów i pozbycia się nie przyjemnego posmaku oraz zapachu z ust. W lustrze spoglądała na mnie blada wersja mojej osoby, z worami pod oczami, przymulonym spojrzeniem. Już nikomu nie wmówię, że to tylko chwilowe pogorszenie zdrowia, zatem nadeszła pora by myśleć o zmianie miejsce zamieszkania, odcięła się od znajomych, zanim prawda się wyda i zaczną obchodzić się ze mną jak z jajkiem. Nie chcę tego, dlatego rozważałem tę opcję całkiem realnie.

Ból głowy, tabletki, wymioty, elektrolity, zaburzenia równowagi, zmienne nastroje - funkcjonowanie w takim stanie wykańczało. Wiecznie zmęczony, rozdrażniony, zły na wszystko i wszystkich - nowa wersja mnie od paru tygodni. Wszechobecna postać Victora pojawiająca się zawsze w najmniej odpowiednim momencie, za każdym razem, gdy byłem nie w formie. W rodzinie nikt inny nie został zaatakowany przez nowotwór, dlaczego frustracja, złość na całe otoczenie narastała warstwami. Pierwszą jej ofiarą był Victor na drugi dzień po diagnozie, po wielogodzinny piciu i wspólnej nocy.

W tamtych wczesnych godzinach porannych nie do końca byłem świadom, co się dzieje, chociaż w pewnym stopniu kontaktowałem z otoczeniem. Z prowadzonej rozmowy pamiętałem nie wiele, jedynie, że to ja ją zainicjowałem, potem już miałem przebłyski, strzępy zdań, dopiero mocniej wyrył mi się w pamięci pocałunek Victora, i cała reszta. Ciało samo zareagowało na ten gest pomijając jeden fakt – ta sama płeć. W życiu nie posądzałbym siebie o to, co się już wydarzyło tamtej nocy, co zaskakujące nie odrzucało mnie na samo wspomnienie, usilnie nie chciałem wymazać tego z pamięci. Elektryzująca, napięta atmosfera, krążący w żyłach alkohol, brak hamulców - suma poszczególnych pomniejszych elementów, osobno nie istotnych, razem mająca duże znaczenie i siłę przebicia. Nagromadzone emocje musiał znaleźć ujście.

Rano najlepiej udawać, że nic się nie stało, zapomnieć i mieć problem z głowy, chociaż nie o to chodziło. Raczej o przerażająco szybko asymilację nowego znajomego w środowisko „Yu-topii", personelu, a także moje życie prywatne. Nie stroniłem od ludzi, lecz starannie dobierałem znajomych przez wrodzoną nieufność, tymczasem w ciągu parunastu minut od pierwszego spotkania zaproponowałem mu nocleg, bo zapomniał kluczy.

Zmęczony ponownie opadłem na łóżko, miałem jeszcze sporo czas nim zacznę zbierać się do pracy. Telefon poinformował mnie o nadejściu wiadomości, przypisana do kontaktu melodyka pozwalała mi od razu zgadnąć, któż to rano domaga się wieści ode mnie – Victor. Od chwili poznania dokładnej diagnozy nie potrafił dać mi spokoju, dzwonił i pisał wręcz nałogowo, prawie jak prześladowca. Mój wzrok powędrował na zrolowany w kącie futon, od tygodnia domagający się chowania do szafy. Powinienem to zrobić, niepotrzebnie się kurzy, jednak jakoś zawsze o nim zapominałem żyjąc od jednego bólu głowy do drugiego. Po za tym nie potrafiłem się na to zdobyć, ten futon stanowił żywy dowód mojego nieprzemyślanego postępowania, skutecznie przypominając, by więcej nie pić na mieście.

Leżnie bezczynnie pozwoliło mi usnąć na dłużą chwilę rekompensując gwałtowną poranną pobudkę. Taki sen bez snów to całkiem dobra sprawa, mózg nie wysila się na kreowanie obrazów zapominanych po przebudzeniu. Na ogół nie pamiętam, co mi się śniło, może i dobrze?

Zostałem obudzony przez Yuuko, na kwadrans przed rozpoczęciem zmiany, zaniepokojona moją nieobecnością. Dawanie powodów, by się o mnie martwić da jej podstawy, by wywnioskować, że coś się ze mną dzieje. Skoro zamierzałem się przenieść wolałbym rozstać się nie dokładając jej zmartwieć. Wyrobiłem się całkiem szybko, choć nie tak jakbym sobie życzył, przez zmęczony organizm. Wmawiałem sobie – będzie dużo ludzi, brak czasu na zamartwianie się własnym zdrowiem. Czas zleci szybko i sprawnie, same plusy, należy być optymistą.

Ulice Tokio, stacje metra wypełnione po brzegi tak diametralnie różniące się od mojej rodzinnej miejscowości na Kiusi. Przyzwyczaiłem się do życia w biegu, pełnego hałasów, ludzi, turystów. Każdy zajęty swoim życiem, sprawami, obojętny na pozostałych – znieczulica, chęć wspięcia się na szczyt, nawet po trupach. Nie posiadałem takich ambicji, lubiłem swoją pracę, inaczej nie zagrzałbym prawie czterech lat w jednym miejscu, jednak dzisiaj nie miałem ochoty tam iść. Będąc na popołudnie istniało realne zagrożenie, że wpadnę na Victora, często zaglądał do restauracji w takich porach. Pocieszające było, że zawsze mieliśmy zapełnioną salę, krążąc między klientami nie będzie możliwości na krótką rozmowę, na przerwę pójdę, jak już wyjdzie. Zachowywałem się nie w porządku po tym, co razem przeszliśmy nie koniecznie na własne życzenie.

Wszedłem od zaplecza, przy którym Mianko-san paliła właśnie papierosa, z każdym razem zapewniając, że rzuci to dziadostwo. Wszyscy wiedzieliśmy, jaka była prawda, nie zrobi tego, ale przytakiwaliśmy jej. Przez spóźnienie dołożyłem pracy pozostałym, więc, czym prędzej przebrałem się, powędrowałem na salę. Od razu wyłowiłem stałych bywalców, pozdrawiający ich skinieniem głowy – w dużej mierze byli to ludzie samotni szukający towarzystwa w kameralnym wnętrzu „Yu-topii". W ich przypadku złożenie zamówienia odbywało się błyskawicznie, podawali numery z menu wspominając kategorię, resztę wiedziałem. Znałem wszystkie dania oraz potrawy, desery, napoje w kolejności z karty. Ułatwiało to obsługę pozostałych gości wpadających sporadycznie lub po raz pierwszy. Każdy kelner oraz kelnerka miała swoją część lokalu do obsługi, dzięki czemu nie wchodziliśmy sobie w paradę, choć czasami sytuacje tego wymagały.

- Słabo wyglądasz - podsumowała Yuuko mój wygląd, kiedy przekazywałem zamówienia i odbierałem kolejne. - Zrób sobie chwilę przerwy, ja wezmę twoje stoliki. Które masz?

- Naprawdę nie trzeba – oświadczyłem chcąc pracować pomimo nawału chaotycznych myśli potęgowanych przez szmery głosów gości restauracji, brzęk talerzy, szklanek, sztućców, dzwoneczek przy drzwiach - słowem wszystko na raz.

- Potraktuj to, jako polecenie służbowe, inaczej przysporzysz problemu pozostałym pracownikom – stanowczość w jej głosie nie pozwalała mi na dyskusję, z menadżerką i kierowniczą sali. – Które masz stolik?

- Czwórkę dwa omlety ryżowe i herbaty oolong. Siódmy ramen, zielona herbata i mochi z czerwoną fasolą - wyliczałem z pamięci. Pracowałem w "Yu-topii" już dość czasu, by bez zapisywania spamiętać zamówienia poszczególnych stolików. - I ósmy ryba z frytkami i katsudon.

- Zanieś to, co masz ja zajmę się resztą. Masz kwadrans.

Bez słowa oddaliłem się z zamówieniami czując na sobie jej spojrzenie. Wiem, że wyglądałem nie najlepiej, chociaż czułem się nieźle, najgorsze zawsze są poranki. Doniosłem potrawy do stolików, lekko, prawie nie zauważalnie się zachwiałem, chociaż to przez zagiętą wykładzinę. Koniecznie będę musiał to zgłosić nim inna osoba, wywróci się jak długa robiąc zamieszanie. Kierując się na zaplecze ponownie ktoś mnie obserwował, lecz nie Yuuko, mimo tej świadomości nie zareagowałem.

Za pewne już wiedziała, że znów odwiedził nas Victor, dla odmiany z towarzystwem, a zatem liczyłem, że nie będzie znów prosić go o integrowanie w moje sprawy. Zastanawiało mnie skąd wzięła przyzwolenie na próbę wpłynięcia na moje życie. Chodziłem ostatnio lekko nie w formie, przy glejaku inaczej się nie da, objawy choroby będą cały czas dopóki nie poweźmie się kroków by się go pozbyć.

Wszedłem do szatni, otworzyłem swoją szafkę, by wyciągnąć butelkę wody, po czym opadłem na ławkę. Ból głowy znów zaczął powoli narastać spowodowany zwiększeniem się ciśnienia wewnątrzczaszkowego, przez raka, jak powiedział lekarz. Przez spokojne niepełnie dziesięć minut miałem święty spokój nim moje nadzieje się rozwiały, Yuuko uparcie postawiła na swoim.

Victor stał przy zamkniętych drzwiach uważnie mi się przyglądając, a we mnie znów narastała frustracja nie możność życia po swojemu potrafiło nieźle wytrącić z równowagi. Szczególnie, gdy każdy wie lepiej, czego ci trzeba niż ty sam, dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane, lecz oni tego nie widzą. Wmawiają ci, jak masz żyć, co robić, jeść, jak spędzać czas – układając plany za ciebie, pomijając twoje własne uczucia.

- Hej – rzucił na powitanie. Podobno w ostatnich dniach miał mieć nawal pracy tymczasem zawsze znajdował czas, aby zajrzeć do mnie na każde zawołanie Yuuko. Gdybym wiedział jak dalej potoczy się ta relacja nie wiem czy ponownie zaproponowałbym mu nocleg. Jako kompan do wycieczek po Tokio nie miałem mu nic do zarzucenia, okazał się bardziej opiekuńczy niż na to wyglądał, gdy męczyły mnie objawy glejaka, czasami za bardzo. Jednakże pod fasadą troski kryło się oblicze, które Victor nie chciał pokazać światu, wniosek sam nasuwający się po kłótni przed wizytą u lekarza. Można się o kogoś martwić, lecz odnosiłem wrażenie osaczania mnie nadmierną opieką zważywszy na poziom naszych relacji. – Widzę, że nie zrobiłeś nic, żeby wyzdrowieć.

- Już to przerabialiśmy – warknąłem wściekły patrząc przed siebie. – Tego się nie da wyleczyć całkowicie. Zajmij się swoim życiem, znajomymi, jak to szło? Znajdź sobie dziewczynę, załóż rodzinę zbuduj dom, zasadź drzewo.

- Nie mogę – oświadczył bez wahania. – Chce być twoim przyjacielem – ciągnął, chociaż głos mu się łamał–, bo cię lubię, jak wszystkich w „Yu-topii" – zakończył swój wywód tylko wnerwiając mnie jeszcze bardziej. Naprawdę nie rozumiał, albo nie chciał zrozumieć.

- Nie, Victor – wytłumaczę mu to w najprostszy sposób, bo inaczej stąd nie pójdzie. Moja przerwa się kończyła, a ja zamiast wypocząć tylko się nakręcałem. – Męczy mnie twoje ciągłe wciskanie się w moje życie, na każde zawołanie Yuuko. Jesteśmy tylko znajomymi, więc bez problemu powinieneś przywyknąć do braku mojej osoby w twoim życiu.

Każdy człowiek ceni sobie swoją przestrzeń osobistą, prywatność, moja została prawie zdominowana przez Victora, jego ciągle pytania o stan zdrowia. Miło, że się troszczy, naprawdę doceniam, tylko z umiarem. Zastanawiam się czy dałem mu powód do traktowania mnie, jako osobę słabą, potrzebującą wsparcia? Miałem chwile słabości, zanim poznałem diagnozę, jestem mu wdzięczny, ale pewnych granic się nie przekracza.

- Jestem naprawdę wdzięczny, za to, co dla mnie zrobiłeś. Załatwiłeś mi sprawą konsultację medyczną, w dobrym szpitalu. Pomogłeś odstawić mnie do domu po nadmiernej ilości alkoholu– kontynuowałem, jako, że milczał. Nie wspomniałem o wspólnej nocy, nie wiedząc, jakie miał na ten temat zdanie, łatwiej się rozmawiało, udając, że nic się nie wydarzyło. – Tylko zrozum, że swoimi ciągłymi pytaniami, nie pozwalasz mi zapomnieć, chociaż na chwilę o raku – wzdrygnął się – nerwy mi puściły. Normalnie tak się nie zachowuje, staram się pokojowo rozwiązywać problemy, konflikty bez kłótni. Tym razem metody mediacji zawiodły, trafiając na cholernie ciężkiego przeciwnika.

- Też nie mogę o nim zapomnieć – wypalił zwijając dłonie w pięści, może walczył z ochotą przywalenia mi za moje słowa? Wiedziałem, że nie zagrzeję już długo miejsca w „Yu-topii" oraz Tokio. On też nie posiadał wiedzy, ile czasu tu zostanie nim przeniosą go gdzie indziej. Łatwiej będzie odejść paląc za sobą wszystkie mosty. – Czuję się winny, na siłę zaprowadziłem cię do lekarza, mimo, że nie chciałeś. Może łatwiej byłoby ci żyć w nie wiedzy.

- Masz na myśli swój czy mój komfort psychiczny? – Prychnąłem, pogodziłem się w znacznym stopniu z glejakiem, chociaż nie całkowicie, na to za wcześnie. – Twoja przesadna troska sprawia mi więcej problemu niż sądzisz – drążyłem nakręcając się zapewne nie potrzebnie. Znów wyładowywałem się na nim, chociaż nie wiele zrobiłby na to zasłużyć. – Zachowujesz się jak prześladowca, nie wiem czy postępujesz tak świadomie, czy też nie, ale czuje się przez ciebie osaczony.

- Coś w tym złego? – Odgryzł się całkiem sprawnie powoli zaczynając być wtrąconym z równowagi, ja już byłem. Lada chwila wpadnie ktoś z pracowników, jeśli do tego czasu się nie pozabijamy.

- Wszystko, bo nie jestem i nie będę niczyją własnością, a tym bardziej zabawką dla obcokrajowca szukającego odskoczni po pracy! – Wykrzyczałem zrywając się za gwałtownie z ławki. Zakręciło mi się w głowie, złapałem się szafki chroniąc się przed upadkiem. – Nie podchodź – warknąłem czując, że pomimo moich słów był gotów iść mi z pomocą.

- Niby, kiedy traktowałem cię jak zabawkę? – Dla odmiany w miarę panował nad sobą, należało dodać jeszcze, ta wymiana zdań prowadziła na nieznane tereny, nie koniecznie chciałem je poznać.

W jego pytaniu kryła się też odpowiedź. W pierwszych tygodniach znajomości był taktowny, uprzejmy, chcący lepiej poznać miasto – prawda, albo świetnie udawał. Potem już robił za chłopca na posyłki dla Yuuko, gdy nie mogła dostać ode mnie odpowiedzi. To irytowało, bolało najbardziej, a teraz wciska mi kit o przyjaźni.

- Nie odpowiadasz, bo nigdy cię tak nie potraktowałem – te kilka słów przepełniała gorycz, żal, smutek. Patrzył prosto na mnie, prosząc, bym mu uwierzył, pokazując tę jasną stronę charakteru. – Boli jak cholera, że tak o mnie myślisz, nawet, jeśli przesadziłem z ciągłymi wiadomościami, to przez prosty fakt, martwię się, bo nic nie robisz, żeby walczyć z chorobą. Podejmij ją, a wówczas obiecuje usunąć się z twojego życia. Przemyśl to, proszę i daj znać, co postanowiłeś.

Wyszedł zostawiając mnie samego z wszystkim słowami, których nie zdążyłem wypowiedzieć. Victor stanowił zagadkę, trudną do rozwiązania, może nawet go nie posiadał. Miał wiele twarzy, ciężko zgadnąć, która okazałaby się prawdziwą. Mój instynkt samozachowawczy kazał mi trzymać się od niego na bezpieczną odległość, całkowicie nie zrywając kontaktu nagle. Mogłoby się to źle skończyć. Z drugiej strony miał w sobie coś magnetycznego, przyciągającego, nie sposób przejść obojętnie. Do tej pory nie miałem styczności z tak złożoną, interesującą, choć niebezpieczną osobistością, więc nie potrafiłem jasno określić naszej relacji. Budził zainteresowanie pomieszane z lękiem wciągając cię w otchłań, jeśli zbliżysz się za bardzo. 

__________________

Tym razem z punktu widzenia Yuuriego, żeby rzucić nieco światła na jego punkt widzenia. Co myślicie?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro