★ H A N K A N D R K 8 0 0 ★

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Hank x Connor
( android x boy)

"Klub dżentelmena"


!ONESHOT NIE NALEŻY DO MNIE!
NALEŻY DO Reis_ Asher
JA JEDYNIE PRZETŁUMACZYŁAM GO NA POLSKI
OSTRZEŻENIA:
Connor jest zmuszony dotykać Hanka, aby nie wzbudzić podejrzeń. Oboje tego chcą, ale nie są w stanie sobie tego przekazać ze względu na okoliczności. Jeśli to sprawia, że czujesz się niekomfortowo, nie czytaj dalej.

Neonowy blask Klubu Eden wręcz śpiewająco, jak syreny wabił do siebie samotne istoty, obiecując odrobinę przyjemnych dreszczy i złagodzenia stresów życiowych. Klub seksualny przetrwał rewolucję, uwalniając androidy i rekrutując ich jako płatnych pracowników.

Przynajmniej tak miało być. Pojawiły się pogłoski o tym, że właściciel klubu nigdy nie był przykładnym w świetle prawa obywatelem, a tym razem kupił mnóstwo nieprzebudzonych androidów, aby wypchać personel. Posiadanie androida było teraz nielegalne, ale nadal istnieli ludzie, którzy nie wolili maszyny w ukryciu. Było wiele modeli zbyt starych i zbyt niestabilnych, aby mogły zostać defektami, a niektórym wydawało się, że defektyzm jest zbyt trudny do opanowania, więc usuwały swój kod i ponownie przyjmowały polecenia.

Nie wspominając o uprowadzonych. Connor w ostatnim tygodniu regularnie dostaje chore liczby zgłoszeń o zaginionych osobach, a wszystkie to były androidy, które zamieszkały w Detroit już po rewolucji.

– Connor, jesteśmy – warknął Hank, parkując swoje stare auto w parku naprzeciwko klubu i wyłączając silnik. – Miałem nadzieję, że już nigdy tu nie wrócę.

– To klub dżentelmena, Hank – zażartował Connor, próbując poprawić mu nastrój – nie jesteś dżentelmenem?

– Ha, ha – suchy, sarkastyczny śmiech wydobył się z Andersona. Hank wykrzywił się i poddenerwowany otworzył drzwi do samochodu, ale Connor zauważył cień uśmiechu na jego twarzy, i jego własne usta wykrzywiły się, na myśl, że ukończył misję rozbawienia porucznika. Hank naprawdę często się uśmiechał, kiedy tylko już ktoś przebije się przez jego pancerz nienawiści, który założył wokół serca, a Connor postanowił sobie, że zobaczy jego uśmiech chociaż raz dziennie.

Deszcz był kłopotem, mokrym i zimnym, spadającym na Connora, kiedy wychodził z samochodu. Nie przeszkadzał mu przed dewiacją, ale teraz ta mokra chmura wydawała się przedostawać do jego obwodów, zatykać jego filtry i niszcząc ogólny stan. Nie mógł jednak pozwolić utopić swój dobry nastrój, kiedy mógł spędzić więcej czasu z Hankiem. Alternatywną opcją było pójście do "domu", czyli do małej klitki z szafą ładującą, którą władza przydzieliła każdemu androidowi jako tymczasowe zamieszkanie.

Myślał o zapytaniu Hanka, czy mógłby z nim wrócić do domu po pracy, ale to wydawało się mu naruszeniem jego prywatności. Gdyby chciał go zaprosić, powiedziałby coś.

Albo nie. Wydawało się, że obydwaj są uwięzieni w niepewnym tańcu wokół siebie, z czego każdy z nich czeka na potknięcie drugiego, jakby byli uwikłani w bitwę wytrzymałości. Connor tego nie rozumiał, a niełatwy w obsłudze Hank nie ułatwiał mu tego. Jednego dnia mógł ujawnić głęboko skrywane tajemnice, a następnego zamknąć się za szklaną ścianą, tłamsząc wszystko w sobie, jakby to mogło pomóc.

Connor nie wiedział, jak podejść do sytuacji, więc postanowił zebrać więcej informacji. Jego misja trwała już prawie rok, a nie był nawet o krok zbliżenia się do Hanka Andersona, niż pierwszego dnia śledztwa. Wiedział oczywiście, że stracił syna, ma teraz pięćdziesiąt cztery lata, że nienawidził świętować swoich urodzin i że musiał zostać sam w rocznicę śmierci Cole'a. Wiedział, że Hank uwielbia napoje ananasowe i śmieciowe jedzenie, że pije za dużo, a jego terapeuta ma na imię Bob.

Wiedział dużo i nic naraz. Nie miał pojęcia, jakie Hank miał plany na przyszłość, jeśli w ogóle takie były. Nie wiedział, na czym mu zależy, oprócz pracy i Sumo. Nie wiedział, czy Hank by się przejmował, gdyby zginął na misji, chociaż wydawało by się, że tkwi w nim odrobina podstawowej empatii, która sugerowała, że bardzo tęskniłby za swoim partnerem androidem, nawet, jeśli nie powiedziałby tego na głos.

Jeśli chodzi o jego własne uczucia wobec mężczyzny, ostatnio myślał o koncepcji swojego życia bez Hanka, a wtedy jego pompa thirium szalała tak mocno, że prawie zadzwonił do technika ratunkowego. Próbowanie zbudowania wstępnego świata w którym nie było już porucznika, pozostawiło go z pustym obrazem i wyświetlonym błędem. To się nigdy wczesniej nie zdarzyło i zrozumiał, że nie ma jego przyszłości bez niego. W każdym razie nie takiej, którą miał na myśli. Ta myśl trochę go przeraziła. Hank nie był już młody, a jego uzależnienie od alkoholu, połączone z niezdrowym trybem życia wskazywały, że będzie żył krócej niż przeciętnie, a Connor ponad sto lat. Uzależnienie swojego szczęścia od Hanka nie było logicznie, a jednak zrobił to kierując się czymś, czego nie potrafił zdefiniować.

– No dalej, dzieciaku. Będziesz tu stał przez cały dzień gapiąc się jak martwa rybka? Ta wilgoć powoduje, że zapalenie stawów mi się nasila.

– Skan twoich kości pokazał, że tak naprawdę nie masz-

Hank zachichotał, klepiąc Connora w ramię. Wiedział, że potraktował słowa Hanka zbyt poważnie, ale zrobił to celowo, w nadziei, że zostanie dotknięty w ten sposób. Uwielbiał, kiedy porucznik to robił.
Ręce na plecach, ramionach, klepanie po głowie. Gesty ochronne, bezpieczne, jak-

- jakby nie wyobrażał sobie przyszłości bez Connora.

– W każdym razie, wystarczy – odsunął się i odchrząknął – dostajemy się do pola widzenia ich kamer. – Jego oczy nabrały poważnego spojrzenia i Connor zrozumiał, że teraz był porucznikiem na misji. Hank wszedł do środka, a Connor zaraz za nim, patrząc w jego plecy w różowym przedsionku. Zastanawiał się, ilu z tancerzy było tu z wyboru, a ilu ponownie zostało zmuszonych do niewoli.

Musieli trzymać się planu. Hank skontaktował się z właścicielem, sugerując, że ma model RK800, który nigdy nie był defektem i był gotów go sprzedać - za pieniądze. Mężczyzna nie miał pojęcia, że to ten sam Connor, który prowadził armię przed Detroit i zostali zmanipulowani, że DPD ma kilka zapasowych prototypów, które CyberLife przysłał na wypadek, gdyby Connor został uszkodzony na misji.

Rozluźnił twarz, a jej wyraz był pusty. Jego dioda świeciła na niebiesko i był wdzięczny samemu sobie, że nie zdecydował się jej usunąć. Ułatwiało to prowadzenie tajnych działań, w końcu większość defektów pozbyła się swojej. Kolejny aspekt, który podwyższa powodzenie misji.

– Hej – Hank uścisnął dłoń w menadżera
– rozmawialiśmy przez telefon.

– Tak, oczywiście. Proszę za mną – Connor szedł za Hankiem, prowadzony przez labirynt niebieskich i czerwonych świateł, aż w końcu dotarli do pokoju dla VIP–ów z tyłu. Mężczyzna siedział na skórzanym fotelu, a androidy w różnych stanach rozbierały się wokół niego.

– Wyjdźcie – powiedział, a androidy rozproszyły się znikając za drzwiami. Menadżera też już nie było. Stałe dudnienie muzyki klubowej zostało uciszone przez zamknięte drzwi.

– Nie wiedziałem, że jesteś takim nieuczciwym gliniarzem, Anderson. Zawsze był nim Reed, do którego często się odzywam – mężczyzna miał głęboki, władczy głos. Pochylił się do przodu, skrzypiąc fotelem i podniósł butelkę whisky, po czym wyjął szklankę, do której nalał trochę i podał ją Hankowi. Hank upił tylko trochę, prawdopodobnie domyślając się, że upicie się tutaj może sprowadzić na nich niebezpieczeństwo.

– Wszyscy mamy swoje występki – wzruszył ramionami – jestem bardziej dyskretny niż Reed. Nie mam zamiaru sprawiać, by sprawy wewnętrzne węszyły mi w dupie.

– Zobaczmy więc towar – oznajmił.

– Krok naprzód – rozkazał Hank – spójrz na niego.

Connor zrobił, co mu kazano. Włożył dziś swój androidowy mundur, który wywoływał w nim mieszane uczucia. Noszenie opaski i trójkąta uznawane było teraz za tandetne, i pozbawione smaku, ale Hank zasugerował, że model odkopany z piwnicy wciąż będzie miał swój uniform, czemu Connor nie mógł zaprzeczyć.

Był świadomy, że jego życie jest teraz w rękach Hanka, ale bezgranicznie mu ufał. Instynkt mówił mu, że coś pójdzie źle, a Hank przyjmie kulkę w łeb za niego. Miał nadzieję, że nigdy nie będzie musiał tego mówić, ale pocieszało go, że Hank ratowałby go, płacąc własnym życiem.

Mężczyzna wstał minimalizując przy tym odległość. Wyciągnął rękę i złapał Connora z szczękę, kiwając jego głową raz w jedną stronę, raz w drugą. Connor nie opierał się, bo wiedział, że ogląda go jak używany samochód, który chce kupić, nawet gdy mężczyzna sięgnął po pasek. Wiedział, że musi ufać reakcji Hanka, który zatrzymałby go, zanim sprawy posuną się za daleko.

Właściciel ściągnął jego czarne jeansy i bieliznę, odsłaniając genitalia. Uniósł brew.

– Myślałem, że to jeden z tych męskich rodzajów, a jednak, dali mu cipkę. Klientom się to spodoba – podciągnął jeansy Connora i zapiął pasek – Czy kiedykolwiek go używałeś?

– Nie – powiedział zimno Hank –Nie pieprzę androidów.

– Twój partner jest tym samym modelem, prawda? Pierwszy RK800 został zatrudniony w policji Detroit, a przynajmniej tak słyszałem. Skąd mam wiedzieć, że to nie jest jakaś operacja przeciwko mnie? – zmrużył oczy, a Connor zdał sobie sprawę, że biznesmen wcale nie ufa Hankowi. Plan się nie powiódł. Musiał szybko coś wymyślić, zanim nie zostaną ostatecznie przyłapani.

– Czy to ci wygląda na defekta? – zaprotestował Hank.

– Nie, ale nie mogę mieć pewności, poruczniku. Zgadywanie nie jest dobre dla moich interesów. Lubię mieć pewność, że nie wychodzę na głupca. A teraz, jeśli nie jest przebudzony, to zrobi wszystko zgodnie z rozkazem, mam rację?

– Ta... Chyba tak – Hank odpowiedział.

– Zamów ssanie dla siebie.

– Powiedziałem, że nie pieprzę androidów – warknął – Nie jestem tu, aby się zabawić. Kurwa, albo go chcesz, albo nie. Mam listę oczekujących na niego.

– Czyli nie lubisz mężczyzn, poruczniku? – głos właściciela przybrał niebezpieczny ton, ostry, jak ostrze noża – Czy rani to twoją godność, kiedy myślisz o tym niewinnym chłopcu klęczącym przed tobą? Czy jesteś po prostu homofobem? Z takimi nie robię interesów.

– Osobiście jestem biseksualny, więc odpierdol się – fuknął Hank. Szybka analiza Connora pokazała mu, że porucznik mówi prawdę, więc dodał to do swojej bazy danych, w której są rzeczy o Hanku. Jakby należało się tym zajmować, kiedy stał przed śmiercią.

Connor zdał sobie sprawę, że musi coś zrobić. Hank nie mógł zauważyć, ale analiza ciała, gestów i postawy sugerowała, że był bardzo sceptyczny i traci do nich zaufanie. Jeśli chciał przekonać biznesmena, musiał zrobić to, czego zażądał. Nie było mowy, żeby Hank nakazał mu wykonać jakikolwiek akt seksualny, więc musiał zachowywać się, jakby rozkaz został już wydany.

Android sięgnął po pas Hanka. Ludzkie źrenice zmalały, a Connor posłał mu swój wzrok mówiący zaufaj mi.
Być może zrobił źle, bo tak naprawdę nie miał planu, który nie wymagałby ssania jego penisa. Inne konstrukcje, które przebiegły mu w myślach, miały zerową szansę na sukces, a poza tym- chciał to zrobić.

Brutalnie upadł na kolana i zaczął grzebać w jego spodniach. Pociągnął je, ujawniając czarne bokserki. Connor potarł policzkiem o wybrzuszenie, ogarnięty jego zapachem. Chciał tego i już nawet zapomniał, że są w niebezpieczeństwie, a jego biokomponenty w całości poświęciły się zadowoleniu Hanka.

Uznał, że materiał jest zbędny, więc pociągnął za gumkę bokserek i uwolnił twardego już członka. Connor polizał go, w dłoni trzymając ciężkie kule Hanka i delikatnie je ugniatając.

– Kurwa – wyszeptał Hank. Connor przestał na chwilę, unosząc głowę, żeby popatrzeć mu w oczy. Zobaczył w nich strach, a myśl, że zrobił coś źle przeszyła go na wylot. Nie, to było złe. Hank może tego nie chcieć.

– Czy to przyjemne, poruczniku? – zapytał obojętnym głosem, żeby nie budzić wątpliwości w właścicielu, w rzeczywistości mając nadzieję na usłyszenie pochwały. Gdyby Hank wydał mu rozkaz przestania, tak by zrobił, a mężczyzna byłby zadowolony z poprawnego funkcjonowania modelu.

Hank otworzył usta, nie wiedząc, co powiedzieć, a Connor zdał sobie sprawę, że zrobił najgorsze co mógł. Zmusił Hanka do niemożliwej sytuacji, w końcu on nie chce go wykorzystywać. Żałował, że nie może połączyć się z Hankiem i powiedzieć mu, że tego chce i to okey, ale niestety taka komunikacja z ludźmi była niemożliwa.

– Ja... Ja nie mogę tego zrobić – jęknął Hank – Wygląda jak mój partner, ja...

– To jeszcze lepsze, prawda? – mężczyzna zachichotał – dojdziesz w jego usta, a twój prawdziwy współpracownik nie będzie o niczym wiedzieć.

Connor zdał sobie sprawę, że musi to zrobić. Nie dało się już tego obejść i naiwnie wierzył, że po tym wszystkim Hank dalej będzie chciał utrzymywać z nim kontakt.
Kutas Hanka był twardy jak kamień i wziął go całego do ust. Bez odruchu wymiotnego, bo w końcu jest androidem był w stanie zmieścić go całego do gardła. Hank wydał z siebie coś przypominającego szloch, kiedy wplótł ręce w włosy Connora. Connor pracował nad nim, z każdą sekundą przybliżając go do orgazmu.

– Tak, pieprz tę twarz – powiedział właściciel wyraźnie podniecony – Kurwa, zarobię na nim miliony.

Hank poruszył lekko biodrami, niemal mimowolnie, a Connor stwierdził, że jego partner zaraz dojdzie. Myśl o tym, że Hank tak go używał, pobudzała go i stwierdził, że jak tylko stąd wyjdą musi się zdiagnozować.

Z zduszonym okrzykiem Hank doszedł w usta Connora, który z trudem przełknął ślinę, wszystko połykając. Hank wysunął się z jego warg, chowając członka z powrotem do bielizny, zapinając guzik spodni. Nie dał rady spojrzeć Connorowi w oczy, gdy ten otarł usta i wstał.

Mężczyzna podszedł do rogu pokoju i z drewnianej biblioteczki wyciągnął teczkę. Otworzył ją, aby odsłonić więcej pieniędzy, niż Connor kiedykolwiek widział, wszystkie w stu dolarowych banknotach. Hank skinął głową i sięgnął do kurtki, skąd szybko wyciągnął kajdanki i zakładając je na nadgarstkach właściciela, gdy ten położył teczkę na biurku. Connor wyciągnął pistolet i nacelował na mężczyznę, wiedząc, że gdyby doszło do szarpaniny mógł zapewnić Hankowi bezpieczeństwo.

– Co jest, kurwa?! – biznesmen spojrzał na androida w szoku.

– Jesteś aresztowany za handel androidami. Masz prawo milczeć. Masz prawo do adwokata. Masz-

Trzaśnięcie. Hank wyszedł z pokoju. Connor skończył dyktować regułkę o jego prawach, wepchnął go w ramiona Gavina, a potem pobiegł za Hankiem, przeciskając się przez ogrom policjantów zebranych wokół klubu. Hank szedł szybko i był już w połowie drogi na parking, kiedy Connor go dogonił. Złapał go za ramię, co Hank przerwał przyspieszając.

– Czekaj! – krzyknął Connor. Hank odwrócił się i złapał Connora, ciągnąc go w zaułek, gdzie światła radiowozów nie mogły ich dosięgnąć. Przycisnął go do ściany, a w niebieskich oczach było widać zranienie i cierpienie.

– Twój pierwszy kontakt seksualny powinien być wyjątkowy, a nie na zapleczu jakiegoś zasranego klubu. Chciałem dla ciebie lepiej  – Hank puścił Connora i odwrócił się do niego plecami – Zasługujesz na kogoś lepszego ode mnie.

Stali chwilę w ciszy, którą przerywały jedynie ciężkie oddechy Hanka.

– Chciałem cię – wypalił Connor – Nie obchodzi mnie, że to było na zapleczu Klubu Eden. To było wyjątkowe, bo było z tobą, Hank.

– Mówisz tak tylko dlatego, że nie znasz nikogo innego. Gdybyś znał więcej ludzi, wiedziałbyś, że nie jestem nikim wyjątkowym.

– Nie obchodzi mnie to – Connor wyprostował się, poprawiając krawat – Wiem, że zakochanie się w tobie nie jest logiczne, ale nielogiczne myślenie jest skutkiem defektyzmu. Nie mogę kontrolować tego, co czuję, ale jestem za to wdzięczny. To znaczy, że żyję. To znaczy, że jestem więcej niż maszyną, gotową umrzeć dla misji. Wiem, że stracam się na życie w bólu. Będę żyć dłużej od ciebie, a jednak - wciąż nie mogę przestać o tobie myśleć.

– Connor...

– Wiele jeszcze nie rozumiem, ale zaczynam rozumieć – zmniejszył odległość między nimi – Może nigdy nie będziesz zainteresowany androidem w ten sposób, ale... Ale...

– Oh, Connor – Hank wydawał się wzruszyć jego słowami – Pieprzyć to, co tam powiedziałem, to nie była prawda. Po prostu nie chciałem, żeby ten chuj cię zmuszał.

– Gdybym chciał, znalazłbym inne wyjście – powiedział Connor. To było kłamstwo, ale nie chodziło o ten sam moment. Nie bardzo starał się przygotować inny scenariusz, chciał wszystko załatwić już na zapleczu – Byłem samolubny. Skorzystałem z sytuacji, aby uzyskać pożądany rezultat.

– Właśnie tego oczekiwałeś, co? – usta Hanka drgnęły w kącikach – Więc skoro już to zrobiłeś, to na pewno jest to, czego chciałeś?

– Przekroczyło to moje najśmielsze oczekiwania, ale tak. Powiedz, że możemy zrobić to ponownie – Connor prosił szeptem, a Hank zachichotał.

– Bardzo bym tego chciał – powiedział – ale czy mogę najpierw zabrać cię na rankę? Nazwij mnie staroświeckim, jeśli chcesz.

– Jesteś prawdziwym dżentelmenem – zaśmiał się Connor, a jego twarz zaświeciła na niebiesko, gdy Hank chwycił go za policzki i uchwycił usta w głębokim, namiętnym pocałunku, a z ciemnych chmur zaczął padać deszcz. Krople opadały na skórę Connora, ale on był o tysiąc mil stąd, przetwarzając niezliczoną ilość nowych danych na temat dotyku i smaku porucznika Andersona.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro