Rozdział 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Zastanawialiście się kiedyś jak to jest być kąskiem dla grupy chodzącego testosteronu?

Oh cholera, sama myślałam, że nie wiem. Dopóki nie zauważyłam w jak niebezpiecznej strefie się znajduję.

Ale może od początku.

Jestem Maddy, mam 17 lat i pragnę zostać pomocą rehabilitacyjną dla graczy NHL. Uczę się  na tym kierunku, więc idzie za tym ciągłe kręcenie się wokół tego universum. Dostałam praktykę w New Jersey, dzięki temu doświadczam na własnej skórze jak to jest pracować z profesjonalistami.

Już niedługo to będzie mój rok odkąd współpracuję z NJD. Często jeżdżę z nimi na mecze, pomagam i rehabilituje. Kierunek medyczny, dokładniej rehabilitacyjny, a jeszcze inaczej to natychmiastowa pomoc medyczna. Gdy potrzebny jest ktoś doświadczony w danym momencie, od razu działam.

Nie macie pojęcia jak często muszę pomagać im ze skurczem.

A co do bycia kąskiem? Dowiecie się zaraz.

***

Dzień z praktyką. Właśnie podjechałam pod budynek drużyny. Zaparkowałam moje czarne audi tuż przed bramą. Przekręciłam kluczyk i wyłączyłam silnik po czym wysiadłam z samochodu. Gdy torba zawisła na moim ramieniu, popchnęłam drzwi biodrem tak, aby je zamknąć. Rozległ się charakterystyczny dźwięk. Wcisnęłam przycisk zamykania jakbym stosowała się do poleceń, a następnie obróciłam się na pięcie w stronę wejścia.
Przed moimi oczami, znikąd pojawiła się postać. O mały włos wywróciła bym się z torbą, która wagowo prawie mi dorównywała. A wcale nie ważyłam mało. Sprzęt rehabilitacyjny, opatrunki, ubrania, książki i inne potrzebne tego typu przedmioty wypełniały zazwyczaj moją torbę. Czarno- czerwoną co idelanie pasowało do logo drużyny, z którą działałam.

Uniosłam powoli głowę badając wzrokiem każdy cal odkrytej skóry chłopaka, którego dzieliły ode mnie zaledwie milimetry.

   -Jack, nie rób mi tak. Proszę- Wymamrotałam, zatrzymując wzrok na jego nonszalanckim uśmieszku, którym zazwyczaj mnie witał. Rząd perłowych zębów rozbłysnął w  świetle słońca.

   -Daj tą torbę i nie gadaj więcej- Chłopak wyrwał z moich rąk pakunek co natychmiast dało mi poczucie ulgi. Oczywiście nie mogłam mu tego powiedzieć. Bo oznaczało by to, że ma nade mną przewagę. A to ostatnia rzecz, której bym chciała.

Jego umięśnione ramię zetknęło się z szorstkim materiałem podczas zarzucania torby. Niechcący szturchnął moją rękę. Poczułam jak nasze ciała się o siebie ocierają. Jego delikatna i przyjemna skóra wywołała na moim ciele ciarki. Fala malutkich krostek pokryła każdy cal mojego ciała pod postacią gęsiej skórki. Włoski uniosły się jakby prąd przeszedł przez moje żyły.

Nie mam pojęcia dlaczego tak reagowałam na jego dotyk i w ogóle, wszystko co robił. Nic do niego nie czułam. Wiem, że zawsze, przy każdej możliwej okazji podziwiałam jego wspaniałe ciało. A gdy byłam zmuszona do awaryjnej rehabilitacji i moje dłonie poruszały się płynnie po jego ciele, czułam dziwny ucisk w podbrzuszu.

Otrząsając się szybko z własnych fantazji i wewnętrznych monologów, zauważyłam, że Jack już chwilę temu ruszył w stronę wejścia pozostawiając mnie samą sobie. Odkleiło mnie na moment od świata rzeczywistego. Niestety ostatniego czasu zaczęło mi się to zdarzać coraz to częściej. A takie sytuacje nie powinny mieć w ogóle miejsca w moim zawodzie. Jestem zmuszona działać szybko wraz z czystym i świeżym umysłem, w pełni sprawnym do szybkiego podejmowania decyzji.

Niemalże zdążyłam go zgubić wzrokiem mimo podążam za nim krok w krok. Przyspieszyłam tempa co wywołało cienką warstwę potu na moim ciele. Dobrze znana mi droga składająca się z serii krętych korytarzy, prowadzących do szatni graczy, znów rozświetliła się w moich oczach. W niechcianym zmęczeniu w końcu udało mi się go dogonić. Żadną tajemnicą jest fakt, że jestem niska. Niczym jebany krasnal. W towarzystwie hokeistów czułam się jak mała dziewczynka. Szczerze mówiąc nie mam pojęcia co daje mi tak ogromne zaufanie do tych dorosłych mężczyzn, w których towarzystwie przebywałam większość mojego teraźniejszego życia.

Hughes ułożył płasko dłoń na szarym, dwudrzwiowym wejściu do szatni popychając je zdecydowanie do środka. Jak mała myszka wcisnęłam się przez szparę pod jego ramieniem, aby znaleźć się w pomieszczeniu przed nim. Moim oczom ukazała się gromada dzikich dzieci. Fizycznie mężczyzn,
psychicznie niezrównoważonych nastolatków.
Oczywiście nie mówię o wszystkich, jednak o znaczącej większości. Bez wątpienia po pierwszym postawionym przeze mnie kroku w głąb pomieszczenia, uderzyła mnie fala testosteronu.

   -Hej, jak leci?- Zapytałam, z ewidentnie widocznym uśmiechem na twarzy. Wzrok każdej osoby przebywającej teraz w szatni skierował się na mnie.

   -Od razu lepiej skoro cię widzę- Nico rzucił swoim typowym tekstem. Nawet nie spojrzał w moim kierunku, wbił wzrok w spodenki, które właśnie miał na siebie włożyć.

Zapomniałam wspomnieć o fakcie, że widok półnagich facetów tutaj to dla mnie już normalka. Za każdym razem czułam przeszywający mnie na wylot prąd.

   -Kurwa, ale ty jesteś leciutka. Jesteś zbyt łatwym obiektem do porwania, słodziaku- Poczułam jak moje stopy oderwały się od ziemi a do moich uszu dotarł głos Dawsona.

   -D-Dawson, cholera! Postaw mnie, natychmiast!- Wydusiłam z siebie drżącym głosem.

   -Aww, zobaczcie. Nasza myszka jest zła- Odparł ze śmiechem, Jesper.

Czyjeś dłonie oplotły się wokół mojej talii po czym stopy znów spotkały się z równą powierzchnią. Sposób w jaki reagowało teraz moje serce nie należało chyba do normalnych. Tego nie można nazwać już biciem a trzaskaniem. Jakby miało się zaraz wyrwać z mojej piersi.

   -Zostawcie ją w spokoju, dupki- Łagodny głos Luke'a rozległ się tuż przy moim uchu. Jego ciepły oddech musnął mój odkryty dekolt.

   -Dzięki, Luks- Uśmiechnęłam się patrząc na niego spod rzęs.

Dzisiejszy dzień zapowiadał się być cholernie gorący więc postanowiłam dać drugie życie starej koszulce na cieniutkich ramiączkach. Uwielbiałam ją kiedyś przez nadruk z pingwinkiem, jednak nie mam pojęcia dlaczego z niej zrezygnowałam.

Wszyscy wbili we mnie wzrok a ja niepewnie spojrzałam na Luke'a. Ten szybko kucnął przede mną i chwycił za szary materiał mojej koszulki. Jednym, sprawnym ruchem pociągnął ją przykrywając moje zbyt odkryte piersi.

Już wiem, dlaczego postanowiłam jej więcej nie zakładać.

   -Proszę cię, ubierz moją koszulkę. Żaden z tych szczeniaków nie skupi się na grze, będą cię tylko rozbierać wzrokiem- Wymamrotał prosto do mojego ucha poprawiając moje delikatnie kręcone, brązowe włosy. Zaśmiałam się nie biorąc jego słów na poważnie. No bo co miało by to niby oznaczać.

   -Dobrze, Lu. Jeśli to sprawi, że będziesz spokojniejszy- Pudrowy kolor oblał moje policzki, gdy wpatrując się w jego oczy, poprawiłam jego niesforne loczki opadające wprost na jego oczy.

***

Przebranie się i uszykowanie potrzebnych do sprawnego działania rzeczy, zajęło mi tyle co ubranie się chłopaków. Czyli plus minus pół godziny. Tak  twierdzę po ciszy, która nagle zapadła w szatni. Dokładnie taka sama, gdy z hukiem opuszczą pomieszczenie, aby znaleźć się jak najszybciej na lodzie.
Wyszłam z pomieszczenia rehabilitacyjnego wprost na korytarz i poprawiłam nieco ciemne włosy poprzez związanie ich gumką w luźną kiteczkę.

Widząc swoje odbicie w lustrze przeszło mnie poczucie winy. Nie założyłam T-shirta Luke'a jak mnie o to poprosił. A to dlatego, że była mi za duża i sięgała mi prawie do kolan. Nie czułam się w niej komfortowo więc zostałam przy moim własnym ubraniu.
Wiedziałam, że Lu chce dla mnie jak najlepiej. Dlatego właśnie nie opuszczała mnie myśl dotycząca jego reakcji.

Zamknęłam za sobą drzwi i przeszłam do szatni, z której wyjście prowadzi na salę. Myślałam, że wszyscy już dawno wyszli na lód aby wykonać tradycyjną rozgrzewkę. Trener to jeden z surowszych ludzi jakich poznałam w całym swoim życiu. Sheldon jest po prostu wymagający, oczekuje dyscypliny od każdego z nich. Wiem to dlatego, że jakiejkolwiek spóźnienie, któregoś z graczy skończy się nie najlepiej. Przedłużoną rozgrzewka lub pierwsze dwadzieścia minut gry spędzone w polu karnym.
Nie skłamię mówiąc, że mimo wszystko personalnie jest to najmilszy człowiek na ziemi.

Ku mojemu zdziwieniu ujrzałam Jacka, który przebierał rękoma w swojej torbie. Nigdy nie spóźniał się na rozgrzewkę. Wręcz wychodził pierwszy. Nawet nie miał na sobie łyżew.

-Powinieneś już iść, trener się wścieknie, Jackie- Wymamrotałam, pochodząc do chłopaka.

Ten zaś sprawnie przykleszczył mnie do ściany. Wszystko stało się tak szybko, że nie miałam nawet chwili na podjęcie jakich kolwiek działań. Jakbym w ogóle miała szansę podjąć jakieś, które byłoby skuteczne.
Jego ciało, dwa razy większe od mojego.
Siły, cztery razy więcej niż mam ja.
Mój oddech natychmiast stracił swój równy bieg a serce znacznie przyspieszyło.
Z wielkim zainteresowaniem zaczął przesuwać dłonie po moim ciele zwalniając na każdym najmniejszym wybrzuszeniu. Dokładnie tak, jakby chciał zapamiętać moje ciało niczym mapę.
Jego gorący oddech muskał moją skórę na szyi i dekolcie co wywołało u mnie nagły dreszcz.

-Robisz to specjalnie- Warknął, zaciskają palce na mojej talii.- Specjalnie ubierasz się w rzeczy, przez które widać ci jebane sutki. Patrzysz na nich jak zbity pies, który potrzebuje miłości. A co najgorsze, kurwa mać, bawisz się mną wprowadzając mnie w drogę bez wyjścia-

Mój wzrok skierował się na krótką, prześwitująca bluzkę. Faktycznie, materiał jest tak cienki, że widać każdy pieprzyk na moim brzuchu. Sutki o różanej barwie próbują się przebić przez materiał. Idelanie widoczne, delikatne i naprężone.

Gdy tak na mnie patrzył, natychmiast zaczęło uciskać mnie w podbrzuszu. Pomiędzy moimi udami zebrała się wilgoć a kobiece części zaczęły pulsować. Poczułam się jakbym dostała gorączki. Moje myślenie nie było w żadnym stopniu rozsądne.

-Jackie, puść mnie- Wyszeptałam, czując jak pieką mnie wargi.

-Nie nazywaj mnie tak. Nie jestem twoim pieskiem.- Odparł, puszczając moje ciało ze swoich objęć. -Idź. Idź zanim zmienię zdanie i przycisnę cię powrotem do tej jebanej ściany. Tyle, że tym razem zedrę z ciebie to kurestwo-

Bez wątpienia mówił o prześwitującej bluzce, od której nie odlepił wzroku nawet na sekundę.
Wykorzystując chwilę, opuściłam pomieszczenie wychodząc na lodowisko.

Cóż za ironia, że na lodowisku nawet nie czuć chłodu. Zawsze po sezonie wykładano lód syntetyczny dzięki czemu drużyna mogła grać w krótkich spodenkach.
Dlatego żadnym dla mnie zdziwieniem jest widok ich letniego ubirou na "lodzie".

-Dzień dobry, trenerze- Odparłam ukazując rząd równych zębów.

-Dobry, Mads- Trener zaśmiał się widząc moją uradowaną buzię.- Jak zawsze pełna energii i gotowa do pracy?-

-Tak jest, trenerze - Roześmiałam się jak dziecko.

Trener zawsze traktował mnie jak własną córkę, a ja traktowałam go jak ojca. Ojca, którego nigdy nie poznałam, ponieważ zostawił mnie i mamę, gdy miałam zaledwie dwa lata.
Sheldon wspiera mnie od mojego pierwszego dnia praktyki w NJD.

Usiadłam na trybunach tuż obok pola karnego. Wyciągnęłam z torby notes i długopis aby wykonać dzienną notatkę.

Jednak nic nie przychodziło mi do głowy oprócz sytuacji z Jackiem. Nie pierwszy raz zachował się w ten sposób, jednak pierwszy raz udało mu się mnie przestraszyć. Zawsze czułam się przy nim bezpiecznie. Jack ma to w naturze, dba o mnie. Czasem być może i za bardzo. Jednak tym razem to było coś innego niż zwykłe przejmowanie się.

***

!!! POWITANIE !!!

Witam cię drogi czytelniku! Dziękuję bardzo za danie szansy mojej nowej książce. Po dłuższej przerwie, wracam na poważnie do pisania.
Z racji, że hokej jest moją bezpieczną strefą, postanowiłam stworzyć książkę z takim waśnie tematem przewodnim.

Będę niezmiernie wdzięczna jeśli pozoswisz tu coś po sobie! Każdy głos/komentarz rozgrzewa moje serduszko i daje motywację do dalszej publikacji!

Mam nadzieję, że do następnego rozdziału!
<333

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro