Rozdział 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Nie było mnie zaledwie kwadrans.

Byłam zmuszona odebrać dokumenty, które wymaga ode mnie uczelnia. Całe szczęście przypomniał mi o nich trener. Z racji, że i tak nie mogłam złożyć żadnych sensownych zdań do notatki, zostawiłam wszystko na trybunach i od razu poszłam do gabinetu dyrekcji drużyny.

Gdy wróciłam z powrotem na halę, moje serce się zatrzymało. Na moich dłoniach pojawiło się stado mrówek podążających w górę, opanowując coraz większą część mojego ciała. Ogarnęła mnie ciemność, mroczki przed oczami. Serce znów zabiło szybciej. Szum krwi ogarnął moją głowę. Ujrzałam ogromną plamę krwi na jasnym podłożu a tuż obok dwójkę bijących się chłopaków.

To był Jack i Luke.

Nie mogłam uwierzyć w to co właśnie zobaczyłam. Nico starał się utrzymać Jacka, który niczym dzikie zwierzę wyrywał się z jego objęć. A  to wszystko podczas, gdy Simon pomagał wstać Luke'owi ledwo kontaktującemu ze światem. Młodszy nie był w stanie ustać na nogach a z nosa sączyła się bordowa krew, płynna niczym woda.

Bracia.

Pobili się ze sobą.

Starszy bez jakiegokolwiek poczucia winy, że to co właśnie zrobił było ciosem poniżej pasa, splunął lekceważąco w kierunku rodzeństwa. Trener skarcił go wzrokiem co upewniło mnie w założeniu, że będzie mieć przejebane.

   -Mads, opatrz proszę Luke'a. Ja zajmę się tym gnojkiem- Trener ułożył dłoń na moim ramieniu przejmując się bardziej moim stanem niż tym ich. Prawda, byłam w niemałym szoku. Jednak to nie mi stała się krzywda.

Otrząsnęłam się z transu, gdy przede mną staną Luks. Niezwłocznie ruszyłam w kierunku pomieszczenia rehabilitacyjnego, gdzie znajdowały się opatrunki. Ani na sekundę nie puściłam jego ręki. Głupia przejmowałam się czy przypadkiem nie idę zbyt szybkim krokiem. Zamyślona zauważyłam, że przy moim szybkim truchcie, Luke stosuje się do jego zwykłego, luźnego kroku.

Pierwsze co zrobiłam po wejściu do pomieszczenia, usadziłam chłopaka na stole lekarskim. W roztrzepaniu przeszukałam większość szuflad w nadziei na odnalezienie opatrunków. Nigdy dotąd nie miałam problemów ze znalezieniem czegokolwiek w mojej strefie. Tym razem czułam się strasznie zagubiona.
Gdy w końcu odnalazłam apteczkę, ułożyłam ją obok chłopaka, po czym z trzaskiem przerzuciłam pokrywkę na bok. Mimo roztrzepania jakie mi towarzyszyło, dokładnie wiedziałam co mam robić. Uśmiechnęłam się sama do siebie zdając sobie sprawę, że właśnie tego potrzeba w moi, zawodzie.

-Co się tam stało, Lu? - Zapytałam go ze zmartwieniem, odgarniając jego niesforne loczki z czoła. Dłoń chłopaka zacisnęła się delikatnie na moim nadgarstku odsuwając go od swojej twarz. Tak jakby nie chciał mojej pomocy.

Darowałam sobie czułości i zmartwienia. Wyciągnęłam watę ze skrzyneczki, wylałam na nią płyn odkażający po czym przybliżyłam do jego zakrwawionego nosa.

-Może trochę zaboleć- Wymruczałam, starannie pocierając ranę mięciutkim puszkiem nasączonym chłodnym płynem. Z ust Luke'a wyrwało się ciche warknięcie sygnalizujące ból. Jak poparzona osunęłam się od niego całym ciałem. - Wybacz.

-Nie zrobiłaś tego. Nie założyłaś dla mnie tej koszulki. Gdyby Jack kazał ci uklęknąć przed nim i ssać jego pierdolonego chuja, zrobiła byś to bez chwili namysłu. Mam rację?- Nerwowo odparł. Na moich policzkach pojawił się rumieniec. Nigdy dotąd nie widziałam go takiego. Zupełnie jakby przemawiał przez niego ktoś inny. Lu taki nie jest.

-Co to ma znaczyć?- Wydukałam.

-Ma to znaczyć, że masz mnie w dupie. Jack traktuje cię przedmiotowo, chce tylko jednego. Chce cię przelecieć jak zwykłą kurwę i zostawić samą sobie. A ja chcę ci pomóc, chcę o ciebie dbać!- Chłopak wstał ze stołu lekarskiego robiąc krok w moim kierunku.

-Przelecieć? - Zatkało mnie totalnie. Nawet nie znałam dokładnej definicji tego słowa. Mimo wszystko w mojej głowie zaczęły pojawiać się odpowiedzi na wcześniej zadane pytania. Jack i Luke ze sobą rywalizują. Choć wciąż nie rozumiałam dlaczego.- Wiesz co, sam sobie, kurwa opatrz tą ranę.

***

Natychmiast po mojej nieprzyjemnej rozmowie z Lu, poszłam do trenera z zapytaniem czy mogę zwolnić się wcześniej do domu. Oczywiście się zgodził. Nigdy nie opuszczałam praktyk co robiło ze mnie dobrą uczennicę. Dlatego właśnie Sheldon bez problemu pozwolił mi zerwać się z pracy. Bez wątpienia domyślił się choć w procencie, że powodem mojej nagłej decyzji może być dzisiejsze zamieszanie w drużynie.

Trener Keefe zdążył zapytać się mnie z dziesięć dobrych razy czy aby na pewno dobrze się czuję i czy nie potrzebuję szczerej rozmowy. Oczywiście odmówiłam. Zabrałam swoje rzeczy i pojechałam do domu. Nieplanowanie zahaczyłam o azjatycką restaurację. Kupiłam dwa opakowania chińszczyzny, sajgonki i pierożki. Zdecydowanie czułam, że muszę jakoś odreagować.

Gdy dotarłam już do mojego małego, lecz mimo wszystko własnego mieszkania, zakluczyłam drzwi i rzuciłam buty w kąt. Nie byłam w stanie wyjaśnić tego jak szczęśliwa jestem, że otrzymałam ten domek od mojej cioci.

Pierwszego dnia po rozesłaniu odpowiedzi do aplikujących uczniów mojej uczelni, otrzymałam potwierdzenie przyjęcia. Dostałam się. Cała rodzina od strony mamy dowiedziała się o moim sukcesie w parę minut. Nie zamartwiałam się faktem, gdzie będę spać. Wiadomą opcją był akademik. Jednak z nieba spadła mi ciocia Elizabeth, która z New Jersey przeprowadziła się po paru latach do Nowego Yorku. Mały domek dwuosobowy pozostał niezamieszkany. Opustoszały budynek na przedmieściach miasta stał się moją własnością. Lepszej sytuacji nie byłam sobie w stanie wyobrazić. Na uczelnię mam zaledwie dziesięć minut drogi samochodem a na praktykę sześć z haczykiem.

Słońce powoli zaczęło chować się za koronami drzew. Ubrana w swój ulubiony szary t-shirt ''Michigan'', który otrzymałam po starszym bracie, usiadłam na tarasie. Za domem mieścił się mały ogródek. Moje ulubione miejsce. Czerwone spodnie w kratę wtopiły się w tapicerowany wypoczynek. Poczułam jak moje ciało się rozluźnia i przy tym rozleniwia. Pod ręką miałam wszystko czego potrzebowałam, więc nic nie wskazywało na to, że wstanę z mięciutkich poduch w najbliższym czasie. Chińszczyzna pozostała przeze mnie rozłożona na kamiennym stole, na przeciwko mnie, a tuż obok położyłam laptopa, który w mgnieniu oka pojawił się na moich udach. Zalogowałam się do urządzenia i odpaliłam notatnik. W końcu musiałam uzupełnić notatki.

Chciałam, naprawdę bardzo chciałam skupić się na tym co najważniejsze aby móc wyrzucić to jak najszybciej z głowy i móc odpocząć. Jednak w moich myślach wciąż tkwił Luke i Jack. A szczególnie słowa młodszego, gdy starałam się udzielić mu pierwszej pomocy. Za to jego starszy, arogancki brat przebił mnie na wylot swoim pustym spojrzeniem, gdy pytałam się Sheldona o wcześniejsze zwolnienie. Ciekawość zmieszała się ze zmartwieniem. Tak mało rozumiałam z tego wszystkiego. Martwiłam się o jednego i drugiego. Obawiałam się, że sytuacja z dziś zdarzy się jeszcze raz. I możliwe, że nawet parę razy. Nie wyglądało to na jednorazową akcję.

Wir trudnych do pojęcia zwrotów krążył w mojej głowie.

''Gdyby Jack kazał ci uklęknąć przed nim i ssać jego pierdolonego chuja, zrobiła byś to bez chwili namysłu.''

Nie wierzyłam, że Luke uważał mnie za zdolną do takiego czynu. Jak ja nigdy nawet nie widziałam nagiego ciała faceta.

Coś błysnęło w mojej głowie, cisnęło w podbrzuszu, oblało policzki wyrazistą, różaną barwą.

Jednym kliknięciem myszki odpaliłam przeglądarkę i wpisałam pewną frazę w pole wyszukiwania. Moim oczom ukazała się fala brudnych i niestosownych obrazków. Z hukiem zatrzasnęłam laptopa. Serce biło tak mocno, jakby miało się zaraz wyrwać z mojej piersi. Pokusa, która w tym momencie wyczuła moją dodatkową słabość, kazała mi ponownie otworzyć laptopa. Powolnym ruchem odsunęłam monitor w tył a ekran wypełnił zbiór treści dla dorosłych. Zacisnęłam uda czując dziwne napięcie. Dziwna siła sama poprowadziła mój palec na panel dotykowy. Dwukrotnie kliknęłam w pierwszy filmik w kolejce.

Obraz ukazywał mężczyznę w trudnym do określenia wieku. Kamera została skierowana na jego dolne partie, gdzie dłoń płynnie poruszała się wzdłuż członka. Nagle w kadr wbiła się młoda kobieta. Piękna. Naprawdę piękna. O długich, ciemnych włosach, niebieskich oczach, pełnych ustach i długich rzęs, którymi kokieteryjnie trzepotała. Znajdowała się na wysokości bioder faceta. Znaczyło to, że musiała przed nim klęczeć.

Niespodziewanie dziewczyna zbliżyła usta do męskiej partii, gdy facet pewnie złapał ją za włosy. Przysunął ku sobie na co ta włożyła go do buzi.

Bicie mojego serca dorównywało tempem temu jakie towarzyszy niejednemu maratończykowi na skraju wytrzymałości fizycznej. Poczułam jak pieką mnie policzki i usta. Uderzyła we mnie fala gorąca, gdy ta zaczęła się wręcz dusić jego masywnych rozmiarów członkiem.

W tym samym momencie, znów przypomniały mi się słowa Luke'a. Moja wyobraźnia zrobiła swoje. Zamieniłam się miejscami z kobietą z nagrania, za to na miejscu faceta znalazł się Jack.

Wydusiłam z siebie niekontrolowane westchnięcie. To było dla mnie zbyt dużo. Zatrzasnęłam laptopa i odłożyłam go na stolik. Zamarłam.

***

Przychodzę z kolejną częścią i widzę, że chyba jednak Devils Slave ma szansę na zebranie swojej widowni!
Dziękuję wszystkim za danie szansy i wsparcie głosem czy też komentarzem <333
Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro