rozdział 03

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ciemność spowiła już świat, kiedy [Imię] i Helios opuścili budynek i wyszli na uliczkę. Arystokrata rozejrzała się na boki, a następnie zerknęła na nowego pracownika. Jego oczy świeciły w ciemności i, jak zwykle, skierowane były w dół,  prosto na bose stopy. Zanotowała w głowie, że później będzie musiała go o to skonfrontować. Na razie jednak jej pierwszorzędnym zadaniem było doprowadzenie go do karocy i zapewnienie bezpiecznego przewozu do jej posiadłości. Było już późno, więc chciała uporać się ze wszystkim jak najszybciej.

Drewniana laska stukała przy każdym kroku [Imię], gdy obrała kierunek do karocy. Pomimo bólu w nodze, narzuciła szybkie tempo — nie chciała zamarznąć na kość, ani przeciągać dyskomfortu jej towarzysza. Rozluźniła się dopiero, widząc znajomy kanciasty kształt i słysząc rżące konie, którym również musiał doskwierać chłód. Szofer otworzył przed nią drzwi i pomógł dostać się do środka. Zamierzał zamknąć drzwi tuż za [Imię], a Heliosa zmusić do podróży obok woźnicy, ale został w porę powstrzymany.

— Helios jedzie ze mną — rzekła twardym tonem.

Demon w pierwszej chwili nie wiedział co ze sobą zrobić. Serce w jego ciele pracowało zbyt szybko, a myśli galopowały, nie mogąc zatrzymać się w jednym miejscu. Zacisnął pięści na użyczonym mu płaszczu i pochylił jeszcze mocniej głowę w dół. Nie wiedział co ze sobą zrobić, od bardzo dawna nie doświadczył tak dużej ilości człowieczeństwa. Był pewny, że malujący się przed nim obraz rzeczywistości był tylko wymysłem jego wybujałej wyobraźni, w której gubił się często, błędnie szukając szczęścia i równouprawnienia.

— Helios — zawołała [Imię], stukając palcami o kolano. Jego brak zdecydowania niecierpliwił ją, choć rozumiała skąd pojawiła się w nim taka tendencja.

— Przepraszam — szepnął. Jego głos był przepełniony skruchą i cichym błaganiem przed nie wymierzeniem kary za brak posłuszeństwa.

Nic takiego się jednak nie stało. Kiedy usadowił się w kącie, skurczył ciało i przygotował się na karę cielesną. Zamiast tego otrzymał ciche westchnięcie i rozkaz [Imię] skierowany do woźnicy. Wewnątrz panowała absolutna cisza, która ciągnęła się aż do majątku [Imię]. Kobieta chciała dać towarzyszowi chociaż odrobinę czasu na przyswojenie, jak drastyczne i ogromne zmiany zaszły w jego życiu.

Natychmiast nakazała służącym przygotować kąpiel dla nowego pracownika i wysłała posłańca, aby polecił przygotować kucharzom obfitą kolację. Kierując się w stronę swojego pokoju, czuła na sobie intensywne i z lekka przestraszone spojrzenie Heliosa. Nie widzieli się przez następną godzinę, dopóki jedna z pokojówek nie zakomunikowała [Imię], że Helios jest już oporządzony.

Zmęczona arystokratka udała się do jadalni, gdzie spotkała się z zastawionym stołem i wysokim, zgarbionym półdemonem, który przypominał jej nieco zagubione dziecko. Ubrany został w pantalony i jedwabną, białą koszulę, zdecydowanie zbyt małą na jego rozbudowane ciało. Opinała go w klatce piersiowej i bicepsach, na pewno nie czuł się w niej komfortowo. [Imię] będzie musiała zlecić przygotowanie większego rozmiaru dla jej nowego pracownika.

— Usiądź — poleciła. Stworzenie natychmiast wykonało polecenie, zapewne w obawie przed reprymendą, jeżeli wypełni rozkaz o sekundę za późno. Zajęła miejsce po przeciwnej stronie stołu. — Zanim posiłek dla ciebie zostanie przyrządzony, chciałabym zapytać o jedno. Czy masz rodzinę, od której zostałeś rozdzielony?

— Nie, pani — odpowiedział cicho. Ledwie dosłyszała co powiedział.

Oparła głowę na pięści i zastukała palcami o oblat stołu. Nie rozwinął wypowiedzi. Na razie tak drobna informacja w pełni jej wystarczyła. Nie widziała sensu w dalszym wypytywaniu, jeśli nie czuł się komfortowo, aby o tym mówić. Nie dojrzał jeszcze do podawania tak intymnych informacji.

— Rozumiem — mruknęła — Wyznaję zasadę, iż przed przyjęciem pracownika zapoznaje się z jego autoprezentacją, by upewnić się, że jest prawym i uczciwym człowiekiem, ale dla ciebie mogę zrobić ustępstwo. Opowiesz mi wszystko, kiedy będziesz gotowy. Musisz jednak pamiętać, że moja cierpliwość bynajmniej nie jest anielska.

— Dziękuję za łaskę, pani — głos mu zadrżał. Ludzka rasa doszczętnie go zniszczyła.

— Zakres twoich prac przedyskutujemy jutro. Jest już późno, jestem zmęczona, ty zapewne również.

— Tak jest, pani — odpowiadał mechanicznie, z automatu, bojąc się podnieść ton głosu chociaż o jedną oktawę.

Westchnęła jedynie bezgłośnie. Znów zapadła cisza. Helios nie poruszył się nawet o centymetr, zbyt przerażony i przytłoczony zmianami. Co jakiś czas spoglądał na pracodawaczynie, łudząc się, że okaże się dobrym człowiekiem, który go zaakceptuje i nie zdegraduje do poziomu istoty z czeluści piekieł, zapominając przy tym, że on również odczuwa emocje, analizuje i myśli.

Znów skarcił się za naiwność, nasuwającą się na myśl tak łatwo. Miał dużo czasu na przekonanie się, jaki prawdziwy stosunek mają do niego ludzie i z całą pewnością nie był on przychylny. A jednak nie potrafił przestać mieć tej głupiej nadziei, że może jednak...

Nie musieli długo czekać na posiłek. Za pozwoleniem [Imię], lokaj wtoczył do jadalni srebrny wózek z rozmaitymi potrawami i natychmiast zajął się rozmieszczeniem bogatej żywności na stole.

Heliosowi zaburczało w brzuchu. Nigdy nie widział takich potraw, a ostatni pożywny posiłek jadł trzy dni temu. W jego głowie zapanowała pustka, oczy skupiły się tylko na postawionej przed nim pieczonej kaczce. Zapominając gdzie się znajduje i kto dokładnie mu się przygląda, wpił ostre kły w mięso, odgryzając ogromne kawałki. Nie przeżuwał, połykał w całości, a kiedy uporał się z jednym daniem, przeszedł do drugiego, jakby bał się, że zaraz mu zabiorą jego cenne jedzenie.

[Imię] nie czuła obrzydzenia, ani zniesmaczenia. Widziała żołnierzy, którzy rzucali się na jedzenie w podobny sposób, sama doskonale znała ucisk szponów głodu na żołądku. Pokręciła jedynie głową, dostrzegając jak bardzo go zrozumiała i traktowała ulgowo. Zjawisko to w jej przypadku nie pojawiało się często, wyznawała zasadę, że na należyty szacunek należało zapracować, a jednak Helios zdobył jej sympatię od razu. Doprawdy, niesamowity gatunek. Teraz ciekawiło ją, czy inni przedstawiciele również wykazują przejawianie takich cech charakteru.

Podciągnęła kącik ust do góry i upiła łyk wody. Lokaj w średnim wieku próbował nałożyć na jej talerz porcję pieczonego mięsa z puree, ale odmówiła ruchem dłoni. Odliczała czas do oprzytomnienia Heliosa.

Syn diabła w pewnym momencie zamarł w bezruchu. Z pełnymi policzkami, brodą świecącą od tłuszczu i brudną koszulą upstrzoną kawałkami jedzenia, spojrzał z przerażeniem na [Imię], uprzytamniając sobie, jak arogancko i niestosownie zachował się w obecności tak dostojnej osoby. Łzy nagromadziły się w różnorodnych oczach stworzenia, a jego ciałem wstrząsnął żałosny szloch. Zerwał się z krzesła i padł przed [Imię], błagając o wybaczenie.

Zaraz go uderzy, na pewno go uderzy, wyrzuci na mróz, a jego noga nigdy więcej nie postanie w ciepłym budynku. Będzie spał na zewnątrz, przy krzcie szczęścia wraz z końmi, a jego nowa pani z pewnością go znienawidzi.

— Byłeś głodny, twoje zachowanie jest w pełni uzasadnione — uspokoiła go i ruchem palca nakazała wstać — Nie uważaj mnie za kata, traktuję moich pracowników, jak na ludzi przystało i w twoim przypadków również tak będzie. Jeżeli jesteś syty, zaprowadzę cię do twojej izby.

— Przepraszam, pani, jestem już najedzony — odpowiedział, wciąż co chwilę pociągając nosem. Kolejny raz popełnił błąd negatywnie oceniając swoją nową panią.

[Imię] podała mu husteczkę i lokaj pomógł jej wstać. Nie musiała upominać się Heliosa, aby się pospieszył. Ruszył za nią od razu, zachowując jednak należyty dystans. Wciąż obecna nieufność, ale i respekt nie pozwalały mu kroczyć w tej samej linii, co [Imię].

— Chciałbym, abyś jutro towarzyszył mi przy śniadaniu. Mamy parę kwestii to omówienia. — powiedziała, stojąc przed drzwiami pokoju Heliosa — Zapasową odzież znajdziesz w środku. Mój pokój znajduję się naprzeciwko. Pukaj tylko w razie konieczności. — rzuciła zbiorem zasad. Jej zacięte spojrzenie złagodniało, kiedy spojrzała na jego zaczerwienioną od płaczu i zmęczona twarz. — Dobranoc, Helios.

— Dobranoc, pani — wyszeptał.

Ukłonił się przed nią i wkroczył do nowego pokoju, spoglądając na meble. Zdębiał widząc prawdziwe miękkie łóżko. Zrzucił z siebie brudną koszulę i runął na mebel, ściskając w pięściach puszystą strukturę pościeli. Wepchnął głowę w poduszkę i momentalnie zamknął oczy. Obraz [Imię] był ostatnim, jaki zobaczył tuż przed zapadnięciem w głęboki, pierwszy raz od niepamiętnych dni wygodny sen.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro