rozdział 14

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Jak bardzo tym razem masz zamiar naginać prawdę o moim przyszłym kandydacie? — zapytała od niechcenia [Imię], nawet nie patrząc na wiecznie spragnioną atencji Odelię, która bezceremonialnie wpatrywała się w Heliosa, bezwstydnie rozbierając go wzrokiem. Obie były pochłonięte zupełnie innymi czynnościami — [Imię] sprawdzała błędy w tekście „treningowym” napisanym przez jej (o ile mogła się tak wyrażać) partnera.

— Wypełniam jedynie polecenie ojczulka, ale postaram się zmieścić w zaledwie kilku słowach — odpowiedziała obojętnie.

— Ależ proszę — rzuciła wyzwanie.

— Niezaprzeczalnie czeka cię powiększenie majątku oraz wzbogacenie się o ziemię, na której możesz robić co ci się żywnie podoba. Otrzymasz również lepszą opiekę medyczną. Nie wspominając już o tym, iż twój przyszły jest niezwykle urodziwy i szarmancki, z pewnością doda trochę pikanterii do twojego nudnego życia.

Na moment zapadła cisza. Ale trwała jedynie kilka sekund, [Imię] zdążyła zabrać głos, zanim Odelia całkowicie straciła zainteresowanie i opuściła pomieszczenie. Na początku zdołała zachować spokój wypowiedzi.

— Nie jestem zainteresowana żadnym z tych udogodnień. Jestem zadowolona ze swojego obecnego życia i nie potrzebuję zmian. A w szczególności nie tęskni mi się za całkowitą utratą panowania nad własnymi wyborami oraz żywotem. Nigdy nie zgodzę się na małżeństwo z kandydatem wybranym przez ojca, bo to oznaczałoby doszczętne zniszczenie całej mojej dotychczasowej ciężkiej pracy.

Kiedy skończyła mówić, zauważyła, że pochyliła się do przodu, wbijając palec w stronę siostry. Westchnęła, nie do Odelii powinna kierować te słowa. Ostrzyła tylko swoje nerwy, stresując się dodatkowo, nie wspominając już o dokuczliwej pewności, że jej przyrodnia siostra nie przyszła tutaj wysłuchiwać jak jej wewnętrzne przemyślenia i emocje znajdują upust w czasie rzeczywistym, a niezadowolenie [Imię] mało ją obchodziło.

— Nie zaakceptuję kogoś, kogo nie znam i kto został mi narzucony przez osobę postronną. To musi być tylko i wyłącznie mój wybór — podsumowała — Możesz już iść, Vernon zapewne czeka.

— Dziękuję za łaskę — dygnęła. Ironiczny ton ugodził opanowanie [Imię], ale wycofała się z jakichkolwiek komentarzy. Odelia prędko zostawiła ich samych, na moment znikając z życia właścicielki przybytku.

Helios pociągnął delikatnie za rąb rękawa [Imię]. Kobieta przekierowała całą swoją atencję na lokaja, który nie prezentował się zbyt dobrze. Był rozstrzęsiony, wyglądał nawet na przerażonego.

Cmoknęła jedynie i rozłożyła delikatnie ramiona, zapraszając go w swoje objęcia. Klęknął na podłodze i wtulił się w ciało jego ukochanej.

Sposób okazywania uczuć pary różnił się od przyjętych jak na tamte czasy norm, a wynikało to z faktu, że Helios był niesamowicie spragniony dotyku. Każdą okazję poświęcał na chowaniu się przed światem w ramionach [Imię], czasami wydłużając czas zbliżeń do kilku godzin.  W prawdzie oficjalnie zostali parą wczoraj, lecz dziecię piekieł nie próżnował, starając się wypełnić zapadlisko powstałe po prawie dwudziestu latach samotności. Czasami nie potrafiła nadążyć za nawałnicą bliskości, nieprzyzwyczajona do okazywania uczuć w ten konkretny sposób, ale sympatia do Heliosa oraz pamięć o tym co przeżył pomagała jej zmagać się z nieznanym.

— [Imię] — szepnął. Zezwoliła mu na używanie pełnego imienia, bez honorowego przedrostka. Tytułowanie jej w nowy sposób przychodziło mu z niesamowitą łatwością, najwyraźniej od dawna czekał na ten moment. — Czy przybycie twojego kandydata na męża coś zmieni? — zapytał zalękniony. Z automatu ścisnął mocniej ciało [Imię].

— Nie, możesz porzucić zmartwienia — pogłaskała kruczoczarne włosy, zagłębiona w sferze myśli. Nakręcała na palec pojedyncze kosmyki włosów, nie zdając sobie sprawy jaką przyjemność sprawiała ukochanemu — Zamierzam go odrzucić, tak samo jak odrzucę każdego pretendenta do mojej ręki. Należymy przecież do siebie, prawda?. — pacnęła go lekko palcem w nos, akurat kiedy na nią spojrzał.

Helios zachichotał, uspokojony słowami [Imię]. Wspaniale było zobaczyć go w tak doskonałym humorze.

— Kiedy to szaleństwo z nieproszonymi gośćmi się skończy, będziesz mógł nieoficjalnie przekwaterować się tutaj — oznajmiła, gładząc kciukiem krawędź jego podbródka. Uroczy rumieniec pokrywał twarz jej partnera, a jego jędrne usta rozchyliły się delikatnie, wręcz prosząc się o całusa lub trzy.

Różnokolorowe oczy Heliosa wręcz błyszczały z radości. Wsparł się na fotelu, dokładnie w szparze między rozchylonymi nogami [Imię]. Teraz patrzyli sobie prosto w oczy, na moment równi sobie pozycjami.

— To spełnienie moich marzeń — wyznał zadumany — Dziękuję! — pocałował ją w kącik ust, a następnie okręcił się wokół jej brzucha, z głową na powrót na kolanach. Wydawał się nieobecny, rozmyślając o tym, jak dużo czasu będzie teraz spędzać w jej towarzystwie. Nie była to jeszcze perfekcja, na którą składało się towarzyszenie jej absolutnie wszędzie, ale Helios i tak był nad wyraz szczęśliwy.

[Imię] planowała dodać, iż jej pierwszą intencją było trzymanie go blisko na wypadek kolejnego incydentu z nogą, kiedyś ktoś winien wezwać lekarza zgodnie z jej wcześniejszą obietnicą, ale oślepiający entuzjazm Heliosa powstrzymał ją od pierwotnego zamysłu. Zniszczyłaby jedynie moment, a jego samopoczucie zapewne ległoby w gruzach, a nie takie były jej intencje.

— Znakomicie — mruknęła. Jej palce utorowały sobie drogę ku kosmykom ukochanego. Ponownie zakotwiczył wzrok w jej oczach, uśmiechając się przy tym uroczo. Ściągał kąciki ust w przeciwne strony tak mocno, że spod górnej wargi zaczęły połyskiwać pokaźne kły, atrybut dzieci piekieł, który trwożył nawet najmężniejszych. [Imię] jednak uważała ten aspekt Heliosa za niezwykle intrygujący. Z pewnością dodawały mu dziwnego, dzikiego uroku.

Dzieci piekieł — wypowiedziała w myślach nazwę  wymyśloną przez gatunek ludzki. Chociaż Helios z piekłem niewiele miał wspólnego i przyporządkowywała go bardziej do dzieci niebios, tak inni ludzie nie mieli pojęcia, że nie stanowił zagrożenia. Obawy przed dalszym rozwijaniem związku z Heliosem drażniły ją od wczoraj, ale dopiero dzisiaj zyskały tak mocny wydźwięk. Przeklinała się, że wczoraj dała się ponieść chwili, a jednocześnie była z siebie dumna, że wykonała pierwszy krok i jeszcze bardziej urozmaiciła swoje nijakie życie.

— Kocham cię — Helios powiedział nagle z delikatnie przechyloną głową. Najwyraźniej zwietrzył, że coś ją gryzie i w ten sposób starał się ją pocieszyć.

[Imię] wyrwała się z objęć ponurego transu i uśmiechnęła się delikatnie, pieszcząc kciukiem policzek partnera.

— Ja ciebie również — pocałowała go w czoło, z satysfakcją obserwując jak znów powraca do swojego podekscytowanego stanu.

Nie warto było użalać się nad popełnionymi decyzjami.

Miała jedynie nadzieję, że ich związek nie przyniesie Heliosowi żadnych przykrości i niedocenień. Nie byłaby w stanie obserwować jak wraca do dawnego, skutego kajdanami, wypełnionego smutkiem i samotnością życia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro