» Rozdział 19 «

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wracali blisko siebie, a jednak nawet się nie stykali. Iza wciąż czuła na sobie mrowienie spowodowane pocałunkami. Marek błądził gdzieś w chmurach. Spodobał mu się ten krok w przód i chciał kolejnych. Wciąż tliła się w nim myśl, że to nie do końca w porządku wobec obu kobiet, ale starał się ją zdusić w zarodku. Nie on wybrał sobie taki los, a wiecznie odrzucać Izy nie mógł. Przecież ją tym ranił.

– Gdzie twoja bieżnia? – zagadał nagle, zdając sobie sprawę, że żona również tkwiła w jakimś transie.

– Sprzedali kilka dni przed ślubem. Sprzedali wszystko, poza tym, co zabierałam ze sobą.

– Uroczo – warknął pod nosem, ale szybko się opamiętał i zmienił ton. – Chciałabyś nową? Będę urządzał u nas siłownię. Tak naprawdę już dawno powinienem to zrobić. Jeśli lubisz ćwiczyć, możemy zaplanować to razem. Zrobisz sobie kącik dla siebie. Oczywiście będziesz mogła korzystać ze wszystkiego. Z tym kącikiem to bardziej chodzi mi o sprzęty, z których ja nie będę korzystał.

– Chętnie. – W jej spojrzeniu znów pojawiły się iskierki radości. – A gdzie zamierzasz ją mieć?

– W piwnicy. Tak najlepiej i najwygodniej będzie.

Pokiwała głową na znak zgody.

Gdy dotarli do domu, Marek zaproponował, żeby Iza pierwsza wzięła prysznic, a sam przeszedł się po ogrodzie, o który faktycznie powinni bardziej zadbać. Zdał sobie sprawę, jak wiele mu umykało, bo wciąż tkwił w tym, co już było, zamiast iść naprzód. Nie zauważał Izy, jej problemów i trosk, tego, jak po trochę układała sobie życie bez niego, nie zauważył nawet, że ojciec miał rację w sprawie ogrodu. Powinien bardziej się przykładać. Wiele bardziej.

Wrócił do środka, zamknął taras i poszedł na górę. Nie słyszał już wody, ale wolał się upewnić, nim wkroczy do łazienki. Zajrzał więc do sypialni, w której też nie był od bardzo dawna.

Idealnie zaścielone łóżko, ułożone poduszki i ramka, ale bez zdjęcia, za to na białym tle widniał złoty napis: „Uśmiechnij się". Uśmiechnął się jak na zawołanie. Tak chyba miała działać ta ramka. Na parapecie zauważył schowaną za zasłoną książkę. To nie była ta, którą kupiła ostatnio. Sięgnął więc po nią z ciekawości. Okładka przedstawiała wytatuowanego mężczyznę, który zaborczo trzymał przy sobie półnagą kobietę. Marek odwrócił książkę, żeby przeczytać opis. A z każdym słowem jego brew unosiła się wyżej. Opis obiecywał przesycenie scenami seksu.

– Proszę, proszę – wyszeptał pod nosem. – Kto by się spodziewał?

Usłyszał otwierające się drzwi łazienki, więc szybko odłożył przedmiot na miejsce. Nie zdążył jednak wyjść. Iza mało nie krzyknęła, kompletnie nie spodziewając się męża w sypialni, bo gdy wyszedł stąd w noc poślubną, to już nigdy nie wrócił. W duchu cieszyła się, że zdecydowała się ubrać w łazience, więc nie stała przed nim w ręczniku, a w dresie.

– Szukałeś czegoś konkretnego? – Wycierała wilgotne włosy ręcznikiem, nie wiedząc, czego się spodziewać.

– Nie, czekałem tylko na łazienkę. Ładnie się tu urządziłaś.

– Dziękuję. – Posłała swój grzeczny uśmiech.

– Aż tak dziwnie wyglądam w tym miejscu? – Rozłożył ręce. – Bo czuję się trochę, jakbym naruszał twoją prywatność.

– Nie, możesz chodzić, gdzie chcesz. To twój dom. – Odwróciła się do lustra, żeby wklepać krem.

– Chyba powinienem cię czasem tu odwiedzać, wtedy nie byłoby tak dziwnie. – Zrobił krok w przód, widząc w odbiciu lustra jej zdezorientowaną minę. Stanął tuż za żoną, przekrzywiając głowę i starając się opanować śmiech. – „Czasem odwiedzać" oznacza chwilę rozmowy, Isia.

Gdy zauważył w niej ulgę, a mało naprawdę się nie zaśmiał. Oparł się o szafę, przyglądając się jej dbaniu o urodę.
– Dlaczego przez chwilę byłaś taka przerażona? Chodzi o strach przed pierwszym razem, czy jest coś, co bardziej cię martwi?
Milczała, więc mówił dalej:
– Myślę, że oboje będziemy czuli się lepiej, jeśli porozmawiamy na takie tematy i rozwiejemy wątpliwości.

– Pewnie masz rację. – Zakręciła krem, sięgając po jakieś inne cudo.

– Idę się wykąpać. – Odbił się od szafy. – Po kolacji przyjdziemy tu razem i pogadamy, o czym zechcesz. A później wrócę do siebie, nie martw się o nic.

Najpierw jednak zjedli wspólny obiad, a Marek musiał na chwilę podjechać do rodzinnego domu, bo wezwał go ojciec.

– Pomożesz mamie przy Anielce przez kilka dni, dobrze?

– Wybrali cię? – Marek wygodniej rozsiadł się w fotelu.

– Tak, będę testował młode Alfy. A mam na nich kilka pomysłów. – Zaśmiał się arogancko. – Ty za rok, więc się szykuj, żebyś mi wstydu nie przyniósł.

– Jasna sprawa. – Podrapał się po brodzie. – To skoro będziesz jednym z testujących, wypadałoby się za nich pomodlić.

Ojciec znów się zaśmiał.
– Będę musiał ich pilnować. – Machnął ręką. – Wiesz, jak ciężko jest utrzymać w ryzach stado młodego testosteronu? Niektórzy za sobą nie przepadają, a każdy chce być najlepszy.

– Nikt nie chce przynieść wstydu swoim ojcom i dziadkom – zironizował Marek.

– Ty już nie zaczynaj. – Pogroził mu palcem. – To oczywiste, że każdy ojciec chce usłyszeć pochwały na temat swoich dzieci.

– Dlatego ze sobą rywalizują.

Starszy Pietruszewski westchnął ciężko.
– Dlaczego, wy młodzi, nigdy nie próbujecie zrozumieć? Uważasz, że zarządzanie Wspólnotą to pestka? To poważne decyzje, często decydujące o czyimś życiu, szczęściu, zdrowiu, Marek. To Starszyzna zapewnia nam bezpieczeństwo. Dbają o wszystko. Chyba że marzy ci się wiele godzin na sali sądowej i rozliczenie z całego życia? Nie wspomnę już o wyroku moim, twoim i twojego brata. I raczej nie dostaniesz wspólnej celi ze swoimi przyjaciółmi od wódki. Tam nie ochroni cię nikt. – Spojrzał na niego znacząco, a syn milczał. – Właśnie. Dlatego tylko najlepsi z najlepszych mogą zasiąść w Radzie. Ci, którzy przeżyli najwięcej, mają na koncie najwięcej dobrze wykonanych zadań, byli najsprawniejsi, najinteligentniejsi i wiele, wiele więcej. Po to są te testy. Słabe ogniwa odpadają.

– Tak po prostu?

– Oczywiście nie od razu. Mają szansę się wykazać następnym razem. Każdy może mieć gorszy okres w życiu, ale sam rozumiesz... Kilka potknięć i jesteś skreślony.

– Adam jest starszy, to na niego bardziej liczą.

– Nie mów hop... Nie zawsze tak jest. Przez wiele lat wszyscy stawiali na Wojtka Kwiatkowskiego, Tymon to był jakiś żart. Nie dało się go okiełznać, zatrzymać, w końcu puścili go wolno, żeby się wyszalał. I wrócił, stając się jednym z lepszych. Chcą go przemaglować na teście, jak tylko się da, żeby sprawdzić, co tak naprawdę potrafi. To oczywiście jeszcze nic nie znaczy. Jeśli zawiedzie, będzie skreślony. Mareckich też nie są pewni. Gabriel lubi wykonywać krwawe rozkazy, a tacy również są nam potrzebni. Gracjan jest wrażliwszy, ale za to mniej narwany i ma trochę lepiej poukładane w głowie. Gdyby nie podążał ślepo za bratem, wyszłoby mu to na dobre.

– Czyli?

– Czyli mam dwóch synów i obaj mają być gotowi, żeby przejąć po mnie władzę.

– Rozumiem. – Powoli przytaknął głową, bawiąc się oparciem fotela.

– To teraz mi opowiedz o swoim siniaku pod okiem. – Ojciec splótł ze sobą palce, a jego mina wyrażała niezadowolenie.

– To głupia historia... – Marek zacisnął wargi, żeby się nie roześmiać.

– Jezu, ja z wami zwariuję. – Potarł twarz, zbierając myśli. – Przestań sprawiać problemy. Z durnowatych bójek powinieneś już chyba wyrosnąć. Zaczynam być z ciebie naprawdę dumny. Od miesięcy się nie uchlewasz, nie szlajasz się byle gdzie i nie rozrabiasz, więc jeszcze nad sobą panuj, a będzie dobrze. – Upił łyk wody, nie spuszczając oczu z syna. Odłożył szklankę. – A jak Iza? Dogadujecie się?

– Dobra z niej dziewczyna. Nie mam żadnych zastrzeżeń.

– Mówiłem.
Marek przewrócił oczami, chcąc wstać.
– Siadaj – warknął ojciec, więc musiał to zrobić. – Ty i tamta dziewczyna nie mieliście przyszłości. I dobrze o tym wiesz. Tylko kobieta od nas będzie przy tobie na dobre i na złe. A jeśli się między wami ułoży, stanie się twoją podporą, bezpieczną przystanią.

– Tak? – Przekrzywił głowę z cynicznym uśmiechem. – Więc wyjaśnij mi, tato, jak mężczyzna mężczyźnie, dlaczego całe życie zdradzałeś mamę?

Starszy Pietruszewski przymknął powieki, by nie wybuchnąć. Gdy je otworzył, musiał przełknąć ślinę, żeby odpowiedzieć.
– Widziałeś, żebym kiedykolwiek ją uderzył?

– Nie, ale nie o to pytałem.

– A szarpałem ją? Wyzywałem? Obrażałem?

– Zdradzałeś i wszyscy o tym wiedzieliśmy.

– Owszem, zdradzałem. Owszem, byłem dla was surowym rodzicem, co też źle znosiła. Wiele nocy przepłakała, prosząc, żebym wam odpuścił. Wiele znosiła i za to ją cenię. Szanuję twoją mamę i zawsze tak było. To jednak nie w każdym związku łączy się z wybuchami miłości i namiętności. Nasze małżeństwa są aranżowane, a wierz mi, mój ojciec był dla mnie surowszy, niż ja jestem dla was. W naszym małżeństwie niewiele było wzlotów i romantycznych chwil, ale kocham ją. Nie wiem, jak ci to wyjaśnić, bo nie jest to miłość z filmów. Po prostu przeżyliśmy ze sobą tak wiele, że żadna inna kobieta nie była i nigdy nie będzie równie ważna. Zdradzałem ją, synu, bo jej to nie przeszkadzało. I to akurat najmniej ją bolało.

– Poważnie? – Marek zrobił wielkie oczy, nie dowierzając w to, co słyszy.

– Każdy związek ma swoje własne sprawy. Nie rozpowiadaj o tym, bo cię rozszarpię. Narobiłbyś tylko kłopotów.

– Nie zamierzam.

– Świetnie. – Potrzebował kilku oddechów, żeby móc znów rozmawiać z synem. – Pamiętaj, żeby pomagać mamie przez te kilka dni. Zaglądaj tu codziennie i nie słuchaj, że sobie radzi, tylko zrób dla niej, ile możesz. Niech sama nie dźwiga Anieli do kąpieli i zrób jej zakupy.

– Dobrze, tato.

*****

Jadł kolację, myśląc o matce. Zawsze miał żal do ojca o zdrady, gdy widział nieodebrane połączenia, słyszał ciche rozmowy, a tata znikał czasem na dwie, trzy noce i Marek domyślał się, że nie zawsze za sprawami Wspólnoty. W końcu mama to mama. Po czyjej stronie miałby stać, skoro to ojciec był tym surowym rodzicem wymierzającym bolesne kary? A tu się okazało, że zdrady to najmniejsze zło, które ją spotkało. Chyba nawet było jej to na rękę. Pewnie próbowali poczuć do siebie coś więcej, może nawet mieli, jak twierdził ojciec, lepsze momenty i tak narodziły się ich dzieci. Jednak to nigdy nie trwało długo, nie było między nimi chemii, a przywiązanie, wspólne cele i codzienne życie. Łączyło ich wiele, łączyło ich wszystko, poza iskrami.

Niby to rozumiał... a jednak nie. Jakoś nie umiał sobie wyobrazić, że wraca po dwóch nocach od swojej kochanki i kładzie się obok żony. Z drugiej strony, gdyby ona faktycznie nie chciała, to przecież by jej nie zmuszał... Można wytrzymać długo, sam wytrzymał już wiele miesięcy, ale lata? Co by zrobił? Złamałby się?

– Marek? – Iza nachyliła się w jego stronę.

– Tak?

– Pytałam, czy jeszcze jesz, czy mogę już posprzątać?

Zerknął na swój pusty talerz i widelec, który nadal trzymał w ręce.
– Dziękuję, zjadłem.

– Coś się stało?

– Nie, próbowałem rozwiązać jedną z zagadek życia, na które nie ma prawidłowej odpowiedzi. – Uśmiechnął się szeroko, nim dopił herbatę.

– Nigdy nie rób tego w środku nocy, wtedy to wszystko się jeszcze bardziej komplikuje. – Zaśmiała się, zbierając talerze i wszystko inne.

– Wiem. – Zabrał dzbanek, kubki i poszedł za żoną do kuchni. Położył wszystko na blacie i odwrócił się w jej stronę. – Mogę do ciebie dzisiaj przyjść?

Zaczerwieniła się po same skronie, a dłoń jej zadrżała w momencie wkładania talerza do zmywarki. Marek podszedł bliżej, mając nadzieję, że to dobra wróżba, a Izie po prostu zrobiło się gorąco.
– Jeśli nie chcesz, zrozumiem.

Wyprostowała się i oblizała wargi, zbierając się na odwagę. Serce waliło jej jak oszalałe. Poczuła się, jakby miała wpuścić nielegalnie chłopaka do swojej sypialni albo jakby ktoś po raz pierwszy zaprosił ją na randkę. Domyślała się, że skóra jej płonie czerwienią, ale nic nie mogła na to poradzić. Wiedziała, że on zna odpowiedź, bo na twarzy miał wymalowany zadziorny uśmieszek.

– Chcę. To znaczy... możesz.

– Cieszę się. – Złapał jej twarz i pocałował w policzek tuż obok nosa. – Przyjdę.

Odwrócił się i wyszedł z kuchni. Naprawdę się cieszył. Nie chciał małżeństwa podobnego do rodziców. I postanowił, że zanim się podda, warto najpierw podjąć rękawicę. Mogło się nie udać, ale przecież mogło się również udać.

^^^^^^

Hej ;)

Niestety nie mam jeszcze zapasów i do końca tygodnia ich raczej nie zrobię, bo czeka mnie kilka spraw, ale spokojnie, nowy rozdział się pisze. ;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro