» Rozdział 43 «

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W następnej kolejności swój rozdział na żądanie wykorzystuje @MagdaPiotrowska6 , więc kochani zrobiliście sobie maraton ;) Niestety, zostały 3 osoby posiadające taki przywilej, a dwie od wieków tu nie zaglądają, więc nie spodziewajcie się kolejnych ;(

Ten rozdział będzie wydawał Wam się krótki (ja też miałam takie wrażenie :D), ale to dlatego, że ostatnio dodawałam takie dość grubaśne, bo nigdy nie wiedziałam, w którym momencie zakończyć ;)
Nie krzyczcie, nie palcie na stosie i nie szukajcie mojego adresu, proszę :D :* "Miłego" czytania <3


^^^^^^

Przedłużające się milczenie Leona irytowało zarówno Marka, jak i Fabiana, ale nie przeszkadzali mu w zebraniu myśli, za bardzo zależało im na wyciągnięciu z niego wszystkiego, co wiedział.

– Boję się waszej reakcji – przyznał cicho Leon. – Ja tego naprawdę nie chciałem, ale czasem nie mamy wyjścia. Ktoś stawia nas w trudnej sytuacji.

– Więc miej to już za sobą – Marek zabrał głos, chcąc zasypać Leona gradem pytań, jednak wolał go nie naprowadzać, nie narzucać odpowiedzi. Musiał się upewnić, co do prawdomówności i szczerości szwagra, nie nadając żadnego toru tej rozmowie.

– Miałem znaleźć na kogoś haka i nie, nie – machał energicznie rękami – nie po to, żeby na kogoś donosić. To miał być taki as w rękawie, który być może trzeba by było kiedyś wykorzystać, gdy moja rodzina stanie się zagrożona.

– A jaśniej? Kto, kogo i czy coś znalazłeś? – Marek już znał odpowiedzi, którymi karmiły się stęsknione demony, ale wciąż udawało mu się trzymać je w ryzach. Na razie musiały się najeść, później nabierając siły, będą próbowały się uwolnić.

– Ojciec powiedział, że mamy się do ciebie zbliżyć, na wszystko uważać, wyłapywać niuanse, znaleźć coś, co będziemy trzymać w sekrecie, być może nawet na zawsze. Mieliśmy to wykorzystać tylko w sytuacji, w której nie mielibyśmy innego wyjścia. Gdyby ojcu coś groziło z twojej strony, mógłby cię zaszantażować.

– My... – Od razu podłapał Marek. – Czyli ty i kto?

Leon spojrzał z jeszcze większym przerażeniem. Nie docenił przesłuchań Alf i tego, że potrafią wyłapać taki szczegół z całego monologu. Fabian wciągnął w siebie głośno powietrze, a Marek zacisnął pięści, mówiąc przez równie zaciśniętą szczękę:

– Iza, prawda?

Leon nie odpowiedział, ale brak odpowiedzi również nią był. Marek poderwał się z miejsca, zbiegając po małych schodkach. Fabian równie gwałtownie wstał, a próbując zbiec po mokrej od deszczu ślizgawce, niemal się przewrócił, ale w porę odbił się rękami od piachu, doganiając kolegę.

– Marco, stój! – Złapał go za ramię, zostawiając na kurtce ślady piachu. – Nie rób nic głupiego. Może on kłamie?

– Sam w to nie wierzysz. – Pokręcił głową wściekle. – A ja już kiedyś miałem podejrzenia. Zabierz stąd Leona, później coś wymyślimy. Na razie nic nikomu nie mów, rozumiesz? – zagroził, choć nawet nie musiał. Fabian był bezsprzecznie lojalny wobec niego.

– Jasne. Zostawiam to tobie, to twoja żona.

Poszedł w swoją stronę, bo buzująca w żyłach krew, nie pozwalała myśleć ani o tym, że zostawił Fabiana z problemem i kolejną tajemnicą, ani o tym, że Leon nadal był pod wpływem alkoholu i trzeba było coś z nim zrobić. Przed oczami miał tylko te momenty, w których Iza zachowywała się dziwnie, wypytywała o coś, zapewniała, że może jej się zwierzać lub grzebała w jakiś rzeczach. Te obrazy napędzały go do każdego stawianego w kałużach kroku, mięśnie niemal paliły ogniem gniewu, a przez serce przelewało się zatrzęsienie emocji, tak bardzo różnych od siebie.

Nie patrzył na ubłocone buty, na mokre od deszczu włosy ani na to, że przekraczając próg domu, nagle zrobiło mu się gorąco. Wpadł do środka z siłą huraganu, zatrzaskując za sobą drzwi, przemierzał kolejne metry, nigdzie nie widząc Izy. Wbiegł po schodach na górę, zostawiając za sobą ślady wściekłości. Piachu, błota, kałuż i poczucia zdrady.

Iza wyszła właśnie z łazienki, uśmiechnęła się, opierając o drzwi. Dopiero po sekundzie zdała sobie sprawę, że mąż jest w złym stanie. Brudny, mokry i kipiącym szaleństwem w oczach. Stanął zbyt blisko, zabierając prawo do swobodnego oddychania, więc wciągnęła w siebie powietrze, jak gdyby była to ostatnia szansa na oddech. On wystawił przed siebie palec wskazujący, jej zakręciło się w głowie. Znała tę minę, ojciec taką miewał.

– Jedno pytanie, jedna szansa na odpowiedź – zagroził, dając do zrozumienia, że nie żartuje. – Czy ojciec kazał ci mnie szpiegować?

Zrobiła wielkie oczy, ale z ust nie wydostał się żaden dźwięk. Właśnie przestała czuć cokolwiek, wpadła w studnię, w której tonęła, połykając smak porażki.

– Kurwa... – wypluł z siebie, kręcąc głową z niedowierzaniem. Przestępował z nogi na nogę, rozglądając się po ścianach, jakby szukał tam jakichś wskazówek. – Jak mogłaś... – wyszeptał sam do siebie, odwracając się do żony plecami.

– Marek, zaczekaj. – W końcu się poruszyła. – To nie do końca tak.

– Nie do końca?! – ryknął, mierząc ją złowieszczym spojrzeniem. – Zdradziłaś mnie! I to w najgorszy z możliwych sposobów! Spałem w jednym łóżku ze szpiegiem! Zamierzałaś mnie pewnej nocy zadźgać? Jak można być tak wyrachowaną, kłamliwą...

Zamilkł, a łzy pojawiające się w jej oczach wzbierały na sile.

– Ja cię zdradziłam? Ja? Ja muszę lawirować między twoją a swoją rodziną. Grać w te wszystkie gierki, żeby przeżyć. Uważać na wszystko, co mówię i robię, starać się z całych sił, żeby być lubiana. Ja czasem już nie wiem... pogubiłam się w tym wszystkim... – zabrakło jej słów, żeby ubrać w nie swoje uczucia wstrzymywane zbyt wiele lat.

– Czekaj – zrobił krok w przód, a ona od razu pożałowała, że w ogóle zabrała głos – Czy ty właśnie powiedziałaś, że byłaś miła dla mojej matki lub taka pomocna dla siostry, bo chciałaś coś w zamian? Więc to nie było z dobrego serca?

– Było, ale ja muszę wciąż walczyć. CODZIENNIE. A i tak przegrałam...

– Trzeba było ruszyć głową i zastanowić się, czy udawanie fajnej dziewczyny nie wyjdzie ci bokiem.

– Nie udawałam – podkreśliła twardo. – Starałam się przetrwać. Potrzebuję sympatii twojej rodziny, czuję się u nich dobrze i nie chcę tego stracić. Ty nie masz pojęcia, jakie to uczucie, gdy dla wszystkich jesteś nieważny, kompletnie niepotrzebny na tym świecie. Tak, zależy mi na ich akceptacji, bo nie chcę sobie komplikować życia. Bo lubię być przez nich lubiana.

– I dlatego postanowiłaś nas wszystkich zdradzić? – Przekrzywił głowę z kpiącą miną. – Masz mnie za idiotę? W jednym masz rację... przegrałaś. – Znów odwrócił się od niej. Chciał stąd wyjść, zanim uruchomią się demony, które aż rwały się do przejęcia kontroli.

– To ja zostałam zdradzona... – zawyła z rozpaczy, nie hamując potoku wypływających łez. – Może powiesz, kim jest Stokrotka?

Zatrzymał się gwałtownie, jakby otrzymał cios w brzuch, choć żadnego ciosu nie było. W tym momencie wcale nie obchodziła go wiadomość o Anicie, a fakt, co właśnie powiedziała Iza. Odwracał się bardzo powoli i nawet strach w oczach żony już nie działał ostrzegawczo. W jego spojrzeniu mogła dostrzec tysiące ostrz, którymi zamierzał ją dźgać. Znalazł się przy niej szybciej niż zdążyła zarejestrować. Pochylił głowę, zaciskając pięści, napięta twarz zdradzała, że hamuje się z ledwością. Iza przełknęła ciężko ślinę w wyobraźni widząc już krew na swoim ciele.

– Więc jednak szpiegowałaś – wysyczał zajadle. – A ja miałem nadzieję, że zaprzeczysz. Powiesz coś na swoją obronę.

– To nie tak... – wydukała błagalnie. – Ja nie...

– Życie ci, kurwa, niemiłe!? – wydarł się, zakładając jej na gardło kajdany strachu. – Wiesz, co powinienem ci teraz zrobić?! Wiesz, co będą kazali mi zrobić?! Jak można być tak głupim!? Urodziłaś się wczoraj, że nie znasz zasad?

– Marek – przełykała łzy – posłuchaj mnie, oni nie mogą...

– Nie mogą?! Nie wierzę! Kto cię podmienił? Nie możesz być tak głupia... Oni nie mogą? Wszystko mogą! Myślisz, że tatuś ma większą władzę niż armia Alf?! Gdzieś ty rozum zgubiła?

– Proszę, daj mi przynajmniej minutę na wyjaśnienia...

Nie dał rady wytrzymać tam choćby minuty dłużej. Kopnął w ścianę, zostawiając ślad wszystkiego, co zaszło. Iza podskoczyła, ale nie zareagował. Po drodze ściągnął lustro, które też rozbił. Wolał to niż wyżyć się na niej. Nawet za to, co zrobiła, nie potrafił jej skrzywdzić. Mimo że kłamała, udawała i nie miał pojęcia, czy opowieści o ciężkim dzieciństwie były prawdą, ale i tak nie umiał. Wyszedł zostawiając pod sobie brud, tak samo obleśny, jak wszystkie ich niedopowiedzenia.

A Iza wciąż stała w miejscu. Patrzyła na pobojowisko, oplatając się drżącymi ramionami. Nie przestając płakać, zsunęła się po ścianie, siadając na podłodze.

– Nie mogą – załkała – bo noszę w sobie dziecko Alfy.

^^^^^^^

Jeśli myślicie, że to koniec dram, a oni będą mieli szansę porozmawiać, to muszę Was rozczarować... Nie nastawiajcie się na wyjaśnienia Izy w następnym rozdziale.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro