» Rozdział 17 «

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Swój "rozdział na żądanie" postanowiła wykorzystać MoJoB9

❤😘

^^^^^

– A więc zawsze eklerek? – Spojrzał rozbawiony, odkładając kawałek na talerzyk i sięgnął po kawę. Siedzieli już w domu przy stole, zajadając się słodkościami z piekarni.

– Nie zawsze, czasem wybieram pączka, ptysia albo coś innego. Ale lubię tę chwilę w ciągu dnia.

– Co wtedy robisz? – zapytał szczerze zainteresowany, znów wgryzając się w łakoć.

– To taka moja przerwa. Gdy już wszystko jest zrobione, pranie nastawione, posprzątane, a składniki na obiad naszykowane, siadam sobie z kawą i jem drugie śniadanie. Zawsze na słodko. Wtedy nie myślę o niczym. Ani o tym, co powinnam kupić, zrobić, załatwić, ani o ludziach. To tylko moja chwila.

– Fajnie.


Nastała cisza, bo Iza nie zaczynała na siłę rozmów. Zauważył to już jakiś czas temu. Miał wrażenie, że wszystko się zmieniło od tamtej imprezy.
– Mogę zadać ci okrutnie głupie pytanie?

– Już jesteś pewien, że będzie głupie? – Zaśmiała się, odkładając kubek. – Pytaj.

– Ta dziewczyna w mięsnym mnie zagadywała. I miałem wrażenie, że... – Zrobiło mu się trochę niezręcznie, że o to pyta. Nigdy wcześniej nie znalazł się w takiej sytuacji.

– Że?

– W ogóle cię to nie obchodziło.

Przytaknęła głową, znów sięgając po kawę. I tyle. Mało nie spadł z krzesła z wrażenia, ale zebrał się w sobie i położył łokcie na stół, splatając ze sobą dłonie.
– Gdy ten cały Jacuś tak na ciebie patrzył, to poczułem się z tym dziwnie. Nie podobało mi się to, jak okazuje ci zainteresowanie.

Iza oblizała palce, a później wytarła je w serwetkę. Marek miał wrażenie, że jak nigdy, się zdenerwowała. Nawet oczy się zaszkliły. Takiej jej jeszcze nie widział. Najczęściej nie okazywała emocji. A jednak to ją zabolało i kompletnie nie wiedział dlaczego.

– Zrozumiałam – odezwała się w końcu, patrząc tępo w biały kubek.

– A ja chyba nie.

– Nic mnie z nim nie łączy, nie łączyło i w ogóle się nie przystawia. Po prostu ma taki sposób bycia. Jeśli mnie o coś podejrzewasz, wiedz, że z nim nie flirtowałam. – Podniosła na chwilę wzrok, po czym przymknęła powieki. – Już i tak podjąłeś decyzję.

– Isia, wydaje mi się, że rozmawiamy o dwóch różnych rzeczach. Ja cię nie oskarżam i nie zabraniam tam chodzić na zakupy.

Znów na niego spojrzała, a w niebieskich oczach zobaczył tylko pustkę. Jakby była już gotowa na jakąś karę, której nie planował. Naprawdę była gotowa i trochę go to przerażało, że zniosłaby to z taką godnością. To oznaczało, że nie pierwszy raz musiała się z tym mierzyć. Spodziewała się wszystkiego i tylko lekkie drżenie palców na kubku zdradzało, że jednak czuje strach.

– Zdziwiłem się, że nie jesteś o mnie ani odrobinę zazdrosna, bo ja o ciebie tak. Chciałem zapytać, czy to była maska, czy ty naprawdę tak czujesz? Tylko tyle. Naprawdę nie zamierzam urządzać burd ani nic w tym stylu.

Odsapnęła i zacisnęła na chwilę szczękę. Po chwili się rozluźniła i znów panowała nad sobą.
– Gdyby ktoś zarysował ci samochód, wściekłbyś się, prawda? Albo gdyby dla żartu oblali dom farbą. To normalne, co czujesz. Jestem twoja. Mężczyźni nie lubią, gdy coś im zabierasz, nawet jeśli tego nie chcą. Szczególnie Alfy.

Zamarł. Potrzebował kilku oddechów, żeby powtórzyć w głowie jej słowa i upewnić się, że się nie przesłyszał.
– Ty tak na poważnie?

– A jest inaczej? Bo jeśli tak, to powiedz. – Wzruszyła ramionami z taką obojętnością, że aż go zmroziło. – Masz rację, nie jestem zazdrosna. Dlaczego? Uważam, że to niepotrzebne. Mam sobie rwać włosy z głowy? Płakać w poduszkę? Nie spać po nocach? Wmawiać sobie, że jestem niewystarczająca i zapadać się w depresji? Nie przywiążę cię, nie sprawdzę telefonu, nie zrobię nic. Będziesz chciał się z nią przespać, to po prostu to zrobisz. Z każdą inną też. Przecież nie zapytasz mnie o zdanie.

– O, Jezu... – Potarł twarz.

– Powiedz, że nie mam racji.

– Nie masz, nie zdradzam cię.

– Okej.

– Ty mi nie wierzysz. – Spojrzał na nią pełen dezorientacji.

– A mam powód, by myśleć inaczej? – Nagle się wystraszyła. Wiedziała, że przesadziła i trochę za dużo sobie pozwoliła.


Marek chwycił jej dłoń, spoczywającą na stole.
– Ej, nie bój się. Wolę, gdy jesteś szczera. Nie ukarzę cię. Nieważne, co mi powiesz.

– A za co mnie ukarzesz? – zapytała z większą pewnością siebie, gdy on trzymał jej dłoń.

– Za zdradę. Jeśli stanęłabyś przeciwko moim bliskim i nas zdradziła, wściekłbym się. Nie wiem, co bym z tobą zrobił, ale na pewno nie byłoby miło.

– Więc nic mi nie grozi. Twoja rodzina jest dla mnie dobra, ty też. Nie zamierzam zawodzić waszego zaufania.

– Ale? – Marek przysunął się odrobinę.

– Nie ma żadnego "ale".

– A jednak jest. – Przekrzywił głowę, baczniej przyglądając się żonie. – Na początku wyczuwałem od ciebie inne emocje. To, jak na mnie reagowałaś. Odkąd wróciliśmy z chrzcin, coś się zmieniło. Z kim o mnie rozmawiałaś?

– Pytałeś już o to. – Podniosła głowę, odpowiadając pewnie. – Z nikim o tobie nie rozmawiałam.

Marek nie wierzył. Ta postawa była wyuczona, miała coś zakryć.
– Więc co tam się wydarzyło?

– Nic takiego. – Podniosła się, chcąc pozbierać talerzyki, ale mąż podniósł się razem z nią i zagrodził drogę.

– Tym razem nie pozwolę ci uciec. Powiesz mi. – Nieustępliwy i twardy ton sprawił, że Iza odłożyła porcelanę i potarła o siebie wargi w zamyśleniu.

– Podsłuchałam czyjąś rozmowę. Nie wiem, kto to był. Drzwi były uchylone.

– I co mówili? – Usilnie próbował złapać z nią kontakt wzrokowy, ale bezskutecznie.

– Jakaś młoda dziewczyna się chyba w tobie kocha. Żałowała, że to nie ona jest twoją żoną.

– I tyle? – Rozłożył ręce. – O to jesteś zła?

– Nie jestem zła. – W końcu na niego spojrzała i zauważył, że mówi prawdę. Czy ona w ogóle potrafiła się złościć? – To zupełnie inne uczucia.

– Isia... – Wziął głośny oddech, przeczesując włosy palcami. – Nie rozumiem, dlaczego tak cię to ruszyło. – Nagle go olśniło. – Bo to nie wszystko...

Przełknęła ślinę, a on zbliżył się jeszcze bardziej.
– Mów, lepszego momentu nie będzie.

– Ta druga... Ona jej tłumaczyła, że jest głupia, bo ty...

– Bo ja? – ponaglał ją, chociaż niewiele to dawało. Iza i tak przemówiła dopiero po chwili ze strachem w oczach.

– Nie bez powodu zwlekałeś tak długo ze ślubem. Pewnie masz już szczęśliwy związek poza Wspólnotą. Albo...

– I ty nie wiesz, że Wspólnota żyje plotkami? – Przewrócił oczami, lecz dotarło do niego coś jeszcze. – Albo, co?

– Albo w ogóle nie lubisz kobiet – wypowiedziała z pędem Formuły 1, zaciskając powieki, jakby czekała, aż oberwie.

A Marek się roześmiał. Głośno. Zszokowana Iza powoli otworzyła oczy, niepewna tego, co teraz będzie. Mąż pokręcił głową, opierając się o stół.
– To ta plotka jeszcze życie? Nie jestem gejem i nie mam kobiety poza Wspólnotą. Jak mogłaś uwierzyć w takie bzdury?

– Wszystko się zgadza – odpowiedziała poważnie, bo jej nie było do śmiechu. – Większość czasu spędzasz poza domem. Ze mną tylko tyle, ile musisz. Nie wiem, gdzie jesteś i się nie dowiem. – Wzruszyła ramionami i widział, ile siły kosztuje ją utrzymanie rozmowy. – Mieszkamy razem dwa i pół miesiąca, a ty śpisz w innym pokoju. Dotykasz mnie tylko przy innych, gdy pokazujesz, że jesteś dżentelmenem.

– To nie tak... – Skrzywił się, bo nie wiedział, jakich użyć słów.

– A mi się wydaje, że jednak tak. Na początku dziwiłam się, dlaczego nie zwracasz na mnie uwagi, skoro mogłeś sam sobie wybrać żonę. Powinnam ci się podobać. Teraz już wiem. Było ci wszystko jedno. Miałam być tylko zasłoną dymną.

To, co widział w jej oczach, bezlitośnie uderzało w jego wnętrze. Myślał, że jej nie skrzywdzi, ale ludzi można krzywdzić bez użycia siły. Nie potrzeba pięści, noży ani wojowniczych umiejętności. Wystarczy złamać im serce... Trafić w duszę...

Iza pozbierała talerzyki i kubki, wyniosła je do kuchni, a Marek wciąż stał w miejscu. Pozwolił jej odejść, bo oboje potrzebowali chwili dla siebie. Nie wytrzymał jednak długo. Odbił się od stołu i nim Iza zdążyła się odwrócić, utknęła między blatem a Markiem.

– Przysięgam. – Położył rękę na sercu. – Żyję w celibacie od kilku miesięcy. Jeszcze przed naszym ślubem. Nie zdradzam cię, nie jeżdżę do innej. I tak. Lubię kobiety. Wiem, że we Wspólnocie lepiej się nie przyznawać do innej orientacji, ale mówię prawdę.

Zabrakło jej tchu, gdy stał tak blisko. Dotykał jej. Czuła ciężkość jego ciała, ciepło, zapach. I pragnęła czułości. Za nic jednak nie zamierzała się prosić.

– Cieszę się, że to sobie wyjaśniliśmy. – Zadarła głowę, nadal nie wierząc jego słowom. – Myślę, że ta rozmowa była nam potrzebna.

– Isia? – powiedział trochę ostrzegawczo, podnosząc dłoń. Kciukiem zaznaczył linię żuchwy. – Nie chciałem cię zmuszać. Nie wyobrażałem sobie naszego seksu. Byliśmy sobie obcy.

– A tobie nigdy wcześniej się to nie zdarzyło? – prowokowała go, bo oburzenie opuściło usta szybciej, niż zdążyłaby je zatrzymać.

– Zdarzyło. – Spojrzał na nią karcąco. – Ale to były kobiety, które w pełni świadomie podejmowały takie decyzje. Były doświadczone i dokładnie wiedziały, czego chcą. Z tobą jest inaczej.

Marek miał wiele do ukrycia, ale wierzył w to, co mówił do niej w tym momencie. Nie potrafiłby dodać niczego więcej. Nie mógłby patrzeć na nią, gdyby opowiedział, jak doszło do ich ślubu i dlaczego się na niego zgodził.

Znów pogładził jej policzek, zdając sobie sprawę, jak krucha jest. Tak samo, jak on. Bardzo łatwo zniszczyć człowieka, jeśli nie dba się o jego uczucia. A ona nadal tu stała. Nadal spokojna i silna. I podziwiał ją za to, że tak świetnie zniosła te plotki. Poza odsunięciem się nie pokazała po sobie niczego.

Cofnął się o krok, ale złapał jej dłoń.
– Jesteś w moim guście. Tym się nie przejmuj.

– Naprawdę? – Uniosła brew, chyba trochę nie dowierzając.

– Naprawdę. Jesteś ładna, lecz to tylko uroda. To jest nam dane na chwilę. Dla mnie nie ma znaczenia kolor włosów, oczu i wzrost. Taki już jestem. – Skrzywił się niewinnie, jakby się wstydził swoich tłumaczeń. – Intrygujesz mnie, ciekawisz, lubię spędzać z tobą czas i za każdym razem odkrywam w tobie coś nowego. Masz wiele zalet w charakterze, które bardzo mi się podobają.

– Dziękuję, doceniam. – Uciekła wzrokiem gdzieś w bok.

Marek chwycił podbródek żony, zmuszając ją do spojrzenia w oczy.
– Ale?

Iza wstydziła się to wyznać, najchętniej by uciekła. Widziała jednak, że Marek nie dałby jej odejść i będzie naciskał tak długo, aż uzyska odpowiedź. Postanowiła więc zaryzykować.

– Cieszę się, że lubisz mój charakter. A jednak chciałabym też czuć się lepiej w twoim towarzystwie. Bardziej kobieco i... zauważana.

– Pożądana. – Użył słowa, które nie chciało przejść jej przez gardło. Położył dłoń na talii i jednym gwałtownym ruchem przyciągnął żonę do swoich bioder.

Jej oczy zrobiły się większe, a oddech przyspieszył, gdy położyła dłonie na jego klatce piersiowej. On się pochylił, wyczuwając wokół przyciągający obłok. Przyjemne prądy przepłynęły pod skórą, przypominając o swoim istnieniu.

Zapragnął Izy po raz pierwszy.
Tym razem nie oszukiwał nikogo.

^^^^^^^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro