» Rozdział 53 «

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


5 lat później...


– W końcu jesteście! – Uśmiechnięta Julia wyszła z domu z szeroko otwartymi ramionami, tuż za nią wyłonił się Tymon z ponad rocznym Dominikiem na rękach.

– Korki były. – Wzruszył ramionami Marek, wyjmując swojego syna z fotelika, podczas gdy Iza otworzyła bagażnik. Nawet nie zauważyła, kiedy Kwiatkowscy podeszli tak blisko. Julia już chwyciła ją w ramiona, trzymając jednocześnie Dominika, bo Tymon właśnie wyciągał wózek. Tych dwoje faktycznie działało jak jeden organizm, o czym Iza zdążyła przekonać się nie raz, odwiedzając ich regularnie od kilku lat.

– Jeśli Marcel wszystko wam zeżre to nie moja wina. – Zaśmiał się Tymon, pomagając Leonowi włożyć do wózka maleńką córeczkę Pietruszewskich. – Chodźcie, chodźcie.

Izę niosło szczęście i radość. Policzki bolały ją od uśmiechu, szczerego uśmiechu. Przywitała się z Marcelem, Weroniką i ich dziećmi, ale również musiała z psami i kotem, bo i te patrzyły ciekawsko. Noemi, jak to Noemi, szybko stwierdziła, że woli święty spokój i uciekła do domu. Iza zajęła jedno z wolnych miejsc, a Julia, jak zwykle, z szybkością wiatru ogarnęła wszystko wokół, żeby było jej jak najwygodniej z maluszkiem. Kobiety nareszcie sobie usiadły, mężczyźni w tym czasie pilnowali grilla i patrzyli na biegające dzieciaki, którymi zajmował się dorosły już Leon.

Dom Zielińskich sprzedano dawno temu, ale Marek obiecał pomóc mu wejść w dorosłość. Nie sam. Pokazał Leonowi, czym jest jedność i tym sposobem już za kilka tygodni miał zamieszkać w wyremontowanym niewielkim mieszkaniu, oczywiście dzięki pomocy Pietruszewskich, Kwiatkowskich i Matrysów, skończył szkołę, zaczął pracę, a teraz miał spróbować się usamodzielnić.

Marek wziął głośny wdech, nabierając do płuc tyle powietrza, ile zdołał. Rozejrzał się wokół, chłonąc widok całym sobą. Biegające, silnie związane ze sobą dzieci, przyszłość Wspólnoty. Już budowali więź, która będzie kiedyś ich siłą, kochali się, choć jeszcze nie mieli pojęcia, co to znaczy. Będą mogli liczyć na siebie wzajemnie bez względu na to, co ich spotka. I nie tylko na siebie, bo również na swoich ojców, matki, wujków i ciocie.

Odwrócił głowę, obserwując roześmiane kobiety, siedzące przy stole, a wśród nich Iza, jego żona. Szczęśliwa, wolna, bezpieczna, kochana i kochająca, szanowana i szanująca. Dał jej wszystko, co mógł, otrzymując w zamian dwa razy więcej. Miał rodzinę, za którą dałby się pokroić. Żonę, za którą przyjąłby każdy bat, bo stała się dopełnieniem jego całości. Potrzebowali trochę czasu i musieli przejść ciernistą drogę, ale było warto. W końcu udało im poznać smak prawdziwej, trwałej, silnej miłości, opartej na szacunku, wsparciu, a przede wszystkim zaufaniu i przyjaźni.

Kochał Izę i często jej powtarzał.

Znów zerknął na dzieciaki. Bianka była tu jedyną dziewczynką, pozostałe były jeszcze za małe, żeby tak rozrabiać i trzymały się swoich matek. Marek uśmiechnął się pod nosem, patrząc na małą Kwiatkowską otoczoną chłopakami.

– Ta twoja córka... – urwał znacząco.

– Co z nią? – Tymon, przewracając mięso, spojrzał na Marka swoim znanym wzrokiem: „Umiem zabijać w pięć minut, a ty?".

Marek się zaśmiał, wskazując na dzieci, więc Marcel po chwili mu zawtórował, a później też zwrócił się do Tymona.

– Będzie gorsza od Julii, o to mu chodzi.

– Taka mieszanka genów, co poradzisz? – Tymon wzruszył ramionami i kontynuował z mocą w głosie. – Ma mnie i was, i ich – wskazał na kilkuletnich chłopców, otaczających Biankę.

– I nasze żony, które zagryzą każdego, kto stanie im na drodze – dodał Marcel. – Świat się zmienił. Tak bardzo się zmienił...

– Skoro my... – zaczął Marek. – To, czego dokonają nasze dzieci?

Trzej mężczyźni wpatrywali się w swoje potomstwo, zadając sobie to samo pytanie. Za ich plecami rozbrzmiał śmiech kobiet. Kobiet, które odmieniły ich życia, odmieniając też swoje. Odmieniając życie innych ludzi wokół. To te kobiety pokazały im, kim naprawdę jest silny mężczyzna. Wygrały z demonami własnych mężów, czyniąc się równymi z męską władzą.

Krwawiącymi paznokciami wyrwały sobie wolność, miłość, bezpieczeństwo. Dla siebie, swoich córek i przyjaciółek, udowadniając, że siła wiele nosi twarzy.

A gdyby zapytać tych mężów, cała trójka odpowiedziałaby tak samo:

Nie istnieje jedna definicja miłości.

^^^

"Gdy zaś przyjdzie to, co jest doskonałe, zniknie to, co jest tylko częściowe.
Gdy byłem dzieckiem, mówiłem jak dziecko, czułem jak dziecko, myślałem jak dziecko. Kiedy zaś stałem się mężem, wyzbyłem się tego, co dziecięce.
Teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno; wtedy zaś [zobaczymy] twarzą w twarz:
Teraz poznaję po części, wtedy zaś poznam tak, jak i zostałem poznany.
Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość — te trzy: z nich zaś największa jest miłość.*"
*Nowy Testament - 1 List do Koryntian


KONIEC


Cześć! ;)
Na wstępie dziękuję każdemu, kto dotarł do końca. W tej historii zdania czytelników były podzielone już od pierwszego rozdziału i zapewne będą już podzielone do końca. Dla mnie pisanie jej było ciekawym doświadczeniem, odnoszę wrażenie, że zupełnie innym od pozostałych, ale i tak się cieszę, że to zrobiłam.

Pamiętam, że na koniec miałam Wam coś powiedzieć w związku ze „zdradą" Izy.

Taki zabieg próbowałam użyć przy Wspólnocie, gdzie wciąż wytykałam palcem błędy Julki, jej potknięcia i ukrywanie różnych rzeczy względem Tymona... A jednak nie przypominam sobie, żeby ktoś bezwzględnie stanął po stronie Tymona, gdy ten zarzucił jej nieszczerość. Tak naprawdę mało kto w ogóle brał pod uwagę, że Julia, mimo swoich wad, mogłaby skrzywdzić celowo Tymona.

Tu się udało. Kilka osób uwierzyło w pełną winę Izy i ją skreśliło.

Sama nie wiem, dlaczego tak... Może po prostu Julię już znaliście dłużej, bo przez całą pierwszą część, a może to przez to, że w ich relacji to Tymon był w gorącej wodzie kąpany. Nie wiem, ale jeśli Wy wiecie, to chętnie posłucham ;)

A na sam koniec, jeszcze raz dziękuję Wam za wszystko. Jeśli pamiętacie, przerwałam pisanie tej historii, bo się wypaliłam. Jednak Wy czekaliście i teraz razem dobiliśmy do brzegu.

Dziękuję. Mam naprawdę wspaniałych czytelników. To dzięki Wam udało mi się zakończyć kolejną historię.

Ściskam Was mocno, pozdrawiam i wysyłam z powrotem wszystkie pozytywne fluidy, które Wy wysyłaliście do mnie. Oby wróciło do Was wszystko z dwukrotną siłą.

Znajdziecie mnie tutaj:

Strona autorska FB
Katarzyna Kasmat

Tik tok:
kasmatk

Instagram:
kas_mat_wattpad

❤️❤️❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro