» Rozdział 11 «

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Dziś nie padało, postanowiła więc założyć słuchawki i pokonać piętnaście minut drogi na piechotę. Na ramieniu ściskała dłonią ramiączko torebki, nie wiedząc, czego się spodziewać po tym spotkaniu. Trochę się denerwowała, a jednocześnie to ekscytacja sprawiała, że robiła coraz szybsze kroki.

Gdy dotarła pod wskazany adres, zauważyła siedzącego na ławce kolegę Marka, skupionego na swoim telefonie. Podeszła więc mówiąc trochę niepewne „cześć". Chłopak podniósł się, a Anita zrobiła automatycznie krok w tył. Nic jej nie zrobił i patrzył sympatycznie, ale jakoś podskórnie czuła do niego respekt.

– Nie przedstawiono nas sobie. Marcel. – Wyciągnął dłoń, którą chwyciła.

– Anita. – Uśmiechnęła się, potrząsając jego dłoń trochę zbyt energicznie. Stres, który czuła w drodze tutaj, teraz się nasilił.

– Chodź. – Ruszył pierwszy, więc poszła za nim i nie rozumiała, dlaczego obecność tego mężczyzny każe jej zachowywać się potulnie i grzecznie. Po prostu on miał w sobie coś takiego, mimo miłego spojrzenia. A ona wolała słuchać swojego instynktu samozachowawczego.

Nacisnął przycisk przywołujący windę, a gdy ta się otworzyła, machnął ręką, żeby weszła pierwsza. Następnie nacisnął „dziesięć" i oparł się nonszalancko o metalową ściankę, zagryzając dolną wargę, jakby się nią bawił. Wzrokiem śledził podświetlane cyfry informujące, na którym znajdują się piętrze. Anita przyglądała mu się, wciąż ściskając nerwowo ramiączko torebki. Nie czuła się pewnie, wiedząc, że zaraz znajdzie się sama w mieszkaniu z kompletnie obcym mężczyzną.
– Więc ty i Marek – odchrząknęła, bo zachrypła. – Jesteście znajomymi?

– Jest tak, jak ci powiedział. – Nadal nie odrywał wzroku od panelu. A jego niewzruszenie sprawiło, że nerwowo przełknęła ślinę.

– Nic mi nie powiedział. Nie pytałam.

Uśmiechnął się pod nosem, gdy winda zapikała pokazując dziesiąte piętro. W końcu podniósł wzrok na Anitę, wskazując, żeby przeszła pierwsza.
– Od razu na lewo. Ja i Marek jesteśmy kuzynami. – Szukał kluczy w kieszeni.

– Aha...

– Mieszkanie nie jest duże. Na jedną osobę idealne. – Włożył klucz do zamka, odwracając gwałtownie głowę. – Będziesz mieszkała tutaj sama, czy z kimś?

– Sama.

Kiwnął głową, ponownie uśmiechając się pod nosem. Anita miała ochotę zetrzeć mu ten uśmieszek, bo wyczytała z tego dwuznaczność, co do Marka. Pchnął drzwi, po raz kolejny przepuszczając ją pierwszą. Niby miły gest, a jednak nie lubiła, gdy facet jego typu stał za jej plecami. Przekroczyła jednak próg, nie mając innego wyjścia.

Oniemiała już na przedpokoju. Piękne, jasnoszare płytki zdobiły podłogę, chyba aż po kuchnię. Ściany w odcieni ładnej szarości oświetlały niewielkie lampki z sufitu, niczym rozsypane gwiazdy. Z czego jedna ze ścian była wielkim lustrem. Dzięki otwartym drzwiom do pokoi, zauważyła, że wszędzie podłogi wyłożone są panelami z górnej półki. Całe mieszkanie urządzone nowocześnie i... drogo. Nie tego się spodziewała. Nigdy nie mieszkała w takich warunkach.
– Jest tak...

– Wiem, brudno. Wybacz, nikt tu nie mieszka od jakiegoś czasu i nie miał kto posprzątać. Od razu mówię, że to będzie na twojej głowie. Nie mam czasu na ścieranie kurzy...

– Nie, nie – zaprzeczyła z mocą. – Chciałam powiedzieć, że jest ładnie.

– Aha. – Uśmiechnął się szeroko. – Chodź, pokażę ci resztę.

Najpierw przeszli do kuchni, niedużej, ale z przepięknym widokiem na las i centrum miasta. Dziesiąte piętro robiło swoje. Przeskanowała wzrokiem szafki i wyposażenie i zanim zdążyła zapytać, Marcel ją uprzedził.
– Możesz używać, czego chcesz, bo sprzęty zostają. Chyba są jeszcze kapsułki do ekspresu. – Otworzył jedną z szafek, wyciągając prawie pełne pudełko. – O, są. Jak coś ci będzie przeszkadzało, schowaj gdzieś bezpiecznie, ale nie wyrzucaj i nie wynoś do piwnicy. Mają tu wilgoć i szczury.

– Dobrze.

– Wszystko chyba działa. – Włączał i wyłączał palniki. Później sprawdził piekarnik, a następnie machnął ręką. – Zresztą nieważne. Gdyby coś nie działało, zadzwoń. Załatwię to.

– Dobrze. – Skinęła głową, mocno zaciskając dłonie na torebce.

Wyminął ją, idąc do następnego pomieszczenia.
– Jeśli kochasz długie gorące kąpiele, to muszę cię rozczarować. Łazienka jest mała, więc zmieścił się tylko prysznic. Za to z bajerami. Masaże, radio i takie tam. Nie wiem, czy coś jest w szafkach po poprzedniej lokatorce. Jak coś znajdziesz, możesz wyrzucić.

– Lokatorce?

– Tak, moja była tu mieszkała. – Puścił jej oczko, wychodząc z łazienki i wszedł do małego pokoju. – Wątpię, że pościel jest świeża, ale sama musisz o to zadbać. Jak mówiłem, nie bawię się w sprzątanie. Masz tu łóżko, lampę, regał i szafę do dyspozycji.

– Bardzo tu przytulnie.

– Skoro tak mówisz. – Wzruszył ramionami, ruszając dalej. Anita chodziła za nim jak gąska, ciągle przytakując. Wciąż nie wierzyła, że będzie mogła tu zamieszkać i nie robiła sobie zbyt wielkiej nadziei. Czekała na haczyk. Marcel swobodnie rozejrzał się po kolejnym z pokoi, zbierając myśli.

– To salon. Balkon jak balkon, chyba pokazywać ci nie muszę?

– Nie.

– Świetnie. – Skinął głową. – Z ważnych rzeczy... Sprzęty tutaj też zostają. Możesz korzystać i nie dostawać zawału, jeśli coś się uszkodzi. Spokojnie, nie morduję. No... przynajmniej niewinnych kobiet nie morduję. – Obrócił to w żart, więc się uśmiechnęła, w końcu rozluźniając.

– Jak wyglądają opłaty?

– Czynsz trzysta pięćdziesiąt złotych, już z ogrzewaniem. Media według zużycia, ale raczej nie przekroczysz dwustu złotych. To pudło. – Poklepał dekoder. – Sto dwadzieścia złotych. W tym masz Wi-Fi, kablówkę, Netflix i HBO. Wszystkie hasła w szafce z szybą. Nie oszczędzaj przesadnie na grzejnikach, bo pozbycie się wilgoci i grzyba też kosztuje, a mi się nie chce tego robić. Więc grzej i wietrz mieszkanie zimą i nic ci nie doliczę. Ewentualną dopłatę biorę na siebie, ale to nie oznacza, że masz grzać na maksa i otwierać okna, bo ci za gorąco. Bądźmy dla siebie mili, tak? – Uniósł brew, czekając na odpowiedź. A jego wzrok sprawił, że ponownie nie umiałaby mu się sprzeciwić.

– Nie zamierzam cię wykorzystywać ani oszukiwać.

– To się dogadamy.

Wyciągnął z szafki kartkę i długopis, po czym usiadł na kanapie przy niewielkim stoliku. Spisał wszystkie opłaty, podkreślając na końcu podliczenie.
– Co miesiąc będę przychodził po pieniądze. Wolę sam robić opłaty. Nie jestem bez serca, nie wyrzucę cię, jeśli nie będziesz sprawiała mi problemów. Dla mnie to i tak wygoda, że ty wyłożysz za czynsz i zadbasz o mieszkanie.

– A kaucja?

– Brak.

– A umowa?

– Brak.

– Nie boisz się, że choćby przypadkiem uszkodzę któryś z drogich sprzętów albo przestanę ci płacić?

– Nie. – Zaśmiał się, prawie jakby ją wyśmiewał. – Po pierwsze, ja się niczego nie boję, bo zawsze można znaleźć wyjście z sytuacji. Po drugie, Marek mnie poprosił o przysługę, więc to jego pociągnę do odpowiedzialności. Najpierw mi zapłaci, a później niech sam się z tobą użera. To jak? Chcesz klucze?

– Tak po prostu? – Przyglądała mu się podejrzliwie, nie dając spokoju biednej torebce.

– Tak po prostu.

– A gdzie jest haczyk?

– Nie ma. Czasem dobrze robić dobre rzeczy dla dobrych ludzi.

– Skąd wiesz, że jestem dobrym człowiekiem?

– Marek tak twierdzi, a ja mu ufam.

– A w jakim terminie muszę podjąć decyzję?

Zmarszczył brwi, stukając długopisem o blat. Ponownie uciekła przed jego wzrokiem, mając wrażenie, że prześwietla jej myśli.
– Myślałem, że szukasz taniego mieszkania?

– Tak. – Wzięła głośny wdech. – Tylko widzisz, najpierw muszę się wynieść z poprzedniego. To świetna okazja i bardzo mi zależy, ale nie jestem w stanie płacić za dwa mieszkania jednocześnie. To przekroczy moją pensję, a przecież muszę jeść i się myć.

– Ach... O to chodzi. Jeśli jesteś zainteresowana, to mi obojętnie. Nie wynajmuję obcym, bo nie chce mi się użerać. Mogę poczekać na ciebie, to żaden problem.

– Naprawdę? – Niemal zapiszczała, nie wierząc, że nagle ma tak wiele szczęścia. Wredny głosik z tyłu głowy podpowiadał, że to zbyt piękne by mogło być prawdziwe.

– Mówiłem, że mieszkanie jest puste od kilku miesięcy. Jeden miesiąc nie zrobi mi różnicy. Dla mnie jest ważne, żebyś o wszystko zadbała. Sprzątała, wietrzyła, zauważała drobne usterki. Ja będę miał to z głowy. No... i nie sprawiaj problemów. Żadnych dzikich imprez, wizyt policji, rzygania przez balkon, wojny z sąsiadami i zaśmiecania klatki. Ty traktuj moją własność z szacunkiem, a ja tak samo będę traktował ciebie, jako lokatorkę. Pasuje?

– Bardzo. – Poczuła, jakby ogromny ciężki głaz spadł z jej barków. Powoli zaczynała się rozluźniać.

– No i fajnie. – Podniósł się, dając znak, że skończyli rozmowę. Ruszył w stronę wyjścia, a ona ponownie potulnie poszła za nim. – Zadzwoń, jak będziesz chciała klucze. A! – Zatrzymał się gwałtownie. – Marek kazał zapytać, czy potrzebujesz pomocy przy przeprowadzce?

– Chyba nie... Jakoś sobie poradzę.

– Och, przestań. – Przewrócił oczami, czekając, aż wyjdzie na klatkę. – Przyjaciele Marka są naszymi przyjaciółmi. Mogę załatwić kilku silnych facetów i ci pomożemy. Zastanów się i daj znać. – Trzasnął drzwiami mieszkania, przekręcając klucz.

– Chyba nie jestem przyjaciółką Marka. – Zmarszczyła nos, włączając przycisk przywołujący windę, a ta otworzyła się od razu. – To za duże słowo. Ledwo go znam.

– Chyba jesteś, ale o tym nie wiesz. – Zaśmiał się, wchodząc za nią do windy. – Jednak widać, że go nie znasz. Wierz mi, on nie jest taki miły dla wszystkich.

– Dlaczego więc jest taki dla mnie?

– Nie wiem. I nie wtrącam się w cudze sprawy. – Jego chwilowa otwartość zniknęła i Marcel znów stał się dla niej mężczyzną, z którym wolałaby nie zadzierać. Nie powiedziała więc już nic, poza pożegnaniem i obietnicą, że się odezwie.

Gdy dotarła do domu, miała ochotę latać. Wszystko zaczynało się układać jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Najpierw napisała podziękowania do Marka, później poszła na autobus, żeby odwiedzić rodziców na cmentarzu.

Teraz uwierzyła, że jej nie zostawili. Stawiali na jej drodze ludzi, którzy pomagali wyjść na prostą i poradzić sobie z problemami. Kurczowo trzymała się tej myśli, czując, jak rodzi się w niej energia, która pomoże przetrwać ten trudny czas.

Późnym wieczorem przez ponad godzinę rozmawiała przez telefon z Kamilą. Obie relacjonowały sobie kilka dni, podczas których się nie widziały. Kuzynka Anity była zszokowana obrotem spraw, ale przyznała, że trzyma kciuki za powodzenie i... parapetówkę. Poparła też słowa Anity, twierdząc, że to rodzice z nieba tak o nią dbają.

W końcu się rozłączyła. Po chwili przyszedł SMS informujący o tym, że jakiś numer próbował dwukrotnie nawiązać z nią połączenie. Okazało się, że to Marek. Oddzwoniła, ale tym razem to on nie odebrał. Gdy odpływała już w sen, nadeszła wiadomość.

Marek Pietrzak

Nie mogę teraz rozmawiać. Bardzo się cieszę, że mieszkanie Ci się spodobało i że mogłem pomóc. Dobranoc, stokrotko. Pięknych snów. ;*

Ten buziaczek na końcu sprawił, że gapiła się w ekran zdecydowanie zbyt długo, a cała senność odeszła.
– Ależ ty jesteś głupia – powiedziała na głos sama do siebie. – Pewnie pisał szybko i palec mu się omsknął. Ewentualnie nie ma to dla niego większego znaczenia.

Nacisnęła chmurkę odpowiedzi, dwa razy zastanawiając się, co odpisać.

Dobranoc. Niech Ci się śnią piękne kobiety i pomarańcze. :D

Odpowiedź nadeszła szybciej niż się spodziewała.

A żebyś wiedziała. ;) Ale pomarańcze zamieniam na truskawki, płynną czekoladę albo lód w kostkach. Mam więcej pomysłów, co można z tym zrobić. ;)

Gorąc przeszedł ją, aż po czubek głowy. Oblizała wargi i przełknęła ślinę, gdy wyobraźnia podsunęła jej obrazy, które dla własnego bezpieczeństwa, najlepiej by wymazała.

Jednak pomysłowość chyba trochę Ci kuleje, skoro nie potrafisz wymyślić nic z pomarańczami. ;p

W odpowiedzi najpierw nadeszła roześmiana buźka, za moment dołączyła do niej kolejna wiadomość:

Nie powiedziałem, że nie potrafię. Pomarańcza ma jednak swoje minusy. Może trysnąć sokiem w oko lub podrażnić skórę. Co kto lubi. Nie oceniam. – Na koniec wysłał kolejną roześmianą buźkę.

Zapędził ją w kozi róg, a ona długo zastanawiała się, jak wygrać tę potyczkę. W końcu chichocząc pod nosem, wysłała mu link do strony z przepisami kulinarnymi.

Z pomarańczami można zrobić wiele. Wystarczy odrobina ostrożności, żeby nie prysnęły Ci w oko.

Uśmiechając się szeroko, czekała na dalszy ciąg rozmowy. Napięcie uderzało do głowy, gdy widziała, że on odpisuje bezzwłocznie. Nie mogła się doczekać, aż na wyświetlaczu pojawi się wiadomość. Niemal przebierała nogami pod kołdrą.

Poprawiłaś mi humor po bardzo kiepskim dniu. I to na odległość! Dziękuję. A co do przepisów, to powinienem to przemilczeć pewnie, ale w kuchni można... Nie, jednak to przemilczę... ;)

– Och, Marek, Marek... – Pokręciła głową, klikając literki na ekranie.
Dobranoc. W takim razie niech śni Ci się kuchnia z pełną lodówką.

Dobranoc. I wzajemnie. ;)

Odłożyła telefon na pustą stronę łóżka i przekręciła się na bok. Zamknęła oczy i uśmiechnęła się mimowolnie, bo wyobraziła sobie Marka w swojej kuchni. Dzięki temu zasnęła spokojnie, choć jej sny do spokojnych nie należały. 

^^^^^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro