» Rozdział 31 «

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Dłuższą chwilę walczyła zanim zaczęła zapadać w sen. Gdy przed oczami zrobiło się ciemno, a ona miała wrażenie, że osuwa się w jakąś otchłań, pęcherz upomniał się o uwagę.

– Świetnie – przeszło jej przez myśl. – A już prawie zasnęłam.

Starała się ignorować napierające wołanie ciała, ale w końcu się poddała. Była pewna, że nie zaśnie, póki nie opróżni pęcherza.

Wstała więc niechętnie z łóżka i cichutko poszła do łazienki. Myjąc ręce przy zlewie, spojrzała w lustro i stwierdziła, że naprawdę potrzebuje snu. Chociaż nie patrzyła na zegarek, to domyślała się, że już koło szóstej. Wtedy rozległ się dźwięk uderzenia i soczyste przekleństwo.

Spadł z kanapy? Czy się o coś potknął? – Zaśmiała się w duchu. Wyszła z łazienki, kierując się do salonu.

– Wszystko w porządku? – zawołała, nie wchodząc do środka.

– Taa...

Powoli nacisnęła klamkę, żeby wiedział, że wchodzi. W pokoju panował półmrok, więc odruchowo zapaliła światło. Przy okazji chciała się zaśmiać, że zdołała zobaczyć tatuaż bez rozbierania go, czyli znów wygrała. Nie zaśmiała się jednak. Marek stał o dwa kroki od niej, a usta Anity się rozchyliły. Lustrowała go spojrzeniem kawałek po kawałku. Ciało Marka było dziełem sztuki. Smok przywierał do niego, trzymając się pazurami za żebra i obojczyk. Szyja oplatała prawy bark, sunąc po ręce, aż do dłoni. Tylne łapy, jakby opierały się na kościach biodrowych, a ogon...

Ogon oplatał lewą nogę. Był gruby i robił się coraz węższy, kończąc się tuż pod kolanem, na piszczelu. Każda łuska, cień, wytatuowane rany, które smok zadawał mu pazurami, były niezwykle staranne. Niemal jak żywe. Czuła, że to nie jest fanaberia, to wszystko znaczyło coś więcej. I gdyby się bardziej doszukać, między łuskami znajdowały się ukryte symbole i cyfry. Tak samo jak na dłoni, symbol Alfy i korona.

Anita powoli przeniosła wzrok na oczy Marka, który nie odezwał się słowem, chyba oceniając jej minę.
– Dlaczego on cię rani?

– Jesteś pierwszą osobą, którą to interesuje.

– Dlaczego? – Podeszła bliżej. Powinna zapytać o zgodę, ale nie myśląc wiele, dotknęła palcami tatuażu na wysokości klatki piersiowej. – Dlaczego cię osacza?

– Tak już jest.

– Nie rozumiem... – Podniosła głowę, żeby znów patrzeć mu w oczy.

– To moja skóra. Smok nie jest ani dobry, ani zły. Po prostu jest.

– I trzyma się ciebie pazurami?

– Niektórych rzeczy nie da się zmienić. Na przykład skóry. Rodzisz się taka i nic nie poradzisz.

– Ale... – Westchnęła ciężko. – Dlaczego on zadaje ci ból?

– Nie może beze mnie istnieć, więc trzyma się mocno. To nie tylko ból, ale też lojalność. Zawsze ze mną będzie. Lojalność wobec innych czasem wymaga tego, że sprawiać komuś ból.

Doszukiwała się w jego spojrzeniu uczuć, ale znalazła tylko smutek.
– Chcę wiedzieć, jaka kryje się za tym historia?

– Nie – odpowiedział twardo.

Opuściła rękę, zdając sobie sprawę, że dotyka Marka z ciekawością, a przecież nie był rzeczą, którą można oglądać i się zachwycać.
– Jest piękny.

Nie odpowiedział, jednocześnie nie spuszczając z niej wzroku. Nagle w jej płucach zabrakło powietrza, coś ją uciskało i nie pozwalało odetchnąć. To bliskość mężczyzny, który patrzył na nią inaczej niż zazwyczaj.

– Nie mogę dać ci tego, na co zasługujesz – wyszeptał tak cicho, że gdyby nie jego ruszające się usta, nie byłaby pewna, czy naprawdę tak powiedział.

– Znowu nie rozumiem...

– Nie mogę ci dać pewności, stabilizacji i pięknej przyszłości, ale mogę być... Teraz.

– Czy ty masz żonę? – zapytała z powagą, ale i on zachował powagę, chociaż spodziewała się, że może ją wyśmiać.

– Nie.

– A...

– Nie mam nikogo – przerwał jej. – Ani żony, ani dziewczyny, ani narzeczonej, ani kogokolwiek, kto na mnie czeka. Teraz jestem tu dla ciebie.

– To bądź.

– Jesteś tego pewna? – Zbliżył się tak, że stykali się ciałami.

Anita nabrała głośno powietrza.
– Nie.

– Ja też nie. – Przełknął ciężko ślinę. – I co z tym zrobimy?

Była przy nim słaba. Jego bliskość oszałamiała tak bardzo, że nie potrafiła myśleć o niczym innym poza palącą z pragnienia skórą. Mogła zacisnąć uda i udawać, że wcale nie mrowi ją całe ciało. Jednak oboje nic nie mogli poradzić na bardzo wyraźnie odznaczające się dowody podniecenia.
Przymknęła powieki. Nawet jej nie dotykał, a spalała się żywcem.

– Pieprzyć to wszystko. – Pocałował ją, chwytając za policzki.

Anita nie walczyła, oddawała pocałunek z równą pasją. Chciała więcej, jeszcze, bardziej. Gdy mrok walczył ze światłem. Gdy noc walczyła ze wstającym dniem. Oni w końcu przestali walczyć.

Odsunął się odrobinę, żeby sprawdzić, czy ona na pewno tego chce. Jego całego, prawdziwego, niedostępnego dla kogokolwiek innego. Ciemne spojrzenie przeszyło ją od stóp do głów. Zadrżała, oddychając bardziej płytko. Przejechała palcem po jego dolnej wardze, a delikatne ciepło dotyku, rozrosło się do płomienia jeszcze za nim dotarło do brzucha.

Chwycił krańce jej koszulki i jednym ruchem pozbył się ubrania. Teraz to Marek sunął spojrzeniem po ciele Anity. Jej piersi unosiły się lekko wraz z każdym, coraz głębszym oddechem. Dotarł do oczu i złapał jej kark, przysuwając się bliżej. Ponownie zawładną jej ustami, językiem, oddechem. Była jego, cała jego. A on jej, cały jej. Zarzuciła mu ręce na ramiona, przejechał swoją dłonią po kręgosłupie. Westchnęła wraz z jękiem w jego usta, gdy chwycił pośladki.

Ścisnął mocniej, podskoczyła, oplatając go nogami. Trzymając ją mocno i nie przestając całować, stawiał pewne kroki w stronę kanapy.

Usiadł, sadzając na sobie dziewczynę. Zebrał jej włosy w garść, przesuwając na jedno ramię, żeby dostać się do szyi i obojczyków, które śniły mu się po nocach. Mimo że nadal byli w bieliźnie, Anita zaczęła poruszać biodrami. Ocierała się o niego, odchylała głowę w tył, jakby tańczyła.

Wiele razy myślał o tym, jakie to byłoby uczucie, gdyby tańczyła na nim. Kręciła biodrami, poruszała całym ciałem, przymykała oczy, odpływała. Teraz mógł się przekonać, że to o wiele lepsze niż w marzeniach.

Lizał ją, całował, podrażniał, zasysał skórę, czując zapach, który kojarzył mu się tylko z nią. Ona wzdychała coraz szybciej i głośniej, oddając pieszczoty. Czuł, że jeśli zaraz nie sięgnie po portfel, z obu stron będzie po wszystkim. Jedną ręką po omacku próbował odnaleźć spodnie. Musiał się przechylić, żeby faktycznie je chwycić. Szybko wyciągnął z portfela prezerwatywę.

Anita zeszła z niego i złapała w garść swoją bieliznę. Marek zębami rozerwał opakowanie, a wzrok zjechał mu niżej. Powoli pozbywała się ostatniego z ubrań i sposób, w jaki to robiła, podziałał na niego tak, że nawet na karku włoski stanęły dęba. Boże, dla niego ta dziewczyna była idealnym ideałem. Uwielbiał z nią rozmawiać, przytulać ją, zwierzać się, tańczyć, a teraz był pewien, że pokocha każdy fragment jej ciała. Nawet drobną bliznę na brzuchu. Nawet pieprzyk na biodrze. Wszystko.

Był gotowy. Uklęknęła na kanapie, zawisając nad nim. Teraz go przewyższała, więc musiał zadrzeć głowę. Wsuwała się na niego powoli. Nigdzie się nie śpieszyła, przedłużając tę chwilę. Patrzyła mu o oczy bez przerwy, nawet nie mrugnęła, jakby go hipnotyzowała. Oboje czuli ogarniającą ich magię, drżenie powietrza wokół, przejmującą ciszę, jakby świat zamknął na chwilę oczy i odwrócił głowę. Anita nie straciła kontaktu wzrokowego, dopóki nie dotarła do końca. Wtedy przymknęła powieki, wypuszczając z siebie zduszony pomruk. Po skórze Marka przeszły prądy. Po raz pierwszy pozwolił kobiecie sobą rządzić i nigdy nie przeżył czegoś bardziej erotycznego.

Chwycił ją mocniej, przygryzając dolną wargę. Jęknęła i zaczęła się poruszać. Zatracili się oboje, odłączyli od świata zewnętrznego. Nie wiedzieli, że już wstał dzień. I tak ich to nie obchodziło.

Anita przyspieszyła, drapała go delikatnie paznokciami po plecach, ramionach i karku. Złapała jego żuchwę, mając ochotę na kolejny pocałunek. Brała sobie, co chciała, a on był gotów oddać cokolwiek sobie zażyczy, byle było jej dobrze. Ujeżdżała go zmysłowo, ponętnie, pożądliwie, podniecając go tym jeszcze bardziej. W jej oczach palił się płomień namiętności, którego chciał kosztować wielokrotnie. Jeśli myślał, że pójście ze sobą do łóżka rozładuje to, co między nimi rosło napięciem, mylił się. Już wiedział, że od teraz przepadnie jeszcze głębiej.

Błądził dłońmi po całym ciele, jakby nie wiedział, gdzie właściwie pragnie się zatrzymać na dłuższą chwilę. Anita zwolniła, bardziej skupiając się na swoich ruchach. Odchyliła głowę, kładąc dłoń na włosach Marka. Dopieszczał jej szyję, tak jak tego potrzebowała. Wychodził niemal z własnego ciała, żeby ją zadowolić. Jęk wymieszany w pomrukiem, który uciekł z ust dziewczyny, dodał mu mocy. Dawał więcej, jeszcze więcej, a wciąż było mu mało.

Nagle gwałtownie schowała twarz tuż przy jego szyi. Wtuliła się całą sobą, drżąc i przyciskając go do siebie z mocą. Marek przytulił Anitę z czułością, a myśl, że ona właśnie przeżywa orgazm sprawił, że i on przeżywał to samo. Trwali tak w miłosnym uścisku. Zmęczeni, spoceni, zdyszani, ale zaspokojeni.

– My naprawdę to zrobiliśmy – powiedział w jej ramię, choć bardziej sam do siebie.

– Możesz zacząć żałować za chwilę? – Ledwo łapała powietrze, nie umiejąc unormować oddechu. – Ja... muszę... dojść.

– Nie doszłaś? Jak?! – wzburzył się, przerywając to, co chciała powiedzieć, a ona roześmiała się, wciąż tkwiąc wtulona.

– Dojść do siebie.

Odetchnął z ulgą, śmiejąc się razem z nią.
– Ja wcale nie żałuję. – Muskał delikatnie bark dziewczyny, ciesząc się, że ponownie pojawia się gęsia skórka. Przytulił ją mocniej, nie chcąc nigdy już wypuszczać. – Ale przenosimy się do sypialni. Obiecałem zabrać cię w podróż.

– Zabrałeś.

– To była ledwie krótka wycieczka, stokrotko.

Klepnął ją w pośladek, żeby wstała. Pomógł, odnosząc wrażenie, że wciąż drżą jej uda. Teraz znów ją przewyższał i zamierzał to wykorzystać. Złapał brodę między swoje palce, pozostawiając na wargach drobne muśnięcia, mające przypominać buziaki.

– Zaraz wracam. Nie uciekaj.

Wyminął ją. Anita odwróciła się za siebie i uniosła brew, bo kiedyś powiedział jej prawdę, ogon smoka owijał się przez biodro, kawałek pośladka, a później do uda. Ogon naprawdę był z tyłu. I uznała to za całkiem seksowne.

– Niezły tyłek. – Przygryzła wargę, dziwiąc się sama sobie, że zebrała się na odwagę na taki tekst.

– Wzajemnie. – Zaśmiał się, wchodząc do łazienki. – Cała jesteś niezła.


^^^^^

I bam! Stało się. ;) Jutro piątek i znów zabawa na FB ;) 
Buziaki i pozdrawiam!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro