» Rozdział 39 «

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Musiał wziąć się w garść i zająć sprawami Wspólnoty. W głowie i tak ciągle huczała mu Anita i po raz pierwszy zrozumiał, o czym mówili inni, ostrzegając przed miłością. To zgubne. Nie potrafił w pełni skupić się na niczym innym. Nie umiał zebrać myśli w jedno i zacząć działać. Kiedyś nie potrzebowałby tyle czasu, żeby podjąć racjonalne decyzje. Teraz otaczały go trzy dramaty. Coś się stało z Tymonem, Gabrielem i Julią, a on nie miał pojęcia co. Wiedział tylko, że skutki mogły być katastrofalne. Ojciec był wściekły, bo wywinął mu numer. Miał się pojawić na balu Alf. A do tego, Anita nie chciała na niego patrzeć.

Czuł się spalona kartka papieru. Rozsypany na kawałki.

Szedł przed siebie, mijając brudny od petard śnieg. Gdzieniegdzie słyszał jeszcze świszczące odgłosy ostatnich sztucznych ogni. Najwytrwalsi ludzie śmiali się głośno, śpiewali, wykrzykiwali: "Szczęśliwego Nowego Roku" i zapijali swoje szczęście alkoholem. A między nimi z rękami w kieszeniach i spuszczoną głową szedł on... I nikt nie zauważył człowieka, który kroczył tuż obok, przepełniony po brzegi poczuciem przegranej.

Anita podniosła się z podłogi z wściekłością obejmującą cały krwiobieg. Złapała worek na śmieci i wrzucała do niego, co się dało. Wszystkie pozostałości po ostatniej nocy. Miała ochotę stłuc piękne kryształowe kieliszki, ale nie zrobiła tego tylko z szacunku do zmarłej matki. Bo to były jej kieliszki. Cisnęła za to w ścianę dokumentami, które zostawił i kartą podarunkową.

Nie miała jednak sił sprzątać. Usiadła na podłogę, chowając twarz w dłoniach. Najbardziej na świecie chciała zapomnieć, zasnąć, jakoś to ułożyć, odpocząć. Zostawiając bałagan, weszła pod gorący prysznic. Udawała, że nie patrzy na lustrzaną ścianę, która budziła wspomnienia. Zmyła z siebie dotyk i pocałunki Marka. Wytarła się ręcznikiem niedokładnie, ale miała to gdzieś. Słyszała dzwoniący telefon, ale to też miała gdzieś. Jedyną osobą, od której teraz by odebrała była Kamila. Ona jednak obsługiwała imprezę sylwestrową, więc była zajęta.

Założyła na siebie świeżą koszulkę i poszła do kuchni. Tam nalała sobie pełną szklankę wody i sięgnęła po tabletki. Też należały do mamy.

Wracając do sypialni, zerknęła kątem oka na ponownie dzwoniący telefon. Marek Pietrzak.

Prychnęła pod nosem i wróciła do łóżka. Chciała zasnąć. Chciała zapomnieć o świecie i chciała, żeby świat zapomniał o niej.

*****

Siedział na miękkim fotelu obitym skórą w gabinecie ojca. Głowę trzymał prosto i patrzył, jak ojciec wyrzuca z siebie słowa z prędkością światła z czerwonej od gniewu twarzy. Mógł słuchać tej tyrady nawet kolejne dwie godziny, myślami i tak był zupełnie gdzieś indziej. Anita nie odbierała, nie odpisywała, nawet nie weszła na WhatsApp. Ostatni raz była aktywna po północy. Nie zauważył jej z telefonem w ręce, więc pewnie odpisywała na jakieś noworoczne życzenia, gdy on poszedł do łazienki.

– Słuchasz mnie?

– Tak, tato.

– Masz masę szczęścia, gówniarzu. Odpuszczę ci tylko ze względu na Anielkę, bo chce cię widywać i przez to, co się dzieje we Wspólnocie. Niepotrzebne nam kolejne plotki. Kwiatkowski i Marecki stali się gwiazdami i niech tak lepiej zostanie.

– Dziękuję za łaskę, tato – powiedział, nie wkładając w to żadnych uczuć. Tak ich wychowywano, mieli być posłusznymi maszynami wykonującymi rozkazy, a nie myślącymi i czującymi ludźmi. Filary Wspólnoty, żołnierze, wybrańcy, lepsza krew... To im mówiono, żeby wynagrodzić całą resztę. Jakby to miało cokolwiek wynagrodzić.

– Zejdź mi z oczu zanim zmienię zdanie i zamknę cię w pokoju, odbierając wszystko.

Podniósł się posłusznie, chcąc odejść.

– Marek. – Ojciec podszedł, zagradzając mu drogę. – To nie chodzi o to, że imprezowałeś ze znajomymi. Wiesz, że nie mam nic przeciwko. Jednak Wspólnota ma być na pierwszym miejscu. Jeśli mówię, że masz się pojawić na balu, to masz się tam pojawić. Narobiłeś mi wstydu, bo kazałem cię szukać, a nikt nie umiał cię znaleźć. Myślałem, że i tobie coś się stało.

Skinął grzecznie głową.
– Przepraszam, że cię zawiodłem. – W myślach krzyczało mu wszystko, zawiódł wiele więcej osób, o wiele więcej. Może gdyby tam był, coś by zauważył? Powstrzymałby Gabriela? Powstrzymałby Tymona? I nadal miałby Anitę. Zawiódł wszystkich jedną decyzją.
– Jak on się czuje? – Podniósł głowę, bojąc się, że to, co usłyszy zmiecie go całkowicie.

– Jest w szpitalu.

Ścisnął szczękę, brzęcząc zębami w odpowiedzi na oblewające go wyrzuty sumienia. Jedna godzina skrzywdziła tak wiele ludzi... Ludzi, którzy tylko chcieli przeżyć wspaniałego sylwestra.

– Możesz iść.

Marek się wyprostował, chociaż zarówno ciało, jak i dusza ociekały przemęczeniem.
– Tato, czy nasza rodzina stanie po którejś ze stron?

Ojciec zastanowił się chwilę, wwiercając skupione spojrzenie w Marka.
– A gdybyś był na moim miejscu. Co byś postanowił?

– Nie mieszałbym się. Nie mam ochoty solidaryzować się z jednymi, żeby zadrzeć z drugimi.

– Prawidłowo, synu. Kwiatkowscy i Matrysowie to bardzo silne rodziny w naszej społeczności. Lepiej mieć ich za przyjaciół niż za wrogów.

– Matrysowie? – Marek zmarszczył brwi. – Myślałem, że mówimy o Mareckich?

Ojciec uśmiechnął się półgębkiem.
– Będą z ciebie ludzie, musisz się tylko odrobinę utemperować i jeszcze trochę nauczyć.

– Ty coś wiesz?

– Nie. Nic oficjalnie i kładę głowę, że niczego nikomu na sto procent nie udowodnią. Jednak ja wychowałem się z Kwiatkowskim, Matrysem i całą resztą. Tak jak ty znasz od dziecka Tymona, Marcela, czy na przykład Gabriela, prawda? Wiesz, czego po kim można się spodziewać. Marek... Jeśli ktoś przysięga, że woda jest mokra, sprawdź. Jeśli ci mówią, że ogień parzy, zbliż się. Nie ufaj.

– A jeśli powiedzą, że jabłko jest zatrute?

– Nakarm ich.

Wyszedł. Wyminął w holu czekającą w napięciu matkę. Nie miał sił się uśmiechnąć, pogłaskał ją po ramieniu i poszedł do siebie. Opadł na łóżko, znów chwytając w dłoń komórkę. Dzwonił i pisał. Pisał i dzwonił. Był tak wytrwały, że Anicie rozładował się telefon. A nadal nie dała znaku życia. Przewrócił się na bok, strach wymieszany z żalem wyżerał mu wnętrzności. Tak bardzo się bał, że Anita właśnie robi coś głupiego. Nie mógł tam nawet wysłać Tymona albo Marcela. Niczego nie mógł zrobić i ta niemoc rozszarpywała jedyną wrażliwą część Marka.

Gdy otworzył oczy, zobaczył niedoczytaną wiadomość na Messenger. Od razu w nią kliknął, widząc, że to Kamila.

– Gdzie jest Anita? Była z tobą.

– O, kurwa...

*****

Kamila po raz kolejny pukała w drzwi. Pukała to za małe słowo, bo teraz w nie waliła. Anita nie odpisywała na jej wiadomości i nie odbierała telefonu. Najpierw nic sobie z tego nie zrobiła, ale gdy kuzynka milczała przez kolejne godziny, zaczęła się martwić. A gdy komórka Anity w ogóle przestała odpowiadać, wystraszyła się.

Wolała sprawdzić, czy wszystko w porządku, nawet gdyby miała się wciąć między nią a Marka. Jednak ona nie otwierała. Znalazła Marka na Facebooku, ale on też milczał.

Nie wiedziała, co robić, więc stała przy drzwiach i pukała, nie mając pojęcia, czy Anita w ogóle tam jest. Rozważała najgorsze scenariusze. Chciała już nawet dzwonić do Igora albo po policję. Wątpiła jednak, że oni wezmą ją na poważnie.

Nagle serce Kamili zabiło mocniej, gdy usłyszała przekręcanie się zamka.

– Czemu tak walisz w drzwi? – Anita wyraźnie zaspana przeczesała włosy palcami.

– Jezu, ale mnie wystraszyłaś. – Rzuciła się jej na szyję, przytulając mocno. – Jakim cudem tak mocno spałaś? Wydzwaniałam jak dzikus! Wyciszyłaś telefon czy co?

– Wzięłam prochy...

– Jakie znowu prochy? Co ty? Marek ci dał?

– Matko jedyna, Kamila. – Przewróciła oczami. Przyciągnęła ją do środka i zamknęła drzwi, żeby nie rozmawiać na klatce. – Tabletki nasenne wzięłam. To, że jestem siostrą Igora, nie znaczy, że ćpam.

– Rozładował ci się telefon albo coś. – Zaczęła szukać swojego dzwoniącego w torebce. Zauważyła, że to Marek dzwoni przez Messenger. – Zrób kawę. Odbiorę, bo pewnie się martwi.

– Kto?

Kamila już odebrała, przykładając telefon do ucha.
– Już ją znalazłam. Sorki, że wypisywałam, ale się martwiłam.

– Anita jest z tobą? Nic jej nie jest?

– Rozłącz się – warknęła przez zęby Anita. – Natychmiast się rozłącz.

Kamila zrobiła, jak kazała kuzynka. Co jak co, ale powinna być lojalna wobec niej, a nie wobec Marka.
– Co odpierdolił? – Założyła ręce pod piersiami, przekrzywiając głowę z wyrazem wściekłości.

– Chodź... Mam ci sporo do opowiadania. – Kiwnęła głową w stronę swojej sypialni.  –  Mężczyźni to jakiś inny gatunek... 

^^^^^^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro