» Rozdział 47 «

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ubrał się elegancko i skropił perfumami. Spakował do torby pudełeczko i napisał do Anity wiadomość. Poprosił, żeby urządzili sobie randkę w jej mieszkaniu. A później się wymknął.

Wyłączył telefon i schował go pod siedzenie. Ruszył swoim samochodem, jadąc właśnie do niej. Wiele uczuć się przez niego przelewało, bo miał zbyt dużo czasu na rozmyślania, prowadząc samotnie. Wdzięczność biła się z żalem, a miłość z nienawiścią splatały się w jednym uścisku, ściskając mu niemal wnętrzności. Jakaś niewidzialna, bardzo zła, ciemna, przebrzydła energia rozrastała się w jego wnętrzu, rozpychając się wygodnie. Miał wrażenie, że jest tylko posągiem z kamienia i zaraz popęka. A z niewielkich linii popłynie czarna, gęsta krew.

Najpierw poszedł po zakupy i kolację, bo obiecał, że Anita ma się niczym nie przejmować. Działał jak robot, na automacie. Gdy kasjerka zapytała: "Kartą czy gotówką?" wpatrywał się w nią przypominając sobie Anitę w jadłodajni. I dopiero uśmiech obcej kobiety przywrócił go do żywych.

Dziś wszystko było inne. Nierzeczywiste, nierealne, przerysowane i zbyt oślepiające, jak gdyby był tylko kwadratową postacią z marnej kreskówki.

Wszedł do klatki, wtłaczając w siebie zapach blokowiska, który nie był zbyt urokliwy, ale budził wspomnienia. Nacisnął ten sam przycisk, ta sama winda otworzyła się szeroko, tak samo wyglądało jej wnętrze. Tylko Marek w odbiciu lustra wyglądał dziś inaczej. I nie chodziło wcale o urodę. Jego oczy zdradzały jak głęboko zapada się jego dusza. Krzyczały i ukazywały jak serce wije się w konwulsjach bólu. Potarł twarz, gdy winda zamknęła się ponownie i zgasło światło. Nie wysiadł na dziesiątym. Był zbyt zajęty wpatrywaniem się w swoje odbicie. Znów nacisnął przycisk i wyszedł na klatkę. Stanął przy drzwiach Anity, zaciskając dłoń na reklamówce. Czekał tak długo, że nawet tutaj zgasło światło. Zrobił krok w tył, żeby czujka na niego zareagowała i zapukał.

– W samą porę! – Uśmiechnęła się do niego radośnie czerwonymi ustami.

Przyciągnął ją do siebie, zatapiając się w jej wargach. Całował, jakby nie widzieli się z rok. A każda sekunda, w której oddawała pocałunek reanimowała wszystko, co jeszcze chwilę temu wydawało mu się złe, brzydkie i mroczne. Martwe. To Anita była życiem.

Przejechał kciukiem po policzku, uśmiechając się do niej delikatnie. Dziś była jedyną osobą, do której i dla której chciał się uśmiechać.

– Nie witajmy się w progu, bo to przynosi pecha.

– Pecha? – Uniósł brew, a serce znów odrobinę umarło. Zastanawiał się, ile jeszcze wytrzyma.

– Chodź, chodź. – Przesunęła się, żeby mógł wejść do środka. – Ale pięknie pachnie, aż głodna się zrobiłam. Wszystko gotowe.

Ledwo ściągnął buty i kurtkę, a już zaciągnęła go do salonu podekscytowana jak mała dziewczynka.
– Tadam! – Rozłożyła ręce, stając na środku pomieszczenia. Wszędzie paliły się świece i lampki. W kącie cicho grała muzyka, a niewielki stolik gotowy i ustrojony czekał, żeby rozłożyli na nim posiłek.

– Jest idealnie. – Zbliżył się, zagarniając dziewczynę w swoje ramiona. Ucałował czubek głowy z uczuciem. – Jest cudownie, kochanie.

Zjedli kolację, rozmawiając i uśmiechając się do siebie. Marek się w końcu rozluźnił. Starał się panować nad myślami i ogłuszającym cykaniem zegara w sercu. Nie przyszło mu to łatwo. Jednak wesołe oczy Anity bardzo pomagały. Wstała, żeby odstawić brudne talerze do kuchni. Marek stanął tuż za nią. Przymknął oczy, nosem wdychając zapach mgiełki. Przejechał palcami po wierzchu dłoni spoczywającej na blacie.

– Zatańcz ze mną jeszcze raz...

Zadrżała. Ten wieczór był inny niż ich zwykłe spotkania. Podskórnie czuła, że chodzi o coś więcej, że coś się wydarzy. Jednak nie znalazła wystarczająco odwagi, by zapytać wprost. Postanowiła pozwolić wieczorowi płynąć swoim rytmem.

Splótł ich palce i zaprowadził ją do salonu, po czym chwycił dziewczynę w ramiona. Tańczyli, nie zważając na to, że Anita wciąż nie była zbyt dobra w tego typu tańcach. To nie miało teraz znaczenia. Liczyły się przeciągłe, głębokie spojrzenia w oczy. Momenty, w których przytulał policzek do jej policzka, otulając ciepłem. To, jak trzymał ją mocno i delikatnie zarazem.

Atmosfera gęstniała nie tylko przyjemnym erotyzmem, ale również powagą. Marek zbliżył swoją twarz do twarzy Anity. Zaczepnie otarł o siebie nosy.
– Kocham cię, stokrotko – wyszeptał w jej usta.

Zawirowało jej w głowie jak na karuzeli.
– Ja ciebie też...

Przeniósł dłoń z talii na kark, wsunął język między miękkie czerwone wargi, które smakowały jak żadne inne. Budziły w nim coś, czego nie znał nigdy wcześniej. Skierował swe pocałunki niżej, dopieszczając skórę. Anita westchnęła, karmiąc tym palącą potrzebę Marka.

To tak jakby dać człowiekowi kostkę czekolady i powiedzieć, że to jego ostatnia w życiu. Delektował się nią, powoli, zachwycał się każdą sekundą odczuwania smaku. Smaku, którego już nigdy nie skosztuje. Silniej niż zwykle przeżywał każdy bodziec. Wyostrzone zmysły wyczulały się na najmniejszy impuls płynący zarówno z jego, jak i z jej ciała.

W tańcu przeszli do sypialni, gdzie płynnym, lecz spokojnym ruchem rozpiął zamek sukienki na plecach. Spojrzał Anicie przeszywająco w oczy, nim pozwolił materiałowi opaść na podłogę. Wycofał się o krok, aby w pełni podziwiać ciało swojej ukochanej. Chciał to zapamiętać, zatrzymać w sobie na gorsze dni. Tego, jak na nią patrzył, jak ją podziwiał, jak jej pragnął, nie oddałyby żadne, nawet najlepsze zdjęcia.

Przejechał drugą dłonią po jej włosach, a później znów połączył ich usta w pocałunku. W tym czasie pozwalał na to, żeby ona pozbawiała go odzieży w swoim tempie. Starał się przekazać jej w każdym dotyku, spojrzeniu i pocałunku całe pokłady uczuć, którymi ją obdarował.

I nawet gdy leżała już naga w poprzek łóżka, Marek nie przestawał. Skupiał się na ciele dziewczyny fragment po fragmencie. Wszędzie chciał zostawić swój ślad. Nie śpieszył się do ściągnięcia bokserek, bo tym razem seks nie był seksem. Był aktem oddania, uwielbienia i przyszłej nieuniknionej tęsknoty.

Zostawiając na jej skórze pocałunki, na przemian miał ochotę krzyczeć, płakać i się z nią kochać. Trzymał jednak emocje na wodzy. Wiedział, że nie powtórzy tego wieczoru, nie przeżyje już podobnej nocy.

Ta była ich ostatnią.

Kochali się namiętnie, a zarazem subtelnie. Podskórnie wyczuwała jego nastrój i się do niego dostosowała. Uniósł się nad nią, przyklękując, żeby móc patrzeć na poruszające się w pościeli ciało. Przejechał zaciśniętymi dłońmi od bioder, przez talię i piersi, po kark. Poruszał biodrami szybciej, widząc w oczach Anity płomień, którym go obdarowywała. Zjechała spojrzeniem, wpatrując się w smoka poruszającego się równo z Markiem. Zagryzła wargę, więc bez opanowania znów zagarnął jej usta dla siebie. Wsunął dłoń we włosy, zaciskając na nich palce. Odchyliła głowę, a on bezwstydnie przejechał językiem po całej długości szyi, mrucząc przy tym seksownie. Scałował pozostawioną wilgoć w drodze powrotnej.

Do jego uszu dotarł długi urywany jęk. Dźwięk, który sprawił, że nakręcił się jeszcze mocniej.
– Chodź tu do mnie. – Objął plecy, żeby się uniosła. Przeturlali się. Tym razem to Marek miał świetny widok tańczącej na nim Anity.

Przechyliła głowę, a włosy opadły na jedną stronę. Spojrzała mu w oczy z przeszywającą głębią, jakby chciała się dostać po wszystkie warstwy Marka i je z niego zedrzeć. Była już blisko, a on rozpoznał to po sposobie, w jaki przymykała powieki. Oparła dłonie na jego klatce piersiowej, zmieniając kąt i przyspieszając. Dyszała głośniej, nabierając powietrza w wiele krótszymi partiami. Wpatrywał się w ten obrazek zaczarowany i oczarowany. Docisnęła biodra mocniej, opierając czoło o jego bark. Wbiła paznokcie w ramię Marka przez przypadek, bo chciała chwycić pościel. On nawet się ucieszył, że będzie miał pamiątkę. Przytulił ją do siebie, jak zwykle. Podrażniał kręgosłup opuszkami palców, czekając aż się uspokoi.

Nabrała głośno powietrza, choć wciąż nierytmicznie. Cmoknęła go w usta raz i drugi, a później uśmiechnęła się szeroko zmęczona i szczęśliwa. Chciała poruszać się znów, bo Marek jeszcze nie skończył, ale zaprzeczył ruchem głowy, więc opadła na plecy.

Uklęknął między jej nogami. Ucałował kostkę, a później łydkę. Przesunął się, podparł się dłońmi po obu stronach jej głowy, zawisając nad nagim, oddanym mu ciałem. Gdy się wsunął, to ona uniosła biodra, zataczając nimi kółka. Prowokowała go zadziornym spojrzeniem, więc uśmiechnął się półgębkiem.

Nim ogarnął go orgazm pewna myśl przebiegła przez jego głowę niczym błyskawica: Poświęciłbym siebie dla ciebie, ale nie poświecę ciebie dla siebie.

^^^^^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro