» Rozdział 6 «

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Maraton 2/3 (Przepraszam, już poprawione :D)

 Muzyka dudniła w uszach, rozchodząc się po całym ciele. Serce biło w rytm dźwięków, przyspieszając bieg krwi. Spocona, zmęczona, ale pozytywnie naładowana, tańczyła, kręciła biodrami i wzbijała w górę ręce. Bawiła się świetnie, zapominając o całym świecie łącznie z problemami.

Marek jeździł po ulicach bez celu. Większość z jego znajomych założyła już rodziny i całkowicie spontaniczny wypad był im nie na rękę. W końcu udało mu się umówić z jednym z nich. Chociaż, co dziwne, też był tu tylko gościem. Gabriel miał żonę, ale nadal nie odmawiał sobie ostrego imprezowania. Takie towarzystwo było idealne na dzisiejszy humor Marka.

Nagle zdał sobie sprawę, że przyglądając się mijanym ludziom, szuka w nich Anity. Skarcił się za to w myślach. Miał jej pomóc i pomógł. Część jego uważała jednak, że zrobił za mało. A może sobie to wmawiał? Znał jej adres, miejsce pracy i numer telefonu, ale nie mógł ich użyć nie wzbudzając podejrzeń. Usprawiedliwiał sam siebie, twierdząc, że musi ją jeszcze raz spotkać, żeby się upewnić, że u niej wszystko dobrze, a misja została zakończona. A może w ogóle nie chodziło o nią? Może powinien poszukać innej osoby, której miał pomóc?

Weszli do klubu. Uderzająca duchota przykleiła koszulki do skóry. Gabriel poprawił swoją blond grzywkę, siadając przy barze. Marek uśmiechnął się na ten gest, zastanawiając się, czy to przypadkiem nie jest tik nerwowy, bo on ciągle tak robił.

– Co pijemy? – Nachylił się, przekrzykując muzykę, gdy ktoś uderzył go w plecy. Odwrócił się w pełnej gotowości do ataku. Jednak od razu szeroko się uśmiechnął. – Marcel!

– A jednak znalazłem czas. Szurnijcie się. – Kolejny znajomy zajął miejsce między nim a Gabrielem. – Co pijemy? Bo ja muszę się upić – zadał to samo pytanie, kiwając głową w rytm muzyki.

Po dwóch drinkach męskie towarzystwo siedziało na skórzanych kanapach. W pełni rozluźnieni śmiali się w głos, gdy opowiadali sobie dawne wspólne przeżycia. Gabriel zawiesił wzrok na pięknej blondynce, która przerzuciła włosy na plecy, przechylając się przez bar.

– Moja! – Klepnął w blat, zamawiając ją sobie niczym drinka.

– Masz żonę. – Marek skarcił go spojrzeniem, na co Gabriel wzruszył ramionami.

– Przypomnę wam te teksty, jak już sami będziecie zaobrączkowani. A teraz spierdalać, wyruszam na łowy. – Wstał, zostawiając kolegów.

– Będziesz zdradzał żonę? – Marcel wbił swoje spojrzenie w Marka, który chwilę zastanowił się nad odpowiedzią.

– Nie wiem, a ty?

– Nie wiem.

Zaśmiali się obaj jak na zawołanie. Nie był to radosny śmiech, próbowali raczej zakryć lęk przed ślubem.

– Brakuje mi tu jeszcze Tymona do kompletu. Dawno nigdzie z nim nie wychodziłem.

– I nie wyjdziesz. – Marcel uśmiechnął się szeroko. – Stał się statecznym mężem. Nie zdradza żony, nie włóczy się, nie imprezuje. Praca, dom, rodzina i inne ważne sprawy.

– Masz mu to za złe? – Marek spytał, wracając spojrzeniem do blondynki, z którą już rozmawiał Gabriel.

– Że tak to ujmę – znajomy wypił drinka do dna – nie moja sprawa. Niech każdy żyje jak chce.

– I prawidłowo. – W odpowiedzi uniósł w górę pustką szklankę. – Chyba za to wypiję, ale potrzebuję dolewki.

Wtedy wrócił wzrokiem do baru. Blondynka pozwoliła złapać się Gabrielowi za rękę i zaprowadzić w głąb parkietu, odkrywając tym samym dziewczynę, która stała obok niej. Serce Marka zatrzymało się na sekundę, uderzając po chwili mocno.

Anita...

Odchyliła głowę w tył, delektując się ostatnimi kroplami wódki z sokiem. Odłożyła pustą szklankę. Poprawiła sukienkę, która nie była wyzywająca, ale wspaniale układała się na zaokrągleniach ciała. Złapała wyprostowane długie włosy w garść i przerzuciła je na jedno ramię. Omiotła spojrzeniem salę, nie wiedząc, że Marek siedzi niedaleko i nie spuszcza z niej wzroku. Ruszyła przed siebie, w tłum... Znikając mu z oczu.

– Czy ty mnie w ogóle słuchasz? – Ponownie oberwał od kumpla w bark.

– Co jest?

– Mówię ci, że idziemy po następne.

Kiwnął głową, podnosząc się z wygodnej sofy. Szedł w stronę baru, szukając wzrokiem szatynki. Sam już nie miał pewności, czy to na pewno ona, czy wyobraźnia mu to wmówiła. W końcu prawie się nie znali. To mogła być jakakolwiek podobna do niej dziewczyna.

Usiadł na krześle przy barze, nie chcąc wracać na sofy. Wolał skupić się na parkiecie i sącząc drinka przeszukiwał otoczenie pełne tańczących ludzi.

– Idę zapalić. – Odezwał się znajomy.

– Mhm. – Kiwnął głową na znak, że zrozumiał, ale nawet nie odwrócił wzroku, skupiony na swoim zadaniu.

Tłum się przerzedził, a Marek znalazł to, czego szukał. Rozpoznał też Kamilę. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że to musi być ona. Gabriel, nie wypuszczając Kamili, złapał za dłoń Anitę i uniósł ją wyżej, aby dziewczyna zakręciła się wokół własnej osi. Marek ciężko przełknął ślinę, bo barowy stołek zaczął go parzyć.

Gabriel trzymał rękę Anity.

Gabriel trzymał rękę Anity, chociaż tańczył z Kamilą.

Gabriel trzymał rękę Anity, chociaż miał żonę, a obrączkę w kieszeni spodni.

Zrobił spory łyk i oblizał usta, nie tracąc tej trójki z zasięgu wzroku. Anita odsunęła się o krok, żeby para mogła ze sobą swobodnie tańczyć. Nie zamierzała się wcinać, co Marek przyjął z ulgą. Jednak nie na długo.

Już chwilę później tuż za nią tańczył jakiś chłopak, wlepiając ślepia w jej pośladki. Marek westchnął ciężko, obserwując jak dłoń przesuwa się na jej brzuch, a później na biodro, które przyciskał do swojego biodra. Doskonale zdawał sobie sprawę, co teraz dzieje między dwoma ciałami.

Chłopak znów zniżył dłoń, zbierając w garść krańce sukienki. Uniósł materiał, odkrywając jej udo. Wiadomo, co miało być dalej. Wiadomo, gdzie zamierzał przesunąć palce. Marek wpatrywał się w to niczym w kinie. Nie chciał, żeby umknęło mu cokolwiek.

Anita odsunęła się gwałtownie, mówiąc coś do gościa, który ją obłapiał. A później wyminęła Gabriela i zaczęła tańczyć po stronie Kamili. Marek uśmiechnął się pod nosem. Spodobało mu się to. Widząc, jak gość, którego spławiła znów do niej podszedł, sam podniósł się automatycznie.

Po kilkunastu sekundach stał tuż za nią, o krok, i patrzył, jak dziewczyna czuje muzykę wszystkimi zmysłami. Tamten chłopak jednak nie czekał i znów chwycił jej biodro, chcąc niby zatańczyć.

– Odbijamy – warknął mu do ucha niczym ostrzeżenie przed śmiercią.

Gość uniósł brew prześmiewczo, ale Marek nie zamierzał spuszczać wzroku.

Ciemne oczy wywiercały intruza na wylot, aż odpuścił i odszedł w swoją stronę.

Nie powinien. Wiedział, że nie powinien przekraczać cienkiej linii i zbliżać się do dziewczyny. Zanim posłuchał głosu rozsądku, głos z wnętrza sprawił, że dłoń Marka znalazła się na talii Anity. Przymknął oczy, czując zapach świeżych kwiatów w jej włosach. Pachniała pięknie. Jak pierwsze dni wiosny.

– Cześć, stokrotko.

Odwróciła gwałtownie głowę, a na jej twarzy pojawił się szeroki, promienny uśmiech.

– To ty. – Wwiercała w niego niebieskie spojrzenie. – Cześć.

– Zatańczymy?

– Jasne. – Wzruszyła ramionami bez cienia emocji i znów widział tylko jej plecy i włosy. Po prostu tańczyła, co delikatnie zakuło męskie ego.

Dla niego to było trochę jak rzucona rękawica. Nie przywykł do tego, że kobiety mają w nosie jego magnetyzm.

Położył dłoń na wierzchu jej dłoni, splatając ze sobą palce. Przywarł torsem do jej pleców i choć ona odpowiedziała, nie pozwoliła narzucić sobie rytmu. Ocierała się swoim ciałem o jego, kręciła biodrami, poruszała się do muzyki i świateł. Odleciała... Miała niezwykłe wyczucie rytmu, jakby krew pulsowała jej w żyłach z każdym uderzeniem dźwięku. Przechyliła głowę w bok, ukazując kuszącą szyję. Z ledwością powstrzymał się przed kolejnym ruchem. Zjechała biodrami w dół i otarła się o niego, sunąc nimi w górę. Złapał jej żuchwę, zmuszając do tego, żeby na niego spojrzała. Chciał sprawdzić, czy jest naćpana, skoro tak świetnie się bawi, skoro tańczy z taką pasją.

Ich spojrzenia się spotkały. Zajrzał w źrenice, w których odbijały się światła sali. Stroboskop uderzał w jej skórę, która wyglądała, jakby lśniła. Anita oblizała usta, chociaż bardziej dlatego, że chciało jej się pić. To nie był żaden seksualny podtekst. I nie była naćpana. Znów się do niego uśmiechnęła. Tak szczerze, radośnie, prawdziwie.

Odwróciła się do przodem, gdy piosenka się zmieniła. Zarzuciła mu ręce na kark, nie przestając poruszać się jak zaczarowana. On zachłysnął się tym urokiem, czarem, nieuchwytnością szatynki zza lady w średniej jakości jadłodajni. Gdyby miał się założyć, nie powiedziałby, że tamta skromna dziewczyna tak bardzo kocha tańczyć. Tak zjawiskowo wygląda z kropelkami potu na miękkiej skórze.

Odchyliła głowę, a on automatycznie przejechał nosem wzdłuż szyi docierając do obojczyków. Mocniej zaznaczył swój dotyk na jej plecach. Nagle napotkał rozbawione spojrzenie i nic z tego nie rozumiał. Zbliżyła się jeszcze bardziej, jakby chciała go pocałować albo przytulić. W tym momencie był gotów na wszystko. I dałby się ponieść, chociaż wiedział, że nie powinien. Ona jednak zbliżyła usta do jego ucha, więc pochylił głowę, rozumiejąc, że jedynie zamierza coś mu powiedzieć.

– Wiszę ci piwo! – przekrzyczała muzykę.

– Za taniec? – Zaśmiał się. – To chyba ja tobie, bo fantastycznie się bawię.

– Za pracę!

– Przyjęli cię? – zapytał, choć doskonale znał odpowiedź. Wiedział o Anicie więcej, niż mogłaby się spodziewać. A jednocześnie nie wiedział o niej prawie nic.

– Tak, dziękuję. Naprawdę bardzo potrzebowałam tej pracy. Uratowałeś mnie przed głodowaniem.

Zaśmiali się równocześnie. Nagle zdał sobie sprawę, że tańczą wtuleni w siebie. Chodziło o rozmowę, ale dobrze się czuł, mając ją tak blisko siebie. Jej śmiech działał na niego orzeźwiająco.

Odsunęła się odrobinę, żeby na niego spojrzeć. Ponownie oblizała usta, ciężko przełykając ślinę. Zahipnotyzowała go. Ta sukienka, ten makijaż, te ruchy, zapach i spojrzenie. Zdał sobie sprawę, że właśnie mógłby... Mógłby chcieć...

– Chodź, postawię ci drinka. – Chwycił jej dłoń, prowadząc do baru. Musiał przerwać ten intymny moment. Musiał. Bo Anita nie była dziewczyną z dyskoteki, z którą można się umówić na kilka randek i zniknąć. Była duszą, którą miał uratować, nie zbliżając się za bardzo, żeby jej nie zaszkodzić.

Bo Anita nie miała pojęcia, kim jest Marek... A Marek nigdy nie wyzna prawdy Anicie.

^^^^^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro