Carla x reader | Timeless Love |

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dla vactimora 

Ściąga:

[T/i] - twoje imię 

Wszystko zaczęło się od złotego koloru jego oczu. Wychodziłam ze szkoły jednego dnia i wtedy, po drugiej stronie ulicy, był on. Cała opowieść, którą usłyszałam od niego w tym samym dniu, zmieniła moje najbliższe plany. Na szczęście nie przestraszyłam się tego, że nie jest człowiekiem. Znam te rasy, które mieszkają wśród nas przez to, że moja przyjaciółka pasjonuje się tym. Niestety, dzięki niej, za szybko zrozumiałam pewną rzecz. Jeżeli przeżyłam wizytę w domu w domu wampirzego arystokraty, mogłam z nim swobodnie rozmawiać oraz był dla mnie miły, to oznacza, że jestem kimś, na kim będzie mu zależeć. 

Po tym spotkaniu, wszystko nabrało szybszego tempa. Dowiedziałam się całości już na drugiej i trzeciej wizycie. Zostałam wybrana jako partnerka dla tego wampira. Albo raczej to on zakochał się we mnie w młodości. Tylko tu jest haczyk. Jak mu się to udało? Za sprawą podróży w czasie. 

Teraz próbuję się przedostać przez mokre zarośla oraz mały las wokół zamku króla wampirów w innym wymiarze jednocześnie analizując cały ciąg zdarzeń, które zaprowadziły mnie do tego miejsca. Oprócz obijających się wielkich kropli deszczu słyszałam bicie swojego serca oraz ciężkie kroki, kiedy przemierzałam drogę. Poprawiłam kaptur, żeby widzieć cokolwiek i podniosłam torbę wyżej, żeby nie zahaczyć o konar. Kiedy już byłam na jednym końcu, moim oczom ukazał się masywny mur. To właśnie był mój cel. Nie sam mur a zamek, który ochraniał. 

- Stać! Kto idzie?! - krzyknął strażnik podbiegający do bramy. Zatrzymałam się a torbę położyłam na jednej stopie, żeby się nie ubrudziła z błota. 

- Studentka medycyny istot nadnaturalnych. Zostałam wezwana przez panicza Carlę - odpowiedziałam, gdy dorosły mężczyzna znalazł się obok mnie. Wyjęłam list z torby starając się nic nie zamoczyć i przekazałam go strażnikowi. Czy był podrobiony? Tak i nie. Faktem jest to, że napisał go Carla. Tyle, że ten z moich czasów. - Dodatkowo mam do niego wiadomość od mojego przełożonego. Czy można prosić o przekazanie go teraz jak najszybciej? - spytałam.

- Proszę wejść ze mną. Zaraz wyślę kogoś z listem - odpowiedział po chwili i zabrał mnie do zamku. Stanęliśmy w wielkim holu, gdzie było kilka strażników. 

- Który chętny biec do panicza Carli? - zapytał a kilku młodych chłopców się zgłosiło. Mężczyzna obok mnie wybrał jednego. Reszta rozeszła się do swoich mentorów. 

- Proszę przekazać mu list - odparł starszy strażnik a ja podałam posłańcowi list. 

- Jeśli mogę prosić o powiedzeniu paniczowi, żeby od razu przeczytał - powiedziałam a chłopak uśmiechnął się kiwając głową. Szybko pobiegł w stronę schodów, ale już go nie widziałam, bo ktoś inny przyniósł mi ręczniki. Podziękowałam i postawiłam torbę na czystej, porcelanowej podłodze. Zdjęłam płaszcz, który był ze trzy razy cięższy przez wodę. Mężczyzna obok wziął go ode mnie. Jednym ręcznikiem się okryłam a drugim zaczęłam wycierać włosy i całą głowę, żeby się nie przeziębić. 

- Szła panienka na piechotę w taką pogodę? - spytał jeden z młodszych. Oczywiście wszyscy mi się przyglądali. Nic dziwnego patrząc na moje podarte, mokre i brudne ubrania. 

- Długa historia, proszę uwierzyć. Tyle pecha przy jednym wyjeździe chyba nigdy nie miałam i myślę, że panowie również - odpowiedziałam starając się brzmieć jeszcze bardziej na zmęczoną. Co nie oznacza, że nie jestem. Tylko, że cała historia jest wymyślona, ale trzeba było przygotować się na wszelkie niewiadome. A tego Carla nie wiedział. 

- Jeśli można, co panienka ma w torbie? - spytał jeden ze starszych strażników. Schyliłam się o otworzyłam ją.

- Nic nielegalnego. Trochę ubrań i lekarstwa. Po to przyjechałam - odparłam z małym uśmiechem. Pomińmy fakt małego sztyletu na dnie ukrytego tak, żeby nikt go nie znalazł. 

- Rozumiem. W takim razie współczuję. Domyślam się też, że najprzyjemniejszego spacerku panienka też nie miała - powiedział a ja skinęłam głową. 

- Nie jest łatwo się tu dostać na piechotę - odpowiedziała patrząc na podarte w kilku miejscach spodnie i bluzkę. - Gałęzie nie są mi przychylne. 

- Panicz już idzie - oznajmił. Uśmiechnięta zapięłam z powrotem torbę i podniosłam się. Związałam włosy z tyłu. No nie wiem, jak on się zakochał we mnie w takim wydaniu, ale powiedział, że właśnie najbardziej spodobało mu się, jak byłam w mokrych włosach. Strażnicy stanęli szybko w jednym szeregu a u szczytu schodów pojawili się dwaj bracia. Teraz wyglądali jak w moim wieku. I może wzrostem też będę im bliższa a nie, że będzie mnie kark boleć 

- Jak mniemam, panienka [T/i] - odparł Carla podchodząc do mnie bliżej. Kawałek za nim stanął Shin, który z przesadną wręcz ciekawością przyglądał się sufitowi. Ukłoniłam się lekko pamiętając o zwyczajach tutaj. W końcu cały weekend miałam to tłuczone do głowy. 

- Zgadza się. Z góry przepraszam za to, że mój przełożony nie mógł się zjawić, ale postaram się z wszystkich sił, żeby pomóc - powiedziałam. Błagam, żeby naprawdę przeczytał ten list i nie zrobił afery, że mnie tu nie powinno być. 

- Nic nie szkodzi. Jestem Carla Tsukinami, syn króla Giesbach'a. A to mój brat, Shin - przedstawił siebie i brata. Uśmiechnęłam się lekko. 

- Bardzo mi miło - odpowiedziałam starając się być spokojną i zachowywać się jak najbardziej naturalnie.

- Zapraszam do mojego biura. Tam omówimy wszystko - zaproponował wskazując na wielkie schody. Skinęłam głową i ruszyłam z nimi do góry. Zaczynamy realizację planu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro