Ruki (lemon) | Ucieczka |

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Shot leci do @RudaMax

[T/i] - twoje imię

[t/k] - tytuł książki

[k/p] - kolor piżamy

Mieszkasz z braćmi Mukami. Dzisiaj zabrałaś na siebie gotowanie obiadu, który już prawie jest gotowy. 

- Hej MNeko-chan! - przywitał się Kou wchodząc do kuchni

- Cześć. - odpowiedziałaś skupiając się

- Witaj [T/i]. - usłyszałaś Ruki'ego. Westchnęłaś cicho, że żaden tego nie usłyszał

- Hej Ruki. - odparłaś i odstawiłaś garnek na kuchenkę. 

- Mogę posiedzieć tutaj? Yuma znowu krzyczy na Azusę i przeklina Kou. - powiedział a blondyn zrobił minę typu "mam przekichane". Szybko wybiegł z kuchni. Zaśmiałaś się. Przełożyłaś takoyaki na talerz i poukładałaś je. 

- Wiesz, że nie musiałeś go wyganiać? - zapytałaś odwracając się na chwilę do chłopaka

- Tyle, że to prawda. Yuma wkurzył się na nich, bo odkrył skutki ich zabawy w chowanego. Kou schował się pomiędzy jego roślinami. - odpowiedział nie odrywając wzroku od książki. Westchnęłaś i wróciłaś do ostatnich wykończeń obiadu. 

Skończyłaś po piętnastu minutach. 

- Ruki, możesz zawołać chłopaków? Idę nakryć do stołu. - poprosiłaś zdejmując fartuch, który ubrałaś, żeby się nie ubrudzić. Chciałaś wyjść z pomieszczenia, ale Ruki chwycił cię w pasie. Posadził cię na swoich kolanach. Przytulił twoje ciało do swojego torsu. Zauważyłaś, że książkę, którą czyta jest [t/k]. Twoja ulubiona. 

- Emm... Ruki...? Muszę iść nakryć do obiadu. - odparłaś obejmując go delikatnie. Chłopak bez słowa puścił cię a ty poszłaś do jadalni. Rozstawiłaś całą zastawę. Przyszli chłopcy. Zaczęłaś przynosić potrawy. Każdy w spokoju jadł to co chciał. 

Po skończonym posiłku pozbierałaś talerze i zabrałaś je do kuchni. Wstawiłaś je do zlewu. Napuściłaś wodę i zaczęłaś zmywać. Nagle czyjeś ręce wylądowały na twoich biodrach. Odwróciłaś głowę. Zobaczyłaś Kou. 

- Kou? Co ty robisz? - zapytałaś zdziwiona

- Chcę podziękować ci za wspaniały obiad. - odpowiedział. Wytarłaś ręce w szmatkę i starałaś się wyswobodzić z uścisku blondyna. 

- Zostaw ją. - usłyszałaś. Spojrzałaś na wejście, gdzie stał Ruki. Twój napastnik tylko się zaśmiał. 

- Jasne, jest twoja. - odparł i wepchnął cię w jego ramiona. Gdyby nie brunet to upadłabyś na podłogę. Westchnęłaś ciężko. Z pod twoich powiek wypłynęły dwie łzy. Tak się starasz a oni nadal uważają cię za zabawkę. Stanęłaś na nogi. Podziękowałaś cicho i pobiegłaś do swojego pokoju. Tak naprawdę nie masz nikogo do kogo mogłabyś się zwrócić a tutaj nie chcesz zostać. 

- Gdzie jesteś krowo?! Chcę się napić! - usłyszałaś głos Yumy. Szybko otworzyłaś balkon i wyskoczyłaś z niego bez namysłu. Kiedy wylądowałaś kostka zaczęła cię mocno boleć a sekundę wcześniej usłyszałaś chrupnięcie. Mimo zimnej pogody zaczęłaś biec. Przedostałaś się przez bramę, ale nie było to łatwe z prawdopodobnie złamaną kostką. Ruszyłaś w stronę lasu. 

Nie wiesz ile tak biegłaś, ale kostka tak cię bolała, że mogłaś tylko ją ciągnąć za sobą, bo nie potrafiłaś na niej stanąć. Usiadłaś pod jednym drzewem. Zawiał zimny wiatr. Opatuliłaś się ramionami i pociągnęłaś nosem. Obejrzałaś kostkę, ale nie było z nią dobrze. Cała opuchnięta. Zamknęłaś oczy z wycieńczenia. 

***

Opatulało cię coś ciepłego. Czułaś również, że nie jesteś na ziemi. Czyjeś rytmiczne kroki odbijały się echem w twoim umyśle. Zebrałaś się w sobie i uchyliłaś oczy. Przylegałaś do czyjegoś torsu. 

- Z-zostaw... mnie... - wyszeptałaś cicho. Ktoś jednak to usłyszał i mocniej cię przytulił do siebie.

- Nie gadaj głupot. Nie mógłbym bez ciebie żyć. - odpowiedział. Skupiłaś się najbardziej jak mogłaś i zrozumiałaś, że to głos Ruki'ego. To on cię uratował. 

- To t-ty... g-gadasz... głup-poty... - wyjąkałaś. Zamknęłaś z powrotem oczy. 

- [T/i], czemu wyskoczyłaś z balkonu? Zmartwiłem się jak zobaczyłem twój pusty pokój. - odparł i wszedł po schodkach. Otworzył drzwi wchodząc do środka. Wszyscy bracia Mukami podeszli do was. 

- I co z [T/i]? - usłyszałaś pytanie od Kou. Niemożliwe, że się martwią. 

- Wszystko już w porządku. Ma złamaną kostkę, ale wyjdzie z tego. Zabiorę ją do pokoju. - odpowiedział

- Puść... mnie... Ja nie... jestem... tego...

- Nic już nie mów. Kocham cię [T/i] i choćbym znalazł cię w kawałkach zrobiłbym wszystko, żebyś znowu żyła. - powiedział przerywając ci. Ułożył cię na swoim łóżku. Przykrył cię kołdrą i dwoma kocami. Usiadł obok ciebie. 

- R-ruki... - wyszeptałaś tuląc się do jego ręki. Chłopak ułożył się obok ciebie. Dał cię na swój tors. W takiej pozycji zasnęłaś.

***

Po tygodniu spędzonym w łóżku nawet z twoją kostką było o wiele lepiej. Ciągle miałaś ją owiniętą bandażem i okazało się, że tylko kość pękła, ale nie złamała się. Mogłaś chodzić, ale o kulach. Ruki dzielnie zajmował się tobą, jednak, gdy chciałaś go zapytać o to co powiedział jak przyniósł cię do rezydencji, zamykał się w sobie i nie odpowiadał już w ogóle, albo wychodził z pokoju zostawiając cię samą. Zazwyczaj wracał po godzinie. Dzisiaj też przyszedł. Siedziałaś na krawędzi łóżka czekając na niego. 

- Hej [T/i], jak się dzisiaj czujesz? - zapytał zamykając drzwi. W ręce miał nowy bandaż i maść przeciwbólową. 

- Dobrze. Kostka mniej boli. - odpowiedziałaś patrząc na niego. Uśmiechnął się lekko. 

- Zmienię opatrunek. - odparł i podszedł do ciebie. Kucnął przy twoich nogach. 

- Ruki, mogę ci zadać pytanie? - zapytałaś, gdy wampir już rozwiązywał opatrunek

- Tak. - powiedział skupiając się na tym co robi. Odczekałaś chwilę. 

- Czy to prawda, że mnie kochasz? - spytałaś cicho. Bałaś się, że znowu wyjdzie lub nie odezwie się do ciebie. Chłopak zapiął spinkę na bandażu, żeby się nie rozwiązał i wstał. Nachylił się nad tobą tak, że musiałaś się oprzeć na łokciach. 

- Prawda. - odpowiedział i wpił się w twoje usta. Oddałaś pocałunek. Napierał na ciebie, żebyś się położyła. Zrobiłaś to a chłopak uklęknął nad twoim brzuchem. Cały czas całując cię zaczął ściągać twoją ulubioną [k/p] piżamę, która składała się z krótkich spodenek i bluzki na ramiączkach. Nie pozostałaś mu dłużna i zaczęłaś rozpinać jego koszulę. Zrzuciłaś ją razem z marynarką. Twoje ubrania też już leżały na ziemi. Chłopak przejechał przez twój dekolt, brzuch aż do twojego intymnego miejsca delikatnie muskając skórę swoimi palcami. Poszperałaś przy jego spodniach i po kilku sekundach one też leżały na podłodze. Poczułaś jak wkłada w ciebie jednego palca. Jęknęłaś cicho. Zaczął nimi poruszać a po chwili dodał jeszcze jednego. 

Wyjął z ciebie palce i ustawił swojego członka przy twoim wejściu. 

- Ruki, ja jestem... - zaczęłaś, ale chłopak przerwał ci pocałunkiem

- Będę delikatny. - odparł i powoli zaczął w ciebie wchodzić. Czułaś jak rozrywa cię od środka. Dziewicza krew spłynęła po twoich nogach. 

- Wszystko w porządku? - zapytał troskliwie. Skinęłaś głową. Zaczął powoli się poruszać a ból przerodził się w przyjemność. Jęczałaś a chłopak co jakiś czas tłumił twój głos przez pocałunki. Złapał za twoją pierś i zaczął ją ugniatać. 

- Szybciej~! - zawołałaś a chłopak przyspieszył. Złapałaś się łóżka. 

- Ruki~ Zaraz dojdę! - krzyknęłaś 

- Ja też. - wysapał ci do ucha i pchnął tak mocno, że oboje doszliście w tym samym czasie. Opadł na twoje piersi a ty wplątałaś palce w jego włosy i przeczesywałaś je. Objął cię w talii. 

- Nigdy więcej nie uciekaj. Kocham cię. - odparł

- Też cię kocham. - odpowiedziałaś.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro