"Mogło być gorzej" Ten, kto mi to powie, wyląduje w koszu na śmieci!

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Uwolniłam się z kubła na śmieci. Gdy wyszłam na świeże powietrze, byłam tak przyzwyczajona do smrodu, że traktowałam powietrze, jak dar od Boga. Na dworze... Tak pięknie pachniało! Nawet odór spalin, wydał mi się zapachem truskawek. Znalazłam się w centrum Warszawy. Bez trudu rozpoznałam okolicę. Byłam tu, dawno temu. Razem z Anisiem, udaliśmy się na "trochę przedłużoną" wycieczkę. Ganialiśmy się na podwórku, gdy przez przypadek, wypadliśmy na ulicę. Była to zaskakująca zmiana, gdyż kilka chwil temu, pod futrem, czułam ciepłą trawę, a teraz zimny asfalt. Wyniuchaliśmy zapach kiełbasy i mięsa, i poszliśmy zaczarowani wonią. Straciliśmy poczucie czasu, i zawędrowaliśmy "odrobinę za daleko". Ale za to jaka była uczta! Znaleźliśmy sklep mięsny, a co najlepsze, właścicielka była taka miła, że nas poczęstowała całym, długim, soczystym sznurkiem kiełbas! Cudownie jest być kotem! Ludzie (a przynajmniej większość), są oczarowani twoim słodkim wyglądem, gigantycznymi oczkami, gęstym i miękkim futerkiem, i postawionymi uszami. I dają ci wszystko co zechcesz! Jedliśmy z takim zapałem, jakbyśmy nie jedli od wielu lat. I chyba kobieta w to uwierzyła, bo przyniosła nam jeszcze jeden wielki kawał szynki! Żyć nie umierać! Anakin, dokończył kiełbasę, a ja zabrałam się za konsumpcję drugiego pokarmu. Szynka była doprawiana ziołami! Czułam się jak w niebie. Gdy już wszystko, zjedliśmy, spaliliśmy wszytskie kalorie, podczas długiej, ciągnącej się drogi powrotnej. Wtedy, przez chwilę poczułam, że żyję. To wielkie szczęście, które przeszyło mnie od stóp, do głów. Lecz, gdy dotarliśmy do domu, wszystko wróciło do normy. Pani Smith, przylała mi ścierką i wrzuciła do pokoju, z wrzaskiem:

  — Tak się nażarłaś? Świetnie, bo spędzisz weekend bez jedzenia!— Czasami naprawdę nie mam pojęcia, czego oni ode mnie chcą. Z jednej strony, pragną żebym zniknęła z ich życia. Z drugiej strony, ciągle chcą żebym wracała. Gdy mijałam sklep mięsny, w którym wiele miesięcy temu, razem z moim przyjacielem jedliśmy mięso, nie czułam tego szczęścia co kiedyś. Byłam sama, nawet gdybym otrzymała teraz tonę kabanosów, to i tak to nie było by to samo szczęście. Wtedy, miałam towarzystwo. Osoby, która mnie kochała. Z wzajemnością. Chociać, nic nie jadłam już od trzech dni, więc mały kawałeczek indyka, nic mi nie zaszkodzi. Podbiegłam do drzwi wejściowych sklepu, i zaczęłam w nie drapać. Zostawiałam na szkle, ślady od pazurów, ale mnie to nie obchodziło. Chyba to, że mogę umrzeć z głodu, kest ważniejsze, niż szyba, którą można łatwo wymienić. Mimo moich starań, nikt nie otwierał. Hałasowałam coraz głośniej, byle tylko zwrócić na siebie uwagę. W drzwiach, na zaplecze, znalazła się młoda, piękna kobieta. Miała jasno-brązowe włosy, splecione w warkocz. Zielone oczy, kontrastowały z jasną skórą. Ubrana w bluzkę na ramiączkach, i spodnie, sięgające do kolan, podeszła do drzwi i mnie wpuściła.

— Czego tu chcesz, mały kocie?— Zapytała z uśmiechem, ale zachowując powagę w głosie. Otarłam się o jej nogi, błagając o wpuszczenie do środka. Kobieta, wzięła mnie na ręce, i spełniła moje zachcianki. Bingo! I jestem w krainie cudów! Zabrałam się za podgryzanie szynki (z ziołami!) i czułam w ustach jej specyficzny smak. Cóż... Ale była przynajmniej lepsza od zgniłej ryby, którą znalazłam w śmieciach. Ściany, sklepu były koloru łososiowego, wykonane tradycyjnie z betonu. Podłoga, obłożona była kafelkami łazienkowymi, tego samego koloru, w kształcie rombów. Przy wejściu, wisiały różne atrapy mięsa, by zachęcić do wejścia. No, wiecie. Taka trochę wystawa. W połowie pokoju, stała kasa, a za nią rozciągał się prawdziwy raj! W gablotach, stały szynki, kiełbasy, sery (skąd w sklepie drobiowym wzięły się sery...?), kurczaki... Żyć nie umierać!
Właśnie, zajadałam kabanosa, gdy w drzwiach na zaplecze pojawiła się jeszcze jedna kobieta. Znacznie starsza, wiek, odbił na jej cerze znamiona. Miała lekko posiwiałe, rzadkie włosy, spięte klamrą. Popatrzyła na mnie, a następnie na dziewczynę, która dała mi jeść.
  — Karolino! Mówiłam ci, sto razy. Nie wpuszczamy tu zwierząt!— Krzyczała, wykonując gesty rękami. Gdyby tylko wiedziała, jak zabawnie wygląda...
  — Ale, mamo. Ten kociak nie jadł chyba nic od trzech dni!— Próbowała to sprostować "Karolina". Cóż, muszę jej przyznać, że nieźle trafiła. NAPRAWDĘ nic nie jadłam od tylu dni.
  — To nieważne!— Starsza kobieta, podeszła do mnie, chwyciła mnie za futro na karku i wyrzuciła na ulicę. A było tak cudownie! Wystawiłam tej babie język, gdy się odwróciła. Ehh... Niestety, są tacy ludzie na świecie. Ale cóż? Mogło być gorzej! Pomyślałam, biegnąc w dół ulicy.
Biegłam, mijając przechodzących ludzi. Nawet nie chciało mi się ich błagać o jedzenie. Po chwili, moją uwagę, przykół pewien plakat...

De la WHAT? Schronisko? Przytulne? Ja im dam przytulne schroniska! Nigdy, nigdy więcej! Schroniska to zło wcielone... Ale cóż, znam ludzi, i pewnie żadnemu nie będzie chciało się uczestniczyć w tej akcji... Pobiegłam spokojnie w dół ulicy...

_____________________________________________________________________________
Rozdział z dedykacją dla Niespodzianka9
Mam nadzieję, że coraz więcej osób będzie czytać tę książkę 😘
GWIAZDKUJCIE I KOMENTUJCIE!!!!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro