Razem, wszystko idzie lepiej

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

No więc, poznałam nowego przyjaciela. Szybko się zaznajomiliśmy. Teraz, nie czuję się sama. W nocy, przytulamy się do siebie, tak że nam nie jest zimno. Razem kradniemy jedzenie, walczymy o życie. Razem, wszystko się rozjaśniło. Miałam kogoś do towarzytwa. Wieczorami, rozmyślałam o relacjach psów i kotów. Dochodziłam do wniosku, że to nasza nie chęć do drugiej rasy, powoduje kłótnie i walki. Film "Psy i koty" kłamał. Noo... Dobra, może druga część była fajna, bo obie rasy były dobre. Właśnie szliśmy po ulicy i udawaliśmy upite zwierzęta:

  — I kick you like a wrecking baaaaall!— Krzyknęłam, uwalając się na Brenarda.
  — And I kick you two times better!— Ten, przekształcił tekst piosenki i uwalił się na mnie. Powiem jedno: Bardzo bolało, ale tego nie mówiłam.
  — But I kick you the best!— I uwaliłam się z całej siły. Potem, się roześmieliśmy i mieliśmy w nosie że ludzie się na nas gapią. Niech się patrzą! Są strasznie poważni! Ja nie mogę!
Wtedy, kątem oka, zobaczyłam zbliżające się psy, które polują na mnie od jakiegoś czasu. Szturchnęłam Bernarda w łapę, żeby zwrócił na nich uwagę.
— Uparci są.— mruknął— Myślisz o tym samym co ja?— Zapytał, sugestywnie ruszając brwiami.
— No ba!— Odpowiedziałam, złośliwie się szczerząc. Podeszliśmy do nich.— Witajcie!— Krzyknęłam do nich— Co was tu sprowadza?
— Poddajcie się!— Krzyknął ich szef— Gdy gryzę, wcale nie boli!
   — Ahaa... Bo jest taki mały problem. Wiecie, w naszej kryjówce mamy kubeł na śmieci. MOŻE TAM ZNAJDZIECIE SWOJE MIEJSCE!

Wtedy, gwałtownie odskoczyłam przed biegnącym z kubłami na śmieci, Bernardem. Rzuciliśmy je wspólnie w ich stronę. Za chwile, oba kąpały się w śmieciach. Ja i mój przyjaciel, wybuchnęliśmy śmiechem, i zaczęliśmy uciekać, tak by nas nie dogonili. Wyglądaliśmy jak dwójka powstańców, biegnących przez zniewoloną Warszawę.

  — Mają nauczkę! Z nami się nie zadziera!— Krzyknęłam.
  — Jesteśmy jak superbohaterowie! Mamy moce, których oni nie mają!
  — Jesteśmy jak mocarze!
  — Jesteśmy razem niepokonani!
  — Jesteśmy najlepsi! A inni, mogą albo nam pomagać, albo uciekać co sił w nogach!— Wrzeszczałam na całą ulicę. Poszliśmy do naszej kryjówki: Była pomiędzy sklepem lokalem wynajmowanych do dyskotek i sklepem z mięsem. Co tydzień, ja z Bernardem zmienialiśmy się, kto idzie żebrać po jedzenie. Każdej nocy, włamywaliśmy się na dyskotykę i tańczyliśmy. Byliśmy blisko naszej kryjówki, gdy zobaczyliśmy przed nią samochód schroniska i hycli przeszukujących naszą kryjówkę!
— O szlag!— Powiedział.
— Znam ich. Szukają mnie. — Odrzekłam.— Co robimy?
— Kombinuj!
— Hmm... Mam pomysł! Patrz, kluczyk do samochodu jest w środku. Odciągniesz ich uwagę, kradnąc samochód, a ja używając liny, zwiążę im nogi!
— Masz łeb, Diamond!—powiedział, podkradając się do auta. A ja, czekałam na odpowiedni moment, by zaatakować. Bernard, gwałtownie wskoczył do auta, odpalił auto i je uktadł. W jednej chwili, hycle wybiegli z naszej kryjówki i gonili za uciekającym samochdem. Wślizgnęłam się do zauwka, i zabrałam linę. Wzięłam ją w pyszczek, i pobiegłam za nimi. Jestem kotem, mam silnijsze stawy, więc bez trudu mogłabym przegonić olimpijczyka. Szybko znalazłam się za "policją dla zwierząt", i zaczęłam lata między nimi, zaplątując ich w sznurek. Po chwili, wszyscy peżeli na ziemi, ze związanymi nogami, a ja i Bernard się śmialiśmy! Zostawiliśmy ich w takim stanie. Po jakimś czasie, napewno ktoś ich znajdzie... Chyba...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro