#102
-Charlie?-spytałam czując jego wzrok na sobie.
-Tak skarbie?
-Mógłbyś się tak nie gapić na mój tyłek?
Stałam właśnie w kuchni i kończyłam tort truskawkowy dla swojej mamy. Blondyn jak sam uznał przyszedł mi pomóc, ale ja na razie to nic nie robi oprócz przeszkadzania mi. Kevin pojechał niedawno do sklepu, a Alex siedzi razem z Lucy na kanapie i grają na konsoli. To pogarsza moją sytuację, ponieważ nikt nas nie widzi.
-Ale on jest taki..-westchnął.
-Tak wiem, ale ja robię coś co potem będzie jadł każdy nawet ty.Chciałeś mi pomóc, a jak na razie nic nie zrobiłeś.Po za tym właśnie skończyłam.-odsunęłam się od blatu i odwróciłam do niego.
-No przepraszam, ale i tak dobrze wiesz, że nie zrobiłbym nic dobrego.-uśmiechnął się szeroko.
-Wiem, w końcu to ja jestem cukiernikiem.
-Nasze dzieci będą mieć z nami bardzo dobrze.-podszedł do mnie i złapał za biodra.-Nie myśl o tym.-westchnął
Prawdopodobnie moja mina na samo słowo dziecko bardzo uległa zmianie.
-Jak?-spytałam i się do niego przytuliłam.
-Myśl tak jak ja.Skoro się jeszcze nie urodziło, to w końcu będzie musiało do nas dołączyć, tylko trochę później.
-Yhm.
-Dobra ślicznotko, mamy dwie godziny do przybycia twojej mamy.-złapał mnie za uda i podniósł.-Proponuje zacząć się pakować, bo dzisiaj wieczorem lecimy.
-A powiesz mi chociaż gdzie?
-Nie, dowiesz się na lotnisku.Powiem ci co masz pakować.-zaczął iść do mojej sypialni.
Po dwóch i półgodzinie wyśpiewaliśmy sto lat i zjedliśmy tort. Kiedy przyszedł czas na prezenty, moja mama spojrzała na mnie z dziwną miną. Prawdopodobnie doskonale wiedziała, że to wszystko to mój pomysł. Pierwszy był Kevin, później Alex z Lucy, a na końcu ja z Charliem.
-Dziękuję, ale nie trzeba było Esmee.-uśmiechnęła się i odebrała prezent od Charliego, po czym położyła go z boku i mocno nas przytuliła.
-Wieczorem zostajesz sama z Kevinem, błagam nie zróbcie mi rodzeństwa.-wyszeptałam, a ona się zaśmiała.
~~~~
Weszłam przed Charliem do jego rodzinnego domu i ściągnęłam buty. Blondyn uśmiechnął się do mnie delikatnie, a po chwili z góry zbiegła Lily z Brooke.
-Ja pierwsza!-krzyknęła Lily i mocno mnie przytuliła.
Byłam w delikatnym szoku, ponieważ widziałam się z tą dziewczynką tylko parę razy, a ona już wykłócała się z siostrą, żeby mnie przytulić. Zanim tu przyszłam, myślałam, że to ja będę stać z boku, a nie Charlie.
-Hej Lily.-uśmiechnęłam się i przykucnęłam, żeby ją przytulić.
-Esmee jak wrócicie to przyjedziesz do nas?
-Pewnie.-zaśmiałam się.
-Przekonaj Charliego, żeby polubił mamę.-wyszeptała.
-Postaram się.-podniosłam się, a ona uciekła do Charliego, który stał oburzony.
-Hej Brooke.-uśmiechnęłam się, a ona mnie przytuliła.
-Hej.Cieszę się, że będzie miał w końcu trochę wolnego.Szkoda, że tylko przyjechaliście na piętnaście minut.
-Tak wiem, ale może jak wrócimy to Charlie was weźmie do siebie.-odsunęłam się.
-Fajnie by było fatalny braciszku.-spojrzała na niego, a on wziął Lily na ręce.
-Na ile?
-Tydzień.-oznajmiła Lils.
-Dobra.Tylko nie odbijcie mi dziewczyny.-puścił mi oczko, a ja się zaśmiałam.
Trzydzieści minut później staliśmy na lotnisku w Bournemouth.
Dziwnie było jechać tutaj dwie godziny, żeby później tylko godzinę spędzić w tym mieście.
Spojrzałam na blondyna, który splótł nasze palce i pociągnął mnie w stronę bramek.
Najwidoczniej byłam tak zamyślona, że nie usłyszałam jak mówią gdzie się kierować.
Westchnęłam i ciągnęłam swoją walizkę. Znowu przegapiłam moment, w którym powiedzieli gdzie lecę. Niecałe dwadzieścia minut później siedziałam w samolocie i tym razem przysłuchałam się dokładnie co mówiła stewardessa. Spojrzałam zszokowana słysząc punkt lądowania.
-Skąd wiedziałeś?
-Twoja mama jest dobrym źródłem wiedzy kochanie.
-Nie wierzę, że właśnie lecę z tobą do Miami.
-Będziemy tam dwa dni.-uśmiechnął się i pocałował mnie w policzek.
-Ale..
-Potem lecimy do Los Angeles.Muszę Ci pokazać jak najwięcej w ciągu półtorej tygodnia, żebyś pamiętała to do końca życia.-splótł nasze palce.
-To nienormalne wiesz o tym?-oparłam głowę o jego ramię.
-Możliwe, ale skoro zarabiam tylko tym, że śpiewam to chcę te pieniądze wydawać na ciebie.
-Rozmawialiśmy na ten temat Lenehan.
-Tak wiem skarbie, ale twoje marzenia, to moje marzenia.-pocałował mnie w czoło.-Możesz, myśleć więc, że spełniam swoje, a przy okazji twoje.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro