#24

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Minęły trzy dni odkąd gadałam z Charliem wtedy. Jego mama już jest po operacji i dochodzi do siebie. Uśmiechałam się pod nosem z faktu, że dzisiaj są Mikołajki. Ten dzień wraz z tatą obchodzimy wyjątkowo. Jest to wstęp do świąt Bożego Narodzenia. Ubrana dalej w piżamę weszłam do kuchni gdzie siedział tata pijąc kawę i czytając coś na laptopie. Na blacie leżały moje ukochane naleśniki, polane syropem klonowym.
Podniosłam talerz i usiadłam koło taty przy czteroosobowym stole.

-Co czytasz?-zaczęłam jeść śniadanie.

-A tam taki artykuł.-zamknął laptopa.

-Okej.Jak zjem to zawieziesz mnie do galerii?

-Okej, mam nadzieję, że później będziesz mieć czas dla swojego ojca.-powiedział i się zaśmiał.

-Zawsze mam dla niego czas, gorzej z tym aby on go znalazł dla mnie.-mruknęłam pod nosem i wsadziłam kawałek naleśnika do ust.

-Kochanie wiesz, że pracuje.Idę wziąć prysznic, zawiozę cię i pojadę załatwić parę spraw.-pocałował mnie w włosy i odszedł.
Chwilę później usłyszałam dzwonek do drzwi i nieco zdziwiona poszłam otworzyć.

-Hej.-zobaczyłam Charliego i momentalnie stałam się czerwona, a on tylko pocałował mój policzek i nachylił się nad uchem.-Podoba mi się twoja koszulka z pandą i szare szorty, ale musisz się zbierać.-przejechał dłonią po moim odkrytym udzie, a cały wstyd zniknął.

-Idę się ubrać i pomalować.-zasalutowałam, a on się uśmiechnął.

-Nie maluj się, jedziemy po za miasto.

-Jakby tata wyszedł z łazienki to powiedz mu, że może jechać sam.

Uciekłam na górę i znając życie blondyn je już moje naleśniki.
Zaśmiałam się pod nosem i otworzyłam szafę. Założyłam czarne rurki i pasek do nich, a koszulkę wybrałam zwykłą szarą. Na to założyłam przez głowę granatową bluzę z gapa. Rozczesałam włosy i związałam je w warkocza. Zakryłam zaczerwienienia i drobne krostki korektorem, a rzęsy przejechałam maskarą. Zabrałam telefon jak i torebkę, w której był portfel i inne.
Zeszłam na dół, gdzie blondyn prowadził zaciętą konwersacje z moim tatą.

-Możemy jechać.-powiedziałam.

-Tylko ostrożnie mi tam Lenehan.-pogroził palcem rozbawiony mężczyzna.

-Tak jest.-pociągnął mnie za rękę do drzwi.

Ubrałam buty, a potem zarzuciłam kurtkę na plecy. Widząc już ubranego blondyna po prostu chciałam wyjść z domu, ale on mnie zatrzymał.

-No co?-podniosłam jedną brew, mówiąc cicho.

-Wiadać, że masz szesnaście lat.-prychnął i zapiął mi suwak.

-Za to ty wyglądasz na co najmniej pięć.-zachichotałam.

-Kretynka.

-Idiota.

-Miałaś się nie malować.-przybliżył się do mnie.

-To ty tak mówisz, nie ja.-wystawiłam mu język.

-To źle, że wolę cię naturalną?-zgarnął wcześniej omawiany szal w kratę i zawiązał mi go wokół szyi.

-Nie skądże, ale czuję się pewniej pomalowana, może trafimy na przystojniaka i będę chciała zagadać.-spojrzałam na jego usta.

-Jeden stoi przed tobą.

-Chyba za tobą nikogo nie ma?

-Debilka.-prychnął i pocałował mnie, a ja się uśmiechnęłam i odwzajemniłam pocałunek korzystając z okazji, że tata jest na górze.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro