#46

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po paru minutach odsunęłam się od blondyna. On ściągnął kurtkę i buty po czym podniósł swoją torbę.
Złapałam go za rękę i pociągnęłam do kuchni. Siedział w niej już nie sam Liam, ale i dziadek.
Uśmiechnęłam się delikatnie i przedstawiłam ich sobie.
Liam kompletnie różnił się od Charliego. Nie tylko z wyglądu, ale i z charakteru. Po dziesięciu minutach weszłam z Lenehanem do gościnnego.
Położył swoją torbę gdzieś pod ścianą i spojrzał na mnie. Przez moment przypominał mi zagubionego chłopca.
Jednak nie wiem czego chciałam się spodziewać. Domyślałam jak może się czuć. Jednak domyślanie nie jest tym co on czuje.Położył się na łóżku i wtulił twarz w poduszkę.Ułożyłam się koło niego, a on położył głowę na moich piersiach i mnie przytulił.

-Bardzo boli cię ten policzek?-spytałam i zaczęłam bawić się jego włosami.

-Nie.Przy tobie nic mnie nie boli, jesteś jak mój lek.

-Opowiedz co się stało dokładniej.

-Więc..-westchnął.

-Zrozumiem jeśli nie dasz rady.

-Nie mam ośmiu lat.-fuknął.

-Dobrze, spokojnie.

-Rozłączyłem się jakiś o piątej.Po ósmej przyszła Brooke do mnie. Weszła mi pod pościel i powiedziała, że John jest w domu. Ubrałem się i tam poszedłem. Na początku słyszałem kłótnie, ale nagle wszystko ucichło. Zaniepokojony poszłem tam. Matka całowała się z nim. Powiedziałem jej co o tym myślę. Nie chciałem jej dawać tego pieprznego ultimatum. Wiem, że go kocha, ale gdyby nas kochała, wzięłaby pod uwagę fakt, że my go nie lubimy z Brooke. Powiedziałem o gwałcie..ona nic nie wie rozumiesz?Nic uważa go za cudownego.

-Kotku..-pocałowałam go w czoło.

-Potem powiedziałem, że Brooke zostaje ze mną.Trochę się wykłócała, ale później poszła się pakować.
Kiedy miała wychodzić zatrzymałem ją. Powiedziałem, żeby nie zostawiała nas, ale ona wielce dama PANI KAREN MORRISON musiała mówić, że mogła nas oddać do adopcji..-zatrzymał się.-W tamtym momencie..poczułem jak ściska mnie serce..nazwałem ją nie warta tytułu matki, a ona mnie uderzyła i wyszła z tym całym swoim facetem.

-Kotek...

-Esme ja nie dam rady..będę musiał iść gdzieś zarabiać..-westchnął i położył się normalnie.

-Ukochany..-pierwszy raz zwróciłam się do niego w ten sposób i zauważyłam błysk w jego oku.

-Najdroższa.-obrócił się w moją stronę.

-Nie ważne co się będzie dziać, jak źle będzie, ja tu jestem.-dotknęłam palcem miejsca gdzie powinno być serce.-Kocham cię i zawsze jestem gotowa, żeby cię wysłuchać.

-Te dwa słowa tak pięknie brzmią z dwóch ust.

Uśmiechnął się delikatnie i przybliżył. Przejechał palcem po mojej dolnej wardze, a ja poczułam gęsią skórkę.

___
Ostatnie krótkie na dzisiaj. ❤Dobranoc

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro