Fourty two

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zayn
Minął drugi dzień odkąd Lauren nie ma w pracy i piąty od kiedy opuściła dom moich rodziców.
Martwię się o nią. Nie wiem gdzie jest, co się z nią dzieje.
Brakuje mi jej.
Uśmiechu.
Uwag.
Charakteru.
Kłótni.
Jej całej.
Od kilku dni próbuje się do niej dodzwonić, ale nie odbiera.
Nie mogę tyle czekać. Byłem pod jej mieszkaniem, ale odpowiedziała mi cisza. Jedyną bliską jej osobą o jakiej wiem, jest jej matka. Dlatego dziś po pracy mam zamiar się do niej wybrać.
Załatwiłem adres. Jeśli jej tam nie ma, to nie mam pojęcia gdzie mogłaby być.
...
Opuszczam budynek i kieruję się do mojego samochodu. Wprowadzam adres w GPS i ruszam w drogę.
Odkąd mnie opuściła, cały czas o niej myślę. Codziennie piję alkohol i palę niezliczoną ilość papierosów.
Czuję się tak cholernie źle. Wszystko zawaliłem. To przez tą głupią zazdrość.
Po co do niej pojechałem? To był jej cel. Camille specjalnie do mnie zadzwoniła i mnie uwiodła, a ja byłem wściekły i zraniony. Nie myślałem o konsekwencjach. Chciałem zapomnieć i najwidoczniej poskutkowało.
Podjeżdżam pod wskazany adres. Jest to stary, mały dom z ogródkiem. Widać, że właścicielka o niego dba.
Cała moja odwaga uleciała. Siedzę w samochodzie i patrzę się na budynek przede mną. Przeraża mnie myśl o spotkaniu jej.
To nie jest zwyczajna kobieta. To Lauren.
Boję się jak małe dziecko.
Po piętnastu minutach walki z samym sobą, wysiadam z pojazdu. Jak najwolniej kieruję się w stronę ganku, a gdy już przy nim jestem, biorę głęboki oddech. Pukam do drzwi i czekam. Po jakimś czasie otwiera mi je kobieta w średnim wieku. Gdy jej się przyjrzałem, od razu dostrzegłem podobieństwo. To była jej matka. Tak samo piękna jak Lauren.
Na twarz kobiety wypłynął szeroki uśmiech na mój widok przez co poczułem się pewniejszy siebie.
-Dzień dobry. Jestem Zayn Malik.
No i się skończyło. W chwili, gdy usłyszała moje imię i nazwisko, jej uśmiech opadł i zniknął. Przez jej twarz przeszedł grymas.
-Ach, tak. W czym mogę pomóc?- pyta chłodno.
Poprawiłem krawat po czym udzieliłem jej odpowiedzi.
-Szukam pańskiej córki Lauren Cambell.
-W jakim celu?- uniosła brew.
Ja pierdole. Czuję się jak na jakimś pierdolonym przesłuchaniu, na którym nigdy nie byłem i mam nadzieję, że nie będę.
-Chcę się dowiedzieć dlaczego nie zjawiła się w pracy.
-Bo widzi pan, jest taki jeden powód i ja jako matka mojej Lauruni, znam go. Ale niech pan obieca, panie Malik, że to zostanie między nami.
-Oczywiście- odpowiadam natychmiast będąc zupełnie poważnym.
Pochyla się w moją stronę i mówi przyciszonym głosem.
-Otóż, to wszystko wina tego cholernego dupka, który jest jej szefem. Wytrzymać się nie da z tym sukinsynem.
Moja twarz staje się czerwona w przypływie wstydu. W duchu przeklinałem blondynkę, która skradła moje serce.
-Już chyba wiem po kim ma taki charakterek, a przy okazji niewyparzoną buzię- mówię pod nosem, jednak na moje nieszczęście, kobieta to wychwyciła.
-Pochodzi z rodu Stewartów, a kobiety stąd twardo stąpają po ziemi- odpowiada dumnie.
Przełykam głośno ślinę.
Susan Stewart jest groźna.
-Czy mogę się z nią zobaczyć?
_______________________________________
W następnym rozmowa między głównymi bohaterami :)
Do zobaczenia w niedzielę ♡♡♡

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro