12

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*Tego samego wieczora, kiedy Cole dowiedział się o ranach Cassie*

#Astra

Dojechaliśmy pod jego dom jakieś dziesięć minut później. Przez pana bipolarnego dupka czułam się tak niekomfortowo, że na moim ciele wystąpiła gęsta, gęsia skórka.

I trzymała się aż do teraz.

Dom pana dupka mieścił się na jednej z bogatszych ulic tego miasta. Był czarno- biały z dużym zadbanym ogrodem, którym pewnie zajmowali się ogrodnicy. Prychnęłam cicho na to stwierdzenie. Brama była masywna i czarna, a w oknach nie było żadnych firanek - jedynie rolety służące zapewne do ochrony przed złodziejami.

-W środku jest bardziej przytulnie i młodzierzowo- powiedział Ash. Chyba za długo gapiłam się na ten dom.

Moją twarzą zawładnęła czerwień.

-Muszę jeszcze zadzwonić do rodziców- powiedzaiałam do niego, po czym wybrałam numer. Niestety włączyła się sekretarka, jak i u drugiego rodzica. Pozostała mi więc tylko babcia.

-Co?-odezwała się. Na szczęście odebrała.

-Babciuuuuu, mogę spać u koleżaaanki?

-Teraz?

-No, tak...- Ashton ciągle mi się przyglądał.

-Nie. Nie mówiłaś, że masz zamiar u kogoś spać. Po ognisku miał cię odwieść cały ten Dawne czy jak mu tam. I koniec kropka

-Ale bab....

-Koniec. Kropka. Jedziesz teraz prosto do domu.

-Ugh-warknęłam tylko i rozłączyłam się.

-I co?- zapytał.

-Nie mogę. Zawieź mnie proszę do domu.

-Szkoda. Może następnym razem.

-Tiaa...

Pov. Halie

-Piłeś.- powiedziałam stając przed nim.

-Ale mało. Z resztą, ty też piłaś.

-Ale o wiele mniej- jęknęłam zrezygnowana. Schowałam twarz w dłonie.- Dobra panie mądraliński. Zrób jaskółkę- uśmiechnęłam się do niego.

-Nie będę ci tu robił żadnej pieprzonej figury na sprawdzenie trzeźwości!- powiedział trochę głośniej i otworzył drzwi od samochodu. Jednak ja byłam szybsza i sprytniejsza, dlatego prześlizgnęłam się pod jego ramieniem i usiadłam na miejscu kierowcy.- Cholera, no!- warknął.

-Hi hi hi- zachichotałam i włożyłam kluczyki do stacyjki.- Wrum Wrum, odjerzdżamy za dziesięć sekund!

-I ja tu niby jestem pijany...- mruknął October i zamknął drzwi. Po chwili siedział już obok mnie, a ja odpaliłam silnik i wyjechałam z parkingu.

-Zapnij pasy- powiedziałam kiedy zauważyłam, że nie ma ich zapiętych.

-Po co? Zaraz i tak będź-nie dokończył ponieważ...tak jakby poleciał na deskę rozdzielczą, z powodu mojego mocnego zahamowania. To znaczy, nie walnął o nią brzuchem, bo wystawił ręce, dzięki czemu się podparł.

-POWALIŁO CIĘ KOBIETO?! JESTEŚ ZDROWO POPEPRZONA!- wrzasnął- NIE WIEM CZEMU PUŚCIŁEM CIĘ ZA KÓŁKO suko- ostatnie zdanie dodał trochę ciszej, ale i tak usłyszałam. W oczach nagromadziły się łzy, a dłonie same powędrowały do zapięcia od pasów i klamki od drzwi. Chciałam stąd uciec. Uciec jak najdalej od człowieka, w którym się zakochałam.- Halie, stój nie to miałem na myśli!

-Odwal się ode mnie!- wybiegłam na ulice. Po chwili słyszałam za sobą kroki Octobera dlatego też przyśpieszyłam kroku. Jednak nie zauważyłam kamyka i upadłam, przy okazjii staczając się ze skarpy. Turlałam się, kilka razy natrafiłam na coś twardego i ostrego, ale dalej się turlałam. W głowie mi się kręciło, chciało mi się wymiotować... W końcu poczułam pod sobą miękki piasek. Odetchnęłam głęboko. Sturlałam się po wysokiej skarpie prosto na plażę.

-Kurna- mruknęłam.

-HALIE!- usłyszałam spanikowany głos chłopaka. Pomimo, że nadal byłam na niego wściekła podniosłam rękę do góry, by mógł mnie zobaczyć. Po chwili uklękł przy mnie. Zaczął sprawdzać czy mam jakieś obrażenia, a gdy chciał mnie podnieść powiedziałam:

-Precz z łapami. Nadal jestem na ciebie wściekła- i wstałam sama.

-Przepraszam. Na prawdę nie wiem co we mnie wstąpiło. Nie chciałem tego powiedzieć.

Jednak ja po prostu w milczeniu szłam. Nie wiedziałam czy mu wybaczyć czy nie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro