🤔Wstęp, czyli trochę o tym, co to wszystko jest🤔

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

"Akcja Bożej Pozytywki" to coś, czego wizja kształtowała się przez lata, dlatego opowiem o niej w perspektywie mojego pobytu na wattpadzie.

Do społeczności wattpada dołączyłam 7 sierpnia 2018 roku. Przynajmniej tak twierdzi wattpad, bo ja tam nie wiem. Szczerze powiem, że wtedy byłam daleka od tego, żeby prowadzić moją działalność na tej platformie w taki sposób, z jakiego znacie mnie teraz. Większość moich pierwszych obserwowanych oraz obserwatorów już dawno odeszła z wattpada lub po prostu straciłam z nimi jakikolwiek kontakt. Jak tak myślę, to chyba z tamtej grupy osób pozostało w nadal jako tako udzielającym się gronie ledwie parę. Ci ludzie mnie wprowadzili w tę pomarańczową dżunglę, nauczyli mnie powszechnie przyjętego sposobu pisania role play'i, fanfithion etc., po prostu krok po kroku pokazali mi, jak się tu chodzi. I to pewnie brzmi jak każda historia początków osoby z watt, więc może przejdę dalej.

W każdym razie, jak pewnie nieliczne osoby pamiętają (pozdrawiam takich Weteranów przez duże "W"), byłam wtedy zupełnie kimś innym, byłam... Po prostu byłam "Nyą", jak mnie wtedy nazywano i w kraju pomarańczy, i w realu.

Tia, jak teraz o tym myślę, to trzeba by to zatytułować "Metamorfoza Nyi w Morgan, czyli o tym, jak powstała akcja Bożej Pozytywki"... Ale mniejsza z tym.

W każdym razie byłam zagubioną nastolatką z niezbyt jeszcze uformowanym kręgosłupem intelektualno-moralnym. Miałam podobne rozterki, co większość osób w moim wieku. Zastanawiałam się nad tak zwanymi teraz "sprawami kontrowersyjnymi". W gruncie rzeczy po prostu mało wiedziałam o świecie. Bo rozumiecie, dotąd obracałam się w cukierkowej rzeczywistości (dziękuję Bogu za moich rodziców, którzy sumiennie filtrowali wszystko, co trafiało do mojego malutkiego uniwersum), w której nie było ideologii, propagandy, ani kultu konsumpcji oraz cywilizacji śmierci. Dlatego w niektóre rzeczy prawie weszłam, a w każdym razie wydawały mi się akceptowalne - chociaż do zastanowienia nad tym, czy zaakceptować mordowanie to nigdy nie doszłam. Miałam natomiast wielkie pytanie: czym jest miłość małżeńska, zakochanie? I tutaj raz w życiu wykazałam się niebywałym rozsądkiem (Bóg mnie strzegł, to tylko dzięki Niemu) i spytałam tatę, czym są pewne związki. Odpowiedź mojego ojca mnie niezbyt usatysfakcjonowała, znaczy tak, wystarczyła na jakiś czas, ale później znowu naszły mnie wątpliwości. I wtedy znów zrobiłam bardzo rozważną rzecz, czyli wzięłam Pismo Święte i przewertowałam je w poszukiwaniu wiadomego tematu. Znalazłam i to mi wystarczyło. Czytałam jeszcze a propos miłości ogólnie dzieła doktora Jacka Pulikowskiego (serdecznie polecam). Codziennie też z mamą słuchałyśmy różnych kazań (między innymi księdza Piotra Pawlukiewicza, Michała Chacińskiego, Dominika Chmielewskiego i innych). Zawsze też - właściwie od kiedy skończyłam siedem lat - moja rodzina utrzymywała bliskie przyjacielskie stosunki z klasztorem Karmelitów Bosych. Słuchając rodziców, kaznodziei i zaprzyjaźnionych zakonników mój świat duchowy miał coraz mocniejsze fundamenty.

I chyba teraz dopiero naprawdę zaczyna się prawdziwa historia "Bożej Pozytywki".

Od wieku lat dziesięciu jestem obciążona zdrowotnie. Choroba przez lata coraz bardziej mnie osłabiała, nadal postępuje i w sumie rok po roku, miesiąc po miesiącu, tydzień po tygodniu odpadały mi kolejne grupy, kolejne zajęcia, kolejne stowarzyszenia. Najciężej wspominam rozstanie z harcerstwem. Tak więc, jako osoba w sumie to niepełnosprawna, nie mogłam zbytnio pomagać. Wszyscy próbowali w końcu pomóc mi. Kiedy wszystko zaczęło się robić naprawdę źle, mocno związałam się z działalnością na wattpadzie. Tutaj czułam się dobrze, ale jednocześnie dostrzegłam jak wiele osób potrzebuje Boga, tak bardzo, bardzo. Już wcześniej spotkałam się tu z różnymi potrzebującymi, ale chyba dopiero, kiedy naprawdę sama czułam się bardzo źle, zauważyłam, że naprawdę tak wiele osób potrzebuje dobra i nie może go znaleźć. Widziałam w zachowaniu wielu osób totalne zagubienie albo po prostu brak radości, który powoduje powolną śmierć duszy. Bo Bóg daje radość, On jest Radością i jak człowiek jej nie ma, to znaczy że też się gdzieś zagubił. I mimo że naprawdę sama nie byłam w najlepszej sytuacji, to pomyślałam: "hej, nie jesteś mądrą świętą, ale ludzie potrzebują Boga, więc może daj Mu działać przez Ciebie". Rzeczywiście wiele osób naprawdę potrzebowało pomocy. Na początku po prostu pomagałam, a właściwie Pan używając mnie jako narzędzia, to tu, to tam, czy to dobrym słowem, czy wsparciem, czy nadesłaniem skierowań do odpowiedniej pomocy. Zanim coś komuś napisałam, to oczywiście krótka modlitwa "Mamo Maryjo, pomóż". I jakoś tak szło na malutkim poletku z początku.

Ale to nie miało być wszystko. Pewnego dnia spojrzałam na to wszystko i pomyślałam, że wattpad potrzebuje po prostu ewangelizacji - potrzebuje jak najwięcej wiary i radości. Tak więc na moje skromne możliwości postanowiłam zostać takim malutkim apostołem. I w sumie nadal takim się staram być.

Tutaj dochodzimy do istoty idei Bożej Pozytywki, którą się nazwałam na długo, długo potem, zanim zaczęłam się tą ideą kierować w pewnym sensie - Boża Pozytywka ma na miarę swoich możliwości przesyłać wszystkim ludziom wiarę i radość, których potrzebuje świat. W moim przypadku wiąże się to z pisaniem opowiadań, które mają być pełne Boga i radości od Niego, niekoniecznie stricte wesołe, mogą być smutne, ale żeby przekazywały pozytywne podejście do życia i wszystkiego, a nie zamykało człowieka po końcu czytania na samym dnie rozpaczy, dyskusjami, rozmowami z ludźmi, którzy ich chcą, oczywiście, wspieranie dobrym słowem potrzebujących, dzielenie się z innymi mądrościami, które się przeczytało/zasłyszało, mówienie innym o Bogu, przekazywanie innym Ewangelii, no i ogólnie takimi małymi, ale jednak dającymi trochę rzeczami, w które się wkłada całe serce. Po prostu na miarę swoich możliwości staram się rozsiewać wiarę i radość. Oczywiście, też nieodłączną częścią tej misji jest modlitwa za "wszystkie wattpadowe sprawy".

I każdego z Was zachęcam do tego, by - także na miarę swoich możliwości - czynili właśnie tak. Bardzo piękne byłoby, gdybyście oddali się Maryi, żeby przez Was działała. I możecie robić naprawdę malutkie rzeczy, jeśli nie możecie wielkich, ale z pewnością - jeśli oddacie się Bogu i włożycie w to dzieło całe serce - będą owoce Waszej pracy. Może dowiecie się o nich dopiero po śmierci w Niebie, ale kiedyś się przekonacie, ile znaczył Wasz jeden drobniusi gest.

Ogólnie, patrząc na to, jak mało osób dzisiaj wie, w co lub w kogo/Kogo wierzy, widać wyraźnie, że - jak to śpiewała bodajże pani Magda Anioł - nam potrzeba misjonarzy, jeszcze jak. Nie jestem misjonarką, mam siostrę misjonarkę, sama nigdy nie chodziłam w obce strony, żeby ewangelizować - poprzestawałam na ewangelizacji moich znajomych oraz dzieci, które znałam, a którzy nie do końca rozumieli, w co wierzą lub twierdzili, że wiedzą, ale w praktyce wychodziło, że się pogubili między poglądami (jeśli chodzi o gubienie się między poglądami, to tak na marginesie polecam książki Gilberta K. Chestertona, bo on o tym pisał np. w "Heretykach"). Świat potrzebuje też Was. Każdego, niezależnie od możliwości.

Oczywiście, to nie tak, że wszystko będzie super i fajnie, jak będziecie uczestniczyli w takiej akcji lub po prostu się nią zainspirujecie, ale jednocześnie będziecie trwali w grzechach, będziecie niepewni swojej wiary lub będziecie zapominać o Bogu. Nie, nie, nie. Jak lekarz jest chory lub dopiero studiuje na pierwszym roku to nie idzie do chorych, bo w pierwszej sytuacji może kogoś zarazić, a w drugiej sam jeden bez kierownictwa specjalisty może komuś zaszkodzić w próbie pomocy. Bardzo proszę o to, żebyście chodzili regularnie do Spowiedzi i jak tylko macie jakikolwiek problem duchowy lub chcecie komuś pomóc z poważnym problemem, to biegiem do konfesjonału (lub jakiegoś pokoju klasztornego, zależy gdzie i jak się spowiadacie). W sumie, jak znacie kogoś z poważnym problemem, to warto jego namówić do biegnięcia do konfesjonału, chyba że to jest niemożliwe, to wtedy Wy sami. Jeśli to ktoś z okolicy, to możecie mu polecić jakiegoś konkretnego spowiednika. Zawsze są też księża, do których można napisać przez internet, jak ma się problem. W każdym razie: żeby przemyć ranę, trzeba mieć wpierw samemu czyste ręce, więc jeśli ktoś chciałby być apteczkową w ZHR to musi często myć ręce - przełóżcie to sobie na naszą sytuację.

Co do niepewnych swojej wiary - czytanie Pisma Świętego i Katechizmu Kościoła Katolickiego to podstawa, radzę też znalezienie sobie przewodnika duchowego, spowiednika, jeżdżenie na rekolekcje (lub słuchanie ich z internetu, polecam rekolekcje Oddanie 33), może dołączenie do jakiejś grupy odnowy, czytać religijne książki (możecie nawet po prostu życiorysy świętych, jak teologia jest jeszcze dla Was za trudna, chociaż sądzę, że na przykład Scott Hahn bardzo dobrze ją wykłada), no i możecie też szukać kazań w internecie (polecam księdza Piotra Pawlukiewicza, ks. Dominika Chmielewskiego, ks. Marcina Modrzyńskiego). No i po prostu musicie szukać prawdy. Bo kto szczerze szuka, ten ją odnajdzie.

Co do zapominania. Jeśli oddajesz się Bogu, musisz mieć z Nim nierozerwalną relację, musisz się starać ją podtrzymywać nawet, gdy czujesz się sam. Musisz po prostu kochać Pana. Jeśli Go nie kochasz, to sam potrzebujesz uzdrowienia.

Tak więc: akcja "Bożej Pozytywki" ma na celu czynienie dobra na miarę własnych możliwości. Chcemy ewangelizować, pocieszać, na swoje możliwości pomagać i podtrzymywać na duchu. Jest to inspiracja dla osób, które może mają małe możliwości pomocy ze względów zdrowotnych tak jak ja, a może po prostu mocno rozwijają się w internecie i same widzą w nim wiele rzeczy smutnych. Zmieniajmy na lepsze, bo nawet najmniejszy promyk, gdy przebije się przez chmury, pokazuje ludziom, że słońce nadal istnieje i daje nadzieję, że kiedyś wiatr przegna obłoki i nastanie znowu światłość. Uczyńmy wattpad lepszym miejscem, uczyńmy cały internet lepszym miejscem! Na jakichkolwiek mediach jesteście, idźcie, czy jak to się mówi - surfujcie i rozświetlajcie ludziom drogę. Może nie czujecie się sami na siłach, ale dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych. Więc oddajcie się Mu i roznoście nadzieję!

"Można dać bardzo dużo i serce zranić, a można bardzo malutko i serce rozradować, jak gdyby skrzydła przypiąć komuś do ramion" ~ kard. Stefan Wyszyński

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro