Dziwna Rzecz, Ta Miłość

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dziwna rzecz, ta miłość, wiecie?

Może nie wiecie. W sumie, ja też chyba nie wiem, bo nigdy nie byłam zakochana. Raz zauroczona, ale to było dawno i było szczeniackie. Chodziło bardziej o to, że chłopak jest śliczny i fajny, a nie, że czuję się przy nim dobrze. Tak, to było dawno i nieprawda.

Albo może wiecie. Ja wiem, że miłość jest dziwna - nigdy nie byłam zakochana, a jednak kocham. W moim życiu nigdy nie pojawił się chłopiec, który pozwoliłby mi siebie kochać, albo którego ja pozwoliłabym sobie pokochać. Kocham parę osób. Żadna z nich nie jest chłopcem, chociaż czasami chciałabym kochać chłopca. I wiedzieć, że on też mnie kocha, ale to marzenie każdej nastolatki.

Dziwna rzecz ta miłość, nie tylko sama w sobie, ale również w naszych głowach. Kiedyś, kiedy słyszałam miłość, faktycznie myślałam o chłopcu. O przyszłych chłopaku, narzeczonym, mężu, kochanku, ojcu moich dzieci. I tylko o tym. Że kiedyś znajdę tego chłopca i że na moich oczach zostanie on mężczyzną.

Teraz, gdy słyszę miłość, myślę o mojej rodzinie - bo ich kocham, a nie tylko marzę o kochaniu. Myślę o mamie i tacie. I myślę o P, którą kocham całą sobą, mimo że nie jest chłopcem. Którą kocham tak mocno, że czasami mam wrażenie, jak z tej miłości pęka mi serce, na dwoje. I nie musi się dziać nic szczególnego, po prostu siedzimy w moim pokoju, ona na łóżku i narzeka na szkołę, znajomych i treningi, a ja na fotelu i patrzę na nią, nawet jej nie słuchając. Myślę wtedy, że ją kocham. Że jest urocza, słodka, tak bardzo niewinna. Dziecinnie naiwna, nieskalana złem, wrażliwa i dobra. Czasem, co prawda, prezentuje się jak ostatnia idiotka i żeńska wersja dupka, ale o tak ją kocham. Tak mocno, że czasami czuje, jak namacalnie drży mi serce.

Drży, bo się o nią boję. Wiecie - na pewno wiecie, bo wspomniałam - jest niewinna. Rani ją każde złe słowo, każdy złośliwy uczynek, nie jest jeszcze przeświadczona, jak okrutny potrafi być świat. Przypominam sobie wtedy, jak wiele razy przychodziła do mnie i mówiła o rzeczach, o których nikt nie wiedział. Tylko ja. Tylko ja, ja, ja i chciałabym wykrzyczeć to całemu światu, bo P mi ufa. Przypominam sobie, jak czasami drży od płaczu w moich ramionach, a ja przyciąga ją do siebie i obejmuje ramionami, chroniąc przed złem i zaklinając wszystko, co spowodowało jej łzy.
Przypominam sobie, jak stałam niegdyś w jej obronie i jak będę to robić nawet za sto lat, o ile będzie mi dane.

Drży również, bo jest szczęśliwe. Kiedy P jest szczęśliwa, gdy śmieje się z byle czego - może być nawet ze mnie - wtedy ja też jestem szczęśliwa. I na chwilę zapominam o swoich problemach, okropnych rówieśnikach, szkole, własnych kompleksach. Bo P się cieszy. Bo jej niewinność się broni i bo ona sama przychodzi mi o tym opowiedzieć.

Drży, bo ją kocham. Wiecie, nikogo nigdy nie kochałam tak mocno i podejrzewam, że nigdy nie będę.

P ma dwanaście lat, co oznacza, że jest zaledwie dwa i pół roku młodsza. Ale różnimy się bardzo. Ona jest taka dobra. I czuje bardzo wiele. Ja czasami mam wrażenie, że jestem wyschła. Nie rusza mnie zbyt wiele spraw i ludzi. Nie mam potrzeby kochania każdego. Brzmi okrutnie, ale takie nie jest. Nie przywiązuję się szybko i z ręką na sercu mogę powiedzieć, że całym sercem i mocno kocham tylko trzy osoby, a ogólnie to osiem. Niezbyt dużo ludzi do kochania, nie uważacie? Czasami to wygodne. A czasami ludzie mówią ci, że jesteś zimnym draniem. Tak nie ma. Im trudniej przychodzi Ci pokochanie kogoś, tym mocniej go kochasz.

Ja P pokochałam od pierwszego usłyszenia o jej istnieniu, ale i tak to ją kocham najbardziej że wszystkich ludzi. Ironiczne, zaprzeczać samej sobie, ale tak jest. W przeciwieństwie do P nie kocham wielu ludzi, nie mam takiej potrzeby - a jednak jak już kocham, to tak, że drży mi serce.

Podejrzewam, że ktoś, kto nie ma rodzeństwa, szczególnie młodszego, nigdy tego nie zrozumie. Tej potrzeby bycia, tak po prostu dla kogoś, miłości rozrywającej od środka i potrzeby bronienia przed całym złem tego świata, choćby własną piersią. Nie wiem, może będzie w stanie to sobie wyobrazić - ale czy, się utożsamić? Taka miłość to ogromna odpowiedzialność, ciężar, czyniący mnie bardzo lekką.

Zazwyczaj. Bo wiecie, P sądzi, że jestem silna. Ze jestem bez kompleksów, że mogę zrobić, co chce i nie będzie mnie obchodzić, co powie o tym drugi człowiek. W większości przypadków tak jest - wierzę swojemu sumieniu, że jeszcze nie jest tak zdegenerowane i odwiedzie mnie od złej drogi. Wierzę sobie, że powiem coś odpowiedniego, założę odpowiednie ciuchy, nikogo przypadkiem nie znieważę. Ufam sobie. A nawet jeśli coś takiego się stanie, to przecież błędy są dla ludzi i mam prawo je popełniać.

Staram się jej to wpoić. Jakoś przekazać, by wiedziała, że bycie nieidealnym jest bardzo ludzkie. Tylko problem w tym, że ona zazwyczaj widzi mnie jako kogoś idealnego.

A dla niej opłaca się być silną. A nawet, kiedy nie jestem, ona jest. Bo to transakcja wymienna - moja miłość za jej, moje bezgraniczne zaufanie za jej wiarę, że kryzysy to chwile. A nawet jeśli nie, ona jest, by mnie podnieść i dalej uważać, że jestem silna. Dalej szukać wsparcia. Dalej kochać mnie bez względu na wszystko.

Teraz jestem już pewna, że ktoś bez rodzeństwa tego nie zrozumie. Bo to miłość zupełnie inna od tej, która czujesz do kochanka lub kochanki, do matki, ojca, przyjaciółki i dziadków. To jest więź - nierozerwalna i jedyna w swoim rodzaju, której nigdy za nic nie chciałabym stracić.

Nie kochałam jeszcze nigdy chłopca, ale wiem, co to miłość. P mnie nauczyła.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro