3. Szczęście nie trwa wiecznie
Kolejne pory roku przychodziły równie szybko co znikały. Wkrótce zimowa aura spowiła kraj, a delikatny puch przykrył glebę. Relacja Zuzy i Jurka układała się wspaniale. Para spędzała ze sobą tak dużo czasu na ile było to możliwe. Dziewczyna była również częstym gościem na obiadach w domu Szypowskich, co matka chłopaka uznała za prawdziwy cud. Zmartwiona wcześniejszą samotnością syna była bliska swataniu go z każdą możliwą dziewczyną z sąsiedztwa.
Dwudziestoparolatek nieraz chciał też wywieźć dziewczynę i matkę na wieś, ale te uparcie trwały przy swoim postanowieniu. Żadna z nich nie chciała opuszczać zarówno miejsca zamieszkania, jak i samego Jerzego.
Od kilku dni mężczyzna rzadko pojawiał się w domu, miał też mniej czasu dla Zuzi. Wszystko było spowodowane misją, którą otrzymał na ostatnim spotkaniu AK. Miał zabić jednego z ważniejszych niemieckich żołnierzy w stolicy, ale jednocześnie zrobić to tak, by wszystko wskazywało na nieszczęśliwy wypadek. Nie było to jednak najtrudniejsze zadanie, jakie przed nim stało. Już od jakiegoś czasu zbierał się w sobie, by podjąć najważniejszą decyzję w swoim życiu.
Również z tego powodu dzień przed zleceniem zaprosił Zuzannę na popołudniowy spacer. Przechadzając się nad jeziorem, zebrał się w sobie i wypowiedział jedne z najważniejszych słów.
- Zuziu?
Dziewczyna odwróciła się w jego stronę, odrywając wzrok od jeziora.
- Tak?
- Wiesz, tak sobie ostatnio myślę. Czasy robią się jeszcze bardziej niepewne, nigdy nie możemy być pewni, czy dożyjemy kolejnego dnia. Kocham cię jak jeszcze nigdy nikogo nie kochałem i jestem pewny, że chcę spędzić swoje życie tylko z tobą... Wyjdziesz za mnie?
Zadawszy pytanie wpatrywał się nerwowo w twarz dziewczyny, którą zdobił szok i wzruszenie. Przyłożyła drżącą dłoń do ust, kilka łez szczęścia swobodnie spłynęło po jej twarzy.
- Wszystko w porządku?- zapytał przestraszony i już bił się w myślach po głowie za zadanie tego pytania.
- Tak... Tak! Oh, tysiąc razy tak!- Rzuciła mu się na szyję z płaczem.- Ty głupku, myślałam, że nigdy nie zapytasz!
Zdenerwowanie powoli opuszczało ciało chłopaka, a zamiast niego wstępowała tam radość.
- Naprawdę?
Niebieskooka pokiwała energicznie głową i ponownie go przytuliła. Kiedy emocje po pewnym czasie zaczynały stygnąć, zaczęli planować.
- Kiedy wrócę z akcji pójdziemy do znajomego księdza. Jestem pewny, że znajdzie dla nas jakiś wolny termin.
- Przyjęcie moglibyśmy urządzić w twoim ogrodzie koło domu. Twoja mama na pewno się ucieszy.
Jurek uśmiechnął się szeroko. W tamtym momencie nie brakowało mu niczego, tamte chwile mogłyby trwać aż po kres jego dni.
Dwa dni później z samego rana, do mieszkania Zuzy zapukała Kazimiera. Dziewczyna z lekkim zdziwieniem wpuściła kobietę do środka. Minionego dnia Jerzy udał się na akcję, ale dowództwo nie otrzymało żadnych informacji, by coś miało pójść nie tak. Chłopak pewnie odsypiał w domu, a na następnym spotkaniu poinformuje, że wszystko poszło zgodnie z planem.
- Coś się stało mamo?- zwróciła się do kobiety.
Od razu po zaręczynach powiedzieli o wszystkim Pani Szypowskiej, a ta z miejsca poleciła dziewczynie nazywać się mamą.
- Oh, nie. Ja przyszłam tylko na chwilę. Chciałam się zapytać, kiedy Jurek wstąpi do domu. Ja rozumiem, że służba jest ważna, ale obiecał wrócić wieczorem. Wiem, coś się przeciągnęło i nie miał czasu ani sposobności, jednak byłabym wdzięczna, gdyby dostarczył mi chociaż wiadomość z informacją.
Brązowowłosa zamarła.
- Jak to? Jurek nie wrócił do domu?- upewniła się drżącym głosem.
- No przecież mówię. Te wasze spotkania mogłyby trwać odrobinę krócej... Chwila. To ty nie wiesz gdzie on jest?
Dziewczyna opadła na fotel.
- Wczoraj poszedł na akcję. Do wieczora miał wszystko załatwić, wrócić do domu i dzisiaj na spotkaniu zdać relację.
- Nie było go. O mój..., a co jeśli coś mu się stało? Albo nie daj Boże go zabili?
- Nie, mówimy o Jerzym Szypowskim, on nie da się tak szybko sprzątnąć. Powiadomię dowództwo i natychmiast rozpoczniemy poszukiwania. Niech mama tutaj czeka i nigdzie się nie rusza.
Zuzanna szybkim krokiem wyszła z domu. Nie, to nie mogła być prawda. Przecież chłopak był niezniszczalny. Ciśnienie podnosił fakt, że Jurek zawsze zacierał ślady po swojej obecności czy zadaniu. Prześledzenie jego trasy i położenia było jak szukanie igły w stogu siana.
***
W tym samym czasie pewien czarnowłosy chłopak znajdował się w obskurnym pokoju. Nad nim stały dwie osoby z szyderczymi uśmiechami na ustach.
- Kto jest twoim dowódcą? Wiem, że rozumiesz, co mówię. Odpowiadaj polskie ścierwo! - krzyczał po niemiecku. - Jeśli będziesz z nami współpracował, dopilnujemy, by twoim bliskim nic się nie stało. Puścimy cię wolno i zadbamy o twoją przyszłość.
Mężczyzna uparcie milczał. Znał Niemców na tyle by wiedzieć, że nie dotrzymają składanych obietnic. Przy każdym kolejnym uderzeniu przed oczami miał najważniejsze osoby w swym życiu. Skupiał się na myśleniu o nich, a nie o bólu. Wytrzyma, musi. Zaczął wspominać wszystkie szczęśliwe chwile.
Pierwsze urodziny jakie pamiętał.
Każde święta.
Czasy szkolne i studia.
Chwile spędzone z rodziną, przyjaciółmi i dziewczyną.
Wakacje w górach...
***
Kilka tygodni później na spotkanie AK wpadł szczęśliwy ,,Bliźniak''.
- Wiemy co się stało z ,,Bolkiem''!
Wszyscy gwałtownie odwrócili się w jego stronę.
- Czego się dowiedzieliście? - spytał dowódca.
- Udało nam się ustalić, że zabił swój cel. Prawdopodobnie był w drodze do domu, kiedy zawinęli go Niemcy. Nasz informator w końcu dowiedział się, że jest przetrzymywany na Pawiaku.
Zuza gwałtownie pokręciła głową w panice.
- Nie - szepnęła.
- Spokojnie, to jeszcze nie wszystko. Według naszego źródła ,,Bolek'' za dwa dni ma zostać przewożony na Szucha. To niewiele czasu, ale mamy jedyną szansę by go odbić.
- Racja - Dowództwo skinęło głową. - Musimy wszystko dokładnie zaplanować. Tu nie ma miejsca na błąd.
***
Jurek został mało delikatnie wrzucony do pojazdu. Jęknął cicho. Jedyne, co zaprzątało jego myśli to fakt, by jego matka i Zuzia były bezpieczne. Przez cały ten czas mimo tortur, milczał. Nie miał zamiaru wydawać kogokolwiek z grupy. Pragnął tylko, by to już się skończyło.
Nie zareagował, kiedy ruszyli. Nie interesowało go ile już jadą i gdzie się znajdują. Do rzeczywistości przywrócił go hałas i wystrzał z czyjejś broni. Kierowca przeklął, zatrzymał pojazd i wybiegł. Po chwili wszystko ustało, wokół głucha cisza. Usłyszał odgłos odsuwanych drzwi, ale nie miał już siły odwrócić głowy. Ktoś nad nim ukląkł.
- ,,Bolek''. Wyciągniemy cię z tego chłopaku.
Nie potrafił zidentyfikować głosu, mimo że wydawał mu się znajomy.
Przed oczami zaczęły pojawiać się czarne mroczki, a z daleka, jakby za mgłą słyszał jakieś krzyki. Spowiła go ciemność.
***
Zuzanna siedziała przed drzwiami razem z ich dowódcą, kilkoma chłopakami z grupy i matką Jurka. Była przerażona, gdy ujrzała jego stan. Lekarz od kilku godzin opatrywał mu rany i operował. Góra od razu wyznaczyła kilka osób do zemsty za krzywdy ich towarzysza. Dziewczyny to nie obchodziło, z bijącym sercem czekała aż doktor wyjdzie z pomieszczenia i oznajmi, że z Jerzym wszystko będzie dobrze.
Wiele godzin później jej modlitwy zostały wysłuchane i białe drzwi się otworzyły. Zmęczone oczy lekarza spoczęły na zgromadzonych oczekujących na werdykt.
- Będzie żył. - Rozległo się zbiorowe westchnienie ulgi, a łzy szczęścia zaczęły spływać po twarzach oczekujących. - Jest mocno osłabiony, ale jestem dobrej myśli.
- Możemy wejść? - zapytała Kazimiera drżącym głosem.
Mężczyzna rozejrzał się po twarzach pozostałych, a po chwili skapitulował.
- Zgoda, ale tylko na chwilę i nie męczcie go zbyt długo.
Po tych słowach do pomieszczenia weszli wszyscy z korytarza, a lekarz mógł tylko westchnąć.
Zuza uklęknęła przy łóżku i złapała chłopaka za dłoń.
- Jak się czujesz? Masz pojęcie jak trudno było cię znaleźć? Twoja paranoja odnośnie zacierania po sobie wszelkich śladów jest naprawdę irytująca.
Ten uśmiechnął się blado, a po chwili zacisnął oczy przez ból.
- Teraz już jest dobrze. - Po chwili zwrócił się do dowódcy. - Szukają pana. Chcą wyeliminować całą górę i nas osłabić. Nic im nie powiedziałem, może pan spać spokojnie.
- Mój mały bohater - załkała jego matka.
- Nie płacz mamusiu. To będziesz robić za chwilę. - Po tych słowach zwrócił się do dziewczyny. - Wyjdziesz za mnie?
- Co? A-ale że teraz? - Chłopak przytaknął. Rozległy się ciche śmiechy. - Wariat, jesteś totalnym wariatem.
- I za to mnie kochasz.
Nie mogła powstrzymać cisnącego się uśmiechu na ustach. Zwróciła się do reszty.
- Możecie ściągnąć tu księdza? I skombinować jakieś obrączki? Zdaje się, że ten wariat nie poczeka ani chwili dłużej.
- Ani chwili - przytaknął Szypowski.
Kilkanaście minut później wszyscy już byli na miejscu, udało się przywieźć kapłana, a Piotrek wytrzasnął skądś obrączki, choć na pytanie gdzie je znalazł odpowiedział- ,,Wolicie nie wiedzieć, wierzcie mi.'' Jurek leżał w łóżku przez wzgląd na swoje obrażenia.
- Powtarzajcie za mną. Ja Jerzy biorę sobie ciebie Zuzanno za żonę i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Bóg.
Rozległ się płacz Kazimiery.
- Ja Zuzanna biorę sobie ciebie Jerzy za męża i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Bóg.
- Teraz załóżcie sobie obrączki. Doskonale. Co Bóg złączył człowiek niech nie rozdziela. Małżeństwo przez was zawarte uznaję za ważne. Możecie się pocałować - szepnął.
Świeżej parze młodej nie trzeba było dwa razy powtarzać. Złączyli swoje usta w pocałunku pełnym tęsknoty, miłości i ulgi.
- Kocham cię wariacie - szepnęła Zuza.
- No! Ale na noc poślubną będziecie musieli poczekać aż Jurek wydobrzeje! - krzyknął Piotrek.
Rozległy się głośne śmiechy.
Ekhem, no tak... Trochę czasu minęło, wiem. Przepraszam, ale razem z całą klasą szukamy sposobu na fizyka, bo jak tak dalej pójdzie to wszyscy skończymy z zagrożeniem.
Kolejny rozdział wstawię prawdopodobnie w czwartek, bo muszę tam poprawić jedną scenę, a akurat będę miała wolne, bo mamy dni otwarte.
Ta scena z zaręczynami wyszła mi okropnie, wiem, ale nic lepszego nie byłam w stanie wymyśleć. Wszyscy musimy przeżyć ten cringe.
Jak tam wam mija nadziela? Ja idę piec szarlotkę, mam ochotę na coś słodkiego, a skończył mi się zapas czekolady.
Jeśli widzicie jakieś błędy, to dajcie znać i do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro