V

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— O mój boże!

Walnęłam otwartą ręką o blat, zawijając ją ponownie w piąstkę. Penis w mojej kobiecości przebija się z niewyobrażalną prędkością, on mnie pieprzy przy biurku i od dłuższego czasu nie zwalnia ani nie przestaje. Dodatkowo jak chciał trzyma mnie za kucyka, sprawiając mi tym samym przyjemność. Uwielbiam, kiedy mnie ciągnie za włosy. 

Uwielbiam obdarowywać go wszystkim, co sprawi jemu satysfakcję, przyjemność i szczęście.

Chcę się zwijać z przyjemności, każda moja komórka szaleje, a mięsień się spina z rozkoszy. Z moich ust wydobywają się jęki i słyszę, jak Alan zaczyna dyszeć, choć nie przestaje zwalniać. Tempo utrzymuje od dobrych pięciu minut, a ja tutaj mam ochotę płakać z tej przyjemności. Penis przebija się przez ścianki, które zaciskają się na nim, ale z łatwością pozwalają mu na dostęp, gdyż ociekam od własnych soków do granic możliwości. Czuję ściskanie w podbrzuszu, lecz te ściskanie sprawia mi wspaniałe uczucie, którego chcę więcej zasmakować. On nie zwalnia, on wchodzi cały i prawie wychodzi cały, to jest dla mnie za wiele. Czuję jego pulsację, a także własną. Jest mi strasznie gorąco, ociekam potem i już sobie mogę to wyobrazić, jak oboje musimy wyglądać po skończeniu.

Ponownie jęczę, napinając wszystkie mięśnie. Jego ręka, która dotychczas była wpleciona w moje włosy, teraz znajduje się na moich plecach i z użyciem siły przyciska mnie do blatu biurka. Po chwili czuję przypływający orgazm i ponownie słychać w biurze trzask dłoni o mebel. Opieram czoło o biurko i zaczynam zwijać się z rozkoszy, która przejęła nade mną kontrole. Posapuję głośno i czuję, jak Alan zwalnia ruchy, dając mi w spokoju dojść. Rozkoszne spazmy objęły tereny mojej kobiecości i podbrzusza, zaciskając się na poruszającym się w wolnym tempie penisie. Cała drżę i wyginam plecy w łuk, czując przy okazji męską rękę przejeżdżającą po kręgosłupie. 

— O mój boże... — wyjęczałam, przymykając oczy.

— Podoba ci się to? — wypowiedział niskim tonem.

Jednocześnie szarpnął za mojego kucyka, podnosząc w górę. Obiłam mokrymi plecami o jego wilgotny tors, wydobywając z siebie przeciągnięty jęk rozkoszy. Uwielbiam, kocham, jak sprawia mi tą przyjemność w każdy sposób. Tylko on potrafi sprawić mi te wspaniałe uczucie nawet zwykłym szarpnięciem za włosy. Oddaję się mu w każdy możliwy sposób, mając z tego samą przyjemność. Zwykłe pociągnięcie za włosy, a tyle przyjemnych uczuć. Tylko mój szef potrafi ze mną to zrobić. Tylko mój ukochany. 

— Jak pieprzę cię na tym biurku? — wyszeptał do mojego ucha.

— Proszę... — wydyszałam — Skończ we mnie, proszę... 

— Za te niegrzeczne zachowanie wobec mojej klientki? — barwa jego głosu sprawiała mi miliony motyli w brzuchu. Wariowałam, słysząc tę niską i poważną tonację — Mogłaś mi wiele kłopotów narobić, wiesz o tym? — pociągnął mnie za włosy.

— Przepraszam... — jęknęłam — Nie wiem co mnie opętało, przepraszam za moje zachowanie... — wydyszałam — Alan, proszę... Ja chcę cię poczuć... 

— Nie tym razem.

Jęknęłam ze słyszalną dezaprobatą. Gwałtownie odwrócił mnie w swoją stronę i przyszpilił plecami do blatu. Przymknęłam oczy, gdy od razu zaczął przyspieszać w moim wnętrzu, jednocześnie poczułam, jak nachyla się nade mną i całuje moją pierś, zagryzając zębami sutka, gdzie widniał kolczyk. Przyjemność mnie nie opuszczała, a rosła z każdą sekundą jak poruszający się we mnie penis. Napierał na mnie, nie przestając zasysać i lizać piersi, którą dodatkowo ściskał w swojej dużej dłoni. Jęczałam, wplatając palce w jego poszarpane włosy i pozwoliłam sobie na pociągnięcie za ich końcówki. W biurze nie słychać niczego, oprócz moich jęków oraz zderzających się ciał. Po chwili odrywa się od mojej piersi, prostując się i chwyta za zgięciem pod kolanem, napierając mocniej swoją męskością. Oblizałam dolną wargę, wydobywając z siebie głośne westchnięcia i ujęłam swoje własne piersi, delikatnie je ściskając. Momentalnie męska dłoń znalazła się na moim mostku, pieszcząc go w każdy możliwy sposób. Jęknęłam, gdy poczułam zbliżający się orgazm. 

Jestem sfrustrowana, ja nie chcę, ale jednak chcę ponownie poczuć tą rozkosz, którą serwuje mój ukochany. Nie mogę sprawić mu podobnej przyjemności, nie pozwala mi, on mnie tym rani. Chciałabym go uszczęśliwić, a mi nie pozwala. Chciałabym poczuć jego błogie nasienie, a mi nie pozwala. Pozwala mi tylko samej dochodzić, a ja nie chcę tak. Chcę zrobić wszystko, aby uszczęśliwić mojego ukochanego.

Zaczynam głośniej jęczeć, napinając wszystkie mięśnie. Czuję, jak męskie dłonie ujmują moje policzki i otwieram oczy, widząc nad sobą ukochanego. Patrzy prosto na mnie, nie przestając napierać penisem w moją kobiecość. Zwijam się z przyjemności, unosząc ręce w górę i chwytam za klapy jego marynarki, które ściskam. Orgazm przejął nade mną kontrolę i cała się zaciskam na jego męskości, która wchodzi we mnie powolnym, ale zdecydowanym ruchem aż po nasadę. Miliony rozkosznych skurczy obejmuje całe moje ciało, chcę płakać z tej przyjemności. To jest coś wspaniałego, a to wszystko sprawia mi tylko jedna osoba; mój szef, mój ukochany. Mężczyzna, którego kocham. 

— Jesteś wspaniała — wyszeptał, całując moje czoło.

Jęknęłam i przymknęłam oczy. To nie był jęk przyjemności, to jęk smutku. Znowu mnie nie pocałował w usta, dlaczego on mnie nie chce całować? Dlaczego tylko raz miałam okazję posmakować tych malinowych ust, które po spotkaniu się z moimi wyczyniały cuda, byłam w niebie, mimo, iż przed sobą mam Diabła?

Wyszedł ze mnie, robiąc mały krok do tyłu. Podciągnął spodnie w górę i zabrał się za zapianie rozporka i paska, a ja w międzyczasie wstałam i poprawiłam swoją sukienkę. Jestem spocona, zmachana, dopiero co po ostrym seksie z własnym szefem - nie, z ukochanym. Mój kucyk, który był idealny, teraz to jedno, wielkie siano, a już nie wspomnę o rozmazanym makijażu.

— Jeśli przysporzyłam ci kłopotów za moje zachowanie, to przepraszam jeszcze raz — powiedziałam w trakcie poprawek w ubiorze.

— Nie, nic nie szkodzi. Zabawnie się ogląda twoją zazdrość.

Zaprzestałam ruchom i spojrzałam na niego z szeroko otwartymi oczami, paląc się z rumieńców. Poprawił swój krawat i uniósł zadziornie kąciki ust w górę, zasiadając na krześle przed biurkiem, sprzątając przy okazji bałagan na nim. Cholera jasna, czy on dostrzega moją zazdrość? Czy dostrzega także... moją miłość do niego? 

— N-Nie jestem zazdrosna! — zaprzeczyłam.

— Oczywiście... — mruknął cwanie.

— Po prostu ta kobieta bezczelnie się zachowywała wobec mnie na wejściu! Nawet się nie przywitała! — zmarszczyłam brwi.

— To bardzo słodkie, że jesteś o mnie zazdrosna – spojrzał na mnie intensywniej, opierając brodę o złączone dłonie.

— N-Nie jestem! — zacisnęłam usta w wąską linię, paląc się z rumieńców.

— Doprawdy? — uniósł jedną brew w górę, spoglądając uważnie w moje oczy.

Nie odezwałam się, a zacisnęłam ręce w piąstki. Przecież mu nie powiem, że tak, jestem zazdrosna o niego, kiedy rozmawia z innymi kobitami, kiedy inne kobiety na niego spojrzą i kiedy on spojrzy na inne. Przecież mu nie powiem, jak bardzo go kocham, jaką miłością go darzę, że oddaję się w jego ręce w każdy możliwy sposób. Robię wszystko, aby uszczęśliwić mojego ukochanego. Ja po prostu pokochałam tego Diabła.

Patrzymy w swoje oczy, a ja nie mam zamiaru odpuszczać. Nie tym razem. Nie po to, aby dać mu satysfakcję z tego, że jestem zazdrosna. Nie mogę, to niedopuszczalne przecież. Na całe szczęście usłyszałam rozlegający się dzwonek mojego służbowego telefonu i po spojrzeniu ostatni raz w jego czekoladowe oczy skierowałam się do wyjścia, naciągając gumkę we włosach bliżej głowy. Wyszłam z gabinetu, biorąc głęboki wdech i stanęłam przed swoim biurkiem, sięgając po czarną słuchawkę.

— Solos, tak słucham? 

— To znowu ja — odezwała się po drugiej stronie Panna Collins, na co wywróciłam oczami — Proszę mnie umówić na spotkanie z Panem Henderson w tę sobotę.

Zmarszczyłam brwi, zaciskając mocniej ręce na słuchawce. Jej irytujący, pewny siebie i dumny głos jest wkurzający, wręcz wkurwiający. Krew mnie zalewa na samą myśl, że znowu się z nią umówi. Marnie, spokojnie, to tylko spotkanie biznesowe.

– Albo nie! Proszę mnie w tej chwili połączyć z nim!

Jeszcze bardziej się zgrzałam w środku. Ma umawiać się z nim sam na sam? Przecież ja od tego jestem! Z wielkim trudem wcisnęłam przycisk i położyłam słuchawkę na blat, kierując się do gabinetu. Chwyciłam za klamkę i weszłam, stojąc jedynie we framudze drzwi.

— Kur-Collins na jedynce, to pilne — rzuciłam, nawet nie spoglądając w jego oczy i zatrzasnęłam za sobą drzwi. 

Powstrzymywałam rosnącą gulę w gardle, która zaczęła dodatkowo sprawiać mi ból w klatce piersiowej. Odchrząknęłam, zasiadając na swoim stanowisku i w tym samym czasie telefon ponownie zaczął dzwonić, lecz tym razem mój prywatny. Uśmiechnęłam się, widząc Mindy na wyświetlaczu.

— Hej, hej! — rzuciła wesołym tonem, gdy odebrałam — Co tam u ciebie słychać? 

— Obiad, teraz — powiedziałam.

— Co? To nie moja godzina. Twoja chyba też nie, prawda? 

— Mam to gdzieś, zbieraj się i za pięć minut mam widzieć cię na dole. 

Rozłączyłam się, nawet nie dając jej dojść do słowa. Do moich uszu dotarł jego śmiech, przez co poczułam dziwny, przeszywający mnie ból w ciele. Czy on się właśnie z nią śmieje? Zacisnęłam usta w wąską linie i zabrałam swoją torebkę, oglądając się ostatni raz w dużym lustrze, który widnieje w holu. Nie wyglądam jak z rana, ale źle już nie jest. Bez informowania skierowałam się do windy, zjeżdżając nią na parter. Od razu rzuciła mi się w oczy czekająca blondynka przy sekretariacie, która uśmiechnęła się szeroko i pomachała, gdy mnie dostrzegła. Z gracją skierowałam się przed siebie, przykuwając ciekawskie spojrzenia.

— Hej, co się stało? — zapytała, kiedy stanęłam obok niej i skierowałyśmy się do wyjścia z biura.

— Ruda kurwa się stała — pchnęłam głównymi drzwiami przed siebie.

— Woah, co się dzieje? — zapytała, przybierając poważniejszej postawy.

— Jakaś dziwka...

— Dobiera się do twojego ukochanego? — mruknęła triumfalnie, wchodząc mi w zdanie.

— Dokładnie.

— A pokazałaś już pazurki? — wskoczyła za kierownicę swojego samochodu, zapinając pas.

— Zdążyłam oblać jej spodnie od Gucci kawą — spojrzałam na siebie w lustrze, przejeżdżając czerwoną pomadką po dolnej wardze.

— I powiesz mi, że Diabeł przeszedł przez to obojętnie! — ruszyła w kierunku restauracji.

— Dokładnie tak — uśmiechnęłam się, poprawiając sukienkę.

— O boże, ty to masz farta — westchnęła — Gdybym ja tak zrobiła z klientem od razu wyrzuciłby mnie na zbity pysk. 

Jednak nie szczycę się tym i nie czuję najlepiej. Nie chcę go wykorzystywać, nawet nie chcę, żeby tak myślał. Nigdy bym go nie wykorzystała do własnych celów i korzyści, nie mogłabym. Z jednej strony czuję się podlę, bo mogłam przysporzyć mu wiele kłopotów przez moje dziecinne zachowanie, a z drugiej strony tak bardzo znienawidziłam Collins, że nie mogłam się powstrzymać. Wbiłam swój wzrok w szybę z boku i myślałam o Alanie, który właśnie umawia się na spotkanie z tą kobietą. Jestem zazdrosna, jestem okropnie zazdrosna, to jest aż wstrętne. Myśl, że spotyka się z inną... Ale co mi do tego? Przecież z moim ukochanym... Z moim szefem łączy mnie tylko seks, to ja sobie ubzdurałam coś. Nas łączy tylko seks i staram się z całych sił, aby go uszczęśliwić. 

Uszczęśliwić mojego ukochanego nawet własnym kosztem.

— A jak tam z tobą i Jasperem? — zapytałam, odchrząkając, by pozbyć się guli w gardle.

— No właśnie miałam ci powiedzieć... — powiedziała pełna ekscytacji — Zaprosił mnie w tę sobotę na kolację. 

— Pieprzysz! — rzuciłam, odwracając głowę w jej stronę — Naprawdę? To super! Myślisz, że może coś być z tego?

— Jeszcze nie wiem — zatrzymała samochód na czerwonym świetle — Musisz się ze mną wybrać do sklepu — spojrzała na mnie.

— Po co? 

Uśmiechnęłam się, gdy dostrzegłam jej rumieńce. Moja przyjaciółka słodko się zawstydza.

— P-Po bieliznę... jakąś ładną... —wymamrotała, odwracając wzrok.

Zaśmiałam się z jej wstydliwości. W naszej przyjaźni to zawsze Mindy była skrytsza, to ona wstydziła się wielu rzeczy i często prosiła mnie o pomoc, bo byłam tą dziewczyną, która nie wstydzi się kupić seksownej bielizny, gdzie każda kobieta w swojej garderobie powinna chociaż mieć trzy komplety, czy też w wieku piętnastu lat podejść do kiosku i poprosić o paczkę fajek. Od tego obrzydliwego nałogu wyrwał mnie mój ukochany, który tego nienawidzi. 

— Jasne, nie ma sprawy — powiedziałam.

— M-Myślisz, że biała będzie do mnie pasować..? — spojrzała na mnie przelotnie, ruszając samochodem. 

— Uwierz mi, kochana, że i nie tylko biała — mruknęłam, zakładając okulary przeciwsłoneczne.

*

  Weszłyśmy do restauracji i od razu w oczy rzucił mi się Luka, który wraz z kumplami z pracy siedział przy jednym ze stolików. Uśmiechnęłam się, gdy zauważył mnie i pomachał w moim kierunku. Siedział tam też Jasper, dlatego Mindy bez zastanowienia złapała mnie za rękę i poprowadziła w tamtą stronę.

— Cześć chłopaki — uśmiechnęła się wesoło blondynka, przeciskając się między stolikami, aby tylko usiąść obok Jeffrey'a, który nawet się nie sprzeciwiał. Ja zaś zasiadłam obok Wild'a, który uśmiechnął się do mnie, co odwzajemniłam.

Aż pomrugałam kilka razy, gdy jej piersi... Boże, ona ma takie ogromne piersi! Nawet nie zdaje sobie teraz sprawy z tego, jak płeć męska na nią patrzy, pożera jej dekolt wzrokiem, jednocześnie poprawiając się na krześle. Wzrok Lukasa także się zawiesił na jej obfitym biuście, widziałam to. Jeszcze triumfalnie zasiadła na miejscu, uśmiechając się szeroko.

— Co zamawiacie? — zapytała, spoglądając na wszystkich.

— Na pewno nie sałatki jak wy, kobiety — zaśmiał się jeden mężczyzna. Nie znam wszystkich pracowników w firmie Solos, ale wielu kojarzę. Wydaję mi się, że to Marthy od Lukasa. 

— Myślisz, że mogłybyśmy tylko na sałatkach żyć? — zapytała, unosząc jedną brew w górę.

— Dokładnie tak — odparł, na co kilku chłopaków zaśmiało się.

— I tu przyznam ci rację! — rzuciła, śmiejąc się wraz z nimi.

Wzięłam kartę Menu do ręki, oglądając proponowane posiłki. Już po kilku sekundach nie mogłam się skupić, gdy czułam na sobie wzrok Luk'i. Zmarszczyłam brwi, chcąc nie pokazać mojego skrępowania, jednak jego wzrok był tak natarczywy, że odłożyłam kartę na stół i z uśmiechem odwróciłam głowę w jego stronę.

— No co? — zapytałam.

— Nie, nic — wzruszył ramionami, unosząc kąciki ust w górę — Ładnie dziś wyglądasz.

— Dziękuje — odparłam wdzięcznie, sięgając ponownie po Menu.

— Miła niespodzianka, że natrafiliśmy na siebie — uśmiechnął się.

— Kiedy przyszliście? — zapytałam.

— Niedawno, jakieś dziesięć minut temu. 

— Wild, a ty co podrywasz prawą rękę Diabła? Mało ci problemów? — zaśmiał się jeden chłopak, zwracając się do naszej dwójki.

Spojrzałam skrępowana na Lukasa, który najwidoczniej spalił się ze wstydu. Spojrzał na mnie zażenowany, przepraszając za zachowanie kolegi, ale jedynie uśmiechnęłam się. Odwróciłam wzrok w stronę mężczyzny, który to powiedział i dostrzegłam cwany uśmieszek.

— Ja to bym się nie ważył nawet — zaśmiał się — Bo wiesz... To jego prawa ręka, wiadomo — rzucił cwaniacko, puszczając mi oczko. Każdy wokół stołu się zaśmiał, oprócz Mindy, która wywróciła oczami zirytowana, posyłając mi znaczące spojrzenie.

— Przepraszam za niego... — szepnął Luka — Czasami, drań, nie umie trzymać języka za zębami nawet przy osobie, która jest od niego wyżej postawiona.

— Nie, spokojnie — uśmiechnęłam się, powracając wzrokiem na chłopaka — A ty co? — zapytałam — Dalej przy swojej prawej ręce i pornolu? 

Jeszcze większy śmiech powstał, nawet Mindy i Lukas prychnęli. Mężczyzna zażenowany zmarszczył brwi i odwrócił ode mnie wzrok, mamrocząc coś pod nosem. Tak, uwielbiam mieć władzę nad innymi i czuć wyższość. 

Jednak na świecie jest jeden mężczyzna, któremu jestem oddana i podporządkowana. Niewinna, słaba, bezbronna i malutka - taka się czuję przy Diable, który ma pełną kontrolę i władzę nad wszystkim; nad moim ciałem, nad moim umysłem i nad moimi uczuciami. 

Tylko mój ukochany.

**

  Wsiadłam do windy stresując się tym, co zaraz może się wydarzyć. A jak na mnie nakrzyczy? Jak będzie zły, bo go nie powiadomiłam? Matko święta, teraz zdaję sobie sprawę z tego, jaki błąd popełniłam. Jak ja mogłam po prostu wyjść? Bo byłam obrażona? Zazdrosna? Dlatego sobie wyszłam? Nie, nie mogę tak postępować wobec mojego ukochanego. 

Wzięłam głęboki wdech. Czuję się, jakbym wjeżdżała nie do nieba a piekła. Po otwarciu windy zrobiłam krok do przodu, idąc prosto przed siebie. Jest cisza, nic nie słychać, nawet muchy, a tylko stukot moich szpilek. Z jego gabinetu nie dochodził żaden dźwięk i przelotnie spojrzałam w tamtą stronę, odkładając torebkę na biurko. Spokojnie, nie denerwuj się, on nie jest zły. Gdy sprawdziłam powiadomienia zaciągnęłam się kolejną dawką powietrza, poprawiając sukienkę w biodrach. Ruszyłam prosto w stronę drzwi do wrót do piekieł i zapukałam dwa razy. Nic, żadnej odpowiedzi. Przymknęłam oczy, chwytając delikatnie za klamkę i pociągnęłam w dół, wchodząc do środka. 

Stał przy oknie, a jego postawa od razu mówiła mi, że mam się obawiać najgorszego. Beznamiętny wyraz twarzy wbił w obraz za szybą, trzymając ręce w kieszeni spodni czarnego garnituru. Nawet na mnie nie spojrzał, chociaż doskonale wiedział, że tu jestem. Nawet nie drgnął, kiedy zamknęłam najciszej jak mogłam drzwi za sobą i oparłam się niewinnie o nie, przypominając teraz uczennice, która trafiła na dywanik u dyrektora. Nie, raczej u diabła.

Nie odezwałam się, a oblizałam dolną wargę i wolnym krokiem ruszyłam przed siebie. Moje serce przyspiesza, a krew się grzeje w środku, nie mam pojęcia czego się spodziewać z jego strony. Jest bardzo zły? Siadam na krawędzi biurka, przesuwając dokumenty i kawę i krzyżuję nogi, spoglądając na jego osobę, która nawet nie drgnęła.

— Alan... — odezwałam się niepewnie.

Nie odpowiedział, a ja nawet nie chciałam kontynuować. Bałam się. Zobaczyłam, jak powoli odwraca się w moją stronę i nawet nie spojrzał w moje oczy, a po prostu wolnym krokiem zaczął się przybliżać. Moje serce jeszcze bardziej przyspieszyło na widok tak ostrzegawczej postawy. Jest zły, jest bardzo zły, wiedziałam. Zraniłam mojego ukochanego. Zawiodłam go. Stanął na przeciwko mnie, a ja momentalnie się cała zgrzałam w środku. Mój oddech przyspieszył i wzięłam jeszcze większy wdech, gdy położył obie ręce na moich udach, masując je delikatnie. Tak, delikatnie - powstrzymywał się od wszystkiego, widziałam to. 

Przestraszyłam się, gdy gwałtownie rozszerzył moje nogi i wszedł między moje uda, będąc tym samym bliżej jeszcze mnie. Uniosłam wzrok na jego twarz, spotykając się z diabelskim spojrzeniem, który wypalał we mnie dziurę. Nie odzywałam się, nie miałam odwagi. Czułam, jak jego dłonie suną po moich udach w intensywny i powolny sposób. 

— Gdzie byłaś? — zapytał niskim tonem, nie odrywając ode mnie wzroku.

— Na obiedzie — odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

— Z nim? 

Nie odezwałam się, a rozchyliłam delikatnie wargi. Moje ciało w środku jeszcze bardziej się zgrzało na sam fakt, że on wie. On wie wszystko, ja kłamstwem od niego nie ucieknę. Zawsze będzie znał prawdę, znał odpowiedź i znał mnie. On przede wszystkim doskonale mnie zna.

— Spotkałam tam jego — odpowiedziałam.

Nie odpowiedział. Jego twarz przybrała jeszcze poważniejszego wyrazu, ostrzegając mnie. Chwycił delikatnie mój podbródek w swoje palce i spojrzał na moje usta, które tak bardzo chcą pocałować jego. Proszę, całuj. Ponownie wzrokiem spotkał się z moim, nie ukazując żadnych emocji. On jest taki bezduszny, ale potrafi być wobec mnie taki namiętny. Dlaczego jest zły? Przecież nic nie zrobiłam, jestem oddana tylko jemu, dlaczego on nie może tego zauważyć? Dlaczego nie widzi tego, jak bardzo go darzę miłością? 

— Wiesz dobrze, że masz się z nim nie spotykać. 

Wypowiedział te słowa niskim i ostrzegawczym tonem, na co zmarszczyłam brwi i zacisnęłam usta w wąską linie. Dlaczego on mi nie pozwala utrzymywać kontaktu z innymi mężczyznami? Przecież jestem oddana tylko jemu, nikt nie interesuje mnie tak bardzo jak właśnie on, mój ukochany. Skąd mogłam wiedzieć, że zastanę w restauracji Lukę? 

— Przecież nic złego nie robimy... — prawie wyszeptałam i odwróciłam głowę w bok, ignorując jego wypalające we mnie dziurę spojrzenie. 

— Nie obchodzi mnie to — warknął groźnie, odwracając z powrotem moją głowę w swoją stronę — Masz się z nikim nie spotykać — ostrzegł.

— To ty się nie spotykaj z innymi kobietami!

Nawet na niego nie spojrzałam. Patrzyłam na jego klatkę piersiową, ciężko oddychając, przy okazji grzejąc się w środku. Moje serce łomocze, obija się i chce wyskoczyć mi z piersi. Czy naprawdę odważyłam się to powiedzieć, wręcz wykrzyczeć mu w twarz? Nie, jak ja mogłam... Jak ja mogłam tak się odezwać do niego... Kim on jest wobec mnie, żeby to słyszeć z moich ust..? Ja jestem tylko prawą ręką, kobietą do zaspokojenia jego potrzeb. Kobietą, która go kocha i chce uszczęśliwić...

Dalej na niego nie spoglądam, nie mam odwagi teraz po tym, co powiedziałam. Nic się nie odezwał i zauważyłam, jak zrobił krok do tyłu, jednocześnie odwracając się do mnie plecami. Gula w gardle zaczęła rosnąć, przeszywało mnie milion igieł w całym żołądku i nie wspomnę o dłoni, która ściska moje serce. Momentalnie zebrało mi się na płacz, oczy już miałam szklane i pomrugałam kilka razy, aby nie uronić żadnej łzy. Nie mogę. 

— Możesz iść — odezwał się nisko.

— Przepraszam... — wydusiłam z siebie, zeskakując z biurka.

— Skończyłaś na dzisiaj pracę. Możesz iść już do domu.

Stanęłam w miejscu, czując podwojenie bólu, który przeszywał mnie przed chwilą. Nie mogłam wykonać ruchu, osłupiałam w miejscu, wbijając jedynie paznokcie w skórę, aby w jakiś sposób złagodzić ból wewnętrzny, a poczuć zewnętrzny. Dlaczego czuję się tak okropnie? Dlaczego on mi to robi? Dlaczego jestem tak szaleńczo w nim zakochana i nie potrafię wykrzyczeć mu tego, co czuję, bo boję się, że straci przeze mnie wszystko? 

— Zwalniasz mnie? — wyszeptałam prawie łamliwym głosem, czując napływające łzy do oczu.

— Powiedziałem, że masz iść do domu, a nie zwalniam cię. 

Nie odezwałam się, a zacisnęłam usta w wąską linię. Nastała cisza między nami, nie miałam odwagi już się odezwać. Po jego tonie słyszę, jak zły jest, jak bardzo zły. Ruszyłam przed siebie, w połowie drogi czując napływające łzy do oczu. Po zatrzaśnięciu drzwi, które dość głośno obiły się echem po pomieszczeniu wpadłam w płacz. Zaczęłam cicho szlochać, zatykając ręką usta, aby nie wydobywać z siebie głośniejszego dźwięku. Skierowałam się po torebkę, wyłączając przy tym wszystko na swoim stanowisku, jednak migająca wiadomość przy spotkaniach rzuciła mi się w oczy. Po pociągnięciu nosem i starciu łez zasiadłam na krześle przed komputerem, klikając w pocztę. Poczułam jeszcze większą rozpacz, gdy wiadomość dotyczyła spotkania w sobotę o dziewiętnastej z Panną Collins w restauracji Daniel. Nie, tego jest za wiele.

Wyłączyłam komputer, zaczynając ponownie szlochać. Zabrałam torebkę i skierowałam się do wyjścia, wciskając przycisk do windy. Mój telefon służbowy zaczął dzwonić, ale miałam to gdzieś, wszystko mam gdzieś. Zostałam zraniona, a tak bardzo chciałam dobrze, nigdy źle dla niego. Nigdy nie potrafiłabym go skrzywdzić, okłamać, zranić, a ja jednak zostałam. Nie zaznał szczęścia, a tak bardzo chciałam sprawić, aby był najszczęśliwszy. Spieprzyłam sprawę, nawet nie wiem czym, po prostu coś spieprzyłam. Tylko siebie winię, nikogo innego. 

Tak bardzo chciałam, żeby był szczęśliwy.

***

  Przekręcam się na plecy i patrzę pusto w sufit. Nie zasnę, nie dam rady, nie uda mi się zasnąć z myślą, że go zraniłam. Nigdy nie miałam na celu zranić kogoś, kogo kocham. Mój szef, mój ukochany jest tą osobą, którą nie potrafię zranić, a jednak to prawdopodobnie zrobiłam, jak ja mogłam tak postąpić? Czuję się okropnie i nawet nie chcę na siebie patrzeć. Boję się teraz spojrzeć w jego oczy, ale coś mnie pchnęło do tego, aby chwycić za telefon i wybrać numer pod nazwą ukochany. Już po kilku sekundach z drżącą ręką przystawiam komórkę do ucha i ponownie opadam na plecy, patrząc prosto w sufit. Moje serce szaleńczo bije, ciało się grzeję i w dodatku czuję te bolesne uczucie w nim. Boli mnie wszystko. Po chwili mogłam usłyszeć, jak odebrał telefon. Zapadła cisza między nami, nikt się nie odzywa, a ja nagle mam rozmazany obraz. Mam łzy w oczach, gula w gardle nie pozwala mi się odezwać, nie potrafię nic z siebie wydusić, boję się, że go ponownie zranię, a nie chcę. Nie wytrzymam tego, ja jego potrzebuję jak tlenu.

— Przyjedź do mnie — wyszeptałam łamliwym głosem.

Rozłączył się. Moja ręką bezwładnie opadła na poduszkę wraz z telefonem i wydałam z siebie jęk rozpaczy, zakrywając po chwili twarz. Zaczynam cicho szlochać, czując przeszywający ból w ciele, od stóp aż po opuszki palców mnie wszystko boli. Przekręcam się na bok, odkładając komórkę na nocną szafkę i ponownie wpadam w płacz. Ból jest nieznośny, okropny, najgorszy, który mogłam odczuć od dłuższego czasu. Zraniłam go, okłamałam, a obiecałam, że się już nigdy z nim nie spotkam. Wykrzyczałam do niego coś, czego nie powinnam, bo kim jestem dla niego? Nie tym, kim on dla mnie, na pewno nie. Jestem dla niego nikim, jak tylko maszyną, którą on dobrze opracował i opracowuje dzień w dzień. Wie o mnie wszystko, nawet drobne szczegóły jak na przykład nienawiść do rudych osób. Jest jedynym mężczyzną, któremu oddałam się dobrowolnie i zrobiłabym wszystko, aby go uszczęśliwić. Mój płacz po kilku minutach ustaje, teraz tylko jest cichutki szloch i pociąganie nosem, którego teraz smarkam w chusteczkę. 

Opadam ponownie na łóżko, zakrywając się kołdrą i próbuję zasnąć, ale nie potrafię. Przymykam mokre oczy, przyciągając bliżej pierzynę do swojej twarzy oraz kolana do klatki piersiowej. Jestem taka bezbronna i niewinna, taka słaba i zdana na siebie, kiedy nie ma go przy mnie, kiedy go zranię i kiedy jest na mnie zły. Nienawidzę sprawiać mu problemów, nigdy nie zdarzało mi się to robić. Teraz czuję okropną zazdrość, lęk przed tym, że stracę mojego ukochanego, a bardzo tego nie chcę. 

Po chwili słyszę, jak drzwi do mojej sypialni się otworzyły. Nawet nie drgnęłam, nie wykonałam żadnego ruchu, a poczułam przyspieszające tętno. Jest tu, przyszedł do mnie. Od razu do moich nozdrzy dotarł jego intensywny zapach, który kocham. Słyszę ciężkie i powolne kroki, przy tym ściąganie marynarki, a później koszulę. Moje serce bije jak oszalałe i nie mogę tego powstrzymać, nie mogę także zapanować nad przyspieszonym i głębokim oddechem, ja cała się grzeję, on do mnie przyszedł, przyjechał tutaj, pomimo tego, jak bardzo jest na mnie zły, jak ja go zawiodłam. On do mnie przyjechał. Miejsce obok mnie ugięło się pod wpływem drugiej osoby, przez co mogłam już poczuć nie tylko jego perfumy, ale obecność mojego ukochanego, który jest dosłownie obok. Nie odzywamy się, ja nie chcę nawet nic mówić, chociaż bardzo chcę podziękować za to, że jest przy mnie, jednak nic nie mówimy. 

Po dłuższej chwili nie wytrzymuję. Potrzebuję go jak tlenu, nie dam rady bez niego żyć. Odwracam się w jego stronę i wyskakuję z kołdry, aby tylko się wtulić. Nie odmawia mi, nigdy nie odmawia. Obejmuje mnie wokół i przyciąga do siebie bliżej. Już po chwili znajduję się wtulona w jego tors, obdarowując szczękę i policzki pocałunkami. Nie wytrzymuję bez niego, nie potrafię. Jego dłonie mnie głaszczą po głowie i plecach, usta całują w skroń, czuję się wspaniale przy nim. Męskie dłonie obejmują mnie wokół i nie wypuszczają z objęć, czuję się taka bezpieczna. Kładę głowę na jego klatce piersiowej, wysłuchując rytmicznego bicia serca, jednocześnie dalej męskie dłonie mnie głaszczą w kojący i troskliwy sposób. Nie odzywamy się, chyba jest lepiej, gdy nic nie mówimy do siebie. Przymykam oczy, będąc w najlepszych objęciach, jakich mogłam być. Ponownie czuję pocałunek na głowie, pod którym się rozpływam. 

Pocałunek mojego ukochanego, którego chciałabym poczuć na ustach.

Tak bardzo go kocham.

***





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro