VIII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

  Uniosłem wzrok na lusterko, widząc w odbiciu swoje brązowe tęczówki. Zadarłem podbródek w górę i poprawiłem czarny krawat, który posiadał gustowne, szare paski. Oczywiście kolejny prezent od niej, który bez żadnego problemu noszę i przyjmuję. Muszę jej wreszcie kupić kolejny. Odwróciłem głowę w lewą stronę, przyglądając się jej posesji. W oknach po raz kolejny przemija mi jej postać, dlatego uśmiecham się pod nosem, widząc ją znowu w bieliźnie. Ta kobieta naprawdę jest niewiarygodna.

Minęło dwa dni, odkąd spędziła u mnie upojną noc, którą bardzo dobrze pamiętam. Doskonale pamiętam i jeszcze do teraz w moich uszach odbija się jej głos, którym wypowiada, jaką ona posiada władze. Tak, ta kobieta ma władze nad wszystkim, co nas łączy, dlatego nie pozwolę jej odejść i to zniszczyć, nie pozwolę jej... mnie zostawić, nie pozwolę, by mnie opuściła, jest zbyt ważna w moim życiu, aby teraz z niego zniknąć. 

Poprawiam się na siedzeniu, czując wibrację w marynarce dochodzące z telefonu. Sięgam po urządzenie i czuję zirytowanie, gdy to był esemes od aroganckiej i zbyt pewnej siebie Panny Collins, która nawet nie potrafi pogodzić się z tym, że coś nie idzie po jej myśli. Odblokowuję ekran i wchodzę w wiadomość.

Od; Collins.
Sobota, 6 pm w Daniel, chyba nie zapomniałeś? 

Wywróciłem oczami ze zirytowania. Ta kobieta jako jedyna potrafi doprowadzić mnie do takiego stanu. Mam nadzieję, że to nasze ostatnie spotkanie, bo więcej nie mam zamiaru spotykać się z zrzędliwą księżniczką, która nie potrafi pojąć, że to ja mam teraz władzę nad papierami, które mi przepisała.

Do; Collins.
Pamiętam.

Usłyszałem trzaśnięcie drzwiami frontowymi. Uniosłem głowę znad ekranu telefonu i zaparło mi wdech w piersiach, kiedy ujrzałem piękność, która kieruje się prosto w moją stronę. Dlaczego musi nosić takie sukienki, które idealnie opinają jej ciało, podkreślają każdą krągłość i uwydatniają atuty, cholera jasna, dlaczego z rana musi mnie tak kusić? Czerwona jak krew sukienka bez ramiączek, z głębokim dekoltem i sięga jej do połowy ud, opinając przy tym każdy milimetr jej jędrnej i delikatnej skóry. Na ramiona zarzuciła czarną, gustowną marynarkę, która świetnie leżała na jej ciele. Chyba zaczynam robić się zazdrosny, że marynarki wyglądają na niej lepiej niż na mnie.

 — Cześć — wsiadła do samochodu i po zatrzaśnięciu drzwiami nachyliła się nad moją twarzą, by obdarować mój policzek czułym pocałunkiem — Jak się czujesz? 

Spojrzałem w dół, czując wibrację. 

Od; Collins.
Mam nadzieję. Myślę, że moglibyśmy się dogadać, mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia, Henderson.

Zmarszczyłem brwi, czując ponowienie irytacji. Czy ta kobieta myśli, że skuszę się na cokolwiek? Mam wszystko czego chcę i nie potrzebuję żadnej propozycji tylko po to, aby zmniejszyć procent otrzymywanego zysku na jej zachcianki. Straciłbym tylko na tym, a do tego nigdy nie dopuszczę. Muszę mieć wszystko i wszystkich pod kontrolą, jednak to władze nade mną posiada jedna kobieta.

Do; Collins.
Odrzucam.

Nie minęła sekunda, a komórka ponownie wydała wibracje.

Od; Collins.
Do zobaczenia w sobotę.

Do; Collins.
Do zobaczenia.

Schowałem komórkę do marynarki i przekręciłem kluczyk w stacyjce, kładąc stopę na gazie i ruszyłem przed siebie, kierując się prosto w stronę firmy. Spojrzałem przelotnie na Wilson, to po chwili ponownie zaskoczony powróciłem wzrokiem na jej beznamiętny wyraz twarzy, który wzrok wbiła w dłonie, przeplatając między sobą kciuki.

— Coś się stało? — zapytałem, powracając na jezdnię.

— Nie, wszystko jest okej — rzuciła, a tonację w jej głosie mogłem porównać do wyrazu twarzy – beznamiętna. 

— Przygotowałaś dokumenty, o które cię wczoraj prosiłem? — zapytałem.

— Tak — odparła, wlepiając swój wzrok w stronę szyby od swojej strony — Jak sprawy z Marlenem i Simpsonem?

— Dobrze, dogadaliśmy się. Wystarczy tylko wypełnić papier i wszystko będzie po mojej myśli.

— Marlen się wkurzył? — zapytała, brzmiąc już luźniejszym, rozbawionym tonem.

— I to jak, jednak to było oczywiste, że przystaniemy na moim — odpowiedziałem dumnie, zatrzymując się przed czerwonym światłem,

— Jesteś bardzo pewny siebie, Alan... — mruknęła, spoglądając na mnie przelotnie — Uwielbiasz mieć kontrolę? — oderwała się od szyby i spojrzała na mnie uwodzicielsko, tak samo brzmiąc.

— Bardzo.

— Uwielbiasz mieć władze..? — nachyliła się nade mną i wyszeptała prosto do ucha, muskając moją skórę swoimi czerwonymi, pełnymi ustami, od których powstrzymuję się jak tylko mogę. 

— Bardzo — zacisnąłem ręce na czarnej kierownicy.

— Ja bardzo uwielbiam mieć władzę... — wyszeptała, całując moją szczękę.

— Przestań — warknąłem, naciskając na sprzęgło i ruszyłem do przodu po dodaniu gazu.

Mruknęła zadowolona i oderwała się ode mnie, odchylając lusterko, by poprawić swoje czerwone usta. Cholera jasna, ósma rano, a ona już o tej godzinie potrafi spowodować, że cały się grzeję w ciele. Pieprzona manipulantka.

*

  Weszliśmy oboje do firmy, przyciągając ciekawskie spojrzenia jak co dzień. Jak zwykle moja towarzyszka była skrępowana, gdy tyle par oczu spoglądało kątem oka na nas podejrzliwie, ale ja oczywiście miałem to gdzieś. Nawet stojąc przed sekretariatem, aby odebrać dokumenty, nie wstydziłem się położyć ręki na jej lędźwiach. 

— Dziękuję — odpowiedziałem, gdy blondynka za ladą wręczyła mi papiery.

— Miłego dnia, Panie Henderson — uśmiechnęła się.

Skierowałem się z Wilson do windy, nie odrywając ręki od jej pleców. Doskonale czuję jej parzącą mnie skórę pod materiałem sukienki i marynarki, jej ciało płonie i czuję ogromną satysfakcję, że to właśnie dzięki mojemu dotykowi tak reaguje. Wiem, jak bardzo boi się, że zniszczy mi reputację, będąc tak blisko mnie, jednak to naprawdę żaden problem do obawy przed tym. Stanęliśmy przed windą, czekając na rozsunięcie się drzwi i już po kilku sekundach znaleźliśmy się w środku, przebywając w pomieszczeniu sami.

— Naprawdę się nie boisz? — zapytała, gdy skrzydła windy zasunęły się.

— Nie, dlaczego? — poprawiłem krawat — Ty także nie musisz się tym martwić.

— Myślą, że mamy romans — spojrzała na mnie przelotnie.

— To niech myślą.

— Zniszczy ci to reputacje! — rzuciła, unosząc swój ton — Alan, nie chciałabym, aby...

— Zrozum, że twoje towarzystwo przy mnie nic nie niszczy!

Zapadła cisza między nami. Patrzymy w swoje oczy, nie mówiąc nic. Widzę, jak jej źrenice powiększają się, zakrywając ten piękny, zielony kolor i nerwowo zaciska palce na torebce, biorąc głębszy wdech, wypinając tym samym swoje piersi do przodu. Patrzę prosto w jej oczy i po raz kolejny się w nich zatapiam, nie mogąc oderwać od tak hipnotyzującego spojrzenia, jakim mnie obarcza. Zauważyłem, jak oblizała swoją dolną wargę i to spowodowało, że coś drgnęło w moim ciele. Wzrokiem zleciałem na te pełne usta, które teraz ślicznie połyskują. Ponownie czuję coś, co uderzyło we mnie niespodziewanym instynktem, męskim i bardzo pożądanym, który wywołał burzę szalejących komórek w ciele. Nie wytrzymam, nie wytrzymam, nie wytrzymam. Robię stanowczy krok w jej stronę, widząc już, jak nabiera więcej powietrza do płuc i rozchyla delikatnie wargi, ale zatrzymuję się gwałtownie w miejscu, gdy usłyszałem rozsunięcie się drzwi windy. 

Kurwa mać.

Odwróciłem głowę w stronę wejścia, grzejąc się momentalnie ze złości. Zacisnąłem rękę na walizce i spojrzałem wrogo na Wilda, który wszedł do środka z uśmieszkiem skierowanym prosto w Marnie. 

— Cześć — zwrócił się z wielkim entuzjazmem do niej i stanął między nami — Witam, szefie — odwrócił się do mnie i wystawił rękę w geście przywitania.

— Witam — rzuciłem oschle, odwdzięczając gest mocnym uściskiem. 

— H-Hej... — wydusiła z siebie Wilson i bardzo dobrze wyczułem w jej głosie speszenie.

Zacisnąłem ręce i nabrałem więcej powietrza do płuc. Powinienem go zwolnić, to najlepsze wyjście, aby pozbyć się niechcianego problemu, jaki stwarza Lukas. Gdy tylko widzę go w towarzystwie Marnie, zbiera mi się na gniew, złość i frustrację. Nie chcę, aby spędzała z nim czas, jestem bardzo zły, gdy właśnie to robi. Gdyby nie to, że jest dobrym pracownikiem, który panuje nad całą siecią internetową w firmie i nie ma żadnych skarg na jego temat – wywaliłbym go, naprawdę chcę to zrobić. 

— Co u ciebie słychać? — zapytał i mimo, że nie spoglądałem w ich stronę, to doskonale wyczuwałem jego uśmiech na twarzy.

— Wszystko dobrze, a u ciebie? — odparła, pod koniec odchrząkając.

— Wspaniale — odpowiedział — Masz może ochotę dzisiaj wyskoczyć na obiad? 

Kurwa mać.

Odwróciłem głowę w ich stronę, posyłając ostrzegawcze spojrzenie Wilson. Moje ciało płonie od gniewu, pięść zaciska się mocno i czuję pulsującą krew, która próbuje rozerwać moje żyły. On chyba żartuje, że właśnie w mojej obecności zaprasza moją kobietę. Patrzę prosto w zielone tęczówki, które nerwowo spoglądają na mnie, to powracają do mężczyzny przed siebie. 

— N-Nie dzisiaj... Umówiona jestem z przyjaciółką — rzuciła, spoglądając po raz kolejny na mnie.

— Ją też możesz zabrać — uśmiechnął się do niej. 

— Wild, kobieta z siedemnastego piętra zgłaszała mi usterkę w komputerze — wtrąciłem się, powstrzymując ich do kolejnej wymiany słów.

Odwrócił się w moją stronę zaskoczony, a brunetka spojrzała na mnie, nie wykazując żadnych emocji. Na moment zetknąłem się z jej spojrzeniem, powracając po chwili do niebieskookiego.

— Nikt nie zgłaszał mi żadnych problemów — powiedział, marszcząc delikatnie brwi.

 — To może łaskawie zajmiesz się pracą, a nie podrywaniem kobiet w biurze? 

Uniósł wysoko brwi w górę, mrugając kilkukrotnie i przybierając zagubionej postawy. Nie spuszczałem z niego oczu, a wbiłem go jeszcze intensywniej i poważniej, zaciskając pięść na walizce. Właśnie idealnie winda otworzyła się na siedemnastym piętrze, co mnie zadowoliło.

— Do roboty, Wild.

Spojrzał na mnie, to powrócił zażenowanym wzrokiem na Wilson, która stoi i przygląda się nam obu. Nie mam zamiaru słuchać ich rozmowy, a jeszcze bardziej widzieć na ich obojga w towarzystwie, gdy dwa razy wyraziłem się jasno do Marnie, że nie chcę widzieć jej razem z nim. 

— Się robi, szefie... — wymamrotał pod nosem, opuszczając windę.

Pozostawił nas samych i gdy tylko pomieszczenie ponownie zasunęło swoje skrzydła, zapadła kompletna cisza między nami. Poprawiłem krawat i wzruszyłem ramionami, luzując na swoim ciele marynarkę. Kątem oka spojrzałem na piękność obok mnie i usłyszałem, jak odchrząka, nawet na mnie nie spoglądając. 

— Dlaczego tak się zachowujesz?

Spojrzałem na nią, marszcząc brwi. Ona dalej stała i ani drgnęła w miejscu, nawet nie odwróciła głowy w moją stronę. Dlaczego te pytanie wywołało u mnie ponownie dziwne uczucie w ciele? Poprawiłem po raz kolejny krawat i spojrzałem na nią poważniej.

— Wyraziłem się jasno, że nie chcę, abyś się z nim spotykała — odpowiedziałem twardo.

— Doskonale wiesz, że nie zrobiłabym tego — odparła — Nie spotykam się z innymi mężczyznami — dodała cichszym tonem i zauważyłem, jak zaciska dłoń na torebce.

— Cieszy mnie to — powiedziałem, unosząc dłoń w górę i przejechałem kostkami po jej delikatnej skórze na policzku.

Spojrzałem na nią, widząc, jak przymyka oczy i oddaje się mojej pieszczocie. Uwielbiam ją dotykać w każdy możliwy sposób i czuć przy tym, jak parzy mnie skóra. Odgarnąłem kosmyk jej włosów za ucho i ponownie przejechałem po policzku. Nagle zmarszczyłem brwi, gdy zacisnęła usta w wąską linie i odwróciła głowę w bok, unikając mojego dotyku.

— Co się dzieje? — zapytałem, zabierając dłoń.

— Nie mogę cię zrozumieć... — powiedziała smutniejszym tonem, nie patrząc na mnie — Dlaczego ty mi to robisz..? 

Uniosłem na moment brwi w górę, dziwiąc się jej wypowiedzią. Naprawdę mnie zaskoczyła i nie miałem pojęcia jak zareagować, niż właśnie szokiem, jakie we mnie wstąpiło. Czy czegoś nie zauważam? Czy pomijam jakieś fakty związane z Marnie? Znam ją bardzo dobrze, wręcz doskonale i nie ukrywam, że nagłym zachowaniem mnie zdziwiła, a zwłaszcza, że nigdy nie zachowywała się tak podobnie. Czy naprawdę czegoś nie zauważam?

— Co masz na myśli, Marnie? — zapytałem, przyglądając się jej uważnie.

— N-Nie, nic... — rzuciła, poprawiając kosmyki brązowych włosów — Przepraszam za moje zachowanie.

Ponownie zmarszczyłem brwi i spojrzałem na nią, czując dziwne uczucie w ciele. Nie zdążyłem żadnych słów z siebie wydusić, bo winda się otworzyła i wyszła z niej prędko, pozostawiając mnie w osłupienie i mętliku w głowie. Dopiero po kilku sekundach się otrząsnąłem, gdy winda już miała się zamknąć i zjechać na wezwane piętro. Włożyłem rękę między zamykające się skrzydła i wszedłem prosto na korytarz, kierując się przed siebie żwawym krokiem. Już po chwili znalazłem się w jej biurze i zatrzymałem się w miejscu, obserwując ją. Pośpiesznie ściągnęła z siebie swój czarny płaszcz i powiesiła go na miejsce, zabierając się za prace. Nie odezwała się, nawet na mnie nie spojrzała, a zaczęła klikać na klawiaturze. Stałem i miałem w głowie burze myśli, nie wiedząc, co się jej stało. Nagle zareagowała tak, jakbym zrobił jej coś poważnego, jakbym nie mógł dostrzec drobnej rzeczy, która sprawia jej przykrość i cierpienie. Co jej zrobiłem?

— Mar...

— W razie kłopotów, zrobiłam drugą kopie dokumentów, o które mnie prosiłeś — weszła mi w słowo.

Nabrałem więcej powietrza do płuc, zatrzymując się w miejscu, gdyż już chciałem wykonać do niej krok. W pomieszczeniu rozległ się dźwięk chodzącej drukarki i nic poza nią nie było słychać. Kompletnie nie wiedziałem co robić, jak się zachować, bo ignoruje mnie, widzę to doskonale, jak mnie ignoruje. Pierwszy raz widzę u niej takie zachowanie i wprawia mnie ono w zdezorientowanie. Czyżby wysyłała mi jakieś wskazówki? Zrobiłem krok w jej stronę, stojąc już po chwili przed biurkiem, jednak poczułem zawód, gdy wystawiła kopie dokumentów w moją stronę, nie chcąc w ogóle rozpocząć konwersacji.

Zmarszczyłem brwi i chwyciłem papier, kierując się do gabinetu. Zatrzasnąłem za sobą drzwiami i po podejściu do biurka, rzuciłem dokumentami oraz teczką na blat, opierając później dłonie o jego krawędź. Wciągnąłem większą dawkę do płuc i przymknąłem na chwilę oczy, spuszczając głowę w dół. Cholera, co się dzieję? Czy ja czegoś nie zauważam? Zraniłem ją w jakiś sposób? Nie przypominam sobie niczego, co mogłoby być przyczyną jej zachowania, więc co się stało? Nie spodziewałem się, że będzie uciekać od mojego dotyku, naprawdę nie mam pojęcia co robić. 

Wciągnąłem kolejną dawkę tlenu do płuc i odepchnąłem się od biurka, prostując plecy. Podszedłem do barku, otwierając jedną z szafek i wyjąłem Jack'a Danielsa, nalewając sobie jedną trzecią trunku do szklanki. Gorzka i gorąca ciecz spłynęła po moim gardle prosto do żołądka i po nalaniu kolejnej takiej samej dawki, dopiero wtedy odstawiłem szklane naczynie z powrotem na miejsce. Zasiadłem przed biurkiem i po przysunięciu się bliżej do mebla, nagle ogarnęła mnie kompletna pustka. Nie mogłem się skupić na pracy, nad niczym, jak tylko na chodzącej po mojej głowie Marnie, której coś się dzieje i nie mam pojęcia co. 

**

  Rzuciłem czarnym piórem na kartkę papieru, opierając łokcie o blat. Ująłem swoją nasadę nosa między palce i przymknąłem oczy, nie mogąc się skoncentrować. Jest masa pracy przede mną, a ja nie mogę się w ogóle skupić. W ciągu pięciu godzin widziałem ją tylko dwa razy i to jeszcze na chwile, bo przyniosła mi kawę i dokumenty, przy tym nie mogłem wyłapać z nią kontaktu wzrokowego chociaż na pięć sekund. Wciągnąłem większą dawkę do płuc i już miałem zabrać się do dalszej pracy, gdy nagle moje drzwi się otworzyły. Uniosłem głowę w górę i poczułem, jak moje serce przyspiesza, gdy zobaczyłem ją. Spojrzała na mnie, delikatnie zamykając za sobą drzwi.

— Coś się stało? — zapytałem, czując naprawdę szybsze tempo mojego serca, które uderza o klatkę piersiową.

— Mogłabym... wrócić do domu? — zapytała delikatnym głosem, krocząc w moją stronę.

— Coś się dzieje? — zmarszczyłem brwi, unosząc się z krzesła.

— Nie, po prostu mam gorączkę... — odparła, opierając się o moje biurko. 

Okrążyłem mebel i stanąłem na przeciwko niej, wkładając ręce w spodnie garnituru. Dzieliło nas kilka centymetrów i spojrzałem na jej piękną twarz, która dalej jest odwrócona w bok i nawet na mnie nie spogląda. Widzę, jak zaciska palce na biurku, jak nabiera więcej powietrza do płuc i jak się denerwuje. Unoszę dłoń ku jej twarzy i dotykam policzka w delikatny sposób, widząc już, jak przymyka oczy. Ujmuje jej policzek i kciukiem zataczam kręgi w kojący i spokojny sposób. Czuję, jak jej skóra jest bardzo ciepła, naprawdę musi się źle czuć. Ujmuję jej podbródek w swoje palce i odwracam głowę w swoją stronę, a ona nawet nie stawia oporu. Uniosła powieki w górę, spotykając się z moim namiętnym spojrzeniem, jakim ją obarczam. Panowała cisza, nikt z nas się nie odezwał i ponownie wzrokiem zleciałem na jej pełne, czerwone usta. Zahaczyłem kciukiem o dolną wargę, czując już grzejące się komórki w moim ciele. 

— Podwieźć cię do domu? — zapytałem.

— Nie musisz — odparła spokojnym tonem.

— Wrócisz sama? Źle się czujesz, mogę cię zawieźć.

— Mindy ma przerwę na obiad, zawiezie mnie — powiedziała.

Nie odpowiedziałem. Spoglądałem na jej usta, które ponownie delikatnie się rozchyliły. Wariuję, ja wariuję jak oszalały. Przymknąłem oczy i nachyliłem się nad nią.

— Tylko wróć do mnie szybko — wyszeptałem, obdarowując jej czoło czułym pocałunkiem. 

— Dziękuję — wyszeptała.

Oddaliłem się od niej, odsuwając się, by pozwolić jej opuścić mój gabinet. Mój wzrok bacznie śledził każdy jej ruch i pozwoliłem sobie na zlustrowanie jej ciała, a także zmysłowego kręcenia biodrami. Ruszyłem wolnym krokiem tuż za nią i doskonale to słyszała, bo nie zamknęła za sobą drzwi. Oparłem się o framugę, wkładając ręce w kieszenie spodni i wlepiłem swój wzrok w nią, obserwując ją jak arcydzieło w muzeum. Tak, ta kobieta jest arcydziełem. Po wyłączeniu wszystkich urządzeń, ubrała swój czarny płaszcz i sięgnęła po torebkę, spoglądając na mnie ostatni raz z delikatnym uśmiechem. Skierowała się do wyjścia i mój wzrok zgubił ją dopiero wtedy, gdy zniknęła za ścianą. Nagle do moich uszu dotarł dźwięk rozsuwających się drzwi windy. 

— Witam, Panie Jefferson — powiedziała Marnie, a ja zmarszczyłem brwi i oderwałem się od framugi. 

— Cześć, gdzie się wybierasz, ptaszynko? — usłyszałem jego głos i doskonale go rozpoznałem. Drań znowu zaczyna oczarowywać. 

— Gorączkę mam... — odparła, pod koniec wzdychając.

— To nie zatrzymuję... Trzymaj się, ptaszynko — pożegnał się i po chwili usłyszałem zamykanie windy.

Wciągnąłem więcej powietrza do płuc i wszedłem do gabinetu, nie czekając na Jesse'a. Czuję ponownie dziwną złość w ciele, która nastąpiła od momentu, gdy oboje zaczęli rozmawiać. Nie lubię tego. Stanąłem przed oknem, spoglądając na ruchliwe ulice, którymi zaraz będzie przedzierać się moja piękność. Usłyszałem zamykanie się drzwi, ale nawet to nie oderwało mnie od lustrowania okolicy.

— No cześć — odezwał się, ciężko opadając na fotel — Twoja...

— Ptaszynko? — przerwałem mu, spoglądając przelotnie w jego stronę.

— Trzymasz ją tutaj jak ptaszka w klatce — wzruszył ramionami. 

Spojrzałem ponownie na widok przed firmą i dostrzegłem Marnie i jej przyjaciółkę, jak obie wsiadają do samochodu blondynki. Bacznie obserwowałem, jak wjeżdżają na ulice i dopiero przy ich zakręcie odwróciłem głowę w stronę przyjaciela.

— Idziemy — rzuciłem, podchodząc po swój czarny żakiet.

— C-Co? — zapytał zdezorientowany, unosząc się z fotela — Gdzie ty chcesz iść, Alan? 

— Skończ pieprzyć tylko chodź.

***

Pchnąłem drzwiami, wchodząc do środka sklepu jubilerskiego. Trzeba wreszcie coś kupić mojej piękności, podarować jej prezent, żeby zobaczyć jej szczęście i uśmiech. Lubię ją obsypywać czymkolwiek i później widzieć, jak z przyjemnością nosi to, co kupiłem jej. Na wejściu zostałem przywitany wraz z Jesse'em, który jak tylko zobaczył sklep, uniósł zaskoczony brwi w górę i nie odezwał się w ogóle. 

— W czymś mogę Panu pomóc? — zapytała ekspedientka, stając na przeciwko mnie, gdy oglądałem biżuterię za szklanym box'em. 

— Nie, dziękuję — odparłem. 

Wiele biżuterii podostawała ode mnie, ale nawet to nie powstrzyma mnie, aby kupić kolejną. Jestem zainteresowany naszyjnikiem, dlatego z dokładnością obserwowałem każdy z oferowanych. Dzisiaj stawiam na szlachetny kamień, a cena to nie problem. 

— Słuchaj, stary... — zaczął niepewnie Jesse', który podrapał się po karku i rozglądał dookoła.

— No? — zapytałem, oglądając naszyjnik przyozdabiany cyrkoniami dookoła. 

— Czy ty... Stary, nie poznaję cię — rzucił. 

— Nie rozumiem cię — zmarszczyłem brwi, będąc dalej zaciekawiony jedynie prezentem dla niej.

— Po pierwsze... — przed nachyleniem się nade mną rozejrzał się dookoła — To twoja sekretarka... — wyszeptał — Ja wiem, doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że się pieprzycie na boku, i osobiście do tego nic nie mam, ale... czy ty przypadkiem nie przesadzasz już? — zapytał, oburzając się pod koniec

— Przesadzam z czym? J, ja nie mam z tym żadnego problemu — prychnąłem rozbawiony.

— Kochasz ją? 

— Uważasz, że ten jest ładny? — wskazałem na naszyjnik z perłą.

— Stary... — zdziwił się — Czy wy sobie kpicie dookoła z ludzi? Przecież was na pewno coś łączy!

Mój wzrok wbił się w konkretny wisiorek. Łańcuszek z prawdziwego srebra, do tego mały, ale bardzo mieniący i rzucający się w oczy rubin, który po bokach był przyozdabiany cyrkoniami. Ten czerwony, szlachetny kamień idealnie będzie prezentował się z jej kreacjami. 

— Alan, odpowiedz mi...

— Przepraszam — zwróciłem się do obsługi.

 — Tak? — uśmiechnął się mężczyzna za ladą, zakładając obie dłonie z tyłu pleców.

— Poproszę ten naszyjnik — wskazałem na odpowiedni, widząc na dodatek irytacje u przyjaciela.

— Jesteś idiotą — burknął mi nad uchem — Kupujesz jej naszyjnik warty...

— Mówiłem ci, idioto, że nie widzę w tym żadnego problemu — obarczyłem go poważniejszym spojrzeniem.

***

Włożyłem kluczyk do zamka, przekręcając go. Wszedłem do środka, nawet nie zapalając żadnego światła, które i tak pada od blasku księżyca przez okna. Ściągnąłem z siebie żakiet i powiesiłem na miejscu, idąc prosto do salonu. Klucz do jej mieszkania mam od trzech miesięcy i jedyną osobą, która ma dostęp do tego domu jako druga, jestem właśnie ja. Doskonale zdała sobie teraz sprawę, że wszedłem do środka. Po całym budynku rozchodzi się odgłos moich ciężkich kroków, a zbliżając się coraz bardziej do salonu, słyszę głośne mruczenie. Larry, lubię tego szczura.

Stanąłem w okrągłej framudze drzwi, dostrzegając ją na fotelu, głaszczącą łaszącego się do niej kota. Powoli uniosła swoją głowę w moją stronę i wśród tej ciemności, dostrzegłem jej piękne spojrzenie, które wbiła we mnie intensywnie. Zrobiłem krok do przodu, kierując się powoli w jej stronę i zauważyłem, jak naciąga wyżej bordowy koc, nie spuszczając mnie z oczu. Nie wygląda słabo, nie wygląda na poważnie chorą, ale wygląda na zmęczoną, śpiącą. Wygląda bardzo słodko. Stanąłem przed nią, wyciągając wpierw z marynarki ładnie zapakowany prezent i po odłożeniu go na stolik obok, ściągnąłem z siebie czarny materiał.

— Jak się czujesz? — zapytałem, podwijając rękawy białej koszuli do przedramienia. 

— Lepiej — odparła, wzrokiem lecąc po prezencie — Dziękuję — dodała z wdzięcznością i uniosła mile swoje kąciki ust.

Nie odpowiedziałem, a przybrałem poważniejszej postawy i wolnym ruchem okrążyłem fotel, aby stanąć za nią. Obserwowała mnie przez moment, zachowując spokój i czujność, a przy tym napinając mięśnie. Nachyliłem się nad jej ramieniem i położyłem delikatnie dłoń, aby rozsunąć materiał bluzki. Wciągnęła więcej powietrza do płuc i przymknęła oczy, kiedy obdarowałem ją pierwszym i przede wszystkim czułym pocałunkiem. Zacząłem całować jej bark, kierując się małymi kroczkami w stronę karku. Na ustach czuję jej parzącą skórę, czuję napinające się mięśnie, które pod wpływem każdego kolejnego pocałunku spinają się coraz bardziej. Z jej ust wydobywa się cichy jęk, a później westchnięcie, gdy po odgarnięciu brązowych włosów i wzięciu ich w garść, polizałem soczyście jej kark. Delikatna i słodka skóra jeszcze bardziej doznała dreszczy. 

Pocałowałem jej czułe miejsce za uchem, małżowinę i żarliwie przyssałem się do ucha, ssąc go i dotykając jej piersi. Jęknęła głośniej, wzdychając prawie cały czas i uniosła się na miejscu, doznając przyjemnych dreszczy, Wiła się pode mną, zaczęła pragnąć więcej i miałem zamiar spełnić jej pragnienie. Ponownie ścisnąłem jej lewą pierś i zacząłem zachłannie całować jej policzek, zjeżdżając mokrymi i żarliwymi pocałunkami na szczękę, a później znowu szyję. Z jej ust cały czas wydobywa się jęk, nabiera więcej powietrza do płuc i porusza się pode mną, zwijając się z rozkoszy. Całuję na szyi jej delikatną i jędrną skórę, czując słodki zapach jej płynu zmieszany z pobudzającymi perfumami. Przeniosłem się na ramię, które zacząłem lizać i podgryzać, słysząc stęk z jej strony. Ponownie wgryzłem się w jej skórę i powróciłem do żarliwych i zachłannych pocałunków, którymi obdarowuję jej szyję. Wjeżdżam na kark, ssąc go i liżąc, to powracam na szczękę. 

Ściskam jej pierś, czując napierające na materiał bluzki nabrzmiałe sutki. Jest bez stanika i z wielkim podnieceniem zaciskam dłoń. Cały czas słyszę, jak z jej ust wydobywają się posapywania i westchnięcia, a także cichutkie jęki. Całuję jej szczękę, pozostawiając za sobą mokre ślady i wgryzam się w szyję, ssąc w ustach przez moment skórę. Całuję brutalnie wszystko dookoła, nawet przenoszę się na drugą stronę, aby i ją doprowadzić do takiego stanu. Moja jedna dłoń jest wplątana w burzę jej brązowych włosów i szarpię za nie, słysząc jęk podniecenia. Językiem zaczynam błądzić po barkach, powracając z powrotem na poprzednią stronę przez kark, który dodatkowo namiętnie i czule pocałowałem. Zacisnąłem rękę na jej piersi i gwałtownie wbiłem się zębami w jej skórę na ramieniu, podgryzając i całując z wielkim apetytem. Moje pocałunki są tak żarliwe i brutalne, że przypominam wygłodniałego tygrysa, który zadowala się kawałkiem mięsa. 

Z pasją obdarowuję ją soczystymi i pełnymi namiętności pocałunkami, zaczynając ponownie drażnić się z uchem. Jęczy i zwija się pode mną, wplątując rękę w moje włosy i szarpiąc za końcówki. Mruczy jak kotka, która zadowolona dostaje własnie to, czego tak bardzo pragnie. Sprawiam jej czystą przyjemność i doskonale wiem, jaką wielką rozkosz odczuwa. Moje pocałunki nagle stały się wolniejsze, namiętne i teraz pełne czułości, którą odczuwa na swojej skórze. Zauważyłem, jak przebiega ją dreszcz i ponownie nerwowo uniosła się w górę, zaciskając uda. Pocałowałem jej ramię czułym pocałunkiem i niespodziewanie moje usta znalazły się obok jej. Nabrałem więcej powietrza do płuc, widząc to samo u niej i oboje się nie odezwaliśmy, a pozwoliliśmy na bliskość. Jej usta są milimetr od moich, dotykają mojej dolnej wargi i mam ochotę je pożreć. 

— Dziękuję... — sapnęła, oddychając głęboko.

— Zapraszam cię w sobotę na kolację — wyszeptałem.

— Czuję się zaszczycona — oblizała dolną wargę.

Kurwa mać.

— Bądź na dwudziestą w Daniel i załóż prezent — wyprostowałem się, powstrzymując przejmujący nade mną kontrolę męski instynkt. 

— Zostań tu.

Spojrzałem na nią, czując przyspieszające tętno i serce. Nie potrafię odmówić, nie potrafię powiedzieć słowa ,,nie'', dlatego nachyliłem się nad nią i podniosłem jej leciutkie ciało, które bez sprzeciwu się we mnie wtuliło. Zasiadłem na fotelu i pozwoliłem, aby przytuliła się do mnie jak mała dziewczynka, która potrzebuje bezpieczeństwa i troski. Położyłem dłoń na jej policzku, gładząc go w kojący sposób, to dotknąłem głowy, robiąc to samo w wolnym tempie. Po kilku sekundach jej oddech stał się spokojniejszy i płynniejszy, przymknęła oczy i jeszcze bardziej wtuliła się we mnie, obdarowując mnie przy okazji czułym pocałunkiem w policzek. Objąłem ją wokół i po pocałowaniu w czoło, także zamknąłem powieki, mając w objęciach moją kobietę.

***

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro