IX

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

  Zmrużyłam oczy, gdy usłyszałam dochodzący do moich uszu dźwięk ćwierkających ptaków za oknem. Dzisiaj jest sobota, moja kolacja z ukochanym, na którą tak długo i niecierpliwie czekałam. Wstałam z łóżka, kierując się prosto do toalety, aby zrobić poranne czynności oraz wziąć prysznic. Rozebrałam się z bielizny i otworzyłam kabinę prysznicową, wchodząc do środka.

Napuściłam ciepłej wody i już po kilku sekundach moje ciało stało się całe mokre. Namydliłam skórę płynem o zapachu jaśminy zmieszanej z lawendą i powróciłam do chwil, kiedy to ukochany mydlił moje ciało. Moje dłonie nie mogły się równać z jego dużymi, delikatnymi i rozkoszującymi pieszczotami, jakimi mnie obdarzał za każdym razem, gdy dotykał mnie w każdy możliwy sposób. Nic nie może się równać z jego dotykiem. 

Po umyciu ciała i włosów szamponem o bardzo intensywnym i nieokreślonym zapachu, wyszłam z kabiny, owijając się białym, puchatym ręcznikiem wokół. Opuściłam łazienkę, udając się do kuchni, aby nakarmić Larry'ego, jednak zatrzymał mnie nagły dzwonek w komórce. Sięgnęłam po telefon, który leżał na szafce nocnej i przełączyłam zieloną słuchawkę, przystawiając urządzenie do ucha.

— No cześć, co u ciebie słychać? — powiedziałam przyjaźnie.

— Boże, jestem taka podekscytowana, Mar! — odezwała się ekscytująco Mindy — To już dzisiaj! Dzisiaj Jasper zabiera mnie na kolację, wierzysz w to?! — krzyknęła niedowierzająco do słuchawki.

— To świetnie — uśmiechnęłam się, wychodząc z pokoju i skierowałam się do kuchni — Czyli dzisiaj zakupy? — zapytałam.

— No jasne — mruknęła — Przy okazji dla ciebie kupimy coś seksownego, skoro też masz kolację z ukochanym — dodała sympatycznie.

— Czy ty coś sugerujesz? — zaśmiałam się, sięgając po ulubiony przysmak Larry'ego, który w mgnieniu oka po usłyszeniu szelestu znalazł się na marmurowej posadzce wyspy kuchennej. 

Nikt nie wie o moich relacjach z szefem firmy Solos, Alanem Hendersonem, rekinem Nowego Jorku, bardzo wpływowym milionerem, który u stóp ma każdego. Nawet moim bliskim nie potrafię wyjawić, co mnie z nim łączy. Nawet Evie, mojej przyjaciółce a jego kuzynce, gdzie nie miałam zielonego pojęcia o tym. 

— Może wreszcie zaprosi cię do siebie, co? — mruknęła zadziornie — A może... już zapraszał, co? Tylko ty nie chcesz mi nic mówić!

— C-Co? Zwariowałaś — zmarszczyłam brwi, wsypując karmy do srebrnej miski kota — To tylko zwykła kolacja — dodałam.

— Tak? — zapytała i byłam pewna, że uniosła brwi w górę — Zwykła jak te wiele innych waszych spotkań po pracy i weekendy? Mar, przecież nie jestem głupia i naprawdę uważam, że podobasz się szefowi. 

— Dobra, Min, spotkajmy się o trzynastej w galerii, co? Porozmawiamy wtedy — powiedziałam, nastawiając ekspres do kawy. 

— Okej, nie ma sprawy — odparła radośnie — To do zobaczenia! — rozłączyła się.

Odłożyłam telefon na wyspę kuchenną, wsłuchując się w chodzące urządzenie. Oparłam ręce o blat, powracając myślami do spotkania jego i Collins. To dzisiaj, dzisiaj na osiemnastą w Daniel, a na dwudziestą mam tam się zjawić. Od kiedy tylko umówili się na to spotkanie, nie potrafiłam się skupić i przestać o tym myśleć. Nie powinnam być zła albo zazdrosna, bo przecież to spotkanie biznesowe, na dodatek w naszej restauracji, jednak to nadal spotkanie biznesowe. 

Z myśli wyrwał mnie dźwięk mruczącego kota obok. Ocknęłam się i spojrzałam na Larry'ego, który siedząc na wyspie kuchennej, oblizuje swoją golutką łapkę, to wzrokiem ponownie zlatuje na mnie, przejeżdżając przy tym swoim szorstkim języczkiem po pyszczku. 

— Hej... — odezwałam się do kota, głaszcząc jego główkę — Uważasz, że Pancia ma szanse z ukochanym? 

— Mrau.

— Jasne... za każdym razem tak odpowiadasz...

*

  Rozejrzałam się dookoła, zakładając nogę na nogę. Ona uwielbia się spóźniać i do teraz pamiętam, jak w szkole średniej umówiłyśmy się na wspólny makijaż, aby później pójść na imprezę, po czym przyszła po dwóch godzinach, na dodatek ze zrobionym make-upem, gdzie ja wyglądałam jak ziemniak. Wystawiłam rękę przed siebie, naciągając rękach czarnego płaszcza i spojrzałam na złotego rolex'a, widząc siedemnaście minut po trzynastej. Wzięłam głęboki wdech i z torebki wyciągnęłam komórkę, prostując się na nogi. Moje oczy się rozszerzyły i wlepiły w jeden punkt, którym okazały się piersi mojej najlepszej przyjaciółki, która stoi kilka centymetrów ode mnie.

— No hej! — rzuciła radośnie, wtulając się we mnie i dając mi buziaka w policzek.

— Spóźniona — burknęłam, chowając z powrotem telefon do torebki. 

— Korki... — wywróciła oczami, kierując się ze mną do sklepu z bielizną.

— Zawsze masz takie wytłumaczenie! — prychnęłam.

— Oj, no dobra! Mieli przecenę w Starbucksie na kawę... — powiedziała niewinnie. 

— Jasne... — zaśmiałam się.

— Pokazać ci paragon?! — spojrzała na mnie. 

— Nie musisz, ale proszę... naucz się nie spóźniać... — poprosiłam.

— Dobra, dobra... — wymamrotała.

Przekroczyłyśmy próg szklanych, rozsuwających się drzwi i weszłyśmy do cichego pomieszczenia, w którym do oczu rzucają się różnorakie rodzaje seksownych bielizn dla kobiet. Na wejściu zostałyśmy przywitane przez pracujące w tym dużym sklepie ekspedientki, które od razu zachęciły pomoc, jednak odmówiłyśmy. Spojrzałam na Mindy, która ogląda wszystko po kolei; to od podwiązek do pończoch, halek, aż po skąpą bieliznę, w tym stringi składające się z samych paseczków. Uśmiechnęłam się, gdy grymas na jej twarzy zaświtał po spojrzeniu na jedną z tych rodzajów bielizny.

— Boże, że kobiety noszą takie coś... — wyszeptała. 

— A no, noszą — uśmiechnęłam się, oglądając czerwony komplet. 

— Powiesz mi, że ty już nosiłaś! — otworzyła szerzej oczy, spoglądając na mnie niedowierzająco.

Jedynie się uśmiechnęłam.

— O mój boże, naprawdę? — zdziwiła się — I jakie to uczucie?

— Raz — powiedziałam — I nigdy więcej tak wżynających się stringów nie założę. To boli, nie kupuj tego.

— Nie mam zamiaru... — powiedziała przerażona.

Odwróciłam się w stronę Mindy, przyglądając się jej. Blondynka zmarszczyła niewinnie brwi i wyprostowała się, spoglądając na mnie pytająco. Obeszłam ją wokół, lustrując dokładnie ciało i urodę, po czym zapytałam:

— Delikatny puder czy biel chcesz na dzisiaj założyć? 

— A co będzie lepiej pasować? — zapytała niewinnie.

— Jeszcze raz... Delikatny puder czy biel chcesz na dzisiaj założyć? — powtórzyłam, okrążając ją wokół.

— Mar, nie drocz się ze mną! — rzuciła bezbronnie, marszcząc słodko brwi.

— Ugh, Mindy... — stanęłam w miejscu, wywracając oczami — Nie możesz polegać na mnie albo innych. Bielizna to rzecz, którą każda kobieta powinna znać jak własną kieszeń. Powinnaś się nauczyć, że ty jako jedna tylko wiesz, w czym będziesz seksownie wyglądać. Bielizna to nierozstający się nigdy z kobiecym ciałem atut, który dodaje pewności siebie i podwyższa samoocenę. Zapytam więc jeszcze raz, Mindy... — spojrzałam na nią poważniej — Delikatny puder czy biel chcesz na dzisiaj założyć? 

— Delikatny puder — odparła stanowczo.

— A dlaczego chcesz wybrać akurat taki?

— Będzie idealnie komponował się z moją sukienką i myślę, że pasował do mojej urody — uśmiechnęła się szeroko. 

— Świetna odpowiedź — także uniosłam kąciki ust.

— Więc...

— Materiał koronkowy, satynowy, bawełniany, a może wolisz lateks albo prześwitujący? Od razu mówię, że faceci kochają koronkę a fetyszyści lateks — odezwałam się poważnym tonem, spoglądając uważnie na przyjaciółkę, która mrugała kilka razy.

— Ja pierdole...

— Pamiętaj, Min, żebyś polegała na swojej własnej intuicji, ja ci tylko podpowiadam. Powinnaś także wyobrazić sobie, czym mogłabyś rozbudzić każdy zmysł u tego ochroniarza... — wyszeptałam kuszącym tonem, zawstydzając ją tym samym — Może mógłby skuć się w kajdanki, co? — dodałam.

— D-Dobra, dobra! — rzuciła speszona — K-Koronkę...

— Idealnie — uśmiechnęłam się szeroko — Chodź, idziemy.

— Gdzie? — zapytała.

— Jak to gdzie? Na drugie piętro.

— T-To tutaj jest drugie piętro?! — uniosła brwi w górę.

— Poza drugim piętrem jest wiele innych działów, uwierz mi... 

Moja przyjaciółka jest bardzo uroczą osobą. Jej niewinność i delikatność jest zarazem bardzo pociągająca oraz seksowna, jest wielką tajemnicą dla mężczyzn, a ona nie zdaje sobie nawet z tego sprawy. Niedostępność u niej powoduje, że każdy chciałby poznać ją bliżej. Zaprowadziłam ją prosto na dział właśnie z tematyką delikatności, kobiecej niewinności i anielskości, którą w sobie posiada. Biel, lilia, pudrowy róż, beżowy i kremowy – piękne kolory, które tworzą idealny kontrast do działu obok, jaki jest ognisty i dziki. 

— Boże, Mar, wstyd przyznać, ale nie sądziłam nigdy, że tak wielkie znaczenie ma bielizna, którą się nosi... — odezwała się Mindy, oglądając liliowego koloru halki.

— To nie jest wstyd, to normalne, że kobiety nie zdają sobie jeszcze z tego sprawy — odparłam, przyglądając się białej bieliźnie.

— Myślisz, że w tym wyglądałabym ładnie? — zapytała, chwytając do ręki wieszak z liliową halką, którą przyłożyła do swojego ciała.

— Poprawka, seksownie — uśmiechnęłam się — Tak, kupuj! — dodałam.

— To teraz bielizna — powiedziała, wzdychając głośno.

— Proponowałabym także wybrać biustonosz, który idealnie podkreśli twoje cycki. Boże, Mindy, ty masz tak ogromne cycki, że zaczynam popadać w kompleksy... — spojrzałam na swoje piersi, to na jej.

— A weź przestań! — zaśmiała się — Ale powiem ci... — rozejrzała się dookoła — On już patrzył! — wyszeptała podekscytowana.

— Nie dziwię się... — uśmiechnęłam się, spoglądając na jej biust.

Obie się zaśmiałyśmy i zabrałyśmy do oglądania i wybierania bielizny. Dzisiaj miałam nic nie kupować, a tylko pomagać przyjaciółce, jednak kusi mnie, aby wybrać tym razem biały, niewinny i delikatny komplet, w którym mogłabym pokazać się ukochanemu. Mindy bezproblemowo, bez żadnych pytań oglądała swój wybór, a ja swój. Wzięłam do ręki komplet bielizny, który idealnie posiadał to, czego tak bardzo chciałam i razem z przyjaciółką, która także już wybrała coś dla siebie, udałyśmy się do przebieralni.

Rozebrałam się, pozostając jedynie w czarnych, koronkowych stringach i ubrałam białe figi, które posiadają i satynę w okolicach kobiecości, i koronkę na pupie oraz pozostałości. Wszystko jest podkreślone niewielką ilością białego futerka, które widnieje nad satyną. Założyłam pończochy, które zaczepiłam o biały pas i ubrałam biustonosz do kompletu z figami. Spojrzałam na siebie w wiszącym lustrze, naciągając wyżej na podbrzusze pas do pończoch i zmierzyłam od góry do dołu. Niewinność, delikatność, nieskazitelność, bezbronność oraz seksowność. Wszystkie cechy zostały podkreślone urodą i figurą, jaką posiadam. 

Wyciągnęłam komórkę z torebki i weszłam w wiadomości z ukochanym. Kliknęłam w załącznik i ustawiłam się w eleganckiej, z gracją pozycji, która jednak miała w sobie coś seksownego i kuszącego. Zrobiłam zdjęcie, klikając wyślij. 

— I jak tam? — odezwałam się w stronę przyjaciółki.

— Dobrze — odparła, a w jej głosie wyczuwałam coś podejrzliwego, na co zmarszczyłam brwi.

Po chwili mój telefon wykonał wibracje. Odblokowałam ekran i weszłam w wiadomości, uśmiechając się pod nosem.

Od; Ukochany.
Chcę więcej.

Włączyłam nagrywanie filmów i ustawiłam się w skromnej pozycji, włączając przycisk start; przejechałam ręką wzdłuż talii, później poprowadziłam ją między piersi i kiedy już miałam złapać za jedną, zatrzymałam filmik, wysyłając mu.

— Wychodzisz? — zapytała Mindy.

— Za chwilkę — odparłam, ściągając z siebie biustonosz.

Kolejny esemes przyszedł.

Od; Ukochany.
Powiedz mi gdzie jesteś, a zaraz będę.

Ustawiłam się do kolejnej pozycji, zasłaniając jedną ręką piersi. Zrobiłam zdjęcie i wysłałam jako ostatnie, odkładając telefon z powrotem do torebki i zabrałam się za ściąganie bielizny, a później założenie z powrotem ubrań. Po skończeniu, kiedy już miałam wyjść z przebieralni mój telefon ponownie wydał z siebie dźwięk esemesa.

Od; Ukochany.
Przestań mnie tak prowokować.

Uśmiechnęłam się pod nosem, wrzucając komórkę na dnie torebki. Wyszłam z przebieralni i natrafiłam na Mindy, która nie ukazując żadnych emocji stała i najwyraźniej czekała na mnie, aż wyjdę. Zmarszczyłam brwi, gdy spojrzałam na przyjaciółkę i doskonale dostrzegłam, że posmutniała.

— Co się dzieje? — zapytałam. 

— Nie, nic, a co miało się dziać? — zapytała, kierując się w stronę działu z bielizną.

— Hej, nie bierzesz jej? — zmarszczyłam brwi.

Dostrzegłam, jak zaciska usta w wąską linię i dopiero po odłożeniu kompletu z powrotem na miejsce, odpowiedziała:

— Za mała. 

Posmutniałam, spoglądając na oddalającą się przyjaciółkę. Poczułam ból w ciele, widząc ją przybitą. Bielizna była seksowna, była idealna, a nie pasuje do jej krągłości, które są pięknym atutem w jej urodzie. Nie poddawałam się, nie mogłam dać wyjść jej z tego sklepu bez niczego, a zwłaszcza, że ma dzisiaj kolacje ze swoją sympatią!

— Hej, hej, hej, Min, poczekaj... — złapałam ją za ramię i odwróciłam w swoją stronę — Przecież są inne, ładniejsze przecież, wybierz coś — zaproponowałam.

— Ale ta... ta była taka ładna, a ja... Jestem grubaską... 

Otworzyłam szerzej oczy, widząc ją załamaną i prawie płaczącą. Moja przyjaciółka uważa się za kogoś takiego? Nigdy w życiu! Nigdy nie powiedziałabym, że Mindy jest gruba, ona nawet nie ma nadwagi, wiem o tym! Jest moją przyjaciółką od kilku lat i nigdy nie uważałam ją za grubą, zawsze miałam zdanie na temat jej krągłości, jako seksowne, podkreślające jej figurę atuty, które dodają jedynie uroku i seksapilu! Nigdy, przenigdy nie uważałam jej za grubej, ani nie chcę słyszeć tego, że ona się uważa za taką.

— Zwariowałaś?! — krzyknęłam — Mindy, nie jesteś żadną grubaską! — spojrzałam na nią stanowczo — Nawet tak o sobie nie mów!

— Spójrz tylko na mnie... — zlustrowała się wzrokiem — Pod tą sukienką jest tylko fałda tłuszczu...

— Ty głupia! — krzyknęłam zezłoszczona — Boże, ty idiotko, dlaczego tak o sobie w ogóle mówisz?! Ty nawet nie masz pojęcia ile kobiet zazdrości ci figury!

Nie odpowiedziała, a pociągnęła cichutko noskiem, mrugając kilka razy. Wzięłam głęboki wdech i spojrzałam na nią z żalem, widząc, jak właśnie się smuci, a nie ma powodu. Jest moją przyjaciółką i nie pozwolę, aby mówiła o sobie w ten sposób, aby uważała się za grubą, gdy nią nie jest.

— Mindy, jesteś piękną kobietą o pięknym ciele i umyśle — położyłam ręce na jej ramionach i nachyliłam się, aby wyrównać kontakt wzrokowy — Uwierz mi na słowo, że wiele zazdrości ci wszystkiego, na przykład tych ogromnych cycków i dużych bioder, które podkreślają twoją figurę w sukience. Nie jesteś grubaską i to, że bielizna, która ci się bardzo podoba, nie mieści się na twoim ciele, to nie znaczy już, że jesteś gruba. Przecież jest wiele innych kompletów, które będą na ciebie nawet za duże! Hej, w takim razie co z Ashley Graham? Laska, widziałaś ją? Uwierz mi, że jesteś o wiele bardziej oszałamiająca! 

— Dz-Dziękuje... — wydukała — Naprawdę dziękuję, Mar — pociągnęła po raz kolejny nosem.

— Wybierz inną i będzie po kłopocie — uśmiechnęłam się, prostując plecy — A ta na przykład? — zapytałam, podchodząc do seksownego kompletu, który był bardzo podobny do poprzedniego, jaki ona wzięła — Przymierz — wystawiłam wieszak w jej stronę.

— Dziękuję... — uśmiechnęła się uroczo, chwytając przedmiot w dłoń.

— I więcej wiary w siebie, Mindy — dodałam, podtrzymując przyjaciółkę na duchu. 

Uśmiechnęłam się. Moja przyjaciółka naprawdę nie zdaje sobie sprawy z tego, jaką bardzo oszałamiającą kobietą jest i jak wiele mężczyzn ogląda się za nią. Nigdy nie pomyślałam, że uważa się za grubą osobę, ale cieszę się, że po słowach wreszcie wpoiłam jej do głowy, że jest zupełnie inaczej. Stanęłam przed jej przebieralnią, obserwując przez chwilę swoją bieliznę. Tak, idealna i idealnie już sprowokowałam nią ukochanego. Po chwili Mindy wyszła z pomieszczenia i dostrzegłam delikatny uśmiech na jej ustach.

— I? — zapytałam, dotrzymując jej kroku.

— Biorę — odparła, uśmiechając się serdecznie, na co odwzajemniłam gest.

**

  Ściągnęłam sukienkę z wieszaka, stojąc jedynie w samej bieliźnie, którą dzisiaj zakupiłam. Makijaż został wykonany w delikatny sposób, który podkreśla moją urodę. Larry od początku moich przygotowań do kolacji leży na łóżku i przygląda się moim ruchom, które teraz zabierają się za ubranie białej sukienki. 

Materiał jest delikatny, jedwabny i idealnie komponuje się z bielizną, makijażem oraz podkręconymi włosami lokówką. Jest długa, sięga mi do kostek i po lewej stronie posiada przecięcie, które kończy się dopiero kilka centymetrów przed biodrem. Dolna partia swobodnie opada na moje stopy, a górna opina mój brzuch oraz piersi, które zostały podkreślone przez głęboki dekolt. Cieniutkie ramiączka utrzymują moją kreację, dodatkowo odsłaniają połowę pleców. 

Po nałożeniu białych szpilek z drobną ilością cyrkonii, stanęłam przed komodą, na której znajdował się podarunek od ukochanego. Nie chciałam patrzeć na jego zawartość od razu, a chciałam poczekać do teraz. Wzięłam głęboki wdech i otworzyłam pudełko. Po spojrzeniu do środka, osłupiałam w miejscu, nie mogąc nabrać tchu. Moje serce przyspieszyło, a na policzkach pojawiły się rumieńce. Rubin, piękny, szlachetny kamień w kolorze czerwieni, mojego ulubionego koloru. Rubin to mój ulubiony kamień szlachetny. Był piękny. Ostrożnie wyciągnęłam naszyjnik z pudełka, podchodząc do lustra. Po zapięciu, dotknęłam wisiorka, nie mogąc się napatrzeć na jego czerwony środek. 

Spojrzałam na zegarek i dochodziła już dziewiętnasta dwadzieścia, więc udałam się do torebki, aby wyjąć komórkę i zamówić taksówkę. Zrobiłam ostatnie poprawki i udałam się do wyjścia, całując pod koniec Larry'ego w główkę. W salonie przesiedziałam dziesięć minut, esemesując z Mindy o jej zbliżającej się kolacji z Jasperem, aż w końcu usłyszałam przyjeżdżający samochód taksówki. Wyszłam z domu, zamykając drzwi na klucz i skierowałam się do auta, podając ulicę mężczyźnie.

***

  Po niecałych dwudziestu minutach zatrzymał się przed restauracją Daniel. Zapłaciłam odpowiednią gotówkę i biorąc głębszy wdech, wyszłam z samochodu. Weszłam do środka, zostając na miejscu przywitana przez jednego z pracowników. Do moich uszu dotarła cicha melodia skrzypiec połączona z wiolonczelą. Rozejrzałam się dookoła, szukając odpowiedniego miejsca i już po chwili byłam w drodze na zarezerwowany stolik pod nazwiskiem Henderson, przykuwając tym samym kilka spojrzeń na swoją osobę. 

Byłam pierwsza, nie było jeszcze ukochanego, ale nie stresowałam się. Za dwie minuty dochodzi dwudziesta, a on jest punktualny, zawsze taki był. Zdjęłam czarny płaszcz, odwieszając go na oparcie krzesła i usiadłam na miejsce, nerwowo rozglądając się dookoła. Przecież on też tutaj z nią był. 

— Dobry wieczór, coś podać? — zapytał kelner, uśmiechając się sympatycznie.

— Poproszę wodę — odparłam.

Odszedł, pozostawiając mnie samą. Sięgnęłam do telefonu, by sprawdzić, czy przypadkiem nie dostałam żadnej wiadomości od niego, jednak ostatnią, jaką mi wysłał, to była w sklepie, kiedy byłam z Mindy kupić bieliznę. Wzięłam głęboki wdech i rozejrzałam się dookoła, widząc jedynie rozmawiających ze sobą młodych czy też starszych par. Ponownie spojrzałam na ekran komórki, ale nic się nie pokazało, więc wrzuciłam ją na dnie torebki, prostując się na krześle.

— Proszę bardzo — kelner postawił na stół szklankę oraz dzbanek wody mineralnej i nalał do połowy naczynie.

— Dziękuję — odparłam.

Upiłam łyka, pozwalając zwilżyć przełyk i po odłożeniu szklanki na stół, spojrzałam na zegarek, widząc dwie minuty po dwudziestej. Pierwsze jego spóźnienie, a nigdy w życiu nie zdarzyło mu się spóźnić na żadne spotkanie ze mną. Sięgnęłam po telefon do torebki, spoglądając, czy znowu nie dostałam wiadomości, ale nic mi nie wyskoczyło. Z rozczarowaniem wrzuciłam komórkę z powrotem i oparłam ręce o stół, wypuszczając przeciągle powietrze z ust.

Mijały minuty za minutami, a ja dalej siedzę sama przy stoliku, który jest zarezerwowany na nazwisko Henderson. Ponownie wzrokiem lecę na zegarkiem, dostrzegając dwadzieścia minut po dwudziestej. Jestem zniecierpliwiona i sfrustrowana. Nigdy tyle nie czekałam, to właśnie Alan czekał na mnie. Nerwowo obracam telefonem w dłoni, wyczekując jakąkolwiek wiadomość, ale nic nie otrzymuję. 

— Podać coś? — po raz drugi podszedł do mnie kelner.

Spojrzałam na niego, nie odzywając się przez chwilę. Ocknęłam się po kilku sekundach, gdy dotarło do mnie to, jak musiałam wyglądać, przyglądając się mężczyźnie.

— Wina — rzuciłam.

— Czerwonego, białego? 

— Czerwonego. 

— Rodzaj?

— Najlepszy jaki macie — odparłam.

— Ależ oczywiście — uśmiechnął się, odchodząc od stolika.

Wzięłam głęboki wdech i wbiłam swój wzrok w grającego starca na skrzypcach, to poleciałam na młodszą kobietę, której sprawnie ręce chodziły po strunach wiolonczeli. Oboje oddawali się muzyce, czerpiąc z tego przyjemność i radość. Oboje byli radośni. Po chwili na mój stolik został postawiony kieliszek, a kelner po odkręceniu korka w lampce, zaczął napełniać czerwoną cieczą szklane naczynie do odpowiedniej ilości. Zatrzymał się, życząc mi smacznego i odszedł, pozostawiając lampkę wina na stole. Sięgnęłam po kieliszek, kołysząc cieczą w środku, aż w końcu wzięłam małego łyka, by spróbować trunku. Idealny, słodki, a zarazem gorzki smak. Upiłam kolejne trzy, duże łyki i odstawiłam naczynie z powrotem na miejsce, sprawdzając godzinę. Zacisnęłam usta w wąską linie i uniosłam chwilowo brwi w górę, czując ogromne rozczarowanie. 

***

  Lampka wina została opróżniona przeze mnie prawie cała. Jedna czwarta pozostała w środku, ale mój organizm nie czuł żadnego skutku ubocznego, nie licząc cięższej głowy i jeszcze gorszej frustracji i złości. Byłam zła i jednocześnie smutna. Spojrzałam ponownie na godzinę i poczułam ból w klatce piersiowej, gdy widniała dwudziesta pierwsza cztery. Zostałam wystawiona, wystawił mnie ukochany i do teraz nie wysłał żadnego esemesa. Odłożyłam telefon do torebki i chwyciłam w palce czerwony kamień, zaczynając go obracać. Czuję się źle, bardzo źle, bardzo mi przykro, jestem rozczarowana i smutna. 

Zostałam wystawiona przez ukochanego.

Od godziny jestem sama i zdążyło to zwrócić uwagę kilkoro ludzi wokół. Zdarzyło się im spojrzeć na mnie, jak samotnie sączę kieliszek czerwonego wina, nie mając nikogo w towarzystwie. Wyglądająca oszałamiająco, pięknie i elegancko, a spędzająca czas sama, czuję się okropnie.

— Coś podać? — po raz szósty zjawił się kelner, któremu po raz szósty nie zszedł ten sam wyraz twarzy, jakim mnie obdarowuje.

— Nie, dziękuję — machnęłam lekceważąco ręką w jego stronę.

Już chciał odejść, ale coś drgnęło we mnie i szybko chwyciłam go za rękę, przybierając niewinnej postawy.

— Coś się stało? — zapytał, spoglądając na mnie poważniej.

— Czy ja jestem ładna?

Uniósł brwi w górę, patrząc zdziwionym wzrokiem w moje oczy. Puściłam go, gdy dotarło do mnie dopiero po kilku sekundach to, o co właśnie zapytałam. Kelner nie odpowiedział, a zabrał lampkę czerwonego wina i odszedł, pozostawiając mnie po raz szósty samą przy stoliku. Ostatni raz spojrzałam na zegarek. Dwudziesta pierwsza osiem. Mam tego dość, on mnie wystawił. Wstaję na wyprostowane nogi i sięgam do torebki po portfel, aby zapłacić za zamówione napoje. Gotówka, bardzo duża ilość gotówki i nie móc znaleźć odpowiedniej, po prostu wyciągam sto dolarów i sfrustrowana odkładam na stolik pieniądze, zakładając czarny płaszcz. Biorę głęboki wdech i kieruję się do wyjścia, zastając samą pustkę i ciemność na zewnątrz.

Idę prosto przed siebie, owijając ręce wokół ciała. Niespodziewany ból przeszywa moje ciało, chcąc rozerwać mnie na kawałki. Wystawił mnie, nie zjawił się na kolacji, do której byłam przygotowana od czterech dni, której nie mogłam się doczekać. Kupił mi naszyjnik, prosząc, abym założona na kolacji, na którą mnie zaprosił, a się nie zjawił, dlaczego? Dlaczego on mnie wystawił? Pierwszy raz Alan się nie odzywa, a przede wszystkim pierwszy raz się nie zjawia na kolacji. Idę przed siebie, chcąc wpaść w płacz. Mój ukochany mnie wystawił.

Nerwowo rozglądam się dookoła, gdy nagle mój wzrok utkwił w przykuwające moje spojrzenie miejsce, powodując, że stanęłam z bólem w całym ciele. Momentalnie przeszedł mnie bolesny dreszcz po ciele, przypominając bardziej wbijające się ostrza. Serce doznało bólu, którego się nie spodziewałam i nigdy nie zaznałam. Nie byłam w stanie nic z siebie wydusić przez rosnącą gule w gardle, która zaczyna boleśnie kłuć moją krtań. 

Patrzę prosto przed siebie, mając zwykłą, nie tak bogatą restauracje, jaką jest Daniel, ale dla oka bardzo przytulną i miłą. Przez szybę, która jest zaledwie dwa metry ode mnie, dostrzegam Collins. Collins w towarzystwie Alana Hendersona, którzy przy jednym stoliku z uśmiechem na twarzy rozmawiają. Rozchylam delikatnie wargi, nie mogąc w to uwierzyć, co właśnie widzę. Stoję i nie wykonuję żadnych ruchów, a tylko patrzę na ukochanego, który uśmiecha się do rudowłosej kobiety na przeciwko. Do moich uszu dotarł dźwięk błyskawicy, która rozpoczęła nagły opad deszczu, ulewy, która po kilku sekundach stała się tą, którą tak bardzo człowiek nienawidzi. 

Patrzę przed siebie, czując napływające łzy do oczu, które stają się coraz bardziej niewyraźne przez zalewający mnie deszcz. Jestem cała mokra, moje włosy są mokre oraz ubiór i zaczynam drżeć. Krople deszczu obijają się o szyby, wydając głośny dźwięk, stróżki wody spływają po krawędzi ulic, kierując się prosto do kanałów, a przejeżdżające auta przyspieszają, by dotrzeć bezpiecznie na miejsce. Ulewa nie ustaje, kolejny grzmot zabłysł na czarnych chmurach, powodując, że ponownie zadrżałam. Nie mogę w to uwierzyć, że przez ten cały czas był tutaj z Collins, wystawiając mnie właśnie dla niej. 

Biorę głęboki wdech do płuc, wydając dodatkowo z siebie cichy jęk rozpaczy. Odwracam głowę i idę przed siebie, nie widząc już obrazu. Łzy napłynęły do moich oczu, zalewając mnie jak deszcz. Zaczynam płakać, nie mogąc powstrzymać bólu, który przeszywa moje ciało. 

Mój ukochany mnie wystawił.

***

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro