Co ty knujesz? 36

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Caroline

Marco i ja mamy zamiar zostać na kilka dni w jego rodzinnych stronach, bo tak naprawdę, to moje miejsce. Po studiach, a raczej na koniec pierwszego roku, przeniesiemy się tutaj, gdyż tu zamieszkamy. Mój ukochany wybudował nam, przepiękny drewniany dom.

Tak naprawdę gdybym mogła zostałabym w tym domu, z tymi ludźmi już na zawsze, te moje studia tam kojarzą mi się z samymi przykrymi sprawami.

Ogólnie coś się szykuje, bo od wczoraj kiedy tylko przekroczyliśmy próg, mój partner wisi ciągle na telefonie, coś załatwia i omawia. Kazał mi odpoczywać i nie przemęczać się, ale ileż można leżeć. Strata ją ponieśliśmy, jest bolesna, ale muszę zająć czymś myśl,i bo oszaleję. Więc mimo jego zakazów, stoję o robię nam porządny posiłek, bo jestem cholernie głodna, aż burczy mi w brzuchu.

- Co ty wyprawiasz?- Mój mate i narzeczony w jednym staje za mną i przytula mnie do siebie.- Miałaś się oszczędzać.

- Krojenie warzyw, raczej nie jest wielkim wyczynem.

- Wiem, ale minęła dopiero doba od...- zacina się i wtula swoją głowę w moje włosy i słyszę jak zaciąga się ich zapachem, po czym wzdycha.

- Wiem, ale oszaleję, Marco.

- Dobrze skarbie, zawołaj mnie jak będzie gotowe. Muszę jeszcze podzwonić w kilka miejsc.

Obracam się w jego stronę i skanuje twarz tego mojego wilczka.

- Co ty knujesz? Bo wiem, że coś szykujesz.

- Ja? Nic nie knuję- uśmiecha się i mruga do mnie, odchodząc.

- Już ci wierzę- śmieje się na moje słowa.

Marco

Nie mogłem się z niczym zdradzić. Wiem, że to może nie odpowiednia chwila, ale nie chcę czekać. Caro zostaje moją żoną za dwa dni, oczywiście to tajemnica, a póki co muszę wszystko pozałatwiać, tak żeby nic nie podejrzewała. Chociaż już myśli, że coś knuję i ma rację.

Pomoc mamy i babci jest nieoceniona i to one załatwiają wszystkie kobiece sprawy. Moja narzeczona zostanie postawiona przed faktem dokonanym i jakoś nie czuję się z tego powodu źle, ani nie mam wyrzutów sumienia. Oczywiście sukni ślubnej też nie chcą mi pokazać, bo stwierdziły, że czeka mnie niespodzianka. Nie kłóciłem się z nimi, bo i tak bym nie wygrał. Tato i dziadek poradzili mi, że jeżeli nie chcę popaść w niełaskie u swojej żony, to czasem lepiej nie robić nic pochopnego.

Kiedy dowiedziałem się, że kiedyś babcia wystawiła za drzwi walizkę dziadka Tiera, to tak się śmiałem, że spadłem z kanapy. Oczywiście takich historii w mojej rodzinie jest więcej i kazano mi się strzec przed gniewem mojej przyszłej Pani Woods.

Dopinam ostatnie sprawy takie jak wynajęcie zespołu, catering, drużbowie. Ethanowi zabroniłem informowanie Mony o ślubie, bo znając życie nie wytrzyma i wszystko wypapla mojej mate.

Miałem właśnie zadzwonić do mamy i spytać się jak postępują sprawy z wystrojem, kiedy wpada do gabinetu Caro.

- Coś się stało?- Podchodzę do niej szybko.

- Nie, tylko tęsknię za tobą.

- Jestem cały twój, kochanie- całuję delikatnie jej usta, po czym szczękę i zgłębienie jej szyi gdzie widnieje moje oznaczenie.

- Och, Marco- słyszę ciche jęki mojego maleństwa.

- Pragnę cię, ale raczej jeszcze nie możemy- zjeżdżam pocałunkami na jej dekolt i dłonią na jej pierś.

- Muszę zadzwonić do doktora.

- Później, teraz zjemy coś- poprawiam jej bluzkę i puszczam przodem wychodząc z gabinetu.

Zasiadamy do stołu i jemy z apetytem, ale Caro ciągle rzuca mi ukradkowe spojrzenia.

- Caro wykrztuś to z siebie, widzę jak coś ci leży na wątrobie.

- Mam dziwne wrażenie, że coś knujesz za moimi plecami. Nie lubię tajemnic.

- Dobra powiem ci, ale masz się nie wygadać. Mama organizuje przyjęcie z naszej okazji.

- Czyli takie przyjęcie powitalnie.

- Dokładnie tak, a teraz jedz, skarbie.

W sumie nie skłamał, tylko nie pominął jeden istotny fakt. To będzie ich ślub, czyli coś więcej niż przyjęcie powitalne.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro