Niemożliwe 39

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ślub, wesele i nasza noc poślubna. Och, to było coś. Moja zemsta w postaci sukienki, tak nakręciła Marco, że pokazał mi jak trzeba karać niegrzeczne żony. 

Pokazał mi to tak dogłębnie, że przez cały dzień nie mogłam chodzić. Oczywiście, on nie widział problemu, bo i tak prawie nie wypuszczał mnie z łóżka.

A teraz pora wrócić do wykładów i rzeczywistości. Trzy tygodnie temu wróciliśmy i w sumie nic się nie zmieniło. Nikt nie wie, że zostałam porwana, ani że Moor nie żyje. Wszystko zostało zatuszowane dla naszego dobra. Nie mieliśmy ochoty spowiadać się innym z tego co zaszło.

Siedzę na łóżku i pochłaniam kolejną porcję jedzenia. Mój apetyt zamiast zmaleć  z każdym dniem jest coraz większy. Odstawiam miskę z popcornem i zatrzymuje film. Podchodzę do szafy z wielkim lustrem i przyglądam się swoje sylwetce. Podciągam bluzkę na wysokości piersi i oglądam dokładnie swoje ciało, stojąc przodem do srebrne tafli. Mój brzuch trochę mi urósł, ale skoro tyle jem, to gdzie musiało się to ulokować. 

Staję bokiem i dotykam skóry sporego uwypuklenia, którego tydzień temu prawie nie miałam, po czym przejeżdżam po nim czule dłonią. 

To nie możliwe- szepczę sama do siebie. 

Obciągam koszulkę i biegnę do Mony, póki nie ma naszych partnerów. Pukam cicho i kiedy słyszę proszę, wchodzę.

- Pokaż mi swój brzuch- rzucam jej prośbę.

- Co? Ale po co?

- Chcę zobaczyć jaki masz duży. Rusz dupę i pokazuje.

- Rany, już. Jesteś gorsza niż kobieta w ciąży.

- No właśnie- kwituję i przyglądam się jej sylwetce.

Staje przede mną i podciąga swój przydługi t-shirt. Czyli nie tylko ja chodzę w rzeczach mojego faceta. Pokazuję jej, żeby obróciła się bokiem do mnie i doznaję lekkiego szoku. 

- Spójrz- mówię do Mony i sama podciągam swój czarny podkoszulek, należący do Marco.

- Na co?

- Na to- obracam się bokiem od niej, a jej oczy robią się okrągłe ze zdziwienia.

- Ale jak? To niemożliwe.

- No właśnie. Masz jeszcze jakiś test ciążowy?- Pytam w nadziei, bo chcę potwierdzić, moje podejrzenia.

Bruneta w prędkością światła wpada do łazienki i słyszę jak przetrząsa zawartość szafek.

- Mam!

Ruszam do niej i wyrywam jej opakowanie, po czym wyrzucam za drzwi.

Robię dokładnie to samo co prawie dwa miesiące temu. Po zrobieniu testu, odkładam go na umywalkę i wołam Monę. Tym razem obie wpatrujemy się intensywnie w niego, jakbyśmy chcieli przywołać czarami wynik. Ale to nie żadne czary to biologia. Z każdym kawałeczkiem powstawania czerwieni, zaciskam dłonie i prawie nie oddycham.

- Caro oddychaj.

- Tak wie...Zobacz! Są dwie kreski!- Krzyczę jak wariatka.- Dwie kreski! Jestem w ciąży! Boże ja naprawdę nosze w sobie dziecko- z wrażenia siadam na krawędzi wanny.

- Nic dziwnego, kiedy pieprzycie się jak króliki- chichocze przyjaciółka.

- Nie. Ty nic nie rozumiesz. Mona, ja cały czas byłam w ciąży. Przecież po dwóch tygodniach nie miałabym takiego brzuszka. Musiałam mieć bliźniaki. 

- Ja pierdolę.

- Dokładnie. Marco dostanie zawału jak się dowie.

- Kobieto, on cię chyba zamknie w złotej klatce i nie wypuści. Teraz to będzie dopiero nadopiekuńczy.

- Szczerze? Nie ma nic przeciwko. Kocham go tak cholernie mocno, że dla dobra dziecka, poświecę wszystko. To jest cud. Mój maluszek- zaczynam płakać i opiekuńczo głaskam swój brzuszek. 

- Muszę być przy tym jak mu powiesz o tym?

- Powie mi o czym?- Słyszę głos mojego męża i obie obracam się w stronę drzwi wejściowych, gdzie stoi Marco z Ethanem.

- Kochanie- robię krok w jego stronę- Co byś powiedział na dziecko?

Widzę jak jego tęczówki przybierają srebrny kolor i podchodzi do mnie.

- Jesteś w ciąży?

- Od dawna- widzę jak jego brwi się unoszą. - Dzisiaj zauważyłam to- podciągam podkoszulek i pokazuje moją znaczą wypukłość i przykładam jego dłoń do mojego brzucha.

- Ale jak?- Pyta skonsternowany.

- Straciliśmy jedno dziecko, ale drugie przeżyło- patrzę w jego rozszerzające się oczy.- Zrobiłam test, jest pozytywny.

Marco upada na kolana i przytula się do mnie, po czym szepcze coś w moją skórę, ale nie rozumiem ani słowa.

- Co mu powiedziałeś?

- Że je bardzo kocham i jego mamę również.

Porywa mnie w ramiona i delikatnie unosi w powietrzu, po czym wpija się w moje usta i wychodzimy do siebie.

- Kocham cie maleńka. Jestem kurewsko szczęśliwy.

- Ale jakoś spokojnie to przyjąłeś.

- Muszę być ostrożny, żeby nie zaszkodzić naszemu małemu wilczkowi.

- Jakoś rano nie byłeś takie delikatny, kiedy zerżnąłeś mnie pod prysznicem.

- W tej materii nie mam zamiaru się hamować- chichoczę na jego słowa i już więcej nie jestem wstanie odpowiedzieć, bo właśnie kładzie mnie na naszym łóżku i zaczyna całować każdy skrawek mojej skóry.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro