Dostaniesz karę, skarbie 11

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Caroline

Stoję pod prysznice, a ciepłe strumienie wody obmywają mnie z krwi i zapachu Marco. W ciąż nie mogę uwierzyć, że mój wilk ze snów istnieje i jest nim Woods. Najgorszy, najbardziej niebezpieczny facet na uczelni. Ale czy aby jest taki na pewno? Potrafi okazać mi czułość i udowodnił to już dwukrotnie. 

Moja wilczyca kocha jego wilka, a ja wiem, że aktualnie nie znam innego tak przystojnego faceta.  W jego obecności moje szare komórki przestają funkcjonować, jestem jak ogłupiała od jego zapachu i ciepła jego ciała.

Wyskakuję spod prysznica i wycieram się szybko, ale niezbyt dokładnie. Biegnę do szafy i pierwszy raz zastosuję się do rad kuzynka, bo postanawiam założyć coś bardziej dziewczęcego. O ile reszta męskiej populacji będzie zadowolona, to nie wiem jak zareaguje Marco. Jadę po bandzie i wyciągam sportową sukienkę z dość głębokim dekoltem, ale za to cała reszta jest grzeczna. Owszem materiał delikatnie opina się na mojej sylwetce i uwydatnia moje piersi, która swoją drogą do małych nie należą. Jestem dziewczyną dobrze wyposażoną, pytanie czy mój wilczek też. Uśmiecham się sama do swoich lubieżnych myśli i słyszę mruczenie mojej zadowolonej wilczycy.

Biorę torbę i wychodzę z pokoju, oczywiście zderzam się z kimś na korytarzu.

- Uważaj kochanie- słyszę znajomy głos i zostaję przyciągnięta w jego objęcia.- Cudownie pachniesz- mruczy mi do ucha i składa na mojej szyi delikatny pocałunek.

 -Nawet o tym nie myśl.

- Ale o czym?- Czuję jak się uśmiecha.

- Nie próbuj mnie ugryźć.

- To jak mam pokazać wszystkim kutasom w tej szkole, że jesteś moja?

- Tak się o mnie ocierasz, że każdy wyczuje na mnie twój zapach- i dla większego podkreślenia moich słów, Marco przyciska swoją nabrzmiałą męskość do mnie i aż się zachłystuję powietrzem od jej wielkość. 

Do diabła, jak to niby ma się we mnie zmieścić? 

- Nie jestem tam taki wielki- odpowiada jakby mi czytał w myślach, a ja czuję jak moje policzki zaczynają piec. Nigdy w życiu nie rumieniłam się na wspomnienie takich rzeczy. Moi rodzice są dosyć specyficzni i okazują sobie swoje uczucia na każdym kroku. Kiedyś o mało nie przyłapałam ich w kuchni. 

Marco odsuwa się ode mnie i dopiero teraz spostrzega w co jestem ubrana i mruczy zadowolony, jednak po chwili przybiera całkiem inny wyraz twarzy.

- Niech mnie szlag, jeżeli pójdziesz w tej sukience. W tamtym ubraniu wyglądałaś lepiej.

- Lepiej chyba tylko dlatego, że żaden facet na mnie nie patrzył.

- Żartujesz sobie? I tak się wszyscy gapili na ciebie,a teraz wszystkie niesparowane samce będą pożerać cię wzrokiem.  Nie ma, kurwa, mowy, żebyś tak poszła.

- No to patrz- wymijam go i dosłownie wybiegam z naszego piętra. Słyszę jak za mną krzyczy i biegnie. Za nim zdążę otworzyć masywne drzwi akademika, zostaję przygnieciona do nich wielkim cielskiem.

- Pójdziesz grzecznie i się przebierzesz- warczy mi do ucha.

- Nie będziesz mi mówił w czym mam chodzić- fukam.

- O, to się przekonamy skarbie-  obraca mnie szybkim ruchem twarzą do siebie i przerzuca sobie przez ramie. 

- Puszczaj mnie do cholery!- Krzyczę i walę go w plecy, jednak jego to w ogóle nie rusza. Więc postanawiam zastosować technikę.- Jeżeli obiecam, że się przebiorę, puścisz mnie?

- Tak- jego głos jest teraz łagodny.

Stawia mnie delikatnie, a jego dłonie zjeżdżają z pleców na moje pośladki, które delikatnie ściska, co jest cholernie przyjemne. Odpycham się od niego, podnoszę torbę i robię słodki, niewinny uśmieszek. Pożałujesz tego Panie Woods.

Ruszam na górę, a ten dupek idzie za mną krok w krok. Otwieram drzwi od pokoju i on nawet nie myśli zostawać na zewnątrz tylko wchodzie za mną. Jeżeli on myśli, że będzie patrze...

- Co ty robisz?- Podchodzę do niego.

- Szukam ci ubrań- wzrusza lekko ramionami, tak jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.

- A kto pozwolił ci grzebać w mojej szafie do cholery?! Sama potr...- zatyka mi usta szybkim całusem.

- Masz i przebierz się szybko- podaje mi jeansy i bluzę. 

Och tak się chcemy bawić? To się zabawimy, ale na moich warunkach. Wyciągam z górnej półki czarną podkoszulkę i z zawartością rąk ruszam do łazienki, gdzie zamykam się na klucz.

Po pięciu minutach jestem gotowa. A jego zadowolona mina świadczy iż myśli, że wygrał. Oczywiście bitwę owszem, ale nie wojnę.

Splata nasze place razem i czuję rozchodzące się po moim ciele iskierki pożądania. Jeszcze żaden facet tak na mnie nie działał. Wchodzimy do gmachu uczelni i odprowadza mnie pod aulę, gdzie stoi cała chmara osób. Ostentacyjnie całuje mnie przy wszystkich i delikatnie klepie w tyłek na do widzenia, na co mrożę go spojrzeniem, ale on tylko puszcza mi oczko i odchodzi na swoje zajęcia. 

Wzdycham z ulgą, że będę mieć jakiś czas spokoju, ale trwa on krótko, bo już rozniosło się, że zły wilk ma swoją mate i jestem nią ja. Wszyscy tylko patrzą się na mnie z zainteresowaniem i szepczą. Mam ich gdzieś, ale potrzebni mi są do przeprowadzenia mojego planu "wkurzenie wilczka" . Więc przed wejściem na stołówkę, ściągam moja bluzę i zostaję w samym podkoszulku, który przylega do mnie niczym druga skóra, a dekolt jest tak wycięty, że widać mój rowek między jaki kawałek piersi. Do tego kończy się ciut powyżej paska od spodni, więc ukazuje kawałek nagiej skóry. Ruszam z taca po swoje jedzenie i kątem oka dostrzegam jak oczy niektórych facetów rozszerzają się na widok. 

Zadowolona ruszam w kierunku swojego kuzyna i jego towarzyszki, jego wzrok ląduje na mnie i uśmiecha się, ale po chwili patrzy na coś za mną i wygląda jakby miał dostać zawału. Odwracam się i widzę złego Marco stojącego może z dwa metry ode mnie. Nie, poprawka. On jest wkurwiony, a kiedy dostrzega co tak naprawdę mam na sobie, z jego piersi wydobywa się z niebezpieczny warkot. Podchodzi do mnie szybko i odstawia moją tacę, a sam przyciska mnie do siebie.

- Widzę, że nie posłuchałaś, a teraz pożałujesz, kochanie.

- Nie wydaje mi się- mówię buntowniczo, bo wątpię, żeby zrobił scenę przy wszystkich. Jednak jakie jest moje zaskoczenie, kiedy drugi raz tego dnia, przerzuca mnie przez swoje ramie i częstuje mnie klapsem w tyłek. Wynosi mnie z pomieszczenia przy akompaniamencie śmiechów. Ależ upokorzenie. 

- Jesteś dupkiem- walę go w plecy pięścią.

- Ostrzegałem i nie przeginaj maleńka, bo nie wygrasz. Dostaniesz karę, skarbie.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro