Już wiem, że mam kłopoty 17

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Marco

Jestem tak cholernie zdenerwowany, a do tego mój wilk niczego mi nie ułatwia. Co chwile wygłasza swoje rąbnięte opinie i grozi mi. Normalnie ma dosyć tego sierściucha, ale bez niego nie ma mnie, więc muszę znosić jego fochy i fanaberie.

Jedziemy właśnie do domu mojej mate, a Caro nawet nie spodziewa się mojej obecności. Tym lepiej, bo plan opracowany przez nasze matki, musi się udać. Oczywiście moja rola w tym wszystkim jest kluczowa i liczę na miłosierdzie Caroline. Jeżeli będzie trzeba porwę ją, dosłownie wyniosę przełożoną przez ramię.


- Już jesteśmy- informuje nas tato, kiedy naszego auto parkuje za innymi samochodami w jednym ciągu.

- Marco, pamiętaj nerwy na wodzy- kolejny raz upomina mnie mama, tak jakbym miał zamiar tam wpaść i zrobić rozpierdol.

- Tak, pamiętam.

Wszyscy wysiadamy z samochodu i ruszamy do  wejścia, w którym stoi jak mniemam Alfa Black. Wita się najpierw z najstarszym z nas czyli dziadkami, a następnie z moimi rodzicami, po czym przychodzi kolej na mnie.

- Alfo, to jest mój pierworodny, Marco Black- przedstawia mnie ojciec, tacie Caro.

- Witam- podaję rękę do uścisku, ale jej ojciec zamyka mnie w męskim uścisku.

- Witamy w rodzinie- mruga do mnie. 

Prowadzi nas do środka do wielkiej sali, gdzie jak mniemam odbywa się przyjęcie z udziałem wszystkich członków rady i ich rodzin. Więc zapewne będzie trochę tłoczno.

Wchodzimy jakimiś bocznymi drzwiami i tak jak myślałem pełna sala.

- Caroline jeszcze tutaj nie ma, więc uzbrój się w cierpliwość. Ona nie wie, że tu jesteś i również nie wie co ją czeka. - Kiwam głową, że go rozumiem. 

Cała rodzinka rozpierzchła się po sali, a ja macam kieszeń swojej marynarki w celu sprawdzenia, czy aby na pewno mam tam skarb, który podaruję swojej ukochanej. Kiedy wyczuwam pudełeczko, oddycham spokojnie i tylko czekam na gwóźdź wieczoru.

Mój wilk momentalnie zaczyna powarkiwać, a ja zaciągam się powietrzem. Wyczuwam jej obecność, więc rozglądam się dyskretnie i widzę ją. 

Kurwa mać. Co ona ma na sobie do cholery? 

Wygląda obłędnie, ale wszystkie niesparowane samce patrzą się na nią jakby chcieli ją przelecieć na miejscu. Mam ochotę podejść tam do niej i zakryć ją marynarką i prawie to robię, ale czuję na ramieniu czyjś uścisk.

- Wytrzymaj- słyszę głos dziadka.

- Zaraz oszaleję- mówię przez zaciśnięte zęby.

- Rozumiem cię doskonale, ale uspokój swojego wilka, bo nic z planu nie wyjdzie- mówi łagodnie, ale wciąż jego dłoń spoczywa na moim ramieniu.

- Oby to było szybko, bo chyba kogoś zamorduję- warczę. 

Caroline

Ubrana w swoją czerwoną kieckę i szpilki, ruszam na salę, gdzie odbywa się przyjęcie. Najchętniej bym się stąd zawinęła, ale obiecałam mamie, że się pojawię i będę się dobrze bawić. 

Ciekawe jak ja mam to zrobić, kiedy ciągle po głowie chodzi mi obraz Marco. Wzdycham i przechodzę przez próg z holu do sali. Rozglądam się i widzę, trochę znajomych twarzy, ale nie jego. 

Ależ jestem głupia. Najpierw od niego uciekam, a teraz chciałabym, żeby tu był. Jestem nienormalna- mamroczę pod nosem i szukam wzrokiem rodziców. Kiedy ich w końcu namierzam, nasze oczy się spotykają i mama kiwa do mnie, żebym podeszła. Pod drodze zgarniam kieliszek z szampanem od kelnera, witam się ze znajomymi, aż w końcu docieram do celu.

Staję obok nich, a tato prosi o cieszę, bo ma coś ważnego do zakomunikowania wszystkim zebranym.

Dlaczego mam wrażenie, że to będzie jak bomba atomowa?

- Witam wszystkich w naszych skromnych progach i dziękuję za przybycie- głos taty jest donośny, ale i spokojny.- Pragnę ogłosić również ważną dla naszej rodziny wiadomość.

Coraz bardziej czuję się nieswojo, a to wszystko potęgują jeszcze spojrzenia wszystkich gości skierowane na moją osobę.

- Mamo co się dzieje?- Pytam szeptem.

- Spokojnie, zaraz wszystko się wyjaśni- uśmiech się do mnie. 

- Pragnę ogłosić zaręczyny mojej córki - krztuszę się szampanem.- Przedstawiam Państwu Caroline Black i jej narzeczonego Marco Woods'a.- Na jego imię wypada mi kieliszek z dłoni.

Oni chyba sobie żartuję. Jakie do cholery zaręczyny i co tutaj jest do chuja grane? 

Moje spojrzenie wędruję do bardzo dobrze znanej mi osoby, od której uciekłam nie tak dawno. Z drugiego końca sali idzie brunet sprężystym krokiem w moim kierunku. Na jego ustach błąka się niewielki uśmiech, ale za to oczy z każdym krokiem przybierają barwę płynnej rtęci. Jego wielka sylwetka i emanująca aura władczości, promieniuje do każdej komórki mojego ciała, jakby dawał znać do kogo należę.

Przełykam głośno ślinę, zwilżam językiem dolna wargę i już wiem, że mam kłopoty.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro