Walka 33

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Caroline

Jakieś sto metrów od drogi usłyszeliśmy ten głos. Czułam jak Marco cały się spiął, a mi po plecach przeszedł zimny dreszcz. 

- Wszystko będzie dobrze, kochanie- ukochany szepcze mi do ucha, po czym stawia mnie na ziemi. 

Moje poranione i obolałe stopy dotykają zimnej ściółki, a kiedy Marco stawia puszcza mnie, o mało nie upadam i tylko jego silne męskie ramiona stawiają mnie z powrotem do pionu. Ukochany zasłania mnie swoim ciałem, do tego nagim. Gdzieś z tyłu słyszę szelest liści, odwracam głowę i widzę Ethana. Całe szczęście, że to on.

Staje koło mnie i podaje mi dużą czarną bluzę, którą zakładam na siebie od razu. Zaciągam się zapachem z materiału i czuję się tak jakby ramiona mojego mate otulały moje ciało. 

Spoglądam na dwóch mężczyzn stojących przed mną i słyszę nasilające się warczenie. Mimowolnie zaczynam drżeć, boję się o mojego ukochane, o ojca mojego dziecka. Nie przeżyję, jeżeli coś mu się stanie.

Marco

Kiedy wiedziałam, że Caroline jest bezpieczna, że jej kuzyn pilnuje jej tuż za moimi plecami, mogłem wypuścić mojego wilka na zewnątrz.

Jeszcze nigdy nie czułem takiej wielkiej wściekłości mojego wilka. Wiedza, że nasza partnerka i dziecko jest zagrożone doprowadziła nas do furii. Z mojej piersi wyrywa się coraz groźniejsze powarkiwanie, aż w końcu przybiera na sile za stepuje je potężne ryczenie. 

- Zginiesz tutaj, skurwielu!

- Zobaczymy Woods. W końcu zapłacisz za grzechy swojej rodziny.

- Eric Moore dostał to na co zasłużył, nic więcej- okrążamy się dookoła.

- Tier Woods go zamordował!- Wrzeszczy.

- Bronił swojej partnerki i ich dziecka. Tak samo jak ja.

- Gdyby nie ty, ta suczka byłaby moja- uśmiecha się obleśnie.

W moich żyłach zaczyna wrzeć krew, mój wilk dostaje kurwicy i jeszcze chwila, a wyjdzie na zewnątrz.

- Zajebię cię kutasie, urwę ci łeb, wypruję wszystkie flaki, po czym będą zdobić okoliczne drzewa!- Czuję, jak moje drugie ja przejmuje nade mną kontrolę.- Caro spodziewa się mojego potomka, więc poniesiesz bolesną śmierć.

- Ona jest w ciąży?- Pyta lekko zaskoczony.

- Historia lubi się powtarzać i zakończenie będzie takie samo!- Ryczę.

Przemieniam się w swoją wilczą postać w błyskawicznym tempie i staję na czterech łapach na przeciwko tego skurwiela. W ciemnościach widzimy bardzo dobrze, a jego jasne futro jest niczym cel. 

Okrążamy się, powarkujemy. Przyglądam się przeciwnikowi po czym robię wyskok i atakuję pierwszy. Nie daje mu żadnych szans. Wbijam swoje kły w jego kark i szarpię jego futro do krwi. Jakimś cudem udaje mu się wyswobodzić z moich kleszczy i odrzuca mnie. 

Ponownie atakuję, ale tym razem jego pazury sięgają mojego ciała i robią głęboką ranę plecach i brzuchu. Ryczę z bólu, ale nie dam mu szansy, już jest trupem.

 Nie poddaje się i zbieram w sobie wszystkie siły i moce jakie posiadam. Podnoszę pysk do góry, wydając z siebie bojowe wycie i rzucam się jak rozjuszone zwierzę na białego wilka. Nie mam litości, nie ma ze mną żadnych szans. Moje kły zatapiam w jego szyi i szarpię do krwi,pazurami rozszarpuję jego futro i z każdym zadanym ciosem jego ciało poddaje się coraz bardziej, aż w końcu przestaje walczyć.

Odsuwam się od jego zmasakrowanego ciało i mój wilk wyje jako zwycięzca. Gdyby nie moja partnera i dziecko, darowałbym mu życie, ale zaatakował, to co moje.

Odchodzę od tego truchła i przyjmuję z wysiłkiem moją ludzką postać. Rany w takiej formie są bardziej bolesne, ale za jakiś czas się zagoją i nie będzie śladu. 

Ruszam do mojej kruszynki, do mojej partnerki, która rzuca się w moja stronę biegiem. Otwieram ramiona i przytulam jej ciało do swojego. Wtula się we mnie tak mocno, że mimowolnie wydaję jęk bólu.

- Przepraszam kochanie- stara odsunąć się ode mnie, ale nie pozwalam jej.

- To nic, jesteś bezpieczna- całuje ją w czubek głowy.- Jesteście bezpieczni, ty i maleństwo.

- Kocham cie, Marco Woodsie.

- A ja ciebie Caroline Woods.

- Co? Ale my...

- Wyjdź za mnie, noś moje nazwisko- biorę jej twarz w swoje zakrwawione dłonie.- Jesteśmy partnerami, ale chcę, żebyśmy byli małżeństwem. Chcę, żebyś została moją żoną- Patrzę prosto w jej piękne oczy, wypełniające się łzami.

- Tak- szepcze i wspina się na palce, po czym jej usta łączą się z moimi w namiętnym pocałunku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro