Rozdział.21.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Cameron zaniósł mnie do łazienki i rozebrał. Nalał wody do wanny i podszedł do mnie.

- Chodź skarbie.- pocałował mnie w czoło i podniósł do góry

- Chcę spać.- szepnęłam w jego tors

- Wiem kruszynko.

Włożył mnie do wanny i zaczął myć. Było to bardzo przyjemne. Kiedy jego ręce dotykały mojego nagiego ciała, przechodziły mnie dreszcze. Mimo zmęczenia nadal tak samo mocno pragnęłam Camerona. Nagle jego dłonie zniknęły. Podniosłam zmęczona powieki i spojrzałam do góry. Chłopak szedł z powrotem do mnie z ręcznikiem.

- Chyba trzeba cię wyciągnąć z tej wody bo zaraz mi tu zaśniesz.- powiedział ze śmiechem

- Mhm...-wymruczałam kiedy mnie wyciągał

Cameron wycierał mnie delikatnie uważając za każdym razem jakbym była laleczką z porcelany. Kiedy skończył nałożył mi swoją koszulkę i zaniósł z powrotem do sypialni. Położył mnie na łóżku przykrywając kołdrą.

- Zaraz przyjdę.- szepnął przy moim uchu i wszedł do łazienki

Chciałam poczekać aż wyjdzie, żeby móc się w niego wtulić, lecz sen zawładną mną szybciej niż bym tego chciała.

            *Cameron*

Zostawiłem mój skarb tylko na chwilę. Kiedy szybko wziąłem prysznic i wyszedłem z łazienki Sonia już smacznie spała. Jest wykończona. Wiedziałem, że ludzkie kobiety gorzej przechodzą ciążę z wilkołakiem, ale nie wiedziałem, że aż tak. Sonia słodko dżemie, ma delikatnie rozchylone usta. Kładę się koło niej i zagarniam ją ramieniem. Ona zachowuje się jak automat. Wciska się mocno w mój tors i obejmuje swoimi malutkimi rączkami. Uśmiecham się na ten gest. Wtulam się w nią i zasypiam mając w ramionach moje dwa skarby.

*******************************

Budzę się kiedy nie czuję ciepłego ciała mojego maleństwa. Podrywam się do góry i rozglądam dookoła. Nie ma jej. Wbiegam jak poparzony do łazienki lecz tam także jej nie zastaje. Wybiegam na korytarz i dopiero tu do moich nozdrzy dostaje się jej słodki zapach. Podążam za nim. Wchodzę do pokoju obok i staje osłupiały. Sonia właśnie stoi pomiędzy rożnymi puszkami farb.

- Co ty robisz?- zadaje pytanie

Dziewczyna podskakuje w miejscu i łapie się za serce.

- Wystraszyłeś mnie.- mówi oskarżycielsko

- Przepraszam.- pokonuje dzielącą nas odległość i przytulam ją mocno, jak dobrze czuć ją przy sobie- Więc co ty tu robisz?

- Wybieram kolor ścian dla naszego maluszka.- mówi całując mnie w usta

- Mogłaś nie obudzić.

- Tak wiem, ale chciałam coś zrobić sama. A poza tym te farby nie były takie ciężkie.

- Zaraz, zaraz...- przerywam jej ruchem ręki- Chcesz mi powiedzieć, że sama wciągałaś po schodach 6 litrowe farby.- warknąłem zły

Jak ona może być taka nieodpowiedzialna.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro