1.3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Sądziłam, że Michał nie dotrzyma obietnicy, że nie przyjdzie się pożegnać. Nie widziałam go od pięciu dni i skłamałabym, gdybym powiedziała, że mnie to nie zraniło.

Kiedyś uważałam, że łącząca nas więź to coś wyjątkowego i wielkiego, że jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi. Najwyraźniej on nie patrzył na to w ten sposób, skoro przez prawie tydzień nie znalazł ani chwili, żeby wpaść i pogadać. Kiedy już straciłam nadzieję, wysoki dźwięk dobywający się z mojego telefonu oznajmił nową wiadomość na Messengerze.

Od początku wakacji stale byłam w kontakcie z Lilką, moją najlepszą przyjaciółką, która wyjechała na wakacje do egipskiego kurortu. Sądziłam, że to ona, więc się nie spieszyłam. Nim spojrzałam na ekran, spokojnie wytarłam i roztrzepałam włosy, przeczesując je palcami.

„Jesteś w domu?" — przeczytałam.

Moje serce zamarło, a potem zabiło mocniej na widok awatara przy wiadomości. Na swojej profilówce Michał znajdował się daleko od fotografującego, w dodatku był odwrócony tak, by nie widać było jego twarzy. Dla mnie jednak wszystko było znajome — i sylwetka, i kraciasta koszula. I samo zdjęcie, bo to ja je zrobiłam. Nie zmienił go od pięciu lat.

„Tak" — odpisałam, nerwowo szukając suszarki. Jeśli wyjdzie z domu teraz, będzie u mnie za jakieś pięć minut. Podczas gdy ja mieszkałam na końcu ulicy, dom jego babci stał u jej wlotu.

Olałam suszenie włosów, przecież było ciepło. Dlaczego tak bardzo zależało mi, żeby dobrze wypaść przed Michałem? Cholera, widział mnie przecież w dużo gorszym stanie, na przykład, gdy w wieku dziesięciu lat złapała mnie panująca w szkole jelitówka albo kiedy przewróciłam się na rowerze prosto w błotnisty rów pełen pokrzyw.

Dużo bardziej martwiło mnie to, by ojciec nie wrócił z pracy, gdy Michał wciąż tu będzie. Zegar wskazywał kwadrans po szesnastej, co oznaczało, że jest na to zbyt wcześnie, ale los miał to do siebie, że zmieniał naszą codzienną rutynę w najmniej odpowiednim momencie.

Postanowiłam wyciągnąć Michała do lasu, tak jak wtedy, gdy jeszcze mieszkał z babcią. Już jako dwunastolatka uwielbiałam las, ale wysokie drzewa, panująca cisza i brak światła napawały mnie także przerażeniem. Prosiłam więc jego, żeby mi towarzyszył, a kiedy był przy mnie, czułam się bezpieczna i spokojna.

Miałam nadzieję, że teraz zadziała ten sam efekt. Tyle że nie bałam się już nieznajomych, wilków i bezpańskich psów. Kiedy człowiek dorasta, przerażające go potwory stają się mniej namacalne. Chyba właśnie przez to trudniej się przed nimi obronić.

Wbrew moim oczekiwaniom Michał nie przyszedł, ale podjechał pod nasz dom. Przyznaję się, że z podziwem spojrzałam na błyszczący nowością pojazd z dumnym napisem Chausson na tylnej klapie. Nie był duży, ale zdecydowanie większy niż sobie wyobrażałam. Kiedy mówił o kamperze pożyczonym od kolegi, miałam przed oczami starego busa, którego ktoś hobbystycznie przystosował do tego, żeby od czasu do czasu można w nim było spać. Ten wóz musiał kosztować fortunę.

— Przyjechałeś pochwalić się swoją furą?

— Nie moją, jest pożyczona — przypomniał mi. — Ale tak, chciałem się pochwalić — przyznał szczerze i pokazał rząd białych zębów w chłopięcym uśmiechu. — Liczyłem, że się ze mną przejedziesz.

No i to by było na tyle, jeśli chodzi o spacer do lasu. Ale to nawet dobrze się złożyło. Wracalibyśmy z niego tą samą drogą, mijając dom, a tu moglibyśmy spotkać wracającego z pracy ojca. Albo Michał mógłby chcieć się z nim przywitać, widząc jego samochód na podjeździe. Odkryłby, że pan Przybysz jest jak dr Jekyll i Mr Hyde — z przykładnego ojca rodziny i biznesmena przemienia się w zalanego w trupa menela. Albo...

Moje ponure rozmyślania przerwały otwierające się drzwi po stronie pasażera. Michał stał przy nich, uśmiechając się zachęcająco. Czekał, aż wsiądę. Mruknęłam coś, czego sama nie zrozumiałam, a potem zajęłam wskazane miejsce.

— Twój kumpel prowadzi jakąś wypożyczalnię? — zapytałam szybko.

Nie chciałam ani przejmującej, ciążącej nam ciszy, ani kolejnych pytań o przyczynę mojego wczorajszego nastroju. Cieszyłam się promieniami słońca, nawet jeśli wiedziałam, że to tylko na chwilę, tylko do wieczora, tylko do kolejnej burzy.

— Nie. Kupił go dla siebie. — Kilian czule poklepał kierownicę i zawrócił, jakby miał już całkiem sporą wprawę w prowadzeniu samochodów kempingowych.

— Właśnie zaczął szkołę policyjną i najbliższe wakacje spędzi w koszarach, więc uznał, że mu się nie przyda.

— Całkiem fajna — przyznałam, a potem zamilkłam.

Gorączkowo próbowałam wymyślić temat do rozmowy. Kiedyś tak nie było — szepnął mój niewdzięczny umysł. Miał rację, gdy byliśmy nastolatkami, zawsze mieliśmy o czym rozmawiać i nie znaliśmy krępującej ciszy.

Tak bardzo chciałam opowiedzieć Michałowi, jak trudno było mi po jego odejściu, po śmierci matki, po tym, jak ojca w pewnym sensie także straciłam. A jednocześnie nie chciałam poruszać z nim tych tematów. Nie teraz, kiedy przysłonił oczy ciemnymi okularami i z zadowoloną miną kiwał głową w rytm muzyki.

To on odezwał się pierwszy.

— Pewnie mnie teraz wyśmiejesz — zaczął. — Ale nie bój się, nie obrażę się, nie zrobię dramy ani nie potnę się w swoim pokoju, jeśli mi odmówisz. Tak tylko luźno pomyślałem... — Dużo gadał, nie przekazując żadnej konkretnej informacji, zanurzył też dłoń we włosach.

— Pomyślałem, że może pojedziesz ze mną.

Zachłysnęłam się własną śliną i dłuższą chwilę zajęło mi przywrócenie właściwego rytmu oddechu. W międzyczasie zdążyliśmy wyjechać na drogę krajową prowadzącą do Wrocławia. O tej porze była wyjątkowo zatłoczona, ale Michał okazał się uważnym kierowcą i mimo niewielkiej prędkości, jaką ten wóz mógł rozwinąć, udało się wyprzedzić kilka wolniejszych samochodów.

Cholera, czy on właśnie zaprosił mnie na wakacje we dwoje? No tak, jak sam powiedział, to luźna propozycja. Trzeba w tym miejscu wyjaśnić, że Michał traktował mnie od początku do końca naszej znajomości bardzo... platonicznie. Nie jak dzieciaka, raczej jak przyjaciółkę. Nawet kiedy dojrzałam, kiedy urosły mi piersi i na jego oczach zamieniałam się z dziewczynki w kobietę, nigdy nie spojrzał na mnie w pożądliwy sposób.

Gdy miałam piętnaście lat, to mi przeszkadzało i sprawiało, że moja samoocena leciała w dół. Jako dorosła osoba uświadomiłam sobie, że to właśnie dlatego ten oto chłopak był dla mnie wtedy bezpieczną ostoją. Że na tym etapie życia, przy tej różnicy wieku, która nas wtedy dzieliła, jakiekolwiek próby pierwszego związku mogły tylko burzyć, nie budować.

— Wiesz, i tak miałem skończyć tę wycieczkę w połowie września, więc akurat wróciłabyś przed rozpoczęciem roku akademickiego. Ale jeśli masz inne plany...

— Nie mam — przerwałam mu, kiedy w jego głos wkradł się cień zawodu. Chociaż możliwe, że tylko to sobie wyobraziłam. — Dlaczego?

— Dlaczego co?

— Dlaczego chcesz jechać właśnie ze mną? — Chciałam zrozumieć. Jeśli dowiedział się o problemie mojego ojca, a teraz proponował mi wyjazd na wakacje z litości czy z obowiązku...

Wzruszył ramionami.

— Najpierw planowałem podróż w głąb siebie, wiesz, żeby odnaleźć sens życia i tym podobne, coachingowe bzdury. — Uśmiechnął się. — Ale wiesz dobrze, że w to nie wierzę. Później uznałem, że taka wycieczka to świetny pomysł, żeby nacieszyć się życiem, zanim... — Głos mu zadrżał. — Zanim na dobre zacznę poważną, stałą pracę, wezmę kredyt i będę żył, jakbym był już dorosły. — Puścił mi oczko. — A skoro tak, to lepiej nacieszyć się życiem z kimś, kogo bardzo się lubi niż w samotności, nie?

Jego słowa sprawiły, że serce zabiło mi mocniej. Odwróciłam głowę, by nie widział rumieńców na mojej twarzy. Obserwowałam łagodne, zielone pagórki i pokryte łanami dojrzewającego zboża pola. Tak naprawdę nie skupiałam się jednak na nich.

Na jednej szali stały ponad dwa miesiące z sympatycznym chłopakiem, z moją dawną, młodzieńczą miłością w pachnącym nowością kamperze. Przygoda może nie na miarę wakacji all inclusive na drugim końcu świata, ale taka, którą niewiele moich koleżanek i znajomych mogło się poszczycić.

Na drugiej szali znajdowało się spędzenie tego czasu z ojcem. Unikanie go. Trzymanie przyjaciół z dala od domu, by nie dowiedzieli się, że jestem córką alkoholika.

Waga bardzo szybko przechyliła się na jedną ze stron.

Przez chwilę miałam wyrzuty sumienia. A co, jeśli ojcu stanie się coś, kiedy wyjadę? Co, jeśli zrobi sobie krzywdę, jeśli spadnie ze schodów, jeśli już całkowicie nie zdoła kontrolować nałogu i dowiedzą się o tym sąsiedzi czy pracownicy jego firmy? Zaraz jednak odrzuciłam te zmartwienia. To ja tu jestem dzieckiem, do cholery, nie on. Jak sam powiedział, to on powinien się o mnie martwić.

Kiedy miałam piętnaście lat, nie dano mi przestrzeni na naturalny egoizm. Musiałam martwić się o niego i o siebie, jednocześnie zmagając się z żałobą. Chyba miałam prawo do odrobiny szaleństwa? Złapałam się tej świadomości i to ona pomogła mi podjąć decyzję.

— Pojadę z tobą.

Michał posłał mi jeden z najbardziej rozbrajających uśmiechów, jakie u niego widziałam. Przeczesał palcami gęste, kręcące się włosy. Kiedy tańczyły w nich promienie słońca, wydawały się wręcz czerwone, ale kiedy tylko padał na nie cień, przybierały barwę głębokiego brązu. Wyjątkowe włosy, zwłaszcza jak na mężczyznę, ale przecież dobrze wiedziałam, że Kilian cały jest wyjątkowy.

— Świetnie! W takimrazie wyjeżdżamy pojutrze o szóstej rano.


Francuski producent kamperów o niezwykle bogatej historii.

Wypowiedź przerzuciłabym do poprzedniego akapitu, ale przydałaby się jakaś krótka narracja, np. coś w tym stylu: „Widziałam, że jest zdenerwowany. W końcu wziął głęboki oddech i powiedział: — Pomyślałem, że może pojedziesz ze mną".

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro