Część 9.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Z braku innego zajęcia, skupiam się na regale z książkami w dużym pokoju. Ku swemu zaskoczeniu odkrywam, że seksowny pan Crow okazuje się fanem nie tylko thrillerów medycznych oraz kryminałów, ale i literatury kobiecej. Nie wiem dlaczego, lecz widok sentymentalnych romansideł, z których znam całkiem sporo tytułów, przyprawia mnie o dobry humor.

Wybieram jedną z książek dlatego, że czytałam inne pozycje tej autorki i styl przypadł mi do gustu, a na tę akurat jeszcze nie natrafiłam. Dorzucam polano do kominka i otulam się czerwonym swetrem, cały czas w głębi umysłu dręczona myślą o kobiecie, do której należał. Teraz już tak bardzo nie boję się, że Evan jest seryjnym mordercą, bardziej czuję zazdrość na myśl, że zostawiła go tu jego dziewczyna czy kochanka.

Jakąś godzinę później, gdy całkiem spory fragment romansidła zostawiam w tyle, słyszę kroki na schodach. Odkładam książkę, pewna, że mężczyzna idzie spędzić ze mną trochę czasu, jednak on przemyka za moimi plecami do przedpokoju. Słyszę szelest ubrań, gdy się ubiera, a później trzaśnięcie drzwi. Nieco rozczarowana, wracam do lektury.

— Związek z tak poranionym facetem to emocjonalny rollercoaster. Nie pisz się na to — radzi bohaterce książki jej przyjaciółka, a ja czuję się, jakby te słowa były skierowane do mnie. Ze złością zatrzaskuję książkę.

Nikt nie będzie mi mówił, co mam robić w swoim życiu uczuciowym, a już na pewno nie jakaś drugoplanowa postać z marnego romansidła. Nagle odechciewa mi się czytania.

Postanawiam, że poszukam Evana i sprawdzę, czy nie potrzebuje pomocy. Po namyśle, przygotowuję kawę i przelewam ją do termosu, który znajduję w jednej z przepięknych, dębowych szafek w kuchni.

Myśl, że mam wyjść na dwór, trochę mnie przeraża. Śnieg przypomina, jak wypadłam z drogi, i choć nic mi się nie stało, wspomnienie nie należy do najprzyjemniejszych. Pamiętam jednak o nagrodzie, która mnie czeka na spacerze — Evanie. Zakładam swoje buty i stuptuty mężczyzny, które może i są na mnie za duże, ale uchronią mnie przed przemoczonymi skarpetkami.

Ślady na śniegu, choć z lekka przysypane przez świeże opady, wskazują mi drogę. Ruszam przez podwórko do szopy i staję w uchylonych drzwiach.

Evan rąbie drewno. Kurtka wisi niedbale na jakiejś maszynie w kącie, a pod cienkim swetrem mężczyzny widać wyraźnie, jak mięśnie napinają się z każdym gniewnym ciosem. Zastanawiam się, po co to robi, skoro cała ściana szopy zakryta jest poukładanymi równo polanami.

— Boże kochany, przeziębisz się! — wołam, by zwrócić na siebie jego uwagę. Zastyga z siekierą nad głową i przez tę krótką chwilę czuję dziwny niepokój. Później jednak odkłada niebezpieczne narzędzie.

— Przy pracy jest cieplej — wyjaśnia, odwracając się do mnie ze spokojem. Posyłam mu niepewny uśmiech i wyciągam w jego kierunku termos.

— Po co męczysz się w takim zimnie, skoro tego drewna wystarczy już chyba na całą zimę? — wypowiadam na głos dręczące mnie wątpliwości.

— Przychodzę tu pomyśleć i zapanować nad emocjami.

Opada ciężko na szeroką, drewnianą ławę. Serce mi się ściska, gdy widzę, jak z grymasem bólu rozciera miejsce, gdzie proteza łączy się z jego nogą. Mam ochotę go przytulić, a że od poprzedniego dnia wbrew swemu usposobieniu robię wszystko, na co mam ochotę, to splatam jego dłoń ze swoją. Gdy udaje mi się przyciągnąć jego spojrzenie, obejmuję go, jakbyśmy znali się od lat.

Zwykły uścisk szybko przechodzi w coś więcej. Nie mam rękawiczek, więc gdy wsuwam dłonie pod sweter Evana, czuję ciepłą skórę jego pleców. Pieszczę je łagodnie, podczas gdy on ciężko oddycha w moje ramię.

Dźwięk jego oddechu tylko mnie nakręca. Wędruję dłonią niżej, wkładam mu ją w bokserki i przez chwilę pieszczę jego tyłek. Moje usta odgrywają swoje własne przedstawienie: najpierw całuję szyję mężczyzny, później przenoszę się przez linię szczęki i kłującą zarostem brodę na jego usta.

Łączymy się w cudownym pocałunku, w którym zatracam się bez pamięci. Nie przeszkadza mi niewładny kącik, bo język i zęby Evana nadrabiają za niego. Lekko zmieniam pozycję i, wciąż złączona z nim wargami, przesuwam dłoń na przód. Gdy znajduję twardego, wyprężonego jak struna penisa, z ust mężczyzny wyrywa się gardłowy jęk, który sprawia, że robię się mokra.

— Co ty ze mną robisz? — szepce przez ściśnięte gardło. Nie mam pojęcia, jak to możliwe, że tak na niego działam, ale czuję z tego powodu niebywałą satysfakcję. Wykonuję jeszcze kilka ruchów, na co odpowiada kolejnym jękiem. — Musisz przestać, bo rozbiorę cię do naga i zerżnę w tej szopie, przysięgam.

— W takim razie idziemy do domu.

Nie przejmujemy się ani jego kurtką, ani termosem z kawą. Zostawiamy wszystko i ruszamy przez padający śnieg w kierunku domu. W przedpokoju pośpiesznie zrzucamy z siebie wierzchnie okrycia. Myślę o seksie na kanapie w dużym pokoju, ale łóżko jednak wydaje się wygodniejsze, więc ciągnę go w kierunku schodów.

Gdy pokonuję ostatni stopień, czuję, że tracę kontakt z podłożem. Piszczę zaskoczona, kiedy Evan bierze mnie na ręce. Chcę mu się wyrwać, bojąc się o zdrowie jego nogi, jednak warczy gniewnie, przytrzymując mnie mocno. Muszę skapitulować; na szczęście droga nie trwa krótko i już po chwili rzuca mnie na pościel.

Nawet nie wiem, kiedy pozbywamy się wszystkich ubrań. Tym razem jednak nie chcę się tak spieszyć. Dla odmiany to ja jestem na górze. Przyciskam go biodrami do materaca i znów wpijam się w jego usta. Czuję, jak bardzo nie może się doczekać. Upajam się władzą, którą nad nim mam.

A później postanawiam zrobić mu najlepszego loda, jakiego w życiu przeżył.

— Boże... — Jęczy, gdy językiem zataczam kolejne kółko wokół jego żołędzi, po czym pakuję sobie całego kutasa do gardła. — Boże — powtarza, gdy krztusząc się, przyspieszam. — Przestań, bo zaraz skończę.

Droczę się z nim jeszcze przez chwilę tylko po to, by zobaczyć, jak zaciska powiekę i gryzie dolną wargę. Podnoszę się na łokciu.

— A nie chcesz skończyć?

— Chcę, żeby to było przyjemne dla nas obojga. — To krótkie, niby oczywiste zdanie wlewa we mnie dziwne ciepło, które tylko wzmaga pożądanie. — Chcę, żebyś doszła ze mną w środku.

Zostawia swojego penisa, by ochłonął przed tym, co zamierzamy zrobić. Zagłębia zdrową rękę między moje uda. Teraz to mnie wyrywa się gardłowy dźwięk, a gdy wsadza w mokre, nagrzane wnętrze dwa palce, jestem gotowa krzyczeć z rozkoszy. Poruszanie nimi we mnie, połączone z szybkimi ruchami kciuka na łechtaczce sprawiają jednak, że brakuje mi do tego tchu.

— Jestem... gotowa... — szepcę przez ściśnięte gardło, gdy czuję, że tylko krok dzieli mnie od orgazmu. Zmieniam pozycję i jego biodra pode mną oraz twardy kutas w środku tylko mnie w tym utwierdzają.

Jako że Evan nie rezygnuje z pieszczenia mojej łechtaczki dłonią, orgazm powoli zaczyna czaić się w moim podbrzuszu. Mężczyzna przerywa na chwilę.

— Jesteś tak cudownie ciasna, kiedy dochodzisz.

— Nie przestawaj — błagam, dodatkowo nakręcona jego słowami. Wraca do przerwanej pieszczoty, a przyjemność przychodzi ze zdwojoną siłą. Cienka nić, która trzymała moje zwierzęce instynkty na uwięzi, ulega przerwaniu wraz z pierwszym orgazmicznym skurczem.

Po raz pierwszy w życiu krzyczę podczas orgazmu. Nie jestem w stanie się powstrzymać, podczas gdy całym moim ciałem władają kolejne spazmy. Muszę zaciskać się na kutasie Evana, bo on też nie daje dłużej rady i eksploduje przyjemnością, jęcząc niemal boleśnie. Jeśli jego szczytowanie jest tak dobre, jak moje, to — cholera — można nazwać je niemal bolesnym.

— Kurwa — szepce w końcu. Opadam na niego, wykończona i szczęśliwa.

— O tak, kurwa — potwierdzam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro