001. - To miał być prolog, ale wyszedł zbyt długi XD

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Niedziela, godzina dziesiąta rano. Wojtek skończył odsypiać nocną zmianę. Był niestety sam w domu, dlatego że Ewa była już dawno w pracy, natomiast Max siedział zamknięty w piwnicy. Schiller bał się tego gada, więc zawsze kiedy tylko jego ukochana wychodziła do pracy, zamykał go w piwnicy w trosce o własne życie. Pchlarz w końcu był nieobliczalny i niebezpieczny.

Tradycyjnie poranek rozpoczął od zaparzenia aromatycznej kawy oraz zrobienia śniadania w postaci dwóch tostów z serem, które swoją drogą uwielbiał. W międzyczasie odpalił na telewizorze swój ulubiony serial, czyli "Ojca Mateusza". Nie przypuszczał nawet, że za chwilę jego życie zmieni się nie do poznania...

W jednej chwili usłyszał głośne walenie do drzwi frontowych. Wkurwił się z tego powodu, więc czym prędzej do nich podszedł i otworzył je nieproszonemu gościowi.

- Witaj, Wojtku! Co u ciebie, najdroższy? - spytał przybysz.

- Oreścik Możejko... Czego pan chce tak wcześnie rano? I czemu pan wali w drzwi, skoro mam zamontowany dzwonek? - mruknął blondyn.

- Zanim odpowiem na twoje pytania, to wpuść mnie w swoje progi, mam dla ciebie doskonałą ofertę nie do odrzucenia. - rzekł szczęśliwy komendant.

Chirurg bez słowa zaprosił do środka uradowanego pasożyta. Siwowłosy z radością rozglądał się po domu, zachowując się przy tym jak zjarany.

- Wszystko w porządku, panie Oreście? Zachowuje się pan dziwnie. A tak ogólnie, to proszę mi odpowiedzieć co pana sprowadza do mnie o godzinie dziesiątej RANO? - zapytał młodszy, lekko oburzonym tonem.

- Mam dla ciebie dosyć ciekawą ofertę zarobkową, dzięki której przeżyjesz wręcz zajebistą przygodę. Wchodzisz w to? - zapytał sześćdziesięciolatek.

- Przepraszam, ale jaką ofertę? Pewnie pan mnie wkręca, albo się pan zjarał! Wynocha! - rozkazał lekarz.

- Na skraju Sandomierza znajduje się las rozciągający się na około pięćdziesiąt kilometrów. W środku tego lasu znajduje się opuszczona przedwojenna willa, w której ponoć straszy. Twoim zadaniem jest przetrwać w niej tydzień.

Schiller nie potraktował poważnie słów mężczyzny. Miał wrażenie, że Oreścik jest naćpany lub zdrowo jebnięty, a kiedy policjant wyjął z kieszeni spodni pięć stów w pięciu banknotach, jeszcze bardziej utwierdził się w swoim przekonaniu.

- Jeśli przyjmiesz wyzwanie, otrzymasz tysiąc złotych. Na razie wstępnie masz pięć stówek, lecz po tygodniu spędzonym w posiadłości otrzymasz drugie tyle. - wyjaśnił inspektor.

- Ok... Nadal wyczuwam spisek, ale powiedzmy, że panu ufam. Kiedy miałbym zacząć moją przygodę w nawiedzonym burdelu? - jęknął podejrzliwie młodszy.

- Od jutra. Możesz zabrać również ze sobą jedną osobę, jednak warunek tego jest taki, że dzielicie się zarobionym ode mnie hajsem po połowie. Aż tak bogaty nie jestem, żeby sponsorować dwóch ludzi tak drogo. A! I muszę cię zmartwić, ale nie może to być Ewa, dlatego że nie dam jej urlopu. Na złość tobie. - powiedział siwowłosy z bezczelnym, ale jednocześnie lekko uroczym uśmieszkiem.

Wojtek w jednej chwili poczuł lekkie rozczarowanie, ale z drugiej strony nie był pewien, czy zabieranie ukochanej na wyprawę do nawiedzonego domu to dobry i bezpieczny pomysł. W tamtym momencie na myśli przyszła mu tylko jedna osoba, do której miał zamiar się zgłosić.

***

Tymczasem Mateusz siedział przed komputerem i oglądał po raz siedemnasty w życiu swój najulubieńszy na świecie film, czyli "Psy 2: Ostatnia Krew". Znał fabułę filmu praktycznie na pamięć, jednak ani trochę nie przeszkadzało mu to.

- Jeju, ten Żmijewski jest taki przystojny! Ale nie tak bardzo, jak ja. - zaśmiał się sam do siebie.

Duchowny starał się za wszelką cenę rozluźnić, gdyż dzień wcześniej biskup zepsuł mu humor wysyłając go na przymusowy tygodniowy urlop. Każdy normalny człowiek ucieszyłby się z wolnego, jednak Matteo nie zaliczał się do osób normalnych. Ledwo co zaczął z powrotem chodzić w sutannie, a już odsuwają go od normalnej pracy. Ostatnie pół roku było dla niego uciążliwe, gdyż był za karę zmuszony do noszenia średniowiecznej szaty mnicha dwadzieścia cztery na dobę.

- Mateusz, kolega do ciebie przyszedł! - krzyknął Walery zza drzwi do biura.

- Jaki kolega? Jeśli Jacor albo Tomasz, to każ im spierdalać! - odkrzyknął starszy.

Wtedy do biura wszedł lekko zestresowany Schiller, którego na plebanię parę sekund wcześniej wpuścił wikary. Młodszy lekko uśmiechnął się do niebieskookiego i podrapał się po karku.

- Szczęść Boże, ja przepraszam że księdza nachodzę, ale mam do księdza dosyć nietypową sprawę... - wyjąkał.

- Nic się nie stało, panie Wojtku. Pan jest zawsze mile widziany u mnie w domu. Co pana do mnie sprowadza? - spytał starszy.

- To dosyć dziwna sprawa, ale zacznę od początku. Założyłem się z kolegą o tysiąc złotych, że uda mi się przetrwać tydzień w opuszczonej willi w środku lasu. Mogę zabrać ze sobą towarzysza, pod warunkiem że podzielę się z nim pieniędzmi i...

- Zaraz... Chodzi o to, żebym to był ja, tak? JEZU WRESZCIE! Wreszcie coś ciekawego dzieje się w moim nudnym księdzowym życiu! Dziękuję panu, że pan do mnie przyszedł z tą propozycją!

Mati mocno uściskał Wojtka, lecz po chwili się od niego odkleił. Młody chirurg czuł zaskoczenie, ale jednocześnie podekscytowanie. Cieszył się, że jego idol zgodził się przeżyć z nim survival.

- A co do pieniędzy, to nie musisz się ze mną nimi dzielić. Mam jeszcze trochę pieniążków, bo regularnie okradam Walerego z kieszonkowego, które dostaje od babci Lucyny. - wyznał blondyn przymrużając oko.

- SŁYSZAŁEM! - wrzasnął młodszy ksiądz z salonu.

- Jebaniutki ma słuch jak nietoperz... Nie ważne. Jeśli chce pan ze mną współpracować, to po pierwsze, przejdźmy na "ty" dla wygody. Mateusz jestem, ale to chyba wiesz.

Duchowny podał lekarzowi rękę, którą ten po chwili uścisnął z szerokim uśmiechem na twarzy.

- Wojtek, ale to już ksiądz... Znaczy TY wiesz. A... Po drugie? - spytał młodszy.

- A po drugie, to powiesz mi z kim się założyłeś. Tylko nie gadaj, że z Oreścikiem, bo cię wyśmieję! - zaśmiał się proboszcz.

- Yyy... No właśnie z nim. On zachowywał się dzisiaj jak zjarany, ale dał mi pięć stów na dobry start. O dziwo nie były to fałszywki.

Mateusz parsknął śmiechem, lecz po chwili się uspokoił. Przypuszczał, że cały ten survival okaże się jedynie gierką Możejki, który będzie chciał wystraszyć biednego Wojtusia. Na szczęście Wojtas nie był wcale aż tak głupi, za jakiego siwowłosy zapewne go uważał, bo zaproponował przygodę osobie nieustraszonej, która znała Oreścika na wylot.

- Cóż, cieszę się, że zaproponowałeś mi przygodę. Akurat biskup wlepił mi tydzień urlopu, więc przynajmniej nie będę się nudził. Nie wierzę w zjawiska paranormalne, więc będę miał bekę ze sztuczek Oreścika. Nie ważne. Równo o godzinie czwartej nad ranem widzę cię pod plebanią z bagażami.

_____________

Dajcie znać jak wam się podoba pierwszy rozdział <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro