15

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jean - Henri poczuł w gardle nieprzyjemny ucisk. Zupełnie, jakby na jego szyi zacisnęła się metalowa obręcz i nie chciała popuścić siły swego chwytu. Próbował skontaktować się z Marie na różne sposoby, zarówno poprzez telefonowanie pod jej numer, a na lawinie maili skończywszy, ale ani nie odebrała, ani nie odpisała. Martwił się, że córka nie daje znaku życia. Podejrzewał najgorsze. W grę nie wchodziło nic innego, zawsze byli w kontakcie, tak, że wiedział, co się u niej dzieje.
A teraz kilkanaście godzin milczenia...
Niestety, Maverick również milczał, nie odbierał żadnych połączeń od Jeana, więc ten zaczął odczuwać rosnący niepokój. Czy oni dwoje nie wiedzą, do czego służy smartfon albo skrzynka mailowa? Nie rozumieją, że on się martwi brakiem wiadomości?
Jean - Henri zastanawiaeł się nawet nad wezwaniem policji, lecz niebawem odrzucił ten pomysł jako  zbyt niebezpieczny, bo widmo wydarzeń sprzed lat, ciągle nad nim krążyło. Skandal związany z ujawnieniem jego udziału w tej sprawie, mógłby mu zaszkodzić.
A co, jeśli jakimś cudem, Marie odnalazła Jaquesa i postanowiła odciąć się od rodziny i dawnego życia? Ale jakim cudem miała go znaleźć, skoro nic o nim nie wiedziała? Widziała tylko tych kilka parszywych zdjęć na strychu i nic więcej! A jeśli to Maverick się wygadał? Ale skąd mógłby znać Jaquesa? Zbiegów okoliczności nie ma, one po prostu nie istnieją!
Rodzące się w jego umyśle, nieprzyjemne podejrzenie, zaczęło w nim kiełkować i dojrzewać. Nie, to po prostu nie możliwe!
Jak na zawołanie, usłyszał dzwonek do drzwi. To nie mogła być jego Marie, ale i tak miał cichą nadzieję, iż córka wróciła z jakiegoś powodu szybciej z podróży, i się nie odzywała, bo na pokładzie samolotu nie wolno używać telefonów...
Wyręczył lokaja z jego obowiązków i poszedł osobiście otworzyć drzwi. W progu stał mężczyzna, dosyć oficjalnie ubrany,  w elegancki garnitur i w krawacie pod szyją. Nie znał go, toteż odezwał się chłodno do przybysza:
– Czy my się znamy?
– Nazywam się Camden West i pracuję dla pana Scarlattiego jako przedstawiciel finansowy. Czy mogę wejść do środka? Chyba nie poruszymy ważkich kwestii w progu?
– Dlaczego pan mnie nachodzi? Niczego nie rozumiem... – mruczał Jean - Henri, niezadowolony.
– Proszę się nie unosić, wszystko zaraz sobie wyjaśnimy. To chyba żaden problem?
Przecież już wspomniałem, dla kogo pracuję i jak się nazywam...
– Tak, tak – powiedział Jean, nadal niezadowolony. – Ale nie bardzo rozumiem, dlaczego.... Jeśli chodzi o spłatę zadłużenia, to wszystko z nim, znaczy z monsieur Vittorio, uzgodniliśmy!
– Poręczenie nie jest nic warte, jeśli do banku nie wpływają regularnie opłacane należności.
Jean - Henri zbladł. Właśnie zaczął podejrzewać, że czeka go więzienie za dług. Nie wyobrażał sobie spędzenia w puszce nawet miesiąca, a co dopiero kilku lat! O nie, nie podda się bez walki!
– Ile czasu jest mi dane na uiszczenie zapłaty w całości, by nie oglądać świata zza... krat? – zapytał chytrze. – Pan Scarlatti coś mi w końcu obiecał!
– Nic mi o tym nie wiadomo. Posądzenie o oszczerstwo również podpada pod zniesławienie i jest zagrożone karą więzienia. Proszę się zastanowić, czy rzeczywiście warto jest iść tą drogą...
–  Co więc mi pozostało? –  Jean bezradnie rozłożył ręce, mając wielką nadzieję, że weźmie Camdena na litość, ale bardziej już nie mógł się pomylić.
– Musi pan znaleźć dla siebie i rodziny inne lokum.
– Co???
– Bank Pana Scarlattiego zajmuje Chateau LeBlanc na poczet długu...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro