ZAKOŃCZENIE

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rok później

– Na litość boską! – marudził Maverick pod nosem, przemierzając wzdłuż i wszerz korytarz poczekalni przed salą porodową, za drzwiami której zniknęła Marie. – Czemu to tak długo trwa?
Co się stało, że nikt nie uprzedził mnie, ile może trwać poród?
– Jeszcze nic? – William postanowił zaskoczyć brata i pojawił się w szpitalu dosłownie przed paroma minutami, by wesprzeć go mentalnie.
– A ty nie miałeś być o tej porze na zajęciach? – Maverick zmierzył Williama surowym spojrzeniem. – Tym razem mogę ci to podarować. Potrzebuję wsparcia moralnego, ale żebyś się więcej nie urywał z zajęć, rozumiemy się? To nie podlega dyskusji. Bo zostaniesz starym matołem.
– Tak jak mój ukochany starszy brat? Jeśli odpowiedź brzmi tak, to przyznam, że perpektywa jest kusząca. Kasa na koncie w banku, sportowe bryki, fajna dziewczyna i takie tam... Czemu krzywo na mnie patrzysz? Powiedziałem coś złego? Nie mam racji? – zanim Maverick zdążył odpowiedzieć, drzwi porodówki się otworzyły i podeszła do nich młoda lekarka w niebieskim kitlu.
– Który z panów nazywa się Maverick Scarlatti? – zapytała zmęczonym głosem, widocznie jej dyżur obfitował w różne wydarzenia.
– To ja – odparł starszy z dwóch braci. – Coś poszło źle?
– Ech, ci mężczyźni! – lekarka pokiwała głową z niedowierzaniem, jak to możliwe, że dorosły facet może panikować bardziej niż niejedna przedstawicielka płci pięknej i od razu taki zakłada najczarniejszy z możliwych scenariusz. – Pańska żona spisała się na medal, a maluszek jest zdrowy jak rydz. Będzie pan mógł wkrótce się z obojgiem zobaczyć, by przekonać się o tym na własne oczy.
– Chłopiec? Dziewczynka? – William był ciekaw, czy Mave ma synka, czy córeczkę.
– Pani Scarlatti chciała zrobić mężowi niespodziankę i osobiście mu powiedzieć – lekarka jeszcze raz uśmiechnęła się do nich i wróciła z powrotem do pacjentki i maleństwa.

***
– Młody jest do ciebie podobny jak dwie krople wody – powiedział Will do Mavericka, gdy obaj podziwiali dorodnego malca, synka Mave'a, śpiącego w ramionach jego mamy.
– Też przystojny jak ja? – zapytał "świeżo upieczony" ojciec chłopca, mile zaskoczony komplementem.
– Pudło,  bracie. Młody jest mały, ciągle śpi i budzi się wyłącznie na jedzenie – młodzi rodzice dopiero po chwili zrozumieli, że padli ofiarą niewinnego żartu ze strony Williama, który był rodzinnym wysołkiem.
– Czekaj na moje słowa, gdy przyjdzie twoja kolej – Maverick żartobliwie pogroził bratu palcem.
Ten zaś postanowił się natychmiast ewakuować z sali szpitalnej i obdzwonić całą rodzinę, by podzielić się z nimi radosną nowiną. Bądź co bądź, został wujkiem i bardzo się cieszył, że w ostatecznym rozrachunku szczęście nie ominęło Mavericka i Marie,  ani też Anny i Jaquesa, którzy pobrali się w zeszłym miesiącu.
– I pomyśleć, że życie toczy się normalnymi torami, choć jednocześnie nie raz i nie dwa, potrafi nas nieźle zaskoczyć trzymanymi dla nas w zanadrzu nie spodziewanymi darami – mruknął William do siebie, wybierając numer telefonu do rodziców Marie i uśmiechnął się,  słysząc po drugiej stronie okrzyki radości dumnych dziadków,  gdy im oznajmił szczęśliwą nowinę o narodzinach wnuka.

KONIEC 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro