Perfect two ~ Palermo x Berlin

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- To tylko jeden chromosom - powtarzał pod nosem i krążył między klasztornymi murami, mając nadzieję, że to nie było ich ostatnie pożegnanie.
- Co się dzieje? - usłyszał za sobą głos Sergio, który już pewnie wszystko wiedział. Jak przystało, na mózg całej operacji, był bardzo spostrzegawczy.
- Widziałeś, gdzieś Andresa? Muszę z nim porozmawiać. - Potarł twarz dłońmi i ukradkiem przejechał palcem po swoich ustach, niemogąc uwierzyć, że jeszcze niedawno złączone były  one z ciałem jego ukochanego.
- Wyszedł. Powiedział, że idzie gdzieś z Tatianą - oznajmił niewyraźnie Sergio i przyłożył dłoń do jego ramienia. Chciał w ten sposób dodać mu otuchy. On od początku wiedział o uczuciach Martina, to było takie oczywiste, jednakże nie chciał nikogo wpędzać w poczucie winy oraz rozczarowania, dlatego wolał to przemilczeć.
- Przykro mi - dodał i odsunął się od niego, wiedząc, że w takich chwilach Martin woli sam rozsypać się na kawałki. Czasem nie rozumiał swojego brata, który był jego cholernym przeciwieństwem. Sergia cechowała empatia oraz opanowanie, natomiast Andres był zimny i szczery, aż do bólu, na dodatek uwielbiał ranić osoby, na którym najbardziej mu zależało. Tak było również tym razem. Sergio słyszał jego rozmowę z Martinem, przekonywanie go, że najbardziej w życiu zależy mu na kobietach, ale on wiedział, że to kłamstwa. Jedyne czego w życiu potrzebował to zrozumienie oraz pokrewieństwo. Seks nie był ważny.

Martin oparł się plecami o drzewo i zsunął się wzdłuż niego na trawę, która była jeszcze mokra od porannej rosy. To był wyjątkowo piękny dzień; mnisi śpiewali swoje kościelne pieśni, które roznoszone były przez lekki wiatr, a obok jego nogi krążył rudy kotek i gdyby nie łzy oraz tłumiony przez pięść szloch, wszystko byłoby okej. Jednak Andres złamał jego serce na pół, a Martin nie miał pojęcia, jak ma je poskładać.
- Mogę wiedzieć, co ty tutaj robisz? - Głos Berlina był chłodny i oschły. Martin, który siedział tyłem do niego, szybko pociągnął nosem i jednym ruchem otarł swoje policzki. Z jednej strony cieszył się, że Andres do niego wrócił, ale z drugiej... nienawidził go za to odrzucenie.
- Tak sobie siedzę, podziwiam piękne drzewo. Widzisz jaki ładny dąb? Taki duży i majestatyczny - mówił szybko i niezrozumiale, mając ochotę zakleić sobie usta, bo sam nie mógł siebie słuchać, a co dopiero Andres, który uwielbiał rozmowy na poziomie.
- Wiem, że to przeżywasz, ale zrozum, że my nie mamy prawa bytu. Ja nie jestem gejem - westchnął i usiadł obok niego, co wywołało mały zawał Martina, który nie wiedział, co ma ze sobą zrobić, dlatego usiadł sztywno i patrzył na swoje dłonie, starając nie nie wykonywać gwałtownych ruchów.
- Czy nie możemy się kochać czysto platonicznie? Przecież jesteśmy bratnimi duszami - stwierdził rozpaczliwie, mając nadzieję, że to go przekona, ale Berlin pokręcił głową.
- Dla mnie byłoby to świetne rozwiązanie, ale nie dla ciebie. Każdego dnia pragnąłbyś mojego dotyku, pocałunków, a później seksu, a mnie by to nie cieszyło. Robiłbym to dla ciebie z przymusu, a ty byś to widział i obwiniał siebie. Oboje bylibyśmy nieszczęśliwi. - odparł smutno i położył dłoń na jego szorstkim policzku. Jego palce niepewnie gładziły okolice jego twarzy, między żuchwą, a nosem.
- Kocham cię Andres, cholernie mocno i zniósłbym nawet to - stwierdził stanowczo, a Berlin zaśmiał się cicho, chociaż Martinowi przywodziło to na myśl, raczej uroczy chichot.
- W takim razie spróbujmy - oznajmił bez namysłu i położył głowę na jego ramieniu, a uszczęśliwiony Martin cmoknął go w czubek głowy.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę skarbie! - krzyknął, a Andres pokręcił głową.
- Ej, bez takich. Nie używaj tych czułych bzdet, jestem silnym facetem! - oznajmił i wypiął dumnie pierś, a rozbawiony Martin pokręcił głową.
- I jesteś w związku ze mną, a jak doskonale wiesz, ja uwielbiam kontrolę i władzę, więc nie masz wiele do gadania - cmoknął i niepewnie objął ramieniem jego plecy. Obawiał się, gdzie mają postawioną pewną granicę, która stanowiła barierę ich platonicznej miłości.
- Ciebie chyba coś pogięło - warknął mało subtelnie - nie zamierzam być na dole! - krzyknął, a przechodzący obok niego mnich, zmierzył go pogardliwym wzrokiem.
- Przecież jeszcze przed chwilą twierdziłeś, że w naszej relacji nie będzie niczego takiego, więc o czym my w ogóle rozmawiamy - uciął szybko dyskusję, ponieważ w głowie miał coraz bardziej gorące obrazy.
- Chciałem się z tobą podroczyć, chyba to mi wolno - omiótł oddechem jego szyję, a na skórze Martina pojawiła się gęsia skórka, Andres działał na niego zdecydowanie za mocno.
- Oczywiście, wszystko dla mojego chłopaka - mrugnął do niego, a Berlin zmarszczył uroczo nos.
- Naprawdę nie podoba mi się to co mówisz i mam cholerną ochotę ci przywalić - stwierdził szczerze -  ale tego nie zrobię, bo akurat wczoraj czyściłem paznokcie z krwi - uśmiechnął się szeroko, a Martin delikatnie trzepnął go w potylicę.
- Oddam ci - pogroził mu palcem i ściągnął z siebie marynarkę. Pozostał w czarnej koszuli, która podkreślała jego szczupłą i dobrze zbudowaną sylwetkę, Palermo uważał, że w takim wydaniu wygląda cholernie seksownie.
- Nie zgadzam się na przemoc domową! - roześmiał się i położył się na nim - Ha! To ja jestem na górze - stwierdził triumfalnie, a zauroczony Martin jedynie kiwnął głową i złożył delikatny pocałunek na jego ustach.

Przyglądający się temu Sergio, uśmiechnął się lekko, ciesząc się, że im się udało, chociaż wiedział, że to nie potrwa długo. Choroba jego brata niszczyła go, a sam sposób ich życia był niezwykły, jednak to nie miało znaczenia, do momentu gdy byli razem, ponieważ pasowali do siebie jak nikt inny.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro