4. Odreagowanie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Następnego dnia nie było lepiej. Pracownicy zaczęli mnie wyganiać z gabinetu po dwóch-trzech godzinach od mojego przyjścia. Mówili, że powinnam odpocząć lub jakoś odreagować po wczorajszym wydarzeniu. I całkiem ich rozumiałam, bo sama zrobiłabym podobnie, jednak dla mnie lepiej było zająć się pracą. W ten sposób nie myślałam o niczym innym. W tym o wymaganym spotkaniu z mężem, którego wolałam już nie widzieć.

Już miałam się kłócić z pracownikami, że chcę zostać, gdy do drzwi ktoś zapukał. Po wydaniu polecenia, do środka zajrzała jedna z asystentek, która dziś siedziała na dole. Tak, aby kontrolować kto wchodzi na górę.

- Coś się stało? – spytałam obawiając się, że może chodzić o Huntera. Nie chciałam go dziś widzieć, jednak kiedyś musiałam to zrobić. – Mamy gościa?

- Tak, dobrze pani zgadła – młoda dziewczyna uśmiechnęła się, mrugając podejrzanie do innych. – Przyszedł kupiec, pan Lewis. Pyta, czy może się z panią spotkać, więc przyszłam zapytać.

- Och, pan Alan? – spytałam, zaraz potem uśmiechając się. – Oczywiście, że możesz go wpuścić. Przy okazji poproś kogoś, by przyniósł przekąski i jakąś dobrą herbatę. Najlepiej taką, jakiej jeszcze nie próbował.

- Tak jest!

Spojrzałam triumfalnie na pozostałych pracowników. Cała piątka (adwokat, dwóch asystentów i dwóch informatorów) nagle zamilkło i zaczęło kiwać sobie głowami. Zupełnie jak gdyby w czymś się zgadzali i moje wyjście przestało być takie istotne. Nawet się uśmiechali do siebie, zaraz potem spoglądając na mnie. Mieli przy tym takie dziwne błyski w oczach. To sprawiło, że zmarszczyłam brwi, nerwowo przełykając ślinę.

Co to mogło być?

Planowali coś!

- W takim razie wyjdziemy. Jednak dalej nalegamy, by pani wyszła szybciej z gabinetu – powiedziała asystentka.

- Pani zdrowie jest dla nas najważniejsze – przytaknął adwokat.

- Taaak – rzuciłam, skacząc spojrzeniem po twarzach wychodzących osób.

To naprawdę robiło się podejrzane, mimo to teraz nie miałam czasu się nimi przejmować. Pan Alan mógł przyjść tu w każdej chwili, co niemal od razu przywołało uśmiech na mojej twarzy. Alan Lewis był jedną z tych osób, z którymi przyjemnie się rozmawiało, a kończyło rozmowę z żalem. Zwłaszcza, że nigdy nie było wiadomo kiedy przyjdzie następnym razem. W końcu był kupcem z prawdziwego zdarzenia. Często wyjeżdżał, by osobiście sprawdzać, czy dana rzecz nadawała się do kupienia i przyniesie zyski, gdy będzie ją sprzedawać. Co prawda ufał swoim ludziom – było to widać – ale dalej chciał sprawdzać samodzielnie.

Sięgnęłam po małe lusterko, które znajdowało się w szufladzie i szybko się w nim przejrzałam. Bardzo chciałam dobrze wyglądać przy panie Alanie. Zawsze mi na tym zależało, chociaż nie wiedziałam dlaczego.

- Och – jęknęłam.

Moje oczy były podpuchnięte i czerwone, przez to ile płakałam wczorajszego dnia. Oraz także to, że popłakałam się rano, jednak nic na to nie mogłam poradzić. Było już za późno na zawołanie pokojówek, szczególnie że nigdy po nikogo nie wołałam, gdy spotykałam się z panem Alanem. Nie chciałam, żeby ktoś nas podsłuchiwał, czy nam przerywał. Ten czas miał należeć tylko do nas, nawet jeśli najwięcej jego poświęcaliśmy rozmowie na temat pracy.

Odłożyłam lusterko, gdy tylko drzwi się otworzyły. Serce natychmiast zaczęło bić mi szybciej. Z powodu jednego mężczyzny.

Alan Lewis wszedł do środka z asystentką, która miała przygotować herbatę oraz przekąski.

- Pani Malta! – mężczyzna uśmiechnął się podchodząc do biurka.

- Panie Alanie, proszę siąść na kanapie – powiedziałam szybko wskazując miejsce. – Miło, że przyszedł pan akurat dziś. Tak się składa, że mam wiele do zamówienia.

- Miło mi to słyszeć.

Siedliśmy, czekając aż asystentka wszystko przygotuje i wyjdzie. W drzwiach uśmiechnęła się do mnie tajemniczo, puszczając oczko. Na ten widok zmarszczyłam brwi, coraz bardziej się gubiąc. Nie mogłam zrozumieć co miało znaczyć ich zachowanie, ani jak na to zareagować.

Kręcąc głową, spojrzałam na mężczyznę. Tego dużego kupca o krótkich do ramion, czarnych włosach zebranych w kitkę. Na ustach pana Alana widniał ciepły uśmiech, który dało się dostrzec również w złotych oczach. Zawsze tak właśnie na mnie patrzył, co było naprawdę miłym doświadczeniem.

Jednak dziś był ubrany inaczej niż zazwyczaj. Miał na sobie granatowy garnitur – dalej wygodny, jednak niezwykle elegancki.

- Dziś wygląda pan inaczej – powiedziałam nalewając do filiżanek herbaty.

- Przed przyjściem tu, zostałem zaproszony do pałacu. Księżniczka Kira Alma Daves zażyczyła sobie mojej obecności – wyjaśnił z krzywym uśmiechem. – Chciała coś kupić, więc musiałem ubrać się odpowiednio. Toya cały czas skakał i mówił jakie to ważne, dlatego w końcu uległem. Och, może źle wyglądam?

- Nie! – pokręciłam gwałtownie głową. – Dobrze wyglądasz, panie Alanie. Przystojnie jak nigdy dotąd.

- Cieszy mnie to.

Zapadła cisza, podczas której przyglądaliśmy się sobie z uśmiechami na twarzach. Zaraz potem Alan Lewis zaczął mi opowiadać co robił przez ostatni miesiąc, a w zasadzie to gdzie był. Tak upłynęła nam godzina. Kolejną zamawiałam u kupca potrzebne nam rzeczy i debatowaliśmy co będzie lepsze.

Na koniec padła zaskakująca propozycja. Słysząc ją musiałam zamrugać ze zdziwienia.

- Proszę? Przepraszam, ale chyba się przesłyszałam. Czy mógłby pan powtórzyć? – spytałam drapiąc się nerwowo po ramieniu.

- Haha! Nie usłyszała pani źle – zaśmiał się Alan, pochylając się ku mnie. – Pytam czy chciałaby pani udać się ze mną do baru, który otworzyłem. Może być pani przy tym spokojna, bo dziś nikogo tam nie będzie. Robiliśmy przemeblowanie. Jednak nie zaszkodzi, jeśli pójdziesz tam ze mną. Robię naprawdę przepyszne drinki.

- Uch, ale ja... nie piję.

- Bo?

- Ja... - zawahałam się, zaraz potem śmiejąc się pod nosem z zażenowania. – To chyba zostało mi jako nawyk. Gdy mieszkałam w domu teścia, nie mogłam pić. Ponoć to było bardzo szkodliwe dla kobiet, no i miałam dbać o siebie, żeby później urodzić zdrowe dziecko. Wobec czego... nie mogłam pić.

- Teraz nie musisz się tym przejmować. Nie mieszka pani już z teściem, prawda?

- Tak, ma pan rację. W takim razie dam się namówić!

To zdawało się być ekscytujące. Zwłaszcza, że przy panie Alanie czułam spokój i zapominałam o mężu. Hunter jak gdyby nie istniał, gdy pojawiał się Alan Lewis. Było to tak wspaniałe, że obecnie mogłabym pójść z mężczyzną absolutnie wszędzie. Gdziekolwiek by sobie zażyczył.

*******

Nigdy wcześniej nie byłam w barze. Głównie przez męża i teścia, jednak też dlatego, że słyszałam co to były za miejsca. Ponoć zbierała się tu sama najgorsza ludność – pijąc do nieprzytomności. Oprócz tego było to miejsce brudne, zadymione i znajdowało się w dzielnicach, do których nikt o zdrowych zmysłach by się nie udał.

Jednak bar pana Alana był inny. Był w całkiem dobrej dzielnicy, o czystej elewacji i zacnym wnętrzu. Znajdowały się tu okrągłe stoliki i kilkanaście krzeseł. Obecnie wszystkie były odwrócone i ułożone na stolikach. Jedynie lada była pusta.

- Słyszałem, że to dobry pomysł robić zmianę raz na kilka lat lub miesięcy. Kiedy wystrój się zmienia, wygląda to zupełnie inaczej, jak nowe miejsce – wyjaśnił pan Alan Lewis sadowiąc mnie na stołku barowym. Sam udał się za ladę. – Och, dużo tego nie zostało – oznajmił, rozglądając się. – Zapewne chłopcy większość wynieśli podczas mycia, ale uda mi się coś z tego zrobić.

- Czy jest coś na czym się pan nie zna? – spytałam ze śmiechem. – Już teraz podejrzewam, że będzie tu całkiem ładnie, oprócz tego sądzę, że czegokolwiek by się pan nie dotknął, będzie to udane.

- Haha! Staram się. W końcu bez próbowania, nie wie się, czy jest to dobra zmiana, czy zła.

- Słusznie.

Z uwagą wpatrywałam się, jak mężczyzna miesza alkohole, coś dodając potem zmieniając. Na koniec wreszcie przelał zawartość do dwóch kubków. Jeden z nich od razu postawił przede mną, zaś drugi wpierw spróbował.

- To jeden ze słabszych drinków, proszę spróbować – rzucił z uwagą mi się przyglądając. Przy tym zdawało mi się, że w jego oczach widziałam błyski rozbawienia. – Mogę rozcieńczyć, jeśli będzie to dla pani zbyt mocne.

- Och, dziękuję.

Z nerwowym oddechem, chwyciłam za kubek. To nie to, że bałam się tego, co może się stać. Raczej trochę wystraszyłam się tego, co się stanie jeśli się upiję. Elmira i mamy nie pozostawią na mnie suchej nitki, gdy się dowiedzą. Mimo to raczej zasłużyłam na to. Przecież tyle się wczoraj wydarzyło!

Wypiłam zawartość za jednym zamachem, czując jak alkohol drażni moje gardło. Zaraz potem zakaszlałam, a do oczu napłynęły mi łzy.

- Haha! Chyba to dalej byt mocne dla pani – zaśmiał się Alan.

- Chyba tak – odchrząknęłam, by odzyskać głos. – Prawdę mówiąc to wygląda na to, że nie udało mi się rozwieść – wyznałam podając kubek mężczyźnie. Potrzebowałam więcej tego napoju. – Dlatego chciałabym się teraz upić. Tylko ten jeden raz – wyszeptałam bawiąc się palcami. – Och, asystent mówił mi, że gdy nie może sobie z czymś poradzić, często się upija w barze. To też przyszło mi do głowy, przy pańskiej propozycji.

- Och.

- Tak. To nie problem, prawda?

- Żaden – pan Alan ponownie zrobił mi drinka, zaś ja szybko go wypiłam. Tym razem był dużo słabszy. – Bardzo chce się pani rozwieść?

- Oczywiście! Nie chcę... wracać do Huntera, ani tego domu – wzdrygnęłam się, zaciskając palce na kubku. – Ale przez to, co zrobił, trochę to zajmie, nim uda mi się ostatecznie otrzymać dokumenty rozwodowe.

- Jeśli będę mógł pomóc, proszę mówić.

- Dziękuję – uśmiechnęłam się, zaraz potem zmieniając temat. – W zasadzie to już teraz mam pytanie. Nigdy pan nie wspomina o swoim kraju. Mało też o nim wiadomo, więc czy mógłby pan mi coś powiedzieć?

Po twarzy kupca przesunął się uśmiech, taki rozbawiony, który mógł mieć również inne znaczenie. Przez to, przez długi czas mężczyzna milczał, jedynie mi się przyglądając. Zaś ja dałam mu potrzebny czas i nie pośpieszałam pana Alana, by nie czuł presji. Chciałam żeby czuł się przy mnie komfortowo.

W pewnym momencie zamrugałam, gdy twarz pana Alana znalazła się tuż przed moją. W ułamku sekundy! Z powodu zaskoczenia nawet nie potrafiłam zmusić się do odsunięcia (może też nie chciałam).

- Mogę coś pani obiecać, przy okazji dając motywację do działania? – spytał tajemniczo, zadowolony z czegoś.

- Och, t-tak! Ale motywację do czego?

- Do rozwodu.

- Więc, absolutnie tak!

- Cieszę się. Więc daję słowo, że odpowiem na to pytanie i powiem też wszystko co zechce pani znać na ten temat. Ale dopiero wtedy, gdy przyjdzie pani do mnie jako dumna rozwódka. Co ty na to, moja pani?

Przekrzywiłam głowę.

Może pytałam o jakiś sekret, który nie powinnam?

To mogło być to, zważywszy na reakcję mężczyzny. Mimo to nie zamierzałam rezygnować, skoro powiedział, że powie mi. Bo też chciałam wiedzieć tyle ile mogłam na temat pana Alana.

Uśmiechnęłam się.

- Więc będę pana trzymać za słowo!

- Liczę na to.

Tego dnia po raz pierwszy w życiu upiłam się, tracąc przy tym przytomność.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro