6. Umowa

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wreszcie nadszedł ten dzień, gdy Hunter przyszedł do mnie, jak gdyby był u siebie. Oczywiście nie mieliśmy większego wyboru i musieliśmy go przyjąć, chociaż nikt nie zaoferował się, by przygotować jakieś przekąski lub herbatę. Sama również nie czułam potrzeby, żeby zadbać o naszego gościa. Dlatego siedzieliśmy w gabinecie w ciszy, w towarzystwie rycerzy.

Czułam przy tym na sobie wzrok Huntera, ale sama nie chciałam na niego patrzeć. Z tego powodu wpatrywałam się w stolik, myśląc o tym, kiedy będzie odpowiedni moment na powiadomienie go o mojej decyzji. Bo tym razem nie zamierzałam słuchać dobrowolnie Huntera, podążając za nim i dając się ponownie w to wciągnąć.

Również pragnęłam odnaleźć własne szczęście i zapomnieć o tym, co się między nami wydarzyło. To był mój plan na resztę mojego życia. Też nie zamierzałam go modyfikować, bo nagle Hunter myśli, że się zmienił i zrozumiał swój błąd. Ponieważ ktoś taki jak on nie mógłby tego osiągnąć. Był zbyt zapatrzony w siebie i swoją wygodę.

Wreszcie z trudem uniosłam wzrok na wystylizowanego, dobrze ubranego mężczyznę. Można byłoby powiedzieć, że wygląda cudownie, jednak jego wygląd wcale mi nie zaimponował. Wręcz przeciwnie – zrobiło mi się niedobrze z powodu tego jak się ubrał. Bo też znosiłam lata upokorzeń, gdy on mógł ubierać się w co chciał, nie patrząc na cenę i dostając jedynie same najlepsze rzeczy.

Podczas, gdy ja musiałam chodzić w starych sukienkach, a nowe zostawiać jedynie na bale i przyjęcia. Przy tym zawsze w jakimś miejscu mnie uwierały. Tak, żebym pamiętała kim byłam i jak miałam się zachowywać. To było zawsze ostrzeżenie w wyrafinowanej formie, wykorzystywane przez teścia.

Teraz jednak było inaczej, mimo to wątpiłam, żebym mogła o tym zapomnieć. To raczej będzie mnie prześladować do końca mojego życia, jako przestroga. Że nie wolno było ufać każdemu i wierzyć, że każdy będzie dobry.

- Malta, wreszcie na mnie spojrzałaś – Hunter uśmiechnął się, jak gdyby to go ucieszyło.

- Jakoś wcześniej nie miałeś z tym problemu. Wręcz pragnąłeś, żebym zawsze patrzyła w ziemię – powiedziałam, zaciskając dłonie na materiale ciepłej sukienki. – Kazałeś mi to robić, gdy byłeś zły.

- Zmieniłem się, sło...!

- Nie. Nie zmieniłeś się – pokręciłam głową, drżąc. – Gdybyś rzeczywiście się zmienił, dałbyś mi to, czego chcę.

- Malta, ja naprawdę chcę naprawić swoje błędy. Daj mi to zrobić – poprosił, pochylając się ku mnie z miną, jakby pragnął tego całym sobą. – Wiem, że zawiniłem, dlatego pozwól mi pokazać, że już taki nie jestem.

Naprawić...

Przymknęłam oczy. Dotąd tego słowa używał, gdy naprawdę zawinił względem kogoś. Gdy przez niego oberwałam nawet nie zamrugał. Wręcz przeciwnie, czekał aż przyznam się do jego błędu i przyjmę jego karę. Oczekiwał tego ode mnie za każdym razem, publicznie udając kogoś zupełnie innego. Chyba to było właśnie najgorsze – ta jego gra.

Przez to wyglądała, jak gdybym rzeczywiście była winna i powinna zostać skarcona. Jakby mi się to należało.

Ale teraz, nagle, chciał to naprawić.

- Co zrobiłeś źle? – spytałam cicho, marszcząc czoło.

- Omówmy to po kolei...

- Co zrobiłeś źle? – powtórzyłam uparcie, kręcąc głową. – Nawet nie wiesz, prawda? Sądziłeś, że wystarczy to słowo: „naprawa" i więcej nie będziesz musiał robić. Mam rację?

- Wiem, że mam jeszcze dużo rzeczy, których muszę się nauczyć, ale odpokutuję. Sprawię, że będziesz miała dobre życie i niczego ci nie zabraknie – powiedział Hunter głosem, który wręcz kusił. – Będziesz miała co zechcesz, a ja dzień w dzień będę starał się okazać ci to, co zechcesz. Zadbam o nas i o nasz związek. I kiedy uznasz to za stosowne, przyjmiesz moje przeprosiny, wybaczając mi. Potem możemy pomyśleć o dzie...

- Stój – uniosłam rękę, dygocząc. Pokręciłam głową, odpychając jego słowa. – Poczekaj.

Przymknęłam oczy z absurdem na twarzy.

To był jego plan?

Miałam z nim cierpieć, aż ponownie ulegnę i stanę się mu posłuszna. Wtedy – po wyjątkowej motywacji ze strony teścia – będę zmuszona mu wybaczyć. I to wcale się nie zmieni. A potem tak, będę musiała urodzić dziecko, bo tego po mnie wymagano. Jednak to wcale nie znaczyło, że moja sytuacja się zmieni. Będę zwyczajnie musiała mówić, że to, co otrzymałam było tym, co pragnęłam. Że jestem szczęśliwa, bo inaczej będzie czekać na mnie kara.

Wargi mi zadrżały.

Miałam wrócić dobrowolnie do tego piekła?

- Malta, wszystko będzie doskonałe – obiecywał Hunter z uśmiechem w głosie. – Zadbam o to. Będę cię przepraszać codziennie bez przerwy i liczyć, że mi w końcu wybaczysz.

- Przy twoim ojcu?

- Huh? Och, pewnie on też będzie wiedzieć, ale nie musisz się tym przejmować.

Wstałam gwałtownie, zamierając. Całe moje ciało zesztywniało, gdy przypomniałam sobie jak reagował teść. Coś takiego uznałby za kompromitację jego syna, więc kara byłaby wyjątkowo surowa. Oczywiście tym razem, by mnie nie uderzył, ale mógł zabrać mi kołdrę, koce i poszewki, bym marzła. Mógłby też zakazać mi jeść przez dzień lub dwa, mówiąc że się odchudzam.

Zaś Hunter przyjąłby słowa swojego ojca, bo zawsze tak robił. W ten sposób przecież stał się wierną kopią swojego ojca.

- Jesteś niepoważny – ruszyłam do biurka i wyjęłam stamtąd teczkę. – Cały czas myślisz jedynie o sobie. Dlatego właśnie ci mówiłam, że wcale się nie zmieniłeś. Ty nie możesz się zmienić Hunter.

Wróciłam z teczką do stolika i podałam ją mężowi. W dodatku tak, aby przypadkiem go nie dotknąć i też, by on nie dotknął mnie. Nie chciałam czuć żadnego rodzaju kontaktu między naszymi ciałami. To tylko by mnie obrzydziło.

- Co to?

- Przeczytaj. To umowa między nami. Masz ją podpisać.

- Huh? – Hunter zamrugał ze zdziwieniem.

Jednak posłusznie przeczytał umowę sporządzoną przez adwokata, chociaż cały czas marszczył z niezadowoleniem czoło. Był wyraźnie zgorszony tym, co czytał.

- Mamy udać się na dziesięć spotkań? Zaś po nich zdecydować co dalej? Oczywiście, że do siebie wrócimy, Malta. Więc po co...?

- Nie. Tu będzie brana pod uwagę nasza obopólna decyzja, nie tylko twoja. Widzisz? Wcale nie rozumiesz co znaczy „odpokutować", czy coś „naprawić". Bo tu, w naszej relacji, nie ma co naprawiać, ponieważ niczego tu nie było – zauważyłam, starając się być odważna. – Dlatego po dziesięciu spotkaniach, porozmawiamy z moim adwokatem. On weźmie pod uwagę nasze zdanie i zadecyduje. Och, ale mój cel się nie zmienił.

- Malta!

- Jeśli na któreś z umówionych spotkań się nie stawisz, to również będzie świadczyło o twoim nastawieniu – dodałam pośpiesznie, starając się nie drgać z nerwów. – Chyba nie muszę dodawać co to będzie znaczyło, prawda?

- Przepraszam! Ja naprawdę się zmieniłem!

- Ach, właśnie – wygrzebałam z teczki osobny plik kartek połączony wstążką. – Na to też powinieneś spojrzeć. Widzisz, gdy zdecydowałeś za nas, razem z matką myślałyśmy co zrobić. Jak pokazać ci, że się mylisz – wskazałam kartki. – Wtedy wpadłyśmy na taki pomysł. Lubisz kratki, prawda? Więc powinieneś zrozumieć co znaczy opis i każda z tych pokolorowanych kratek. Każda z nich symbolizuje miesiąc naszego małżeństwa. Zapoznaj się z nimi.

Czarny symbolizował, że w ogóle ze mną nie spędzał czasu.

Czerwony – był wiecznie na mnie zły.

Biały – ignorował mnie.

Żółty – traktował jak człowieka.

Z kolei niebieski symbolizował to, że specjalnie zrzucał na mnie winę, co kończyło się otrzymaniem kary.

Szczerze powiedziawszy, kolor żółty był czymś, co rzadko pojawiało się na kartkach.

A ja pamiętałam każdy nasz wspólny dzień. Zwłaszcza, że jako dziecko pisałam pamiętnik. Potrzebowałam jakoś sobie ulżyć i tylko to mogłam zrobić. Teraz nie żałowałam, że notowałam sobie każdą drobną rzecz.

Hunter milcząc przeglądał kartki, blednąc z każdą chwilą. Wreszcie zdawał się zrozumieć co tak naprawdę miałam na myśli. Oraz to, że miałam dowody na temat jego zachowania i tego, że wcale się nie zmienił. Bo też nawet jeśli go nie było, pisał listy- rozkazy. To świadczyło jedynie o jednym.

- Z takim czymś, jestem wstanie wygrać i przekonać sędziego co do słuszności naszego rozwodu. To też sugeruje, ile musiałbyś zrobić, żeby faktycznie „ naprawić" swoje uczynki względem mnie – powiedziałam łamiącym się głosem. Odchrząknęłam pośpiesznie, żeby nikt tego nie zauważył. – Czy teraz, widząc te dowody, chcesz dalej się spierać? Przecież obydwoje wiemy, że cię znam. Żyłam z tobą dziesięć lat i znosiłam też dni, gdy ciebie nie było. Pracowałam za ciebie i byłam przez ciebie krzywdzona.

- Ja... – Hunter zadrżał, unosząc twarz. Był dalej blady, ale nie było widać tam żadnego poczucia winy. – Malta... Ja... Daj mi szansę.

- Szansę? – pokręciłam stanowczo głową. – O jakiej szansie mówisz? By całkiem zmarnować mi życie? Uwięzić mnie? Skrzywdzić?

- Nie! Naprawić. Chcę to naprawić i dać ci lepsze życie, Malto.

- Ależ dasz mi, dając rozwód. Niczego więcej nie potrzebuję, prócz rozwodu. Takiego prawdziwego i trwałego – dodałam prędko.

- Proszę... Ja naprawdę się poprawie...

- Czemu wszystko ma iść tak jak ty tego chcesz? W ten sposób chcesz wszystko naprawić? Narzucając mi twoją wolę?

Hunter zasznurował usta.

To też dało mi jasną odpowiedź na temat tego, jak będzie to wyglądać.

Z jakichś powodów poczułam przez to smutek, żal i ulgę. W końcu wiedziałam, że on się nie zmieni, więc czemu miałoby mi być żal? Było pewne, że dla Huntera liczy się on sam i to, czego chce. Teraz pragnął zwyczajnie zmusić mnie do powrotu. Przez to, że musiałby mi oddać kopalnię przez rozwód. Nie mogliby wtedy pozwolić sobie na przywłaszczenie jej, czy uznać, że rozwód był moją winą, wobec czego oni sobie ją wezmą. W ramach alimentów, które byłabym im winna.

Ale to musiał być plan Huntera i teścia. Obaj musieli w tym uczestniczyć, bo pragnęli tej kopalni. Wielokrotnie słyszałam, jak są wdzięczni, że ją mają, bo dzięki niej ich dochody rosną. Jednak ani razu nie dali mi lepszych ubrań, nawet jeśli ona należała do mnie. Dlatego, że mnie stłamsili.

Nie zamierzałam do tego wracać.

Prędzej umrę.

- Podpisz to. Jeśli tego nie zrobisz, od razu pójdę do sądu i upublicznię sprawę – powiedziałam cicho, zmęczona całym tym ciągnącym się spotkaniem. – Chyba możesz tyle zrobić, prawda?

- Będę na każdym z tych spotkań – obiecał, kiwając głową i szybko podpisując dokument. Jak gdyby obawiał się, że zmienię zdanie. – Zobaczysz, że się zmieniłem. Wtedy zapomnisz o rozwodzie.

- To się okaże.

- Jestem tego pewien!

Za mną rycerze prychnęli, ale Hunter to zignorował, w końcu oni się dla niego nie liczyli. Samo to mogło wskazywać, że nie zmienił stosunku do mnie. Dalej był tym samym facetem, udającym przez pierwszy miesiąc, że wszystko jest ku dobrej drodze. Przy tym zmusi mnie bym nie pomyślała o sprawie rozwodowej. Oczywiście w tym na pewno pomoże jego ojciec.

Jednak ja nie zamierzałam zmieniać zdania.

Nigdy.

Choćby nie wiem co, będę dążyć do tego rozwodu, aż wreszcie go uzyskam i ostatecznie uwolnię się od Huntera.

- Proszę – mężczyzna podał mi podpisany dokument.

Do tego rozwodu, użyję tego. Ponieważ wiedziałam też jedno – Hunter nienawidził marnować czasu. Wobec czego na pewno nie przyjdzie na każde z tych spotkań.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro