12. "Przypadek"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Szybko nastał dzień przyjęcia pożegnalnego dla Kiry, która miała wracać niedługo do Navany. W końcu nie mogła zostać tu będąc żoną następcy tronu. Musiała kiedyś wyjechać z powrotem, chociaż to wcale nie oznaczało, że nie będzie nas odwiedzać. Kira nam powiedziała (w sekrecie), że jedno z jej dzieci zostanie następcą tronu cesarskiego. Wobec czego będzie t ona pewno jeden z bliźniaków. To w zasadzie wyjaśniałoby odrobinę tę przepowiednię skierowaną ku niej.

Rozejrzałam się po Sali balowej. W oddali widziałam księcia Jacoba, który przytulał (a wręcz dusił) Kirę. Ta klepała go po ramieniu, szepcząc coś z rozbawieniem. Obok nich – jak zwykle – stał Albert, który z lekką zazdrością przyglądał się dwójce. I pomimo uśmiechu na wargach, zaczynał się powoli niecierpliwić, że jako jedyny został sam. Zaraz potem, oczywiście, dopadł go król, ale to niczego nie zmieniło, bo obaj wpatrywali się nieprzerwanie w Kirę. I obaj byli zazdrośni.

Uśmiechnęłam się.

My spotkałyśmy się wcześniej, wtedy też wyściskałyśmy się, popłakałyśmy i śmiałyśmy razem. Nawet obiecałyśmy sobie pisać często listy, pomimo tego, że mogłyśmy być zajęte. Tak, aby kontakt nigdy się nie urwał i nie czułybyśmy, że jesteśmy same. Ale przecież każda z nas znała to uczucie, więc istniała drobna szansa, że zapomnimy cokolwiek napisać.

- Spójrzcie na cesarza – Meridian dołączyła do mnie i Eli, gdy już uwolniła się od tłumu arystokracji. Wiele osób chciało teraz mieć znajomość z przyszłą markizą. Plotki mówiły, że jej teściowie chcą przekazać niedługo tytuł. – To także rozczulająco zabawne. Chociaż bardziej podoba mi się mina Alberta.

Cesarz siedział na tronie i tęsknie spoglądał na swoją rodzinę. Z powodu etykiety nie mół tak zwyczajnie podejść do nich i poprzytulać się publicznie. Niestety tak nakazywały drętwe obyczaje, więc jedyne co mógł zrobić to patrzeć. Patrzeć, odpowiadając innym na pytania, rozmawiając, czy wydając rozkazy szlachcie, która nie chciała słuchać. Czyli robił to co zawsze.

Pomimo tego twarz cesarza zdobił delikatny uśmiech, który nie znikł ani razu. Musiał się cieszyć, że jego wnuczka jest szczęśliwa i ma dobrego męża. Oprócz tego, wszystko zdawało się iść w odpowiednim kierunku.

- Współczuję mu – wyszeptała Elmira, cmokając. – Biedny jest, że etykieta go tak powstrzymuje w miejscu. Sama nie mogłabym tego znieść, zwłaszcza, że za dwa dni Kira wyjeżdża. Dlatego, nawet jeśli miałabym stworzyć swoim zachowaniem skandal, wstałabym i zrobiła to na co mam ochotę.

- Prawda? – Meridian przekrzywiła głowę, przez co ciemne włosy opadły w prawo. – Ale co zrobić. Cesarz nie ma pretekstu żeby cokolwiek złamać, a podejrzewam, że tylko tyle wystarczyłoby mu do zmiany obyczajów. Taki dobry pretekst, nie wywołujący żadnego skandalu.

- Mówisz? – spytałam wypychając wargi.

W tłumie zauważyłam swojego teścia w towarzystwie przyszłej żony Huntera. Śmiali się, rozmawiając niczym ojciec z córką. Oczywiście pewnie nie wiedziała jeszcze co ją czekałoby po ślubie, bo na pewno teść wróciłby do tego, jaki jest naprawdę. Ale też nie było mi jej żal, musiał ktoś zająć miejsce przy moim „wspaniałym" mężu. Więc skoro chce się w to pakować, niech tak się stanie.

Na moment mój wzrok skrzyżował się z teściem, ale ten jedynie się skrzywił i odwrócił spojrzenie. W końcu nic nie mógł mi zrobić. Zwłaszcza, że dzięki mnie miał kopalnię i wiedział, że ludzie Elmiry pilnują, by nic się z nią nie stało. Też musiał się dowiedzieć o tym, że razem z nią utworzyłyśmy całe imperium hoteli, domów i pokojów do wynajęcia, restauracji i innych. Wobec czego nie mógłby mnie tak zwyczajnie tknąć. To na pewno stało mu na żołądku.

Nigdzie jednak nie widziałam Huntera. A było niemożliwe, żeby nie przyszedł, bo też ojciec na pewno by go do tego zmusił. Choćby po to, żeby wcisnąć mu nową pannę. Oczywiście nie tak widocznie i oficjalnie. W końcu dalej byłam żoną Huntera i plotki raczej by mu zaszkodziły. Zwłaszcza, że raczej byłyby na jego niekorzyść.

- A co gdyby zaproponowano taniec między wnuczką a dziadkiem? – spytałam od niechcenia. Z tacy przechodzącego kelnera chwyciłam kanapeczkę. Już nie musiałam tak bardzo uważać. – No co?

Meridian i Elmira wpatrywały się we mnie, mrugając, a potem uśmiechając się. Były niezwykle zachwycone, komentując cicho mój pomysł. Chociaż powiedziałam to tylko po to, żeby nie było między nami ciszy. Jednak jakby nie patrzeć był to dobry pomysł, by cesarz spędził trochę czasu ze swoją wnuczką. W dodatku nie będąc przez nikogo powstrzymywany, czy nic nie zostanie zakłócone.

- Chodźmy. Pomoc cesarzowi zawsze się opłaci – Elmira pociągnęła mnie ku podwyższeniu.

- Co? E-ela!

- Ja muszę iść do Dante! – zawołała Mer, wskazując otoczonego przez arystokrację, męża. Wyraźnie przy tym sobie nie radził. – Do zobaczenia później!

Moja ostatnia deska ratunku, wymknęła się bez żadnych wyrzutów sumienia. Nawet uśmiechnęła się, machając do mnie, tak jakby mówiła: „Będę was uważnie obserwować!". Co znaczyło, że będzie śmiać się z boku, byleby nie musieć stanąć na linii ognia wraz z nami.

- Ela – jęknęłam nie czując siły, żeby powstrzymać przyjaciółkę. – Błagam!

- Zyskasz, mówiąc to cesarzowi – Elmira pokręciła głową, zbliżając się do cesarza. W tym zdawała się mieć całkowitą pewność. – On może nam pomóc, gdy będziemy w potrzebie. Właśnie z tego powodu, bo innym będzie to, że Kira się z nami przyjaźni. Chcesz chyba rozwodu, nie? Więc on może być taką naszą ostatnią kartą.

Już nie chciałam mówić, że cesarz nie może być tak traktowany, ale ugryzłam się w język. Nie było sensu kłócić się z Elmirą, gdy miała sporo racji. Cesarz mógł poczuć się zobowiązany nam pomóc, jeśli opowiem mu o swoim pomyśle.

To nie mogłoby skończyć się dla nas źle.

Ale jednak bałam się.

- Cesarzu – Elmira odepchnęła jakiegoś markiza, stając na jego miejscu.

- Ohoho! Duchessa Sliver.

- We własnej osobie – przytaknęła bezczelnie Ela. – Przyjaciółka zobaczyła twoją strapioną minę, cesarzu i wpadła na pomysł jak temu zaradzić.

- Naprawdę?

Nagle zrobiło się jakby ciszej, a ja poczułam na sobie wiele spojrzeń. Ale było już za późno, żeby jakkolwiek się wycofać. Teraz należało zebrać w sobie odwagę i powiedzieć to, co wymyśliłam.

- Pani Malto Thomas, słucham – cesarz uśmiechnął się do mnie z wyczekiwaniem. – Co to za pomysł?

- Taniec, wasza wysokość – wyznałam zbierając się w sobie. – Proszę ogłosić taniec między dziadkami a wnuczkami. Albo też między dziadkami a wnukami. To urozmaici bal i sprawi, że wasza wysokość będzie mogła pozwolić sobie na odprężenie w towarzystwie osoby, z którą chce spędzić czas.

- Ha! – cesarz klasnął w dłonie. – Cóż za wyśmienity pomysł, pani Thomas. Nagrodzę cię za wspomożenie mnie w mojej tęsknocie za czasem z wnuczką. Jeśli kiedykolwiek będziesz, pani, czegoś potrzebować, możesz przyjść do mnie, gdy tylko zechcesz.

- Dziękuję, wasza wysokość – pokłoniłam się.

- Haha! Duchesso ty również się spisałaś przyprowadzając tu swoją przyjaciółkę.

- Żyję by ci służyć, cesarzu.

- Hhaha, to duchessa Sliver musi żyć długo.

- Będę!

Cesarz wstał, zaś my usunęłyśmy się w bok, na szczęście dzięki temu mogłam się ukryć. Serce biło mi tak szybko, że musiałam docisnąć rękę do piersi, starając się opanować. Naprawdę nie chciałam żeby ktoś usłyszał lub zobaczył jak bardzo się bałam.

Cesarz też nie pomógł, wskazując nas dłonią.

- Pani Malta Thomas zaproponowała mi coś niebywałego – powiedział głośno dziadek Kiry. – Zaproponowała, by dziadkowie zatańczyli ze swoimi wnuczkami, tak abym mógł mieć Kirę jedynie dla siebie. Dlatego, zatańczmy! Zagrajcie coś wolnego, bo ten stary cesarz chciałby wziąć do tańca swoją wnuczkę.

Rozległy się chichoty, oklaski i pomruki. Nieważne jak arystokracja zareagowała, nikt nie mógł podważyć decyzji cesarza, gdy ten miał dobry powód. Zwłaszcza takiego, który od razu ruszył do roześmianej Kiry. Przyjaciółka do mnie mrugnęła z zadowoleniem, nim udała się na parkiet z cesarzem.

- Widzisz? Teraz masz przysługę u cesarza, mój aniołku – zaśmiała się Ela, klepiąc mnie po ramieniu.

Nawet król się do mnie uśmiechnął, chociaż ani Jacob, ani Albert nie wyglądali na szczęśliwych. Smutnie patrzyli na parkiet (powoli zapełniający się zadowolonymi parami), nim posłali mi zdegustowane spojrzenia. Ale mogłam tylko się zaśmiać w odpowiedzi, nim wraz z Elmirą odeszłyśmy.

**********

Po tańcu wiele starszych ludzi podeszło do mnie, by podziękować za propozycję. W końcu ostatnio było niemodne, żeby starsza arystokracja tańczyła. A jednak wszyscy dobrze się bawili. Szczególnie nastolatkowe mogący zatańczyć ze swoimi dziadkami.

Kiedy zrobiło się zbyt tłoczno, postanowiłam uciec na balkon i odetchnąć. Zwłaszcza, że teść zdawał się pragnąc do mnie podejść. Zapewne po to, by zmusić mnie, żebym oddała mu ten pomysł, tak aby cesarz był mu winny, a nie mi. W ten sposób mógłby zrobić co zechce, usuwając mnie w cień. Jak zwykle.

Odetchnęłam z ulgą, chociaż powietrze było chłodne. Mimo to było zbyt duszno w Sali od tylu osób i w dodatku tych spoconych pijaków.

Nagle ktoś otworzył drzwi i wszedł na balkon, pomimo tego, że zasłoniłam kotarę. Z niezadowoleniem obróciłam się, przeczuwając, że gonił mnie tu teść. Ale to nie on stał za mną na balkonie.

Zaśmiałam się z lekką ulgą.

- Pan Alan.

- Witam. Tak się składa, ze dostałem zaproszenie, jako przyjaciel pewnej rodziny. W dodatku sprzedałem co nie co cesarzowi, więc... Tak. Miło mi cię widzieć, pani Malto. I cieszę się, że wreszcie mogłem cię złapać.

Nie mogłam przestać się uśmiechać. Szczerzyłam się z zachwytem i szczęściem, że to właśnie on przyszedł tu za mną.

- Wyglądasz doskonale w garniturze, panie Alanie.

- Cieszy mnie to. Starłem się wyglądać przystępnie – zaśmiał się podchodząc.

- Kiedy przyszedłeś?

- Och, niedługo po tym, jak ogłoszono twój wspaniały pomysł, pani – wyznał, podchodząc bliżej i stając niedaleko mnie. – Był doprawdy wyborny. Ale potem – gdy już chciałem podejść do pani – niestety obległa mnie arystokracja. Widać cesarz musiał się mną chwalić.

- Och, oczywiście! Przecież może pan zdobyć dosłownie wszystko!

Pan Alan zaśmiał się, zaraz potem szybko się rozglądając. Na szczęście reszta balkonów była pusta, bo na dobre rozpoczęły się tańce. O tej porze też mało osób chciało wychodzić. Właśnie przez to zimne powietrze, które skutecznie ich zniechęcało.

Ale ja zamierzałam wytrwać dopóki byłam tu z kupcem.

- Ach, nie pomyślałem. Może pani chciała spędzić czas sama?

- Nie. Nie przeszkadza mi pan – powiedziałam pośpiesznie, przysuwając się, żeby go powstrzymać przed wyjściem.

Właśnie wtedy absurdalnie potknęłam się o własne nogi, z kolei mężczyzna widząc to chciał mnie złapać. Mimo to zahaczył nogą o moją granatową sukienkę i sam stracił równowagę. Jedynie zdążył nas obrócić w powietrzu, przytulając do siebie.

- Ugh! – jęknęłam.

- Auć! – syknął pan Alan.

Rozmasowałam czoło, które uderzyło w obojczyk mężczyzny, nim spojrzałam na niego. Dopiero teraz wyczułam jak umięśniony był pan Alan. Czułam się również bezpiecznie w jego ramionach, ale też tak jak gdybym była królikiem złapanym przez groźne zwierze. Takie, przed którym należało uciekać.

Przełykając ślinę spojrzałam na twarz pana Alana, który dalej się krzywił, trzymając mnie mocno. Potrząsnął głową, nim jego złote oczy opadły na mnie. Wtedy zdawało mi się, że świat się zatrzymał. Nie słyszałam muzyki, ani nie widziałam niczego innego oprócz mężczyzny znajdującego się pode mną.

Zupełnie jakbym była w transie.

- Jest pan cały? – spytałam cicho.

- Chyba tak. A pani?

- Wydaje mi się, że tak.

- Mmm...

Mimo to nie mogliśmy się od siebie odsunąć, dalej wpatrując się w swoje oczy. Przez to poczułam, jak gdybyśmy się do siebie przysuwali. Co po chwili okazało się być prawdą. Wcale mi się nie wydawało.

Przysunęłam się bliżej mężczyzny, zaraz potem dotykając jego warg swoimi. Były ciepłe, miękkie, wręcz idealne. A także łakome. Pan Alan nawet się nie zastanawiał, całując mnie zachłannie i prowadząc.

Był to mój pierwszy pocałunek.

Był idealny.

Wręcz uwięziona w ramionach mężczyzny, stałam się tak samo zachłanna. Wczepiłam się w pana Alana, całując i całując. Tym samym zapominając o całym świecie. Przy tym było mi ciepło i czułam się bezpiecznie.

Oprócz tego byłam wyraźnie pożądana.

Dopiero, gdy zadrżałam, bo dłoń mężczyzny przesunęła się po moich gołych plecach, oprzytomnieliśmy. Tylko wtedy, kiedy pan Alan rozpiął moją sukienkę. Zapewne gdyby nie to dalej kontynuowalibyśmy całowanie.

- Och, przepraszam – mężczyzna gwałtownie mnie zapiął i wstał razem ze mną. Następnie chrząknął cały czerwony na twarzy. – To nie czas i miejsce.

- Zdecydowanie.

Chrząkając odsunęliśmy się od siebie. Jednak to na niewiele się zdało, bo ciągnęło mnie do niego, bardziej niż do kogokolwiek innego. Wręcz pragnęłam ponownie być obejmowana i całowana. To było tak przyjemne uczucie, że ledwo nad sobą panowałam, co nigdy wcześniej się nie stało.

Zagryzłam wargę.

- Ja... - zaczęłam, poprawiając sukienkę. – W-więc...

- T-tak?

Nie potrafiliśmy nawet na siebie spojrzeć, po tym co się wydarzyło między nami. Na szczęście uratowało nas stukanie do drzwi.

- Malta jesteś tam?

Elmira!

- Już wychodzę! – dygnęłam pośpiesznie nie wiedząc gdzie patrzeć. – Mam nadzieję, że nie jest pan obolały. Zatem, do następnego spotkania.

- Ach, tak!

I rozeszliśmy się z mocno bijącym sercem.

Sercem oraz pragnieniem ponownego spotkania.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro