25. Spokojna randka

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Alan dobrze wiedział co planowałam i co chciałam osiągnąć, dlatego po wywiadzie od razu mnie zabrał. Powiedział, że należy mi się nagroda za to, co zrobiłam i on mi ją da. Na swój sposób.

Właśnie tak zabrał mnie na randkę.

Miało to odwrócić moje myśli od artykułu, który pojawi się jutro rano w gazetach. A także uspokoić, bo dalej byłam podenerwowana. W końcu bałam się także reakcji ludzi. Może i wiedziałam co będą robić, i jak się zachowają, ale jednak wszystkiego przewidzieć nie mogłam. Zresztą krytykowana i tak będę.

Pojawią się osoby mówiące, że jako kobieta powinnam to znieść. Jako kobieta należało mi się to, co mnie spotkało i musiałam być wdzięczna za to, jak mnie traktowano. Bo byłam tylko kobietą – ozdobą mężczyzny.

Jednak „Tylko Kobieta" znaczyła dużo więcej. Zaczynałam powoli myśleć, że było to coś, co można byłoby porównać do sekretnej mocy. Kobiety były bardziej emocjonalne, słabsze fizycznie, jednak silne psychicznie. To one trzymały pod sercem swoje dzieci, a potem wychowywały je tak dobrze jak mogły. Broniły ich, opiekowały się i znosiły przeciwności losu.

Kobieta miała okres i to ona też rodziła w bólu. Ale jednak decydowała się mieć dzieci. Decydowała się stawić czoła śmierci.

Kobiety miały tę sekretną moc.

I właśnie to czyniło je wspaniałymi kobietami, które są gotowe walczyć o swoje. Lub zwyczajnie przetrwać – czy to dla siebie, czy dla innych.

Ja również byłam kobietą, która zwyczajnie zawalczyła o siebie. O lepsze życie, to co uważała że będzie lepszą drogą.

Kobieta też mogła marzyć i dążyć do tego, czego pragnęła. Więc dlaczego miałabym słuchać jedynie brata, kuzyna, przyjaciela, męża, ojca... mężczyzny? Czemu sama nie mogłabym czegoś chcieć i do czegoś dążyć z wysoko uniesioną głową?

Mi udało się wytrzymać z agresywnymi mężczyznami dziesięć lat. Znosić ich i przeżyć, może przez to stłamszona, jednak dalej pełna nadziei. Nadziei, że przyjdzie lepszy czas i wszystko się odmieni. Co się stało z chwilą, gdy pomyślałam o rozwodzie. To było coś, co mogłam zrobić dla siebie i tego lepszego życia.

Ja – kobieta! – wygrałam sprawę i rozwiodłam się publicznie ze swoim mężem.

Ja – kobieta! – zdecydowałam się być silna i pewna siebie. Zdecydowałam się pokochać kogoś, kto był przy mnie przez długi czas. Zobaczyłam, jak o mnie dba, jak stara się i troszczy. Pokochałam mężczyznę, chociaż przez mężczyznę byłam skrzywdzona. Jednak zrobiłam to, dla siebie.

Ścisnęłam mocniej dłoń Alana.

Byłam kobietą i miałam tę moc, by walczyć o siebie. Kochać, marzyć, czuć i wierzyć. Przeciwstawić się mężczyźnie.

Bo byłam kobietą.

Tylko kobietą.

Uśmiechnęłam się szeroko, razem z Alanem podziwiając wystawę sztuki. W galerii przedstawiano obrazy namalowane przez kobietę. Tę, która przez lata ukrywała swoją tożsamość, jednak wreszcie przestała się ukrywać i stawiła czoło światu. I to świat miał uznać, czy ją zaakceptuje, czy też nie. Ale się nie bała. Dlatego też stała dumnie, będąc uwielbiana przez kobiety i gardzona przez większość mężczyzn.

Też zamierzałam tak stać.

Artykuł był tylko początkiem i nie mogłam o tym zapomnieć.

- Wiedziałem, że to poprawi ci humor – ucieszył się Alan, szturchając mnie lekko. – Chciałabyś coś kupić?

- N... Tak – zamieniłam odpowiedź, przyglądając się obrazowi znajdującemu się tuż przy mnie.

Był to obraz lecącego ptaka w chmurach. Na dole było widać czubki drzew, ale to nie one zwracały moją uwagę. Raczej to, gdzie ten piękny jastrząb leciał – w stronę słońca. Słońce często symbolizowało następny dzień lub zwyczajnie drogę do lepszego jutra.

A ptak...

- Wolność – wyszeptałam przytulając do siebie rękę Alana. – To obraz symbolizujący wolność i drogę do lepszego jutra.

- Mówisz? Ja tam myślę inaczej – Alan przygarnął mnie bliżej siebie. Czułam na sobie spojrzenie jego złotych oczu, jednak nie odrywałam wzroku od obrazu. – Sądzę, że to ma znaczyć codzienne dążenie do lepszej wersji siebie. Zmianę.

- Podoba mi się.

- Kupujemy?

- Mmm – przytaknęłam, kiwając głową, po czym układając ją na ramieniu Alana. – Chciałabym mieć ten obraz.

- Postawimy go w swoim domu – rzucił niezobowiązująco Alan. – Więc teraz przetrzymam go jako zakładnika. Dzięki temu na pewno częściej będziesz chciała do mnie przychodzić.

- Haha! Jeśli ja go...

- Przepraszam! Jestem zainteresowany kupnem tego obrazu! – zawołał głośno Alan, nie czekając na moją odpowiedź.

Właśnie wtedy mężczyźni sprzeczający się z kobietą- autorką, otworzyli szeroko oczy. Bo jeden z nich otwarcie przyznał, że chce coś kupić od kobiety. Od tej, której ręka to narysowała.

W ich oczach pojawiło się jedno określenie – „zdrajca". Jednak Alan się nimi nie przejmował, jedynie uśmiechnął się, wskazując pośpiesznie obraz. Jednocześnie w ten sposób dodając sił malarce.

- Idę!

- To będzie pierwsza rzecz do naszego domu. Ta pierwsza kupiona wspólnie – rzucił z zadowoleniem Alan, całując mnie w głowę. – Babcia na pewno się ucieszy, gdy przyjedziesz i pozmieniasz wystrój domu. Często mówi, że nie ma do tego głowy.

- A-alan!

- Ten obraz również jej się spodoba. Tak samo jak ty, skarbie.

Nie udało mi się przez niego przebić. Był jak mur, który należało zwyczajnie zaakceptować. Jednak to również nie było takie złe. Ponieważ dowiedziałam się, że naprawdę Alan chciałby mieć mnie w swoim życiu. Nie, naszym wspólnym życiu, nie tylko jego własnym, niczym przedmiot.

Zaraz potem doszła do nas malarka – kobieta w średnim wieku. Z wdzięcznością na twarzy, ale też zażartym charakterem. Długo kłóciła się z Alanem o cenę, nim doszli wreszcie do kompromisu.

Zaś na koniec mrugnęła do mnie, jak gdyby dziękowała mi za przyjście tu i namówienie mężczyzny do kupienia czegoś.

Kobieta kobiecie może być albo wrogiem, albo przyjacielem. Dziś jednak stałyśmy się sojuszniczkami, takimi które walczą o to samo.

O lepsze jutro dla kobiet.

**********

Alan nie skończył na obrazie. Kupił mi jeszcze lunch, deser i obiecał zabrać na obiad. Obiad w swoim obozie, rzecz jasna. Ponoć kucharze bardzo chcieliby pochwalić się ponownie swoimi umiejętnościami. Czułam, jednak że tu bardziej chodziło o coś więcej. W końcu nie mogłoby być to tylko to, żebym spędziła z Alanem więcej czasu. Widywaliśmy się przecież codziennie!

Mimo to uległam Alanowi. Wiedziałam jak bardzo pragnie żebym z nim została na dłużej. W końcu przez tak długi czas byliśmy osobno, niezdolni się ze sobą zobaczyć, ani skontaktować.

Dlatego też po wspólnym, długim spacerze po parku, ruszyliśmy do powozu. W międzyczasie zauważyłam, że wiele osób szepcze o nas. Wskazując mnie palcami, mnie i Alana. Zapewne wytykali to, że rozwódka tak szybko znalazła sobie kogoś innego. Albo też, że za kochanka wzięłam sobie zwykłego kupca – co dało się zauważyć. Alan zawsze chodził w luźniejszych ubraniach, które mu pasowały i nie krępowały ruchów. Nie lubił garniturów, fraków, czy innych wykwintnych ubrań.

Widząc to, jedynie bardziej przyległam do Alana, który uśmiechnął się do mnie. Musiał czuć spojrzenia i słyszeć szepty. Mimo to nie reagował, a przynajmniej na to nie wyglądało. Wobec czego chciałam mocniej pokazać, że się tego nie wstydzę. Że nie wstydzę się ani związku, ani co zrobiłam.

I nigdy też nie zamierzałam.

Byłam rozwódką.

Alan zajmował się kupiectwem.

Ale co złego w tym było?

Tak samo lub podobnie szeptali – w pierwszych miesiącach – o Elmirze i Lionelu. Komentowali wszystko co niby nie smuciło i nie wzruszało Eli. Jednak ja wiedziałam, że robiło jej się przykro, że Lionel musi to znosić. Mężczyzna, który jej się podobał, musiał wiele przejść, by pozbyć się również podstępnych adoratorów, czy łowców pozycji, gotowych zgarnąć Elmirę. Ale przeszli to, pokazując światu, że są parą, która się nie złamie.

Sama zamierzałam być podobna.

Zamierzałam pokazać wszystkim, że ja i Alan nie mieliśmy nic przeciwko. Mogli sobie szeptać i mówić co chcieli. Mieli do tego prawo, tak samo jak ja do spotykania się z kim chciałam.

- Więc co potem? – spytałam wesoło, ignorując szepty.

- Słucham?

- Pytam co będziemy robić po zjedzeniu obiadu.

- Och! – Alan zaśmiał się, kręcąc głową. – Odpoczniemy, to pewne. Potem może pokażę ci co znalazłem, ale to przyniosę do namiotu. W końcu dziś się nachodziłaś. Na koniec kolacja i może... śniadanie razem? Podoba ci się ten plan?

Zachichotałam.

Wiedziałam, że to niewinnie nie mogłoby się skończyć, bo Alan często sugestywnie wskazywał, że chciałby pójść ze mną do łóżka. Nie zawsze po to, by uprawiać miłość. Czasami zwyczajnie pragną zasnąć ze mną w ramionach. Jakby chciał się upewnić, że z nim byłam. Że mnie nie stracił, czy nie wrócił do czasu, gdy nie mógł być ze mną.

- Podoba mi się – przyznałam wsiadając do powozu. – Szczególnie ta kolacja ze śniadaniem razem.

- A robienie dzieci? – spytał Alan, gdy powóz ruszył.

- Huh?

- Wiem, że bierzesz te... lekarstwa, ale może nie są one już tak potrzebne? Ja naprawdę chcę stworzyć z tobą przyszłość.

- A nie chcesz jeszcze nacieszyć się nami?

- To też mi się podoba.

Alan przesiadł się na miejsce obok mnie, szepcząc że ten plan również jest godny rozpatrzenia. Po czym zaczął łaskotać mnie, bylebym przeniosła się na jego kolana, jak zwykle.

Zasłoniłam zasłony, całując Alana w usta.

- Czyżbyś coś planowała? Tak w drodze?

- Hm... może coś związanego z nacieszeniem się sobą?

- Niebezpiecznie, ale możemy zrobić co zechcesz – przyznał Alan, chwytając mnie mocniej w pasie.

- A co ty byś chciał?

- Żebyś mnie pocałowała i została ze mną. Nic więcej mi nie potrzeba.

- Słowo, że zostanę.

Tak długo, jak będzie trzeba.

A nawet dłużej.

Z Alanem zamierzałam stworzyć swoje jutro.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro