6

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gdy się obudziłam, był już późny dzień, otworzyłam oczy, przede mną siedziała jakaś postać. Wyostrzyłam wzrok i ujrzałam Chishiyę.

- Wreszcie wstałaś. – powiedział, tak jakby ucieszony na mój poranny widok

- Ahoka?! Nie masz lepszych rzeczy do roboty tylko siedzisz i patrzysz jak śpię? – mruknęłam sennie

(Ahoka, jap. アホか - co do cholery)

Mężczyzna tylko uśmiechnął się po czym wstał i podszedł do drzwi.

- Kapelusznik wygłosi zaraz przemówienie. Pośpiesz się. – odparł i wyszedł z pokoju zamykając drzwi za sobą

Podniosłam się i ręką przeczesałam lekko rozczochrane włosy. Spojrzałam w lustro, mój makijaż był odrobinę rozmazany, natomiast wszystko inne wyglądało raczej w porządku.
Przypomniałam sobie co wczoraj usłyszałam od zarządcy Plaży, wszyscy mają nosić stroje kąpielowe. To, co aktualnie miałam na sobie nie było w żadnym stopniu wymaganym ubiorem.

- Cholera muszę znaleźć sobie jakieś inne ciuchy. – postanowiłam zrobić to po przemówieniu i solidnym śniadaniu

Wstałam powoli z łóżka, a następnie odruchowo sięgnęłam po telefon, wyłączony. Czyli każdy telefon wyłącza się po zagraniu w grę... . Ciekawe.
Na korytarzu przywitała mnie przyjaźnie Kuina, najwidoczniej bardziej ogarnięta już niż ja.

- Hej. Chishiya powiedział mi co się stało między tobą a Niragim. Wszystko ok? – uśmiechnęłam się na jej słowa po czym odpowiedziałam krótko

- Hejka. – skrzywiłam się na jej wspomnienie o mężczyźnie – Tak jest okej, miło, że się martwisz.

Dziewczyna odwzajemniła mój uśmiech, po czym oparła się o balustradę i z wyczekiwaniem spojrzała na wysunięty balkon jedno piętro pod nami. To pewnie tam miało być przemówienie. Nie czekałyśmy długo gdyż jedynie parę minut później Kapelusznik i cała jego świta zjawili się przed zebranym już tłumem.
Na dole rozległy się rozradowane okrzyki.

- Czas powitać nowy dzień w naszej Plaży! Jak się bawicie? – tłum zaczął wrzeszczeć, co usatysfakcjonowało ciemnowłosego – Pamiętajcie, że dzisiaj jest dzień gier, więc jeśli kończy wam się wiza, weźcie udział, a ten, kto ukończy swoją grę najszybciej, wygra nagrodę. Na razie jednak cieszcie się luksusem i korzystajcie z życia! – Kapelusznik rozłożył ręce w teatralnym geście, po czym odszedł razem ze swoją obstawą

Ludzie jeszcze przez chwilę skandowali jego imię po czym rozeszli się, a w lobby nastała cisza.
Spojrzałam zdziwiona na Kuinę.

- Naprawdę dają nawet nagrody? Aż tak im odbiło? – spytałam niedowierzając

- Mnie nie pytaj. Nie jestem w zarządzie, to raczej sprawa Chishiyi. – odparła

- No dobra. To ja idę zjeść śniadanie i potem na małe zakupy. – samo słowo „kupować" nie miało w tym świecie żadnego sensu, bo pieniądze się tu nie liczyły, ale nawyk to nawyk

Kobieta kiwnęła głową po czym wróciła do swojego pokoju.

Po drodze do wyjścia spotkałam Chishiyę, ostatnio zachowywał się przy mnie jakoś dziwnie, coraz częściej się uśmiechał i to nie w drwiący sposób, tylko taki... uczuciowy? W jego przypadku trudno było to opisać gdyż okazywanie jakiejkolwiek emocji przez niego było samym w sobie przełomem. To jednak było coś innego.

- Hej. Idę coś zjeść. Przejdziemy się? – spytałam go i ku mojemu zdziwieniu zgodził się, uśmiechnięta wyszłam z nim z budynku

Po zjedzonym posiłku, zdecydowaliśmy, a raczej ja zdecydowałam, że pójdziemy do najbliższego centrum handlowego i tam przy okazji zbierzemy inne, potrzebne zapasy. Nigdy nie wiadomo co może się wydarzyć, nawet w takim „raju" jak Plaża.

- Jeszcze raz dziękuję za to, że pomogłeś mi wczoraj z Niragim. – odezwałam się po dłuższej chwili ciszy

- Nie wiem, czym się tak zachwycasz, każdy by tak zrobił. – mruknął wpatrując się w dal

- Ale nie mógłbyś po prostu podziękować jak normalny człowiek? – westchnęłam

- Normalni ludzie są nudni.

- Zapachniało wygórowanym ego. To już widzę dlaczego tak bardzo interesuje cię Niragi. – przewróciłam oczami

Mężczyzna zignorował moją wypowiedź.

- Jesteśmy. – oznajmił, po czym popchnął drzwi wejściowe

Postanowiliśmy, że się rozdzielimy, ja miałam znaleźć sobie ubrania oraz ewentualne apteczki, natomiast Chishiya miał znaleźć jakieś nadające się do spożycia jedzenie.

Zaczęłam od przeszukiwania dolnych pięter, od razu w oczy rzucił mi się duży, podróżny plecak, idealny dla spakowania zapasów. Na jednej ze ścian zauważyłam również apteczkę, z której wyjęłam wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy takie jak bandaże, czy plastry.
Moim następnym celem stała się apteka, zaczęłam chodzić po sektorach i zbierać jakieś chusteczki oraz dezynfektory. Zauważyłam również dezodorant, może nie był najbardziej potrzebny ale warto było przynajmniej ładnie pachnieć.
Po spakowaniu medycznych rzeczy, zwróciłam się ku sklepom z ubraniami. Weszłam na górę po niegdyś ruchomych schodach i rozpoczęłam wybieranie ciuchów, napewno potrzebowałam bluzy oraz wygodnego obuwia, byłam świadoma, że w Plaży można było nosić wyłącznie letnie buty, ale wolałam je mieć na wszelki wypadek.
Ostatecznie w moim plecaku znalazły się zwykłe, czarne tenisówki oraz cienka bluza. Na siebie natomiast założyłam zwykły, wiśniowego koloru, dwuczęściowy strój oraz przewiewne, materiałowe białe szorty. Swoje znoszone baletki zmieniłam na sandały.

Kiedy byłam już gotowa, zawołałam Chishiyę, lecz nikt mi nie odpowiedział.  Rozejrzałam się po piętrze, lecz nigdzie go nie widziałam. Lekko zaniepokojona zeszłam na dół i rozpoczęłam poszukiwania blondyna.

- Chishiya! Jesteś tu? – powoli zaczynałam się denerwować, nigdzie nie było po nim śladu

Po chwili jednak próbowałam się uspokoić, zaczęłam mówić sobie, że przecież nie może być daleko i napewno poszedł po prostu do Plaży jak zwykle nie przejmując się innymi.
Tym razem poirytowana wyszłam z galerii i zauważyłam go stojącego przy moście, na którym staliśmy wczoraj kiedy zmierzaliśmy do hotelu.

- Chishiya. Wszystko okej? – spytałam podchodząc bliżej

Blondyn odwrócił się w moją stronę i rzucił mi ostre spojrzenie.

- Wszystko w porządku. Musiałem odetchnąć. Strasznie długo się zbierałaś i zacząłem się nudzić. – odpowiedział swoim typowym tonem

Postanowiłam nic nie odpowiedzieć tylko od razu przeszłam do pytania.

- Masz jedzenie? – skinął głową – W takim razie wracajmy.

Bez słowa ruszyliśmy powoli w stronę Plaży, od czasu do czasu mijały nas auta zapewne jadące na gry.

- Zastanawiasz się czasem, co się stanie jak skończymy grać? – zapytałam po dłuższej chwili ciszy

- Zapewne wrócimy do prawdziwego świata.

- Mówisz tak tylko dlatego, że wszyscy tak sobie wmawiają, czy dlatego, że naprawdę w to wierzysz? – dobrze znałam odpowiedzieć na to pytanie, mimo to chciałam ją usłyszeć od niego

- Oczywiście, że sam nie wiem w co wierzyć. Wolę mieć jakąkolwiek nadzieję, bez nadziei trudno jest przetrwać. Uwierz mi, wiem to. – dopiero po chwili zrozumiałam co powiedział i nagle miałam ochotę go przytulić, czułam, że tego potrzebował, ale nie chciał się do tego przyznać

Po powrocie do Plaży, ja, Chishiya, Kuina, Usagi i Arisu spotkaliśmy się razem w moim pokoju i zaczęliśmy przygotowywać nasze zapasy.

- Coś się zbliża, kolejna gra. Czuję to. — Arisu miał rację, w hotelu pomimo luźnej atmosfery dało się wyczuć napięcie – Coś dużo gorszego niż do tej pory.

- Moja wiza wygasa jutro. Idziemy razem czy rozdzielamy się na dzisiejsze gry? – spytałam, nie miałam siły brać udziału w jakiejkolwiek pojebanej walce o przetrwanie, ale dobrze wiedziałam, że nie miałam wyboru

Chishiya spojrzał na mnie uważnie, a następnie zwrócił się do wszystkich.

- Arisu, Usagi, pójdziecie razem na dzisiejszą grę. Ja, Kuina i Kyoko, pójdziemy we trójkę. – kiedy wypowiedział moje imię, wyczułam w jego głosie lekką zmianę, na jakby... łagodniejszy ton...? – Kiedy gry się skończą, spotkajmy się w tym pokoju. Wtedy pomyślimy co dalej.

Wszyscy skinęli głowami i zaczęli zbierać się powoli do wyjścia. Kiedy reszta opuściła pomieszczenie, zostaliśmy tylko ja i Arisu, spojrzałam na ciemnowłosego który wciąż siedział na fotelu i patrzył się w dal pustym wzrokiem.

- Arisu..., wszystko w porządku? – zero odpowiedzi – Gdzie jest twój przyjaciel? Ten, który grał z tobą w Berka? – po chwili mężczyzna odwrócił się w moją stronę, ze spuszczoną głową

- To moja wina. – wyszeptał wciąż wpatrując się w podłogę

Zrozumiałam o co mu chodzi, niestety aż za dobrze znałam ten ból.

- Arisu, cokolwiek się stało, to nie jest twoja wina, w żadnym wypadku. Wiem jak to jest, obwiniać się za śmierć kogoś bliskiego, ja... – przerwałam gdyż łzy zaczęły napływać mi do oczu – też straciłam ukochaną osobę, dwie, w zasadzie.

Ciemnowłosy spojrzał na mnie, doskonale wiedziałam jak się czuł.

- Nie, Kyoko. To JEST moja wina. – powiedział stanowczo po czym zamierzał wstać, ale ja zagrodziłam mu drogę

- Posłuchaj. Ten świat... to okrutne miejsce, nie ma tu zasad ani moralności. To naprawdę nie jest twoja wina, zrobiłeś co musiałeś. Oni też. To miejsce nie jest sprawiedliwe i musimy się z tym pogodzić, inaczej nikt z nas nie wróci do prawdziwego świata. – mówiąc to, położyłam mu rękę na ramieniu, Arisu powoli skinął głową

- Dziękuję. – powiedział po czym skierował się do drzwi wyjściowych – Idziemy? Nie zostało nam dużo czasu do rozpoczęcia.

Oboje wyszliśmy z pokoju i udaliśmy się na poszukiwanie kolejnych gier.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro