10. Para przyjaciół i wiele sarkazmu

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jeżeli myślicie, że Solace zdoła mnie namówić do wszystkiego,  co mu się wymarzy, to bardzo się mylicie! Może i ma ten dar przekonywania mnie do... większości rzeczy, których w normalnych przypadkach nawet bym nie spróbował, ale ja nie jestem taki uległy, okej? Spędzenie trzech dni świąt w towarzystwie jego rodziny było dla mnie nie lada wyzwaniem, a co dopiero spędzenie z nimi sylwestra. O nie, na to nigdy się nie zgodzę! Hazel chciała iść, ale ponieważ oznajmiłem wszystkim, ze za nic w świecie tam nie pójdę, to zrezygnowała i zadeklarowała, że zostaje razem ze mną w domu. Prawdę mówiąc, nie obraziłbym się gdyby poszła. To czy będę sam, czy z kimś, nie ma dla mnie znaczenia, a impreza noworoczna z tłumem ludzi i głośną muzyką nie jest dla mnie.

Można by pomyśleć, że moje plany są nudne, lecz dla mnie są czystą przyjemnością. Spędzenie sylwestra we własnym łóżku brzmi jak piękny sen mogący się spełnić. Zgaduję, że dla większości ludzi byłoby to głupie i zbyt zwyczajne, ale ja nie widzę w Nowym Roku żadnego fantastycznego wydarzenia. Właściwie to co w tym takiego fajnego? Sylwester niczym nie różni się od innych nocy. Jedyne co zmienia się tego dnia to kartka z kalendarza. Nie rozumiem tego fenomenu. Przecież każdy dzień jest wyjątkowy, unikatowy. To znaczy, jeśli dzisiaj byłby któryś marca jakiegoś roku, no to tego dnia już nigdy nie będzie. Za rok, owszem, dzień i miesiąc będą się zgadzać, ale rok będzie już inny. Skoro świętujemy zmianę roku, to czemu by nie  świętować zmiany dnia, czy miesiąca? Poza tym weźmy pod uwagę to, ze skoro mieszkam teraz w Stanach Zjednoczonych, to kiedy wybije północ i rozpocznie się nowy rok, to przykładowo we Francji, będzie już szósta rano nowego roku. Czy więc na prawdę jest to takie unikatowe wydarzenie? Przecież podczas zmiany tej godziny nadal będziemy tymi samymi ludźmi, nic w nas się nie zmieni, nie będzie końca świata, nie będzie żadnych cudów. Wszystko pozostanie takie jakie było kilka minut, czy sekund wcześniej.

Tak samo nie rozumiem postanowień noworocznych. Większość osób stawiających sobie cele na następne lata, nie spełnia ich. Udaje, ze próbuje coś zrobić w swoim życiu, a poza doczepienia do tego etykiety "Postanowienie na nowy rok" nie robi nic.  Jeśli chcesz cokolwiek zmienić to po co szukać jakichś okazji do tego? To nie od roku zależy jaki będziesz, nie od okazji. Chcesz się zmienić? Zrób to teraz! Nie czekaj na specjalne zaproszenie, bo możecie zaprzepaścić wasza szansę na zmianę. Szczerze mówiąc, jak na to teraz patrzę to jestem cholernym hipokrytą... Chociaż raz mógłbym dostosować się do własnych rad.

Poza tym jeżeli postanowiłbym kiedykolwiek ustanowić sobie te postanowienia na nowy rok, to prawdopodobnie wyglądałyby one mniej więcej tak:

1. Walnąć Drew w twarz. Zasłużyła sobie suka.
2.Pogodzić się z ojcem.
3. Powiedzieć Willowi, że mi się podoba.
4. Wykreślić trzecie.

Nie... Chyba nigdy nie odważyłbym się na takie odważne kroki, a przede wszystkim to nigdy nie powiedziałbym mu, że go lubię. Mogę czekać nawet dziesięć lat, byle tylko to on zrobił pierwszy krok. Jeżeli mu się nie podobam, no to cóż, trudno.

Ponieważ zostaliśmy sami w domu, moja siostra zaprosiła do nas na sylwestra Franka i kilkoro znajomych. Lubiłem Franka, jasne, ale miałem wielką nadzieję, że nikt nie będzie mi przeszkadzać. Tak więc, leżałem w łóżku i słuchałem muzyki.

Podczas wigilii kuzyn Willa chciał ze mną pogadać. Potem jednak nie było na to dobrej okazji. Ilekroć byłem sam i Jake już próbował się odezwać, przychodził Will, otaczając mnie ramieniem i uśmiechając się od ucha do ucha. Mnie to jednak nie przeszkadzało. Czułem się nieswojo w towarzystwie kogokolwiek kogo ledwo znałem. Z Willem natomiast mogłem się rozluźnić. Przyzwyczaiłem się do jego zachowania, wręcz zaczynało mi się podobać... Wykreślić ostatnie zdanie. Wróćmy do sytuacji ważnych i ważniejszych.

***

Archiwum rozmów z 31 grudnia
Messages: Will
7:45 PM| Will: Heeej! Neeky!
7:50 PM| Me: Neeky?
7:51 PM| Will: Mhm
7:51 PM| Me: ?
7:54 PM| Will: Co porabiasz?
7:55 PM| Me: Nic...
8:05 PM| Will: To w takim razie szkoda, że cię tu nie ma. Fajnie jest. Aha, no właśnie trzymasz nadal to co ci dałem, czy wyrzuciłeś do kosza? ;)

W tamtym momencie przypomniałem sobie o pudełeczku, które Will dał mi na święta. Oczywiście, że nadal to miałem. Od świąt nie wałkowaliśmy już tych tematów, tylko zaczęliśmy rozmawiać o szkole i tysiącach innych spraw. Zerknąłem w stronę biurka i rzuciłem mój telefon na pościel łóżka. Podszedłem do szafek, po czym otworzyłem jedną z nich. Pudełko leżało nienaruszone, w dokładnie tym samym miejscu, w którym je zostawiłem. Od kiedy wróciliśmy tamtego wieczoru od rodziny Solace, prezentu praktycznie nie ruszałem. To nie dlatego, że nie przypadł mi do gustu, o nie. Po prostu... no, nie wiem... Bałem się go popsuć.
Delikatnie otworzyłem opakowanie i wyjąłem ze środka długi, srebrny naszyjnik z małym kamieniem szlachetnym doczepionym u dołu. Uśmiechnąłem się lekko i w tym samym momencie drzwi do mojego pokoju otworzyły się z hukiem, a medalik wypadł mi z rąk.

-Nico!- moja siostra wpadła do pomieszczenia, szczerząc się w uśmiechu. Zamarłem w miejscu, a gdy ona to zauważyła, wyraz jej twarzy szybko się zmienił.- Wszystko w porządku?

-Ta-k...- wymamrotałem, szybko odwracając się.- Coś się stało?

-Co? Och, nie, nie... Tylko... Szukałam mojego...- jej wzrok zatrzymał się na mojej szafce nocnej.- Och, tu go zostawiłam.

Chwyciła swój telefon, zerkając na mnie niepewnie.

-Na serio wszystko jest okej?

-Tak, tak.- skinąłem prędko głową i oparłem się o brzeg biurka. Przypatrywała się mi przez moment, po czym również skinęła głową i opuściła mój pokój, zamykając za sobą drzwi i rzucając krótkie "na razie".

Spojrzałem na ziemię, tam gdzie upadł mój naszyjnik. Nic mu się nie stało... Poza tym, że kamień odpadł... Zamknąłem oczy i policzyłem do trzech. Schowałem medalik do pudełeczka. Spróbowałem zapomnieć o sprawie. Nic się nie stało. Chyba.

Messages: Will

12:01 PM| Will: Żyjesz tam? Szczęśliwego nowego roku.

***

Po nowym roku, szybko wróciłem do szkoły. Przez pierwsze dni prawie w ogóle nie miałem do czynienia z Willem. Nie biorąc pod uwagę codziennych smsów od niego... Wiadomości od nieznanego numeru i głuche telefony ustały, chociaż sam nie wiedziałem czemu. Gdzieś w połowie stycznia, siedziałem w stołówce, najzwyczajniej w świecie gapiąc się na moją kanapkę z indykiem. Myślałem, że jestem głodny, ale gdy już ją kupiłem to mi przeszło. Ogólnie ostatnio mało jadłem.

-Hej, Nico.- usłyszałem głos Willa nad sobą. Usiadł obok mnie, jak zwykle uśmiechnięty, przesuwając swoją tacę na stoliku.- Walczysz na spojrzenia z kanapką?- roześmiał się.

-Hej...- mruknąłem i uśmiechnąłem się przelotnie. Założę się o dziesięć baksów, że zdołałem zauważyć lekkiego rumieńca na policzkach mojego przyjaciela.- Ja po prostu... Hmm... Nie.

-Uważam, że powinieneś spróbować coś zjeść.- wzruszył ramionami.- Albo znowu zaśniesz w klasie i nie będę miał z kim gadać.

Zaśmiałem się pod nosem na myśl o możliwości takiej sytuacji. Kilka tygodni przed przerwą świąteczną zdarzyło mi się zasnąć na lekcji sztuki, podczas kiedy Will, po raz kolejny wykłócał się z panią profesor.

-Nie dzięki. Nie jestem głodny. Już nie. 

Mój przyjaciel wywrócił oczami.

-Poza tym masz dużo znajomych, z którymi mógłbyś pogadać.- dodałem.

-Pfft, ale to z tobą najbardziej lubię rozmawiać.- stwierdził i szturchnął mnie delikatnie łokciem.- Jesteś moim najlepszym kumplem.

-Okej, ile kasy potrzebujesz tym razem?- zapytałem, pół żartem, pół serio i położyłem głowę na stole.

Will zrobił to samo i spojrzał mi w oczy.

-Porozmawiajmy może, co?- zaproponował.

-O czym?

-Nie wiem, o uczuciach.

Parsknąłem.

-Wiesz, że nie lubię. A poza tym, nie potrzebne ci to.

-No weź, chociaż raz. Dla mnie?- podniósł głowę i wydął dolną wargę, przez co wyglądał jak dziecko, któremu ktoś zabrał słodycze. Zakryłem mu twarz ręką i również się podniosłem.

-Chyba śnisz. Bawisz się w reportera, czy co?

-Humorek ci się pogorszył?

Wzruszyłem ramionami.

-Jest to możliwe.

-Okresu dostałeś?

-Pieprz się.

Will wyglądał jakby miał jakąś ciekawą uwagę na ten temat, ale szybko się wycofał.

-Jesteś upierdliwy.- stwierdziłem.

-Ja po prostu planuję niesamowitą przyszłość z tobą. I nie mogę tego zrobić, gdy miewasz humorki.

-Niesamowitą przyszłość?- spojrzałem na niego i pokręciłem z niedowierzaniem głową.- Dlaczego ja nic nie wiem na ten temat?

-Ponieważ, jestem ciągle w trakcie planowania... Chcesz rezydencję na Hawajach czy na księżycu? Wciąż nie mogę się zdecydować.

Zaśmiałem się.

-Jesteś dziwakiem. I do tego szalonym.

-Jestem fajny.- wyszczerzył zęby w uśmiechu.- No dobra, przejdźmy do konkretów.

-W sensie?

-W sobotę wieczór...- zaczął, lecz mu przerwałem.

-Nie.

-Nawet nie wiesz o co mi chodzi.

Wywróciłem oczami.

-W sobotę wieczór...- powtórzyłem po nim, naśladując jego głos.-... jest fajna impreza i masz iść ze mną. Zero sprzeciwów, Neeky.

-Ja serio mówię w taki sposób?

Westchnąłem.

-Chodzi ci o tę imprezę u Lou, o której wszyscy mówią?

-Tak, skąd wiesz?

-Może dlatego, że na tablicy informacyjnej wisi wielki plakat z napisem: "Domówka u Ellen, sobota, przed ósmą wieczór".

-Naprawdę?

-Tak!

-Czyli idziesz ze mną?- zapytał z nadzieją w głosie.

-Nie.-

-Czemu?

-No bo nie.

***

Damdaradam! Zakończyłam ten oto długo, sylwestrowo-noworoczny rozdział i mam nadzieję, iż przypadł Wam chociaż troszeczkę do gustu, bo długo go pisałam. Tak jak zapowiedziałam, do świąt nic nie pisałam, ale jest na sylwester! Dajcie znać w komentarzach jak Wam się podoba i czego Wam brakuje!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro