14. Liceum kiedyś mnie wykończy.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Okej, przyznaję, uciekanie z zajęć w połowie dnia to mój ukryty talent.

Zaraz po tym głupim incydencie z Drew wybiegłem ze szkoły i usiadłem oparty o zewnętrzną ścianę budynku. Spojrzałem na zegarek, po czym odchyliłem głowę do tyłu (prawie waląc czołem o parapet, który był nade mną). Było już po jedenastej, tak więc kolejne zajęcia musiały się już zacząć.

-Dobrze się bawisz?- usłyszałem głos przede mną, a kiedy spojrzałem się w stronę, z której on dochodził to mało nie krzyknąłem. Will zwisał głową w dół z okna, w taki sposób, że trzymał się rękoma parapetu, a sam patrzył się na mnie z wielkim uśmiechem na twarzy.

-Boże, William, co ci odbiło?- wcisnąłem się bardziej w ścianę.

-Co tu robisz?

Zignorowałem go, zmieniając temat.

-Nie masz lekcji?

-Mam.

-Co ci odbiło?- powtórzyłem pytanie.

-Nic. Mamy wolną klasę, bo pani Hudson wyszła na chwilę.

-Idź sobie.- położyłem dłoń na jego twarzy, aby go odepchnąć, ale on się jedynie zaśmiał.

-Co tu robisz?- zapytał ponownie, kiedy odsunąłem rękę.

-Siedzę, kretynie.

-Zauważyłem.- uśmiechnął się w taki sposób, przez który zrobiło mi się dziwnie ciepło na sercu (z trudem się do tego przyznaję, okej?).

-Weź przestań.- warknąłem, usuwając się w bok, a Will wypadł z okna, lądując na plecach. Mimowolnie się zaśmiałem, kiedy jęknął z bólu.

-Chyba złamałem sobie kark.- wymamrotał, powoli podnosząc się do pozycji siedzącej.

-Szczerze w to wątpię.

Wlepił we mnie swój wzrok.

-Płakałeś?

-C-Co?- pokręciłem głową.- Chyba serio coś ci się w głowę stało, bo bredzisz.

Will zmarszczył brwi, zamrażając swoją twarz w wyrazie idealnego skupienia.

-Wydajesz się być smutny.

-Może.- wzruszyłem ramionami.- Ale na sto procent nie płakałem. Ja nigdy nie płaczę. Nie jestem dziewczyną.

-Płakanie nie jest przeznaczone dla żadnej z płci.

-Płakanie jest dla bab.

-Przesadzasz. Płakanie jest dla ludzi z uczuciami.

-Może ja nie mam uczuć?

-Każdy ma.

-Najwyraźniej ja nie.- wstałem i zacząłem otrzepywać swoje spodnie z trawy.

-Nico...

-Przestań.- warknąłem.

Will westchnął, również wstając.

-Czy kiedykolwiek porozmawiamy..?

-Nie widzę takiej potrzeby.

-Jezuu, przestań być taki gburowaty.- jęknął.

-Znasz mnie. Jestem gburowaty.

-Porozmawiamy?

-Zwiariować z tobą można!

-Czyli tak?

Westchnąłem.

-W porządku.

Will wydawał się być zaskoczony. Wręcz można było pomyśleć, iż oczekiwał długiej kłótni, a wszystko poszło łatwiej, niż się spodziewał.

-Serio?

-Uważaj bo zmienię zdanie.- oparłem się o ścianę, chowając dłonie w koeszeniach.

-Czemu mnie unikasz?

-Dużo czynników na to wpływa.- palnąłem.

-Na przykład?

-Na przykład...- zacisnąłem zęby.- Na przykład to, że dwa tygodnie temu, całowałeś się z jakąś dziwką na imprezie!

Will zrobił urażoną minę. Zmarszczył brwi i przez chwilę można było pomyśleć, że nie rozumie mojego języka. Po chwili jednak łzy podpłynęły mu do oczu, a on sam westchnął.

-Och, Nico...

Machnąłem lekceważąco ręką.

-Nie jest to oczywiście coś czym bym się przejmował. Możesz robić co sobie chcesz. Nic mi do tego z kim się całujesz i z kim robisz cokolwiek.

-Neeks... Ja...

-Zabrakło ci języka?

-Pozwól mi wyjaśnić.

-Och, bo może masz złego brata bliźniaka, który wszystko zaplanował, tak?- zaśmiałem się gorzko.

-Nie... Nie w tym sęk.

-A w czym, kochasiu?

-Przestań pograszać sytuację i daj mi dojść do słowa!

Westchnąłem ciężko, ale nie ważyłem się skomentować jego słów. Poczułem jak oczy mi się nawilżają. Nie miałem ochoty ryczeć jak dziewczyna, chciałem tylko zakończyć tę rozmowę, a najchętniej tę znajomośç również.

-Ja... Nie wiem co we mnie wstąpiło.-zamknął oczy.- Przez cały czas siedziałem z Jake'iem i Lou.

-Ach tak, przez caluuutki czas.- prychnąłem z pogardą.

-Nico, proszę.- spojrzał się na mnie z wyrzutem, jakbym to ja zrobił coś złego, kiedy to wszystko była jego wina.

-Dobra. Powiedzmy, że ci wierzę. Co dalej?

-I wtedy podeszła Drew...

-Jak ty, kurwa, umiesz pogarszczać sytuację.

-Słucham?- Will zrobił urażoną minę.

-Nie mów, że obściskiwałeś się z Drew.

-Byłem pijany.

-Nie polepszasz sytuacji.

-Czemu nie?

-Ty nie pijesz.

-Mówię ci, że nie wiem co we mnie wstąpiło.- ścisnął swoje skronie.- Nigdy bym nie pocałował Drew!

-A jednak to zrobiłeś.

-Nieświadomie. Z resztą chwilę później pobiegłem wymiotować w łazience.

-Tak źle całowała?- mimowolnie się uśmiechnąłem.

-Tak źle zadziałał na mnie alkohol.

-Fuj...

-Nico, czemu mi nie wierzysz?- natychmiastowo chwycił mnie za ręce, a ja bym się odsunął gdyby nie to, że stałem plecami do ściany i miałem ograniczone możliwości ruchu.

-K-Kto powiedział, że ci nie wierzę? Wierzę ci...

-Na serio?

Zrobiłem krótką pauzę. Nie chciałem go okłamywać, ale bardzo chciałem mu ponownie zaufać.

-Tak w połowie...

-W połowie..?- powtórzył.

Skinąłem głową w potwierdzeniu.

-Bardzo chciałbym ci wierzyć.

-Więc uwierz.

Westchnąłem. Znowu nastała krótka, niezręczna cisza.

-Dobra, ale proszę, nie pozwól mi się mylić.

Ścisnął moją dłoń i się uśmiechnął.

-Dziękuje. To wiele dla mnie znaczy.

Pokiwałem głową, a Will ponownie się odezwał.

-Wracajmy do szkoły.

***

Wolałem pójść na wagary, niż zostać dłużej na lekcjach, ale to nie jest tak, że miałem jakieś prawo wyboru. Will wciągnął mnie (wręcz siłą) do budynku.

-Nie warto już wracać do klasy, nie?- zapytał.

-Nie.- pokręciłem przecząco głową i ruszyłem wzdłuż korytarzem, kopiąc przy okazji kapsel, który leżał na ziemi.- Jak tak ci zależy, to lepiej już poczekać i iść na następne lekcje.

-Tak... Racja.

Chciałem usiąść pod ścianą, ale zanim to zrobiłem, coś przykuło moją uwagę. Podszedłem do zwykle czystych, białych szafek i zauważyłem, że moja jest pomazana. Przekląłem pod nosem, widząc iż ktoś postanowił napisać na niej czerwonym markerem "pedał" i "queer". Zacząłem ścierać napisy dłonią, rozmazując tusz po całej powierzchni, przez co wyglądało to jeszcze gorzej, a moja ręka była cała czerwona.

-Co się stało?- usłyszałem głos Willa za sobą. Wytarłem rękę o spodnie (przy okazji roznosząc tusz także na nie) i odwróciłem się do niego.

-Nic.

-Czy to krew?

Pokręciłem głową.

-Marker.

Will zmarszczył brwi, przenosząc swój wzrok raz to na mnie, raz na szafkę.

-Jakiś debil pomazał mi szafkę.- wyjaśniłem.

-Może idź do łazienki i to zmyj?

-Tak zrobię.

***

Jeśli uważałem szkołę za piekło wcześniej, to teraz było to jak spotkanie z szatanem w cztery oczy. Na praktycznie każdej lekcji mogłem czuć spojrzenia innych na sobie oraz ciche śmiechy. Na przerwie ktoś przykleił mi karteczkę z wdzięcznym napisem "pedał" na plecy (nie jestem takim debilem, aby tego nie zauważyć i nie zdjąć ew), a na wf-ie jakaś grupka chłopaków nie chciała mnie wpuścić do szatni, ponieważ uznali, iż powinienem się przebierać z dziewczynami. Trochę ich powyklinałem (i mogę przyznć, że rzuciłem im się do gardeł, ale to tylko szczegół) tak oto trafiając u dyrektora na dywaniku. Jak gdyby to nie wystarczyło, do szkoły przyszedł nie mój ojciec, a wspaniała Persefona, która zrobiła mi awanturę, iż dyrekcja do niej dzwoni. Słodkie jest życie. Niech się szybko skończy.

***

Witajcie! Dzisiaj zaczynają mi się ferie, tak więc będę miała troszkę więcej czasu na pisanie. Poza tym wattpad miał dzisiaj downa i usunął mi rozdział, tak więc musialam go pisać po raz drugi. Zostawcie po sobie komentarz, powiedzcie co wam się podoba, a co nie, a już za tydzień (lub wcześniej, zobaczymy czy dam radę) pojawi się ciąg dalszy.~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro