16. Koniec jest zaledwie początkiem.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Na potrzeby fabuły rozdział ten jest z perspektywy Willa.
***

Był wtorek, początek marca. Siedziałem w klasie od matematyki, robiąc kolejno zadania z podręcznika, tak jak poprosił nauczyciel. Po kilku minutach siedzenia w ciszy, drzwi otworzyły się szeroko i do sali wbiegł zdyszany nastolatek.

-Ej, jakiś chłopak próbuje skoczyć z dachu!- krzyknął, wywołując zamieszanie w klasie, a nauczyciel podniósł się z miejsca.

-Panie Stoll, czy nie mówiłem panu, aby nie przerywać mojej lekcji, kiedy ja...- nie zdążył dokończyć, ponieważ wszyscy uczniowie natychmiastowo podnieśli się z krzeseł, wybiegając z pomieszczenia. Ruszyłem za nimi i grupą wybiegliśmy z budynku.

Pierwszym co wpadło mi w oczy były tłumy. Cały budynek otoczony był przez praktycznie wszystkich uczniów (szacując na oko). Następnie spojrzałem do góry. Zauważyłem sylwetkę chłopaka, stojącego kilka kroków od krawędzi. Podbiegłem bliżej, przyglądając się postaci dokładniej. Nico.

Ludzie naokoło krzyczeli, a mnie żołądek podszedł do gardła. Wbiegłem do szkoły. W takich momentach cieszyłem się, że znałem budynek jak własną kieszeń. W drugiej klasie robiłem sobie drzemki w schowku na miotły. Mieścił się on tuż przy drzwiach wejściowych, tak więc od razu po wejściu do budynku, zauważyłem uchylone drzwi, na których widniała tabliczka "Wstęp dla personelu". Bez zastanowienia przeszedłem przez nie. Przy ścianie stały chude schody, prowadzące na piętro wyżej. Wbiegłem po nich na górę, a potem po kolejnych wyżej i wyżej, aż w końcu moim oczom ukazała się otwarta klapa w suficie. Wślizgnąłem się przez nią i podczas gdy wciąż próbowałem wdrapać się na dach, krzyknąłem.

-Nico!

Nadal tam stał. Zbliżył się do krawędzi na tyle, że koniuszki jego butów wystawały z dachu. Kiedy jednak mnie usłyszał, odwrócił się tak szybko, iż przez chwilę miałem wrażenie, że zaraz spadnie.

-Co... Co tu robisz?- odezwał się ciszej, niż mogłem oczekiwać. Szybko stanąłem na nogi.

-Mogę cię zapytać o to samo.

-Nie... Nie zbliżaj się do mnie.

Uniosłem ręce w geście kapitulacji.

-Chcę tylko porozmawiać.

-Nie ma o czym rozmawiać.- wytarł swoje policzki jedną dłonią. Dopiero teraz zauważyłem, że płakał.

-Jak poszedł ci sprawdzian z matematyki?- palnąłem i zrobiłem mały krok do przodu. Nico wydawał się być zaskoczony pytaniem, które było równie absurdalne jak sytuacja, w której się znajdowaliśmy. Zmarszył brwi i odpowiedział niepewnie.

-Chy-Chyba dobrze... Ale to nie ma znaczenia.

Wziąłem głęboki wdech i zrobiłem kolejny krok do przodu.

-Ma znaczenie. Lubię z tobą rozmawiać. Przyjaciele rozmawiają, a ostatnio się strasznie oddaliliśmy od siebie.

-Ruszasz się.- Nico przesunął nogą do tyłu i spojrzał za siebie.- Stój w miejscu.

Zamarłem. Nie mogłem pozwolić mu skoczyć. Nie mogłem.

-Spójrz się na mnie!- prawie krzyknąłem i szybko spróbowałem zachować spokój. Uśmiechnąłem się nerwowo.- Lubię... Lubię zachowywać kontakt wzrokowy gdy rozmawiamy.

Nico zacisnął pięści i powoli, niepewnie odwrócił wzrok w moją stronę.

-Moja mama...- próbowałem znaleźć odpowiednie słowa, podczas gdy moje myśli biegły szybciej, niż zadążałem mówić.- Moja mama ostatnio się o ciebie pytała... Bardzo cię lubi, wiesz? Kiedyś często do nas przychodziłeś... Wszyscy się stęskniliśmy.

Pokiwał głową, a jego noga zawisła w powietrzu. Z dołu słychać było kolejną falę krzyków.

-Czekaj!- mój głos lekko się załamał i zrobiłem krok przed siebie.- Chcę jeszcze porozmawiać...

Nie odpowiedział. Stanął twardo na gruncie i wlepił wzrok we mnie.

-Pamiętasz Sunny? Mój kot... Też cię lubi. Skradłeś jej serce.

-Popsułem naszyjnik od ciebie.- wtrącił.

-Och... Mogłeś mi powiedzieć. Myślałem, że ci się nie spodobał. To nic. Jak pójdziesz ze mną, to kupię ci drugi.

Kąciki jego ust uniosły się w małym uśmiechu, który szybko zniknął.

-Przepraszam...- odwrócił się plecami do mnie, wgapiając się w tłum na dole. Wolnym krokiem ruszyłem w jego stronę.

-Porozmawiajmy jeszcze moment...

Nie odpowiedział, ale również nie robił kroku przed siebie.

-Pamiętasz tego labradora mojej sąsiadki..?

Wzruszył ramionami.

-Tej starszej Marlene, która zawsze pachnie tytoniem i kawą...

Pokiwał głową, wciąż wpatrzony w ludzi.

-Ten pies ostatnio strasznie urósł...- palnąłem, zbliżając się na wyciągnięcie ręki do Nica.- Ostatnio popchnął mnie na ziemię i wpadłem w błoto. Szkoda, że tego nie widziałeś, ale mama zrobiła zdjęcia. Mogę ci je pokazać...

Po chwili dało się słyszeć dźwięk nadjeżdżającego ambulansu oraz policji, a ja wytarłem spocone dłonie o spodnie.

-Jak już o zdjęciach mowa, to rodzice powiedzieli, że chcieliby cię na zdjęciu rodzinnym. Jesteś dla nas jak rodzina, wiesz o tym, prawda?

Pokręcił głową i znowu mruknął te swoje "przepraszam".

-Nico, spokojnie...

-Je-Jestem bardzo spokojny.

-Nie możesz... Nie możesz pozwolić ponieść się emocjom...

-Nie ponoszę się emocjom, William!- widziałem jak zaciska i rozluźnia pięści. Walczył sam ze sobą. Chciał skoczyć, ale jakaś jego część próbowała go od tego uchronić. Zawsze tak jest. Prawie słyszałem jego myśli i to jak kłócił się wewnątrz. Położyłem dłoń na jego ramieniu.

-Nie rób tego.

Nie widział jak podchodziłem. Wydawał się zaskoczony, a z początku nawet lekko przestraszony. Strząsnął moją rękę.

-Odejdź.- powiedział bardzo cicho.

-Dlaczego chcesz to zrobić?

Pokręcił głową bez słowa.

-Mamy chwilę na rozmowę, czyż nie..?- wtrąciłem, chociaż byłem pewien, iż nawet gdyby odważył się skoczyć, zdołałbym-... przynajmniej spróbowałbym go złapać. Byłem na tyle blisko...

-Nie chcę rozmawiać.

-Zawsze byłeś tym typem osoby, która kopała zadek, każdemu, kto ci się stawiał.

-Wiem.- odpowiedział krótko.

-Możemy porozmawiać o twoich problemach...

Ponownie pokręcił głową.

-Nico...- westchnąłem.- Skoro twoje problemy są takie poważne, że nie dajesz sobie rady sam... Może czas... Może czas poprosić kogoś o pomoc?

-Nie mam już siły.

-Nie uważasz, że źle do tego podchodzisz?

-Pewnie... Pewnie myślisz, że jestem tchórzem, tak?

Pokręciłem przecząco głową, mimo iż i tak tego nie widział, stojąc plecami do mnie.

-Jesteś bardzo odważny. Ludzie boją się śmierci. Ktoś kto podchodzi do tego z taką pewnością siebie nie jest tchórzem. To bardzo odważne posunięcie. Może nawet zbyt bardzo.

-Chcę to skończyć raz na zawsze. Inni tego też chcą.

-Nico...- zacząłem wciąż spokojnym głosem, ale ten już postanowił swoje. Na moich oczach wychylił się w stronę przepaści. Ostatnie co zdołałem z siebie wydusić to było "Nico, nie!".

***

Było tak blisko... Tak blisko...

Rozpłakałem się. Czułem się tak beznadziejnie bezradny. Pozwoliłem łzom swobodnie spływać po policzkach, kiedy ściskałem Nica z całej siły, w taki sposób aby się nie wyrywał. Na początku próbował. Walczył. Wtedy zrozumiałem, że on naprawdę chce skoczyć. Boże... Wcześniej żywiłem nadzieję, że nie jest poważny, że nie da rady. Po jakimś czasie odpuścił. Nie mówił ani słowa. Jedynie odwrócił wzrok.

Na początku byłem pewien, że spadnie. W ostatniej chwili udało mi się go dosięgnąć, pociągając do tyłu za koszulkę i trzymając mocno w tali.

Kiedy Nico się uspokoił usłyszałem szybkie kroki w naszą stronę. Na dachu stała dwójka nauczycieli oraz policjant. Przeklinałem ich w duchu. Gdyby Nico skoczył... Nie zdążyliby go uratować. Przez moment jedynie gapili się na mnie. Poza krzykami ludzi z dołu i szlochaniem Nica nikt się nie odzywał. Nigdy w swoim życiu nie myślałem, iż będę w takiej sytuacji. Stałem przy krawędzi dachu, przyciskając do piersi swojego przyjaciela, a dłonią uspokajająco głaszcząc jego czarne włosy. Łzy zaschły mi na policzkach.

-Co tu się stało?- usłyszałem głos jednej z nauczycielek.

Przez chwilę nie odpowiadałem. Wiedziałem, że Nico tym bardziej nic nie powie, więc w końcu spojrzałem się na dorosłych. Westchnąłem. Miałem nadzieję, że Nico mnie nie znienawidzi za mówienie tego na głos, ale... w końcu było tu tylu świadków, iż nie miałem większego wyboru.

-Próba samobójcza...

***

Kiedy w końcu udało nam się zejść na dół rozpoczęły się wszystkie procedury. Tego właśnie się obawiałem. Policja zaczęła się kręcić przy tłumie uczniów wypytując o szczegóły, a mnie powiadomiono o tym, iż pojadę na komisariat jako główny świadek. Wiedziałem co będzie w szkole przez następne tygodnie. Chaos.

Nico natomiast nie odzywał się do nikogo poza mną.

Kiedy schodziliśmy z dachu, zatrzymał mnie i ochrypłym od płaczu głosem powiedział:

-Nie chcę jechać do psychiatryka. Nie jestem chory.

Odgarnąłem mu włosy z twarzy.

-Wiem...- westchnąłem i uśmiechnąłem się. Słabo. Nie tak jak zwykle. Byłem przestraszony, zapewne nie tak bardzo jak on, ale ostatnie wydarzenia wywarły na mnie duży stres i emocje.- Nie musisz, wiesz o tym, prawda? Procedury nakazują pojechać wpierw do szpitala, a tam lekarz stwierdzi czy jest konieczność dalszego leczenia psychiatrycznego. Nie martw się o takie rzeczy, okej? Obiecuję, że wszystko będzie dobrze.

Pokiwał głową z powątpiewaniem.

Później Nico powiedział, że nie pójdzie nigdzie beze mnie, co jedynie utrudniło sytuację. Z trudem dał się zmusić do pojechania do szpitala, a ja musiałem zostać w szkole.

***

-Panie Solace...- dyrektor odchrząknął splatając swoje palce na blacie biurka. Siedziałem naprzeciw niego, po drugiej stronie stolika. Ja również byłem teraz w dosyć niewygodnej sytuacji. Mimo wszystko starałem się zbytnio nie narzekać, ponieważ najważniejsze było to, że Nico był aktualnie bezpieczny.
Jednak wiedziałem, że czekają mnie przesłuchania. Zaraz po rozmowie z dyrektorem, miałem jechać na komisariat policji, aby tam złożyć swoje zeznania. Dyrekcja musiała wysłać wszystkich uczniów do domu oraz przesłuchać tyle osób, ile dała radę.

-Słucham, panie dyrektorze.

-Dzisiaj miejsce miała... niezbyt ciekawa sytuacja.

-Zdążyłem zauważyć.- powiedziałem z zaciśniętymi zębami. Nie mam w zwyczaju warczeć na nauczycieli... Ale jeśli ktoś nazywa próbę samobójczą "nieciekawą sytuacją"... No błagam! To jest śmieszne!

-Tak... Wiem. Chciałbym abyś powiedział dokładnie co się wydarzyło na dachu.

Westchnąłem i skrzyżowałem ramiona na piersi.

-Jak cała szkoła zdążyła pewnie pana poinformować, Nico stał na dachu i omal by nie skoczył, gdybym go nie powstrzymał. Taka wypowiedź wystarczy, sir?

-Niech będzie...

Nastąpił moment ciszy, przerywany jedynie dźwiękiem syren policyjnych.

-Czy di Angelo zmienił ostanio swoje zachowanie? Dawał znać, iż miewa myśli samobójcze?

-Szczerze nie wiem... Ostatnio rzadko rozmawialiśmy...

-Odrzucił kontakty towarzyskie?

-Nie wiem... Może.

-Ach no tak... Nico di Angelo od samego początku był...- dyrektor zrobił pauzę, jakby szukając odpowiedniego słowa.- Specyficznym uczniem.

-Czy rodzice Nica zostali powiadomieni?- palnąłem, zjeźdżając z tematu.

-Chłopcze... Zrobiłem to od razu, kiedy tylko zostałem zawiadomiony. Jednakże telefon odebrała tylko jego matka i jest już pra-...

-Macocha.- przerwałem mu.

-To nie ma znaczenia, mój drogi.

-Dla Nica by miało.- prychnąłem.

-Uważaj co mówisz.- ostrzegł mnie mężczyzna, prostując się na fotelu.- Już i tak udzieliłem ci dużo informacji.

Niechętnie skinąłem głową.

-Twoja matka została wezwana do szkoły.- oznajmił mnie.

-Dlaczego?

-Wydaje mi się, iż twój rodzic powinien wiedzieć o zaistniałej sytuacji, czyż nie?

Znowu skinąłem głową.

-Wracając do tematu.- dyrektor uśmiechnął się gorzko.- Czy wiesz może co mogło skłonić twojego kolegę do tak drastycznych postępowań?

-Nie.- odpowiedziałem, z resztą zgodnie z prawdą.- Polecam wypytać uczniów, albo nie wiem, sprawdzić monitoring. Jedyne co zrobiłem to przytrzymanie Nica zanim skoczył.

-Och, tak. I zostanie ci to uznane. Zostałeś dzisiaj bohaterem.

-Szczerze w to wątpię.

Ktoś zapukał do sekretariatu, a za chwilę drzwi się otworzyły.

-Dzień dobry.- w progu stanęła moja mama, po czym podeszła do nas, kładąc dłonie na moim krześle.

-Witam panią.- odezwał się dyrektor.

Spojrzała się na mnie.

-Wszystko w porządku, Willy?

Westchnąłem.

-Chciałbym aby było w porządku.

***

To tyle na dzisiaj. Teraz zrobię wam małą pogadankę. Ten rozdział był dla mnie bardzo ważny, tak więc chciałabym powiedzieć kilka rzeczy od siebie. Po pierwsze, większość samobójców wybiera szybsze sposoby na śmierć, niż zostało tu przedstawione. (Niestety, nawet jeśli się o tym nie słyszy, ludzie zabijają się codziennie) Jednakże musiałam zrobić to co zrobiłam, aby uratować Nica, ponieważ prawdopodobnie inne sposoby (ałć) spowodowałyby zgon na miejscu. Po drugie, samobójstwo jest rzeczą niestety realną i nie należy z niej sobie żartować lub mówić o tym "na pokaz". Mit: Nie każdy kto o tym mówi naprawdę może się zabić. Mit2: Samobójcami są osoby chore psychicznie. Prawda jest taka, że każdy kto daje sygnały o swojej depresji, czy myślach samobójczych jest w stanie, pod wpływem emocji się zabić.

Dodatkowo, jeśli próba samobójcza, lub samobójstwo dokonane wydarzy się na terenie szkoły, pracownicy placówki mają wyznaczone procedury co zrobić w takim wypadku oraz cały regulamin. Prawdopodobnie w waszej szkole taki dokument również istnieje.

Przede wszystkim chcę powiedzieć, że samobójstwo nigdy nie jest dobrym wyjściem. Jeśli masz depresję, myśli samobójcze etcetera, albo widzisz taki stan u innej osoby- reaguj.

Nie wiem co jeszcze mogę napisać, bo zrobiło się poważnie, ale mam nadzieję, że mimo wszystko rozdział się podobał. Zachęcam do pisania komentarzy i otwartej dyskusji.

(Tak nie na temat, ale w 3/4 ff jakie czytałam matka Willa była zazwyczaj wredną homofobiczną suką, a ja ją na przykład zawsze widziałam... w pozytywnym świetle hmm... więc oczekujcie że u mnie nie jest ona drugą Herą [hah])

P.S. Życie może być teraz do bani, ale nie wiesz co czeka cię za rok- kilka lat. Dla każdego jest szczęście w życiu, tylko trzeba dobrze poszukać x

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro